Czwartek
16.10.2008
nr 290
(1173
)
ISSN 1734-6827
W dniu wczorajszym opisałem, jak strzelenie jelenia byka przez podłowczego KŁ "Oręż" w Braniewie Henryka Harendę wzbudziło wątpliwości wśród członków koła, którzy choć anonimowo, ale powiadomili ORD w Elblągu Marka Jarosza o swoich podejrzeniach. Od tego ostatniego staraliśmy się otrzymać jakieś wiarygodne informacje na temat tej sprawy, która co najmniej dla członków w/w koła była dwuznaczna. Ponieważ Marek Jarosz, pomimo pisemnego potwierdzenia nam, że po zakończeniu postępowania poinformuje redakcję o jego wynikach, ani ZO PZŁ proszony o interwencję nie odpowiadali, zwrócilismy się do Głównego Rzecznika Dyscyplinarnego Tadeusza Andrzejczaka. Nie wiadomo, czy to na skutek jego interwencji, czy też w końcu sam Marek Jarosz zdecydował się odpowiedzieć, bo otrzymaliśmy pismo z jego wyjaśnieniami. Przeczytaliśmy w nim przede wszystkim, cytuję:
Z uwagi na anonimowy charakter informacji, ORD w trakcie prowadzonego postępowania wyjaśniającego, mógł dokonywać oceny wyłącznie dowodów dostarczonych przez stronę obarczoną w/w zarzutami, bez możliwości ich weryfikacji.
Powyższym stanowiskiem, ORD w Elblągu Marek Jarosz stwierdził ni mniej ni więcej, że w praktyce żadnego dochodzenia nie prowadził i dowodów nie szukał, tylko oceniał dowody i zeznania, osób oskarżanych o kłusownictwo, fałszowanie książek i przekroczenie planu pozyskania, ponieważ oskarżyciel był anonimowy. Jest chyba oczywistym, że członkowie zarządu WKŁ "Oręż", prezes, łowczy i podłowczy, przedstawili swoje działania jako prawidłowe, a ORD bezradnie dowodził, że nie miał wobec prezentowanych przez nich stanowisk żadnych możliwości weryfikacji. Czyli nie próbował nawet wyjaśnić, oczywistych i widocznych gołym okiem różnic w tym, co zeznali mu podejrzani, a co wynikało z dokumentacji, nie zapytał się członków koła co wiedzą nt. strzelenia tego byka, w tym tych, którzy widzieli tuszę i pomagali w jej ściągnięciu do skupu. Po prostu nie wykazał ochoty do samodzielnej próby zweryfikowania tego, co usłyszał i skonfrontowania tego z dokumentami, choćby wpisami do książek wyjść w obwodach.
Obraz, który przedstawili Markowi Jaroszowi członkowie zarządu koła, został więc przez niego, przyjęty jako udowodniony przebieg zdarzenia, które miało wg ORD wyglądać następująco, co opisał w postanowieniu o odmowie wszczęcia postępowania dyscyplinarnego:
Kol. H.H. wykonywał polowanie po uprzednim zgłoszeniu telefonicznym do Kol. S.W. (Łowczy Koła), który na prośbę w/w dokonał wpisu do Książki ewidencji (...) pod pozycją 306. Kol. H.H. (...) polował (...) w pobliżu granicy (...) z obwodem łowieckim nr 54 (...) W miejscu zgłoszonego polowania, Kol. H.H. oddał strzał do jelenia byka, w wyniku którego jeleń został zraniony i uszedł z miejsca zestrzału na teren obwodu Łowieckiego Nr 54. Kol. H.H. wypełnił obowiązek dochodzenia postrzelonej zwierzyny i dostrzelił jelenia byka na obszarze obwodu łowieckiego Nr 54. Jeszcze w trakcie dochodzenia zwierza na obwodzie 54, Kol. H.H. powiadomił o tym fakcie Prezesa Koła - Kol. T.R., który wpisał obecność Kol. H.H. do Książki Ewidencji Obwodu 54 (pozycja 241) w rejonie, w którym Kol. H.H. dochodził rannego byka. Po dostrzeleniu jelenia, Kolega H.H. oznakował tuszę znacznikiem Nr 269475 i jeszcze tego samego dnia dostarczył ją do punktu skupu. (...) ORD nie znalazł jakiegokolwiek dowodu podważającego wiarygodność świadków i przedłożonych dokumentów. (...) Należy wręcz stwierdzić, że zachowanie Kol. H.H. może stanowić przykład prawidłowego zachowania myśliwego w czasie polowania indywidualnego.
Czyli ORD Marek Jarosz nie znalazł jakiegokolwiek dowodu podważającego wiarygodność świadków i przedłożonych dokumentów. Ani ja, ani nikt z redakcji nie musiał fatygować się do Elbląg lub Braniewa, żeby przekonać się, że Marek Jarosz usankcjonował fikcję. Nieprawda? To stawiam ORD w Elblągu publicznie następujące pytania:- Dlaczego w obwodzie Nr 54 prezes nie zapisał Henryka Harendy w nowej pozycji, tylko wykreślił swoje nazwisko i wpisał w to miejsce nazwisko podłowczego?
- Dlaczego nie zwrócił uwagi, że dochodzenie postrzałka w obwodzie, w którym myśliwy nie poluje, nie wymaga wpisu do książki, a jeżeli uważał, że wymaga, to dlaczego nie zwrócił uwagi, że w obwodzie, w którym Henryk Harenda rozpoczął polowanie, nie zakończono jego polowania wpisem w momencie, w którym przeszedł on na drugi obwód dochodząc postrzałka?
- Dlaczego ORD nie zadał sobie trudu, żeby sprawdzić, że rej. Podlipie w obw. Nr 25 nie graniczy z rejonem Zakrzewie w obw. Nr 54, a nawet więcej, że rej. Podlipie w ogóle nie graniczy z obw. Nr 54?
- Dlaczego nie zauważył, że pomiędzy rejonami, na których w dwóch obwodach wpisany był Henryk Harenda, były jeszcze trzy inne rejony?
- Czy nie zastanowiło ORD, że jeżeli dochodzący byka przekroczył granice obw. nr. 54, to nie mógł się zapisać telefonicznie na rejon Zakrzewie, bo ten rejon nie jest pierwszym, przez który musiałby przechodzić, ale dopiero trzecim z kolei i mógł do niego dojść najkrótszą drogą przechodząc przez rejon Goleszewo w obw. nr. 25 oraz rejony Lipowina oraz Wiśniewo w obw. nr. 54, razem dystans około 8 km, bez wliczania trasy kluczenia rannego byka?
- Dlaczego rzecznik nie zauważył, że miejsce w którym byk został niby dostrzelony, oddalone jest w linii prostej o 7 km od miejsca strzału, a więc trudno jest mówić o sąsiadujących ze sobą miejscu strzału i miejscu dojścia rannego byka?
- Czy jest fizycznie możliwym, żeby wytropić byka, strzelić do niego, poszukiwać w miejscu strzału w rejonie Podlipie i przejść około 8 km przez trzy inne rejony za rannym bykiem do rejonu Zakrzewiec, kiedy to Henryk Harenda miał dzwonić do prezesa koła w celu zapisania go w tym rejonie i to wszystko tylko w pół godziny, pomiędzy 14:00 i 14:30?
- Czy wpisanie praktycznie tych samych godzin rozpoczęcia polowań w dwu obwodach oraz godzina 22:00 zakończenia polowania w obw. nr 25, jeżeli już o 14:30 podłowczy opuścić miał obwód Nr 25 i przeszedł ma obwód Nr 54, nie podważało wersji przedstawionej przez członków zarządu koła?
- Czy ORD nie zauważył, że wersja o dostrzeliwaniu byka nie odpowiada wpisowi do książki, z którego wynika, że Henryk Harenda oddał tylko jeden strzał do byka?
- Dlaczego Marek Jarosz nie zauważył, że ani pod pozycją 240, ani pod pozycją 241 książki zgłoszeń, nie ma wpisanych numerów odstrzał?
- A na koniec pytanie najważniejsze. Czy Okręgowy Rzecznik Dyscyplinarny w Elblągu Marek Jarosz ma kompetencje do zajmowania tak eksponowanej w okręgu funkcji, jeżeli jego wiedza o wykonywaniu polowania pozwala dać wiarę podłowczemu lub samemu wymyślać, że Henryk Harenda oznakował tuszę znacznikiem, jeżeli znaczniki zostały zabrane z rąk myśliwych już ponad 6 lat temu i znakowaniem tusz zajmują się tylko punkty skupu?
Powie ktoś, że pastwię się nad ORD w Elblągu, który powinien członków zarządu WKŁ "Oreż" w Braniewie wysłać do więzienia i pozbawić ich prawa do polowania. Odpowiem na to, że wcale nie uważam, żeby członkowie zarządu WKŁ "Oręż" w Braniewie popełnili jakiekolwiek przewinienie. Jeżeli już, to stali się oni po prostu ofiarami złego prawa, które grozi karą do 1 roku więzienia, za przekroczenie planu odstrzału, choć sumarycznie na dzierżawionych obwodach planu nie przekroczono. To głupie prawo traktuje zwierzynę, jakby miała miejsce zamieszkania przypisane meldunkiem i przechodząc przez granicę obwodów zmusza organa ścigania do ustalenia, czy daną zwierzynę strzelono z tej, czy z tamtej strony granicznej drogi. Nie uważam także, żeby oceny sposobu wpisu do książki ewidencji na polowaniu indywidualnym dokonywać miał ORD, czyli osoba dedykowana badaniu koleżeńskich przewinień członków PZŁ. Ze zrozumiałych, ale tylko w roku 1959 i aż do roku 1989, powodów, socjalistyczny system prawny wyznaczył rzecznikom rolę pseudo prokuratorów, badających przewinienia nie tylko o charakterze wewnątrzzwiązkowym, ale przede wszystkim naruszenia przestrzegania przepisów prawa ogólnego, a rzecznicy się w tym wyżywają do dzisiaj bez żadnej podstawy prawnej i choć ustawa czynów, którymi się oni zajmują nie penalizuje, to nasi działacze związkowi jak najbardziej i to z wielkim upodobaniem. Byłem i jestem tego przeciwnikiem.
Kiedy jednak czytam stanowisko ORD w Elblągu, który niby zajął się zarzutami, ale zbadał je tylko od strony tego, co przedstawili mu podejrzani, bez najmniejszej ochoty do rzetelnego dojścia prawdy, to utwierdzam się w przekonaniu, że postępowania dyscyplinarne w Polskim Związku Łowieckim to jedna wielka fikcja, a osoby zajmujące się tym nie mają do tego kwalifikacji. Kiedy zaś poznaje się szczegóły postępowań innych rzeczników, np. oskarżenie za brak wypisu w książce po polowaniu i domniemanie, że strzelający dzika nie dochodził, choć nikt tuszy nie znalazł, a OSŁ nie ma wątpliwości i za takie uchybienia zawiesza w prawach członka PZŁ, to nie mogę zrozumieć powściągliwości Marka Jarosza, że zaakceptował tak pokrętne wpisy w książkach obwodów Nr 54 i Nr 25 dzierżawionych przez WKŁ "Oręż" w Braniewie i nie dostrzegł nonsensów swojego uzasadnienia zamieszczonych w postanowieniu o odmowie wszczęcia postępowania dyscyplinarnego. Jedynym wytłumaczeniem pozostaje, że organa dyscyplinarne, w tym ORD w Elblągu są zdecydowane w dochodzeniu prawdy i srogie w swoich konkluzjach, jak zajmują się szeregowym członkiem PZŁ, najlepiej niepokornym, a stają się bezradne i uległe, jak zarzuty lub tylko wiedza o podejrzanych zdarzeniach, dotyczy członków organów kół i PZŁ. Sposób przeprowadzenia dochodzenia przez ORD w Elblągu Marka Jarosza jest tego kolejnym przykładem. |