Poniedziałek
02.06.2008
nr 154 (1037 )
ISSN 1734-6827
Redaktorzy piszą
Dobro przeciw złu, cz.I autor: Janusz Kibic
Zainteresowany realiami działania struktur Polskiego Związku Łowieckiego, przyjrzałem się zdarzeniom z okręgu, o którym w dzienniku "Łowiecki" jeszcze nie pisano. Ponieważ redakcja żądała, żeby szczegółowo i rzetelnie przedstawić, co na temat tego okręgu udało mi się ustalić, nie mogłem zamknąć się w jednej tylko publikacji, dlatego dzisiejsza będzie kontynuowana w kolejnych odcinkach przez dwa tygodnie. Postaram się w tym cyklu pokazać historie z tego okręgu ..."kilku 'pieniaczy', którzy na każdym kroku 'opluwają' PZŁ, kłamliwie publikują poprzez 'uczynnych' redaktorów lokalnej prasy informacje szkodzące łowiectwu. (...) Trudno się takich 'szkodników' pozbyć środkami prawnymi"... - jak określiła sedno sprawy osoba blisko związana z organami okręgowymi. Moją uwagę skierowałem przede wszystkim na ostatnie zdanie powyższej wypowiedzi, bo jeżeli 'szkodnika' trudno jest pozbyć się środkami prawnymi, to może skorzystano ze środków pozaprawnych? Czy było tak w opisywanych zdarzeniach, czy też nie, ocenią czytelnicy sami.

Choć dla szeregowego członka naszego Zrzeszenia kolejne artykuły mogą mieć wymiar sensacyjny, to dla bardziej zorientowanych, są zapewne potwierdzeniem wieloletniej praktyki działania organów PZŁ. Publikacja ta potwierdzi również, że ani okręg w Białej Podlaskiej, ani okręg opolski czy lubelski nie są wyjątkami. Oderwijmy się więc od szeroko opisywanych ostatnio przypadków na ścianie wschodniej RP i przenieśmy się na przeciwległy kraniec Polski, do okręgu szczecińskiego.


Jak w większości podobnych przypadków, o którymi można już było w dzienniku "Łowiecki" przeczytać, akceptacja w okręgu dla drobnych, ale łatwych do zlikwidowania w zarodku nieprawidłowości, prowadzi do eskalacji zdarzeń, które niezależnie od ich wymiaru wewnątrzorganizacyjnego, mogą mieć też wydźwięk, co najmniej w wymiarze wojewódzkim, nie przynoszący w rezultacie chluby ani myśliwym, ani strukturom PZŁ. W kolejnych odcinkach poznamy szczegóły konfliktów, w których z jednej strony stoją działacze okręgowi, a z drugiej szeregowi myśliwi, jak dwie strony, które gdyby wrócić do czasów zamierzchłych, ścierają się w walce na wzór mitycznych walk dobrego ze złem. Oczywistym jest, że dobro reprezentować muszą ludzie, który od lat z oddaniem pracują w organach Zrzeszenia i szeregowych członków PZŁ zawsze traktują z najwyższą troską, dbając o dobre imię łowiectwa, uczciwość i sprawiedliwość w kołach oraz krzewienie wiedzy, tradycji i etyki łowieckiej wśród członków Zrzeszenia.

W okręgu szczeciński jest koło, które co najmniej w okręgu jest przykładem dla innych, a nosi krótką nazwę "Trop". Odznaczone najwyższym odznaczeniem "Złom", doszło do swoich sukcesów dzięki, między innymi temu, że dane mu było mieć od 1989 r. zarząd, kierowany przez prezesa Janusza Marciniaka, od kilkunastu lat do dnia dzisiejszego, członka Zarządu Okręgowego PZŁ w Szczecinie. O życiu tego koła opowiem rozpoczynając od historii sięgającej roku 1994, która mimo upływu czasu jest jak najbardziej bieżąca i ciągle jeszcze nowe rzeczy się w niej dzieją. Chociaż od tamtego czasu minęło już lat niemało, to wątków jest w tej sprawie jest bez liku.

Cóż takiego stało się 14 lat temu i jakie są główne osoby opisywanych zdarzeń? Zacznijmy od osób, bo będzie tych osób wymienionych wiele. Na początek przedstawię dwie najważniejsze, których spotkanie się w jednym kole legło u podstaw całego łańcucha zdarzeń. Pierwszym jest Witold Maziarz, obecnie w wieku pod siedemdziesiątkę, członek PZŁ od 1961 r. i od tamtego roku członek KŁ "Trop" w Szczecinie, wieloletni członek zarządu i KR tego koła, odznaczony Brązowym Medalem Zasługi Łowieckiej w 1986 r. Drugim, wspomniany wyżej Janusz Marciniak, przyjęty do KŁ "Trop" przez zarząd, w którym Witold Maziarz wówczas zasiadał.

W roku 1995 roku zarząd KŁ "Trop" w Szczecinie, pod kierownictwem prezesa Janusza Marciniaka, postawił wniosek do Walnego Zgromadzenia członków o wykluczenie Witolda Maziarza z koła. Co było prawdziwym powodem takiego wniosku dzisiaj jest już trudno ustalić. Może wyjazd Witolda Maziarza do Niemiec do pracy nie podobał się zarządowi i członkom, może coś jeszcze bardziej subiektywnego, w każdym razie zarzuty postawiono, z zachowaniem formalnej rzetelności na jaką było stać zarzad koła. Walne zgromadzenie dnia 9 kwietnia 1995 r. przegłosowało stosunkiem ponad 2/3 głosów, żeby Witolda Maziarza wykluczyć z KŁ "Trop". Dla porządku relacji zapoznajmy się z zarzutami stawianych wykluczanemu i jego tłumaczeniami.
  1. ...Niepłacenie składek członkowskich do Koła od dnia 1 kwietnia 1994 r...... Wykluczony uważał, że miał nadpłatę składek, bo zakupywał materiały na budowę urządzeń łowieckich, a ponieważ nie otrzymał żadnego wezwania do uregulowania zaległych składek, żył w przeświadczeniu, że w kole wszystko ma uregulowane. Zaskoczony tym zarzutem przysłanym wraz z pismem z marca 1995 r. zwołującym WZ dla jego wykluczenia, natychmiast, jeszcze przed WZ uregulował należności, które w związku z tym jego zdaniem nigdy nie były w zwłoce ponad 3 miesiące wymaganej przez statut koła.
  2. ...Niepłacenie kwoty 40 zł. tytułem zwrotu do kasy kosztów poniesionych... za nie wykonanie prac gospodarczych. Wykluczony tłumaczył się, że za rzekome nie wykonanie tych prac został już raz ukarany zwieszeniem w prawach członka koła na jeden rok od 11/08/1994 i karą pieniężną na dokończenie zleconych robót, a wykluczenie miało być trzecią karą za ten sam czyn. Dodatkowo w momencie wykluczania W. Maziarz był w trakcie zawieszenia, a wiec nie posiadał praw członkowskich koła, żeby mu je powtórnie poprzez wykluczenie zabierać.
  3. ...Notoryczne uchylanie się Kolegi od przybycia na zabranie Zarządu Koła... w okresie wiosny 1994 r. mimo wielu zawiadomień. W. Maziarz nieobecność tłumaczył pracą w Niemczech i właśnie za to uchylanie się od przybycia był już ukarany zawieszeniem w prawach członka na okres 2 m-cy, pomiędzy 16/04/1994 i 16/06/1994, a wykluczenie byłoby drugą karą za to samo, pomijając, że uważał swoją obecność na posiedzeniu jako swoje prawo, a nie obowiązek.
  4. ...opublikował Kolega na łamach Łowca Polskiego Nr 8 z sierpnia 1994 r. nieprawdziwe sprawozdanie z przebiegu Walnego Zgromadzenia Koła w dniu 17 października 1993.... A w rzeczywistości było to pytanie do prawnika redakcji, czy jeżeli 2/3 obecnych na WZ nie poparło wniosku o usunięcie członka z koła, to czy zarząd mógł 2 tyg. później ogłosić, że w tym głosowaniu tę osobę skreślono jednak z listy członków koła. Autor pytania nie podał w nim ani nazwy koła, ani województwa, w którym odbyło się to walne zgromadzenie, ani też żadnych nazwisk osób, z wyjątkiem swojego nazwiska w podpisie.
  5. ...rozpowszechniał Kolega informacje o rzekomych stratach finansowych i naruszeniu stada podstawowego w obwodach łowieckich, nie szczędząc fałszywych oskarżeń (...) w swoim piśmie do Zarządu .... Wykluczony podnosił, że informację o zmniejszeniu się stada podstawowego zwierzyny wziął ze sprawozdania zarządu na WZ, a krytyka gospodarki finansowej była jego prawem jako członka koła i po prostu przekazał ją zarządowi koła.
Argumenty Witolda Maziarza, że zaległości w składkach ponad 3 m-ce nie było, że nie można karać kilkukrotnie za to samo (choć wątpliwe) przewinienie oraz że wyrażanie krytycznego stanowiska wobec zarządu lub pytania do prawnika jest jego prawem, członków koła nie przekonały, stanęli po stronie dobra przeciw złu i z koła został wykluczony.

Nie on jeden w tej sytuacji odwołałby się do ZW PZŁ, gdzie przecież siedzą mądrzy i sprawiedliwi ludzie, którzy nigdy dętych zarzutów zarządów kół nie przepuszczają i odwołanie zainteresowanego uwzględnią. Zarząd Wojewódzki w Szczecinie, pod przewodnictwem Wiesławem Dobrzenieckiego, pełniącego tę funkcję do dnia dzisiejszego, odwołania nie uwzględnił, a dodatkowo zdaniem wykluczonego, nie powiadomił go o czasie i miejscu rozpatrzenia odwołania, podejmując uchwałę bez dania mu możliwości złożenia wyjaśnień i wysłuchania go, do czego miał prawo na podstawie statutu PZŁ. A jak ZW PZŁ w Szczecinie uzasadnił słuszność stawianych zarzutów? Najlepiej obrazuje to stanowisko wobec dwóch ostatnich zarzutów cytowanych wyżej:

...Zarzut czwarty uznajemy za najmniej istotny dla meritum sprawy, przyjmując jedynie pewne nieścisłości zawarte w przytoczonej relacji...??? A cóż takiego było w tym pytaniu do Łowca Polskiego, że nawet ZW PZŁ uznał zarzut za dopuszczalny do wykluczenia z koła? Z rzetelności dziennikarskiej przytaczam w całości pytanie opublikowane w Łowcu Polskim:

Proszę o wyjaśnienie pod względem prawnym sytuacji powstałej w moim kole. Zarząd wraz z grupą myśliwych postanowił usunąć jednego z kolegów z Koła. Na Nadzwyczajnym Walnym Zgromadzeniu ogłoszono: aby usunąć kolegę J. za wnioskiem musi głosować co najmniej 2/3 uczestników. Nie określono konkretnych zarzutów czy paragrafów, które naruszył, określono ogólnie: "za niekoleżeńskość". Wyniki głosowania: na 45 uczestników za wnioskiem głosowało 24 przeciw 21. Ogłoszono, że kolega J. pozostał członkiem Koła. Na tym zebranie zakończono. Jakieś 2 tygodnie po zebraniu, zarząd przysłał pismo zmieniając ogłoszoną na Walnym Zebraniu decyzję wyjaśniając, że błędnie zinterpretowano przepisy Statutu Koła, gdyż wystarczy zwykła większość głosów jego uczestników, a zatem kolega J. został skreślony z listy członków koła. Czy to jest zgodne z prawem, a jeśli nie, to co dalej można zrobić? WITOLD MAZIARZ

Zarzut określono w ZW PZŁ jako "najmniej istotny", choć bez wytłumaczenia dlaczego w ogóle można zadanie takiego pytania uznać za zarzut. Ponieważ zarzut nie został uznany za niedopuszczalny i nie uchylono go, to jednoznacznie zasugerowano członkom koła oraz wszystkim innym myśliwym w okręgu, żeby nie zadawali pytań redakcji Łowca Polskiego, które mogą nie podobać się zarządowi koła, bo też mogą zostać wykluczeni. Nie podważenie tego zarzutu, choć obiektywnie kuriozalnego, umożliwiło odrzucenie odwołanie zainteresowanego, bo gdyby choć ten jeden zarzut uznano za bezzasadny, to ZW PZŁ musiałby uchwałę NWZ uchylić.

A jak potraktowany został przez ZW PZŁ w Szczecinie zarzut piąty?
...Jednocześnie stanowczo nie zgadzamy się, ze stwierdzeniem, że pismo to ma charakter krytyczny. Jest w naszym odczuciu wręcz bulwersujące i sporządzone w sposób skandaliczny, daleki od zachowania ogólnie przyjętego tonu. Zawarte w nim sformułowania podane są w sposób nad wyraz swawolny i uwłaczający, a do tego w efekcie pozbawiony wymaganych przynajmniej racji. Jego napastliwość balansuje na granicy imiennego pomówienia i z tych względów nie może być tolerowana jako wyraz prawidłowego postępowania wewnątrzorganizacyjnego. Z tego punktu widzenia podlega bezwzględnemu zanegowaniu.... Widać, że krytyczne pismo od członka do zarządu koła ..."podlega bezwzględnemu zanegowaniu"... również w ZW PZŁ, co swoim podpisem potwierdził Wiesław Dobrzeniecki, no ale jeżeli krytykowany organ krytyki nie przyjmuje, to trudno, żeby popierający go organu nadzorujący uznał inaczej. W tej sytuacji, po zakończeniu postępowania wewnątrzorganizacyjnego, Witold Maziarz wystąpił do sądu powszechnego z powództwem przeciwko Zarządowi KŁ „Trop” o naruszenie jego dóbr osobistych przez zawiadomienie Walnego Zgromadzenia o wykroczeniach, których nie popełnił. W roku 1994 nie obowiązywał jeszcze przepis ustawowy o możliwości zaskarżenia utraty członkostwa w PZŁ do sądu powszechnego.

Czy i jak prezes Janusz Marciniak zabiegał, żeby czasem decyzja ZW PZŁ nie była pomyślna dla Witolda Maziarza nie wiem, pozostańmy więc tylko w sferze domysłów, że Janusz Marciniak z przewodniczącym ZW PZŁ Wiesławem Dobrzenieckim znać się musieli dobrze, bo w 4 lata później wspólnie już tworzyli ZO PZŁ w Szczecinie. Domysły te stają się prawdopodobne, gdy przyjrzeć się w jaki sposób Witold Maziarz uzyskał status członka niestowarzyszonego. Wpierw obie strony zapomniały, że statut nakazywał ubieganie się o taki typ członkostwa w ciągu 6 miesięcy, pod rygorem skreślenia z listy członków Zrzeszenia. Kiedy do sprawy wrócono, bo W. Maziarz o to wystąpił, Zarząd Wojewódzki PZŁ chcąc nadać status niestowarzyszonego potrzebował z KŁ "Trop" zaświadczenia, że wykluczony W. Maziarz nie ma zaległości finansowych względem koła. Wprawdzie zaległości tych nie było, ale Witold Maziarz oświadcza, że zarząd koła uzależnił wydanie takiego zaświadczenia od wycofania powództwa przeciwko sobie z sądu. O tym, że mogło tak być, a ZW PZŁ mógł brać udział w tym szantażu świadczy pismo, podpisane przez Wiesława Dobrzenieckiego z dnia 30/12/1997, w którym czytamy:

Zarząd Wojewódzki w Szczecinie (...) przekazuje kserokopię dokumentującą wycofanie z Sądu Wojewódzkiego w Szczecinie pozwu wniesionego przeciwko członkom koła... i dalej, że ...prosimy zwrotnie o wydanie zaświadczenia o stanie uregulowania zobowiązań finansowych... W jakim celu Wiesław Dobrzeniecki wkładał rękę w sprawy między kołem a skarżącym się do sądu członkiem, nie wiem. Witold Maziarz twierdzi, że bez wycofania powództwa z sądu o statusie członka niestowarzyszonego mógł zapomnieć i wyleciałby z PZŁ, a Janusz Marciniak i Wiesław Dobrzeniecki nie zostawili mu innego wyboru i pod tym szantażem ugiął się wycofując sprawę z sądu. Po nadaniu statusu członka niestowarzyszonego, ZW nie omieszkał powiadomić Witolda Maziarza, że taki status członka nadał mu stosunkiem głosów 3:2, co jak zaznaczył w piśmie do zainteresowanego ..."już świadczyło o niechlubnych doświadczeniach związanych z Pana osobą"...

Czując wielką niesprawiedliwość w decyzji ZW PZŁ odmawiającej mu członkostwa w kole, Witold Maziarz odwołał się jeszcze w trybie nadzoru do Naczelnej Rady Łowieckiej w Warszawie. Brak przez długi czas odpowiedzi NRŁ spowodował, że interweniował tam telefonicznie oraz raz osobiście udał się do Warszawy, ale jedyne czego się dowiedział, to że ze względu na brak czasu sprawy jego jeszcze nie rozpatrzono. A w końcu jej nie rozpatrzono w ogóle, nie informując o tym nigdy zainteresowanego.

Witold Maziarz twierdzi, że organa PZŁ zachowały się wobec niego nieuczciwie, no ale przecież to nie jemu, wykluczonemu w majestacie prawa z koła i szeregowemu członkowi sądzić. Jeżeli zarzuty wobec niego sformułowała osoba, którą niedługo potem wyróżniono powołaniem do zarządu okręgowego, w którym zasiada do dzisiaj, a skontrolował i ocenił to za jak najbardziej właściwe i odpowiadające statutowym zasadom wewnątrzorganizacyjnym przewodniczący tego zarządu, zasiadający na tym stanowisko lat kilkanaście, a może i więcej, to komu należy przyznać racje? Nie ma chyba więc żadnych wątpliwości. Stan pojedynku po pierwszej rundzie ustalił się na 1:0 na rzecz dobra.

Jako myśliwy niestowarzyszony Witold Maziarz próbował zapomnieć o KŁ "Trop" w Szczecinie, jego działaczach i organach PZŁ. Taki stan trwał aż do jesieni 2002 roku, kiedy to niespodziewanie głośno się zrobiło o tym kole. A co było tego powodem i jak od nowa dobro musiało zmierzyć się ze złym, można będzie przeczytać w dzienniku "Łowiecki" w dniu jutrzejszym.