Poniedziałek
15.12.2008
nr 350 (1233 )
ISSN 1734-6827
Redaktorzy piszą
Demagogia w Łowcu Polskim autor: Stanisław Pawluk
Nie ustaje demagogia uprawiana na łamach "Łowca Polskiego", organu bez reszty podporządkowanego Zarządowi Głównemu i organom krajowym PZŁ, a jak dowodzi wieloletnia praktyka czytelnicza, czasopisma uprawiającego propagandę doskonałości władz i organów Zrzeszenia oraz osób do tych organów powołanych. Każda najmniejsza krytyka lub próba pokazania drugiej, może tej ciemniejszej strony funkcjonowania organów i działaczy łowieckich, napotyka tutaj na ostre reprymendy, podparte argumentami z okresu słusznie minionego. Po tekście Andrzeja Brachmańskiego, polemikę ze mną podjął prezes GSŁ Zygmunt Jabłoński.

W dzienniku "Łowiecki", którego nazwy w swojej polemice Zygmunt Jabłoński nie wymienia, pewnie z obawy, żeby czasem nie zwiększać mu liczby czytelników, pozwoliłem sobie wskazywać, w oparciu o potwierdzone fakty, że łowiecki wymiar sprawiedliwości działa w sposób wzbudzający liczne kontrowersje. Powyższy osąd poparłem zaledwie kilkoma, z całej lawiny posiadanych przykładów, skandalicznych postępowań rzeczników dyscyplinarnych i orzeczeń sądów łowieckich. W każdej demokratycznej organizacji, mojego głosu wysłuchano by z należną atencją, a osoba odpowiedzialna za krytykowany odcinek, zapewne podziękowałaby za zwrócenie uwagi na ważkie problemy lub też merytorycznie odpowiedziała, że nie mam racji, wyciągam nieuprawnione wnioski, albo też nie posiadam pełnej informacji, stąd błądzę. A tymczasem, jak przystało na organ reprezentujący jedynie słuszna linię, „Łowiec” zamieścił na stronie 80 grudniowego numeru bardzo krytyczny materiał zatytułowany plagiatem tytułu mojego felietonu Historia pewnego polowania.

Autor, Zygmunt Jabłoński, prezes Głównego Sądu Łowieckiego, od pewnego czasu próbuje swych sił jako dziennikarz w "Łowcu Polskim". Warsztat dziennikarski taki, jaki znany jest nam z czasów PRL. Dla zdewaluowania treści moich felietonów, nawiązał do stylu wczesnego Gomułki, jak mówią w kręgach medialnych, pisząc m.in. tak w ŁP Nr 12/2008: ..."Dalej w artykule tym (czyli zamieszczonym w dzienniku "Łowiecki" - przyp. red.) ..."aż roi się od obraźliwych i szydzących ocen pod adresem sądów okręgowych, GSŁ, przewodniczącego Zarządu Głównego PZŁ i oczywiście moim".... Zygmunt Jabłoński podaje tylko jeden przykład tych rzekomo skandalicznych i szyderczych ocen, w postaci filipiki na temat jak OSŁ rozumieją działanie wspólnie i w porozumieniu. Natomiast wspomniany felieton oraz kilka innych zamieszczonych w dzienniku "Łowiecki", w sposób bezsprzecznie udowodniony, opisywały skandaliczne i bulwersujące orzeczenia sądów podległych prezesowi Jabłońskiemu.

Opisywaliśmy m.in. jak za zastrzelenie lisa w sezonie ochronnym szeregowy myśliwy wyleciał "na zbity pysk” z PZŁ, a prezesowi OSŁ w Białej Podlaskiej, Stefanowi Karasińskiemu, za taki sam czyn włos z głowy nie spadł, pisaliśmy o sytuacji, w której GSŁ zredukował wymierzone dwukrotnie przez OSŁ kary zawieszenia w prawach członkowskich do nagany, za zastrzelenie 3 dzików na nielegalnym polowaniu zbiorowym, zorganizowanym w terminie dla tej metody zabronionym, pisaliśmy jak to prezes OSŁ w Białej Podlaskiej wydał formalne postanowienie pozbawiające prawa do ustanowienia obrońcy myśliwemu, bo ośmielił się zaproponować mi tę funkcję. Pisaliśmy też, jak OSŁ w Lublinie sądził skreślonego z listy członków PZŁ byłego myśliwego i mając o tym wiedzę powtórnie zaaplikował mu skreślenie z listy członków PZŁ, na której od dawna już nie figurował! Upubliczniliśmy również postępowanie, w którym zawieszono myśliwego w prawach członka PZŁ za nie podjęcie poszukiwania domniemanego postrzałka dzika, chociaż tuszy ani farby nie znaleziono, a jeżeli rzeczywiście postrzałek padł, to na Białorusi, bo uciekł w kierunku granicy. Nie omieszkaliśmy również opisać postępowania, w których wbrew słusznej instrukcji prezesa Zygmunta Jabłońskiego opublikowanej w Nr 4/2008 "Łowca Polskiego", sądy łowieckie orzekają w sprawach o pomówienia, broniąc jakoby dóbr osobistych działaczy lub o złożenie doniesień do prokuratury, choć to zgodnie ze stanowiskiem prezesa, nie są przewinienia łowieckie.

Nie będąc dziennikarzem, Zygmunt Jabłoński ma prawo nie wiedzieć, że podręczniki tak określają funkcje felietonu: Tematyka felietonu jest właściwie nieograniczona, choć tekst taki powinien nawiązywać do spraw aktualnych i realiów bliskich czytelnikom. Felietonista ma prawo pisać bardzo osobiście, emocjonalnie i tendencyjnie. Może być w swych sądach niesprawiedliwy, polemiczny, prowokatorski lub moralizatorski. Może być surowym krytykiem, znawcą jakiegoś bardzo szczegółowego zagadnienia, płomiennym rzecznikiem jakiejś sprawy. Felietony często są zaprawione żartem, szyderstwem, ironią, ale i powagą; emfatyczne i prześmiewcze. (Janina Fras „Dziennikarski warsztat językowy”, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego 2005).

Pozwoliłem sobie na powyższy cytat, żeby tak prezes GSŁ, jak i redaktor naczelny "Łowca Polskiego" zrozumieli, że nie tylko moim prawem, ale i obowiązkiem rzetelnego dziennikarza, jest pisanie osobiście, emocjonalnie i nawet tendencyjnie, jeżeli uważam, że poruszam tematy ważne są dla szerokich mas członkowskich. Szczególnie, że tematów nie wymyślam, ale przyniesione zostają mi na stół przez tych członków PZŁ, których organa dyscyplinarne PZŁ potraktowały nieuczciwie. I dlatego teksty, które zamieszczam w dzienniku "Łowiecki" powinny dać do myślenia prezesowi GSŁ Zygmuntowi Jabłońskiem. Jeżeli zaś nie są to dla niego tematy i przemyślenia godne podjęcia, to może dadzą do myślenia członkom Naczelnej Rady Łowieckiej, czy aby funkcję prezesa Głównego Sądu Łowieckiego powierzono właściwej osobie.

Paradoksalnie, czego Zygmunt Jabłoński nie zauważył lub celowo pominął w swoim tekście, licząc, że osoby, do których kierował swój artykuł nie czytają dziennika "Łowiecki", przypisał mi brak wiedzy, co oznacza wspólnie i w porozumieniu, chociaż to przecież w którymś z podległych prezesowi okręgowych sądów łowieckich wiedzy tej nie starczyło. Zarzucając mi ignorancję dokonał oceny nie mojego artykułu, tylko sytuacji na własnym podwórku opisanej przez siebie w przywołanymego wyżej artykule w "Łowcu Polskim", czyli mówiąc wprost, strzelił sobie w stopę! A było to tak.

W moim artykule pt. Sądy łowieckie pożal się Boże zacytowałem fragment wypowiedzi Zygmunta Jabłońskiego z artykułu w "Łowcu Polskim" Nr 4/2008, w którym prezes GSŁ opisał jak to dwaj myśliwi pojechali jednym samochodem na polowanie indywidualne, rozeszli się, każdy na swoje stanowisko i jeden nich, który nie miał przedłużonego odstrzału, strzelił dzika, a w konsekwencji tego czynu obaj zostali obwinieni i skazani przez OSŁ ..."że działając wspólnie i w porozumieniu, strzelili do dzika bez ważnego zezwolenia".... Zdaniem prezesa Jabłońskiego, które podzielam, myśliwy, który nie strzelał w ogóle i nie wiedział o nie przedłużeniu ważności odstrzału kolegi, ..."nie popełnił przewinienia łowieckiego.".... Wykpiłem to orzeczenie któregoś z OSŁ, z którym również nie zgadzał się prezes Jabłoński, prześmiewając się, czy wspólnie i w porozumieniu oznacza, że będąc na dwóch różnych ambonach, jeden celował, a drugi spust ściągał, ale za to prezes nie pozostawił na mnie suchej nitki. Szkoda, że z taką samą zwadą nie rozliczył składu sędziowskiego w OSŁ, który w powyższej sprawie ukarał myśliwego, nie mającego nic wspólnego z przewinieniem kolegi.

Identyczna sytuacja wystąpiła w KŁ Nr 18 "Ponowa" w Białej Podlaskiej, kiedy to jeden z dwóch myśliwych, będących na polowaniu indywidualnym, po wspólnym przyjeździe samochodem, strzelił do lochy w okresie ochronnym i za to OSŁ i GSŁ zawiesiły w prawach członka, wpierw na 2, a następnie na 1 rok tego z myśliwych, który ze strzeleniem lochy nie miał nic wspólnego. W tej sprawie działanie wspólne i w porozumieniu nie było dla prezesa Zygmunta Jabłońskiego wskazaniem, żeby stanąć po stronie Bogu ducha winnego towarzysza łowów, choć w swoich rozważaniach w "Łowcu Polskim" innego myśliwego w identycznej sytuacji rozgrzeszył, ponieważ ..."nie popełnił przewinienia łowieckiego.".... Jeden bezimienny, ale pasujący do tezy prezesa, przewinienia nie popełnił, a drugi znany z imienia i nazwiska, opisany w przesłanej na ręce prezesa publikacji, skazany został zdaniem prezesa słusznie i przykładnie. Mam nadzieję, ale niezbyt ugruntowaną, że chyba nie dlatego, że opis jego perygrynacji wyszedł spod mojego pióra. W opisanym przeze mnie przypadku, Tadeusz P. wspólnie i w porozumieniu pomagał dzika patroszyć, ładować i zawozić do.... skupu, bo incydentu tego sprawca nie chciał ukrywać. Szkoda, że prezes Zygmunt Jabłoński nie poinstruował przy okazji czytelników "Łowca Polskiego", co też powinni zrobić w sytuacji nieprawidłowego strzału kolegi. Uciec z miejsca zdarzenia, żeby nie pomagać patroszyć, ładować i wozić, zostawiając kolegę z lesie bez samochodu? Może to jest sposób na dosłużenie się Medalu Zasługi Łowieckiej za wysoce etyczną i koleżeńską postawę, promowaną przez organa Zrzeszenia?

Panie prezesie, zanim powtórnie weźmie się Pan za dziennikarską polemikę, proszę dokładnie zapoznać się z krytykowanymi tekstami, bo wyjaśniać, co znaczy wspólnie i w porozumieniu należało podległym sobie sądom okręgowym, żeby nie ferowały wyroków wbrew głoszonym przez Pana tezom. Każdy myśliwy rozumie, że jak z drugim skłusują dzika i zabiorą tuszę w tajemnicy przed innymi członkami koła, to działali nielegalnie wspólnie i w porozumieniu, ale jeżeli nielegalnego odstrzału dokona tylko jeden z nich, to pomoc temu nieszczęśnikowi w wypatroszeniu i odwiezieniu tuszy do skupu, nie jest żadnym nagannym działaniem, tylko normalną ludzką rzeczą. Gdybym się mylił, to oczekuję od Pana prezesa wyjaśnienia, co prawy, etyczny i koleżeński myśliwy ma zrobić, kiedy jego kolega, z którym przyjechał na polowanie, dokonał nagannego odstrzału, ale nie zamierza tego ukrywać, tusze chce oddać kołu i ponieść konsekwencję swojej pomyłki. Dla takiej informacji nie tylko łamy "Łowca Polskiego", ale i dziennik "Łowiecki" są otwarte i z przyjemnością opublikujemy takie wyjaśnienie.

Na koniec, spełnię prośbę prezesa Zygmunta Jabłońskiego i odpowiem na postawione przez niego pytania, namawiając również wszystkich czytających moje felietony Historia pewnego polowania i Sądy łowieckie pożal się Boże, żeby na te pytania odpowiedzieli poniżej w komentarzach do niniejszego.
  1. Czy Okręgowy Sąd Łowiecki wydał prawidłowe orzeczenie?
    Oczywiście, że orzeczenie OSŁ było nieprawidłowe, bo Główny Sąd Łowiecki je zmienił.
  2. Czy Główny Sąd Łowiecki, uznając orzeczenie za słuszne co do winy, orzekł prawidłowo?
    Oczywiście, że nie, bo kolega głównego obwinionego nie wykonywał polowania, a żadne czynności, które podjął, nie były przewinieniem łowieckim, bo to nie on wykonywał to polowanie.
  3. Czy przewodniczący ZG PZŁ odmawiając wniesienia skargi nadzwyczajnej ocenił to orzeczenie prawidłowo?
    Oczywiście, że nie, bo nie zauważył rażącego naruszenia praworządności w fakcie, że obwiniony Tadeusza P. nie wykonywał polowania, a jedynie pomógł głównemu oskarżonemu dzika wypatroszyć i zwieźć z obwodu, a dzik trafił do skupu.