Wtorek
26.05.2009
nr 146 (1395 )
ISSN 1734-6827
Redaktorzy piszą
Jak to z komendantem PSŁ było, cz. II autor: Stanisław Pawluk
W poprzednim odcinku artykułu ujawniłem, jak zdobywa się posady w lubelskim Urzędzie Wojewódzkim, do którego na podstawie koligacji partyjnych zatrudniono na stanowisko komendanta Państwowej Straży Łowieckiej Stefana Kowalewskiego, pomimo nie posiadania przez niego wymaganych prawem kwalifikacji. Celem ich zdobycia zafundowano mu szkolenie i po takim profesjonalnym przeszkoleniu, nowy jako pełnoprawny i wyszkolony komendant PSŁ złapał wiatr w żaglach i ostro przystąpił do pracy. Pracę swą skoncentrował w okolicach swego stałego miejsca zamieszkania, na terenie jednego ze swoich obwodów w miejscowości Stasin koło Chełma. Stefan Kowalewski jest bowiem równolegle łowczym koła do niedawna zwanego „milicyjnym”. Koncentrowanie pracy wokół swego domu daje dodatkową korzyść w postaci lepszego nadzoru sposobu zagospodarowania swoich obwodów.

Takie ustawienie się w pracy jest bardzo wygodne dla komendanta, ponieważ podległy mu pracownik przyjeżdża po niego i odwozi niejako po drodze, choć podatnika kosztuje to w dwójnasób: pierwsze, że zaniedbane są pozostałe tereny województwa, a po drugie pojazd służbowy i podwładny muszą pokonywać dodatkowe kilometry, aby zabrać komendanta i odwieźć pod dom. Zadałem sobie trudu i dla przykładu dokładnie zapoznałem się z jednym z wielu wyjazdów komendanta, w dniu 3 marca 2009.

Ponad wszelką wątpliwość stwierdziłem, że po Stefana Kowalewskiego do miejscowości Stasin przyjechał samochodem służbowym strażnik Grzegorz Flor i następnie obaj udali się do Tomaszowa Lubelskiego. Załatwienie sprawy w Tomaszowie trwało od godz. 9:29 do 9:57, czyli była to sprawa do załatwienia przez telefon, a tu niezbędnym okazał się wyjazd aż dwu osób i strata całego dnia pracy. W trakcie tej podróży ponad 17 razy przekroczono dozwoloną prędkość osiągając maksymalnie 118 km/godzinę. Podatnik będzie zmuszony do zapłacenia za czas i dodatkowych 60 km eksploatacji użytego pojazdu, aby dwukrotnie zboczyć z trasy dla zabrania i odwiezienia komendanta do domu. Miejscem stacjonowania pojazdu są oczywiście garaże Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie i tego dnia samochód przejechał się 2 razy po 146 km.

Inne ciekawe czynności podjął komendant w dniu 24 lutego 2009. O godzinie 14:03 pod dom komendanta PSŁ Stefana Kowalewskiego w Stasinie podjechał pojazd służbowy marki KIA nr. rej. LU-3592, którym jak później ustaliłem kierował strażnik PSŁ Marek Barszczyk. Stefan Kowalewski wyniósł z domu sztucer i zapakował do samochodu. Obaj udali się do obwodu nr 205 w miejscowości Maziarnia, gdzie oczekiwało na komendanta kilka osób, w tym łowczy koła dzierżawiącego tam obwód i samochód m-ki UŁAZ. O godz. 15.13 broń komendanta przeładowano do UŁAZA. Marek Barszczyk wraz z pojazdem służbowym PSŁ pozostał na kwaterze w domku myśliwskim. Pozostałe osoby wraz ze Stefanem Kowalewskim udały się UŁAZEM do lasu. O godzinie 20.36 Stefan Kowalewski powrócił na kwaterę, gdzie wraz z Markiem Barszczykiem i łowczym koła odpoczywali, po udanym polowaniu uwieńczonym strzeleniem dzika, a pozostali uczestnicy polowania odjechali. Rano 25 lutego 2009 strzelony dzik został przeładowany z UŁAZA do samochodu służbowego PSŁ i Marek Barszczyk zawiózł komendanta Stefanem Kowalewskim do domu w Stasinie, gdzie wyładowano dzika i sztucer, a Marek Barszczyk udał się do Lublina. Dwudniowa delegacja dwóch pracowników UW i samochodu służbowego zakończyła się.

Ponad wszelką wątpliwość różnymi środkami udało się ustalić, że w dniach 24 i 25 lutego 2009 komendant PSL Stefan Kowalewski nie uczestniczył w żadnych przedsięwzięciach mających na celu zwalczanie kłusownictwa, a wykorzystując podwładnego jako prywatnego kierowcę, z delegacjami opłacanymi z kieszeni podatników i pojazdem służbowym, oddawał się na koszt podatników przyjemnościom polowania, potwierdzonego w książce wejść w łowisko obwodu nr 205 pod pozycją 342. Ponieważ sprawa już na pierwszy rzut oka wydaje się oczywiście naganna, zadałem pisemnie konkretne pytania Wojewodzie Lubelskiemu Genowefie Tokarskiej, na które odpowiedział uprawniony pełnomocnik mgr inż. Andrzej Budzyński, pisząc na tą okoliczność:

..."W dniach 24 i 25 luty br. przeprowadzona została akcja przeciwko kłusownikom w obwodzie nr 205 koła łowieckiego „Pogoń” w Warszawie. Jak wcześniej podkreślono jest to rejon uważany za szczególnie zagrożony kłusownictwem. Jeden ze strażników patrolu PSŁ współdziałając z myśliwymi zaczaił się przy kłusowniczym nęcisku, natomiast drugi pozostał w pobliżu samochodu. W przebiegu wszczętego postępowania wyjaśniającego komendant PSŁ potwierdził, że w czasie patrolu, na podstawie uprzednio wypisanego przez polującego łowczego koła upoważnienia do polowania i na jego prośbę spowodowaną zagrożeniem wykonania planu odstrzału, z użyczonej przez myśliwego broni, dokonał odstrzału jednego dzika. W związku z zaistniałą sytuacją komendantowi PSŁ zwrócono uwagę na niedopuszczalność występowania takich sytuacji i zobowiązano do nie łączenia polowań z wykonaniem czynności służbowych, z zastrzeżeniem zaistnienia indywidualnych, specyficznych sytuacji, po uprzednim uzyskaniu akceptacji bezpośredniego przełożonego.”....

Kant i krycie komendanta czuć z w/w pisma na kilometr.

Jak stwierdziłem w poprzednim odcinku tego artykułu, myśliwi oczekiwali wsparcia powszechnych organów ścigania przez straż łowiecką oraz tego, że w pełni wykorzysta ona instrumenty prawne dla skutecznego tępienia plagi kłusownictwa. Wyrażając powszechne zainteresowanie zadałem Wojewodzie Lubelskiemu pytania odnoszące się do tych właśnie problemów. Po tradycyjnie długim, niezgodnym z prawem prasowym okresie oczekiwania, otrzymałem odpowiedź sygnowaną przez Rafała Przecha z Oddziału Komunikacji Społecznej UW. Odpowiedź ta zawiera nieuprawnione stwierdzenie jakoby odmawiałbym prawa powszechnym organom ścigania do podejmowania czynności w sprawach przestępstw łowieckich, co jest wyjątkowo śmieszne. Treść tego pisma brzmi następująco:

Pan
Stanisław Pawluk
Dziennik Myśliwych „Łowiecki”

Uprzejmie odpowiadam na Pana pytania, zawarte w piśmie z dnia 19 lutego 2009 r. (data wpływu: 3 kwietnia 2009 r.) dotyczące działalności Państwowej Straży Łowieckiej.
Ad 1. Organami, do których PSŁ przekazuje wykryte i udokumentowane przypadki, o których istnieją podejrzenia możliwości popełnienia przestępstwa lub wykroczenia, są policja lub prokuratura. Trudno zgodzić się z tezą, zawartą w Pana pytaniu, że są to organy niepowołane.
Ad 2. W dotychczasowej działalności PSŁ od chwili powołania w 2003 r. nie było żadnego przypadku odwoływania się od postanowień sądu lub prokuratury. Ta sytuacja nie oznacza, że interesy państwa nie są chronione.
Ad 3. Państwowa Straż Łowiecka aktualnie prowadzi kilkadziesiąt dochodzeń w sprawach o podejrzenie popełnienia przestępstw lub wykroczeń łowieckich na terenie województwa lubelskiego. Ze względu na liczbę spraw, niewielki stan osobowy oraz duży obszar działania sprawy te będą, po wstępnym postępowaniu, przekazane do właściwych miejscowo organów ścigania z zachowaniem wszelkich uprawnień przysługujących pokrzywdzonemu.
Ad 4. Podczas patroli prowadzonych przez PSŁ na terenie obwodów łowieckich jednym z elementów działań jest przegląd „Książki pobytu myśliwych na polowaniu indywidualnym”, w celu uzyskania informacji, czy w patrolowanym terenie znajdują się osoby uprawnione do wykonywania polowania, czy też osoba wykonująca czynności wskazujące na polowanie może wzbudzać nasze podejrzenia. Wpis „Kontrola obwodu” jest informacją dla Koła Łowieckiego, że pojazdy lub osoby poruszające się po terenie obwodu należą do PSŁ, a nie np. do kłusowników.
Wz. Rzecznika Prasowego Wojewody
Rafał Przech
/-/
Oddział Komunikacji Społecznej
LUW w Lublinie


Częsta, co oczywiste, korespondencja między Dziennikiem Łowieckim, a Urzędem Wojewódzkim, a zwłaszcza zadawanie kłopotliwych pytań, nie pozostała bez reakcji. Komendant Stefan Kowalewski ostro zabrał się do likwidacji.... źródeł przecieków, za które uznał swoich podwładnych. Wbrew zasadom wolności prasy i jawności funkcjonowania organów państwa, podstawowym zarzutem jaki postawił Stefan Kowalewski swoim podwładnym, było utrzymywanie kontaktu i udzielania mi informacji. Przymuszeni systematycznymi szykanami, nękani coraz gorszą atmosferą, narastającą nieufnością, rozpowszechnianymi informacjami o tym, który ze strażników zostanie wywalony pierwszy z pracy, nie wytrzymali. Doprowadzeni do ostateczności mobbingiem stosowanym przez przełożonego oraz wywieraną na nich presją psychiczną, strażnicy zredagowali list dostępny obok, szukając u mnie potwierdzenia, że nie oni są źródłem przecieku informacji o swoim komendancie. Koledzy strażnicy, pokażcie niniejszy artykuł swojemu szefowi, żeby przeczytał, że to nie Wy jesteście źródłami informacji, pozwalającymi ustalić, jak wspaniale wykonuje swoje obowiązku Wasz komendant, a przy okazji życzę Wam, żeby Wojewoda Lubelski jak najszybciej wymienił Wam przełożonego na takiego, który nie będzie wymagał od Was obowiązków prywatnego kierowcy.

Także i tą sytuację pozostawię bez komentarza. Bo w jaki sposób można zinterpretować w XXI wieku opisane wyżej okoliczności, których autorem i wykonawcą jest wysokiej rangi urzędnik pracujący za nasze podatki? I za nasze podatki realizujący wyższy stopień troski o stan naszej przyrody.