![]() |
Wtorek
03.06.2008nr 155 (1038 ) ISSN 1734-6827
Podczas tego posiedzenia wskazano, jak mówi to uczestnik tego zebrania podłowczy Krzysztof Kotowicz, kto ma brać udział w tym polowaniu, tj. kto miał być zaproszony. Z miejsca przystąpiono do zaproszenia znamienitych gości na to polowanie, którego termin wyznaczono już za 10 dni, bo przecież polowanie zorganizowane przez członka ZO PZŁ nie może być takim sobie zwyczajnym. Dlatego dobór gości był staranny, a szczególnie licznie przybyli członkowie elitarnego Klubu Safari. Na protokole z tego polowania jest 19 nazwisk jego uczestników wymienionych niżej: Stanisław W., wojewoda zachodniopomorski; Adam Z., burmistrz gminy i miasta Cedynia; Jerzy D., nadleśniczy Nadleśnictwa Gryfino; Zygmunt Leszczyński, prezes ORŁ w Szczecinie; Wiesław Dobrzeniecki przewodniczący ZO PZŁ w Szczecinie; Janusz Marciniak, członek ZO PZŁ w Szczecinie i prezes KŁ "Trop", prowadzący polowanie; Adam Smorawiński, prezes ORŁ w Poznaniu, czł. klubu Safari oraz siedmiu innych członków tego klubu. Zdzisław N. prof. Uniwersytetu Szczcińskiego Ryszard Ch., u którego w pałacu w Żelichowie odbyła się kolacja po polowaniu w sobotę; Krzysztof Kotowicz, podłowczy KŁ "Trop"; Krzysztof Turbaczewski, członek KŁ "Trop". oraz Marek S. Na polowaniu nie było łowczego KŁ "Trop" Franciszka Mionskowskiego, który w komisariacie Policji w Chojnie 11 miesięcy później zeznał, że ..."Na to polowanie ja również miałem zaproszenie"... i dalej ..."Wg mnie polowanie powyższe było nielegalne, ponieważ nie dopełnione były formalności dotyczące listy uczestników, pozyskanej zwierzyny i przez kogo"... Nie można się dziwić skąd tak ostre słowa, bo to na łowczym koła leżał przecież statutowy obowiązek organizacji polowań, prowadzenia ewidencji polowań oraz statystyki w zakresie pozyskania zwierzyny. Jak zeznawał dalej Franciszek Mionskowski ..."Z tego polowania nie zostało sporządzone żadne sprawozdanie do dnia 02.07.2003 roku, to jest do terminu kiedy przestałem być łowczym."... Zeznając dalej poinformował przesłuchującego go aspiranta policji, że ..."o polowaniu było powiadomione Nadleśnictwo Mieszkowice i zarząd gminy Cedynia - osobiście Pan Włodzimierz N. i Adam Z."... Tego czego już łowczy nie wiedział, bo to nie on dzwonił do obu panów, bo telefony wykonał prezes Janusz Marciniak, zapraszając ich po prostu na to polowanie, no ale z formalnego punktu widzenia właściwe osoby o tym polowaniu wiedziały. Jak o polowaniu stało się głośno, to członkowie koła sami zaczęli węszyć, a obawiając się jawnego wystąpienia przeciwko dwóm członkom ZO PZŁ i obecnemu na polowaniu prezesowi ORŁ, do pomocy w ujawnieniu wszystkich niejasności poprosili byłego członka koła Witolda Maziarza. Nie mogli trafić lepiej, bo ten gotowy był ujawniać wszystko co uważał za naganne w organach PZŁ i znalazł pretekst, żeby za swoje wykluczenie z koła móc się odegrać. To on złożył zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej w Gryfinie, o zorganizowaniu nielegalnego polowania na gęsi przez prezesa koła Janusza Marciniaka, nie szczędząc ostrych słów, wśród których 'kłusownictwo' nie było wyjątkiem. W ten sposób sam zaangażował się w drugą rundę walki z dobrem, jakby zapomniał jak sromotnie przegrał pierwszą. Jak to polowanie w dniach 12-13 października 2002 r. zostało nagłośnione, to w obozie zła pragnącego bezpodstawnie oskarżyć działacza okręgowego o nielegalne polowanie, zauważono, że członkowie koła nie powiadomieni o polowaniu zbiorowym, polowali indywidualnie w te same dni na terenie obw. nr 99, w jawnej sprzeczności z rozporządzeniem o warunkach wykonywania polowania, które zakazywało wówczas równoczesnego polowania indywidualnego na terenie, na którym odbywało się polowanie zbiorowe. Zdaniem np. Witolda Maziarza powodowało to zagrożenie dla bezpieczeństwa polujących równocześnie zbiorowo i indywidualnie, bo przecież jedni o drugich nic nie wiedzieli. Powyższe spostrzeżenia nie były jedynymi, na które zwrócił uwagę Witold Maziarz. Zauważył on również, że na liście uczestników polowania były dwa nazwiska osób, które w polowaniu udziału nie brały. Był to Adam Z., burmistrz gminy i miasta Cedynia oraz Krzysztof Turbaczewski, któremu na dodatek prowadzący polowanie Janusz Marciniak przypisał strzelenie gęsi. Na taki atak podważający wiedzę oraz kompetencję prezesa koła i członka ZO PZŁ w Szczecinie, Janusz Marciniak musiał zająć jednoznaczne i pryncypialne stanowisko. W zeznaniach złożonych przed aspirantem sztabowym policji w Chojnie, w rok po polowaniu, wyjaśnił wszystkie wątpliwości, zeznając: ..."ja uważam, że zachowane zostały wszystkie procedury wynikające z regulaminu polowań, a jeżeli nawet coś byłoby zrobione niezgodnie z tym regulaminem, wówczas sankcje nakładane były przez władze koła, a nic takiego nie było i nie miało miejsca"... Szczególnie przekonująco zabrzmiał ten fragment, że jeżeli w postępowaniu prezesa koła byłoby coś nagannego, to przecież zarząd tego koła pod jego kierownictwem i przy udziale jego córki członka zarządu, natychmiast nałożyliby sankcje wobec niego, a jeżeli tego nie zrobiono, to wszystko odbywało się zgodnie z prawem. Aspirant sztabowy nie był też zbyt dociekliwym, żeby zapytać dlaczego przez 9 miesięcy prowadzący nie sporządził protokołu z polowania i dlaczego jest tylko jeden protokół na dwa dni polowania, wystarczyło mu zapewnienie zeznającego, że ..."Z odbytego polowania zostało sporządzone sprawozdanie i które ja sam sporządziłem. W tym sprawozdaniu ujęto wszystkich myśliwych uczestniczących w tym zbiorowym polowaniu i lista ta sporządzona została przed rozpoczęciem polowania (...) Krzysztof Turbaczewski na samym polowaniu nie był i w nim nie uczestniczył ponieważ po zbiórce myśliwych lub w trakcie jej trwania Turbaczewski pojechał gdzieś w pilnej sprawie o czym ja nie wiedziałem (...) Po polowaniu Turbaczewski był w gronie myśliwych i widziałem jak przekazywał gęś dla swojego znajomego i ja myślałem, że to on strzelił ją na tym polowaniu"... Zeznanie świadczyło o wielkim zaangażowaniu prowadzącego w prowadzenie polowania, że przez cały dzień nie zauważył, kogo z myśliwych nie było na polowaniu. Pytanie czy tylko pierwszego dnia, czy również drugiego, pozostaje bez odpowiedzi, bo sporządzone sprawozdanie przez prowadzącego jest jedno, na oba dni polowania. Z powyższego zeznania prezesa wynikało, że spisywał strzeloną zwierzynę na podstawie tego, kto w jakim momencie trzymał gęś w ręku, bo o pokocie po polowaniu jakoś ani prowadzący, ani nikt inny z zeznających na policji się nie zająknął. O tym, że drugiego nieobecnego prowadzący polowanie Janusz Marciniak też nie zauważył, nawet nie wspomniał, a przecież Adama Z. burmistrza Cedynii również nie było, ani pierwszego, ani drugiego dnia, o czym zapewnił on w zeznaniu przed innym aspirantem sztabowym, tym razem w Cedyni, że na gęsi w tych dwóch dniach z Januszem Marciniakiem nie polował, a rano na rozpoczęciu polowania też go nie było, choć na sobotniej kolacji 2,5 godziny spędził. Prowadzenie dochodzenia przez policję w sprawie zorganizowania i przeprowadzenia polowania zbiorowego przez członka zarządu okręgowego PZŁ Janusza Marciniaka, zmobilizowało przewodniczącego ZO PZŁ w Szczecinie Wiesława Dobrzynieckiego, który sam brał udział w tym polowaniu, do wsparcia swego kolegi, przez opisanie policji 'problematyki' ..."procedur wymaganych dla organizacji polowań zbiorowych. W swoim piśmie do policji z dnia 6 listopada 2003 r. Wiesław Dobrzeniecki wyjaśnił, że tę ..."problematykę (...) normuje wyłącznie § 17"... rozporządzenia MOŚZNiL. Czyli wg osoby zajmującej tak znaczącą funkcje w organach PZŁ, tym wyłącznym unormowaniem dla organizacji polowań zbiorowych w kole jest tylko powiadomienia właściwego nadleśniczego oraz zarządu gminy o terminie polowania, na siedem dni przed jego rozpoczęciem. Czy przez zapomnienie, czy z niewiedzy, a może, w co nie można wierzyć, bo to pewnie tylko urojenie Witolda Maziarza, Łowczy Okręgowy liczył, że policja przestanie interesować się innymi aspektami tego polowania. Jakimi? Tymi zapisanymi także w w/w rozporządzeniu, np. § 18, o zakazie prowadzenia polowań indywidualnych, podczas prowadzenia polowania zbiorowego, albo § 15 ust.2, że polowanie zbiorowe może trwać tylko od wschodu do zachodu słońca, albo § 30 ust.3, że myśliwy opuszczający polowanie musi o tym poinformować prowadzącego, albo że § 32 ust. 3 zobowiązuje prowadzącego polowanie do przekazania protokołu zarządowi, czyli łowczemu, w ciągu 7 dni po polowaniu, czy w końcu § 32 ust.2 mówiącego o tym, co ma znajdować się w protokole z polowania, a w tym obligatoryjna informacja, której Janusz Marciniak w protokole nie uwzględnił, jak: wyszczególnienie gatunków zwierzyny przewidzianej do odstrzału, godzinę rozpoczęcia i zakończenia polowania, czy sposobu zagospodarowania pozyskanej zwierzyny. Skandaliczne zachowanie się Witolda Maziarza, oskarżającego działaczy okręgowych o nielegalne polowanie, pozwoliło na jeszcze bliższe poznanie stanowiska Janusza Marciniaka w sprawie szczegółowych uregulowań dotyczących polowań zbiorowych. Stając przed Sądem Okręgowym w obronie swojego dobrego imienia, o czym później, Janusz Marciniak napisał w piśmie procesowym, że:
Jak widać hufce dobra, miały odpowiedź na każdy nieprawdziwy zarzut hordy zła i ich kolejne zwycięstwo zbliżało się wielkimi krokami. Ponieważ Witold Maziarz złożył doniesienie o nielegalnym polowaniu na gęsi do prokuratury, która wszczęła śledztwo, to w organach okręgowych PZŁ musiano wiedzieć o tym polowaniu, bo zeznania składał przecież członek ZO Janusz Marcianiak. Okręgowy rzecznik dyscyplinarny, Zbigniew Pomianowski nie wszczął jednak postępowania w tej sprawie, co zmobilizowało Witolda Maziarza do złożenia doniesienia w dniu 3 listopada 2003 r. ORD już jednak w ciągu 3 tygodni odmówił wszczęcia dochodzenia dyscyplinarnego, chociaż prokuratura nie zakończyła jeszcze postępowania, a za to sporządził pisma do policji, z prośbą o udzielenie pomocy prawnej, poprzez przesłanie kserokopii dokumentów z prowadzonego postępowania w sprawie polowania na gęsi, które mogą świadczyć, że Witold Maziarz i łowczy Franciszek Mionskowski składając zeznania dokonali pomówienia kolegów. Odwrócenie kota ogonem? Absolutnie nie, bo choć policja odmówiła rzecznikowi dostępu do akt, to przecież obowiązkiem rzecznika zawsze jest walka ze złem, a podważenie kompetencji członka ZO PZŁ do organizacji polowań zbiorowych było niedopuszczalne. Wiedział o tym Janusz Marciniak, kiedy w obronie swojej wiedzy i kwalifikacji łowieckich przed pomówieniami Witolda Maziarza, zeznawał przed Sądem Okręgowym w Szczecinie w dniu 9 listopada 2004 r.: ..."Polowania zbiorowe można zwoływać ad hoc nie sporządzając żadnych planów"... Szkoda, że nie poinformował o tym Działu Prawnego ZG PZŁ, bo może wtedy mecenas Marek Duszyński nie instruowałby polskich myśliwych, że: ..."Niedopuszczalna jest także praktyka, polegająca na zapraszaniu jednych, a nie zapraszaniu innych myśliwych - członków koła na polowanie"... (Łowiec Polski Nr 4/2008 str.80), a tak właśnie zdecydował zarząd KŁ "Trop" pod kierownictwem Janusza Marciniaka, zapraszając na polowanie na gęsi tylko wybranych. No chyba, że powyższe jednoznaczne stwierdzenie Marka Duszyńskiego nie dotyczy zasłużonych działaczy okręgowych, którzy organizują polowanie, na którym wraz z innymi działaczami okręgowi PZŁ, wojewodą i z najbardziej ekskluzywnym klubem naszego Zrzeszenia, zechcieliby sobie postrzelać do gęsi. Prokuratura w Gryficach, umorzyła dochodzenie w sprawie polowania na gęsi w KŁ "Trop" w dniach 12-13 października 2002 w obwodzie 99, to jest o czyn z Art. 52 ust.5 ustawy 'Prawo łowieckie, 'wobec braku znamion czynu zabronionego. Działacze ZO w Szczecinie mieli czarno na białym potwierdzenie, że to polowanie przeprowadzone zostało zgodnie ze wszystkimi zasadami i zgodnie z prawem łowieckim. Choć Witold Maziarz tego nie rozumiał, bo uchybień w organizacji tego polowania naliczył wiele, to drugą rundę swojej batalii przeciwko dobru musiał zaliczyć również do przegranych. Dobro nad złem prowadziło już 2:0. Przegrana najwyraźniej nie zrobiła na Witoldzie Maziarzu większego wrażenia, bo w dwa miesiące po opisanym wyżej idealnie zorganizowanym polowaniu zbiorowym na gęsi, przystąpił do kontrofensywy, w następstwie wydarzenia w KŁ "Trop", które odbiło się szerokim echem wśród myśliwych oraz w prasie lokalnej, bo miało wymiar szerszy niż tylko łowiecki. O tym czytelnicy przeczytają już jutro. |