Poniedziałek
08.03.2010
nr 067 (1681 )
ISSN 1734-6827
Redaktorzy piszą
Prominentne twarze okręgu autor: Janusz Kibic
Pisałem już o osobistej niechęci prezesa WKŁ Nr 206 "Sokół" w Szczecinie Zbigniewa Kałużnego do W.K. członka tego koła w artykule z dnia 12 czerwca 2008 r. Opisałem tam, jak Zbigniew Kałużny, starszy instruktor ZO PZŁ w Szczecinie dyscyplinował kolegę W.K. w kole, nie przyjmując od niego wpłaty składki na PZŁ przelanej wpierw na konto ZO PZŁ, a potem na konto koła, żądając zapłacenia jej gotówką do rąk skarbnika koła, bo uznał jako prezes, że to jest jedyna właściwa forma dla członków z innego okręgu i zamieszkujących za granicą. Wprawdzie OSŁ w Szczecinie uznał takie "dyscyplinowanie" członka koła jest niedopuszczalne w świetle statutu PZŁ, ale nie pozwolił, żeby zajął się tym okręgowy rzecznik dyscyplinarny, któremu poskarżył się W.K. Widać nie widział w tym nic nagannego.

Powyższa sprawa była oczywiście znakomitą przesłanką, żeby zarząd koła kierowany przez Zbigniewa Kałużnego postawił wniosek o wykluczenie W.K. z koła, a WZ oczywiście nie śmiało odmówić starszemu instruktorowi ZO PZŁ w Szczecinie. Również ZO PZŁ kierowany przez Wiesława Dobrzenieciego nie znalazł żadnych podstaw, żeby uchwałę wysmażoną przez swojego podwładnego o wykluczeniu W.K. uchylić. Dopiero Sąd Okręgowy w Szczecinie, do którego trafił pozew o przywrócenie członkostwa w kole pochylił się rzetelnie nad stawianymi zarzutami i przywrócił W.K. do koła. Nie na długo, bo Zbigniew Kałużny potrafił przekonać członków koła o nicości W.K., który w okresie bycia poza kołem przez 3 lata dochodzenia sprawiedliwości, miał mieć na sumieniu tak niecne uczynki, że trzeba go powtórnie z koła usunąć. Jak postanowił, tak też uczynił, wspierając wniosek zarządu do WZ informacją, że W.K. zatrudnił bandziora, który miał go pobić. Tak samo na sali rozpraw w sądzie powszechnym, w zupełnie innej sprawie stwierdził do protokołu rozprawy, że W.K. zaangażował osobę trzecią do rozwiązania konfliktu w ten sposób, że osoba ta miała go pobić i że osobę tę złapano i przeciwko niej toczy się postępowanie w sądzie karnym w Szczecinie.

W tej sytuacji, W.K., który nikogo nie najmował do pobicia prezesa swojego koła, złożył w Sądzie Okręgowym w Szczecinie pozew przeciwko Zbigniewowi Kałużnemu o ochronę dóbr osobistych, żądając przeproszenia na łamach Braci Łowieckiej. W odpowiedzi, Zbigniew Kałużny stwierdził, że wypowiedziane przez niego słowa nie były obraźliwe, więc jego wypowiedzi nie można zakwalifikować jako godzącej w dobra osobiste powoda. Jego adwokat uzasadniał, iż powód nie wskazał, jakie negatywne cechy przypisują mu wypowiedziane przez pozwanego słowa. Widać, że w opinii Zbigniewa Kałużnego, pomówienie o najęciu bandziora przez W.K. do pobicia innego człowieka, nie dotyka nikogo, bo nie przypisuje W.K. żadnych negatywnych cech. Czyli według tej logiki, nawet gdyby W.K. najął bandziora naprawdę, to przecież żadnych negatywnych cech tym czynem by nie okazał. Ciekawy przyczynek do oceny, co dla Zbigniewa Kałużnego, twarzy ZO PZŁ w Szczecinie jest, a co nie jest negatywną cechą osobowościową.

Niełatwe miał W.K. postępowanie przed sądami powszechnymi, bo Sąd Okręgowy w I instancji powództwo oddalił uznając, że materiał dowodowy nie pozwalał na ustalenie, kto z członków koła jako pierwszy rozpowszechnił informację o najęciu bandziora. Zbigniew Kałużny bronił się tym, że informacje o jego pobiciu otrzymał od osoby, która miała go pobić, ale zamiast tego zażądała od niego 1000 zł., za odstąpienie od pobicia. Doprowadzając do zatrzymania osoby, która miał go pobić, Zbigniew Kałużny zeznał, że zatrzymany na jego zapytanie, kto zlecił mu dokonanie tego czynu, wskazał, iż to osoba zamieszkała w Niemczech i prowadząca w Berlinie swoje interesy. Natomiast jak wskazali przesłuchani świadkowie, na zebraniu w kole Zbigniew Kałużny podał wiele innych informacji pozwalających na identyfikacje tej osoby. Podał, że to osoba, która go bardzo dobrze znała z czasów dzieciństwa i że osoba ta była myśliwym, a to kierowało podejrzenie na W.K. Pogubił się jednak przy tym, co innego mówiąc kolegom, a co innego przed sądem i prokuratorem. Nie przewidywał zapewne, że jego relacje będą kiedykolwiek porównywane.

W.K. zaskarżył ten wyrok i sprawą zajął się Sąd Apelacyjny w Szczecinie. Sąd ten uznał, że nie ulega wątpliwości, że naruszenie dóbr W.K. nastąpiło, a odmienny pogląd Sądu Okręgowego nie może znaleźć akceptacji. Sąd Apelacyjny nie podzielił argumentacji Sądu Okręgowego, że nie można ustalić, kto pierwszy z członków koła rozpowszechnił informację, że W.K. zlecił dokonanie przestępstwa na Zbigniewie Kałużnym, bo to właśnie ten ostatni na zebraniu koła przedstawił informację o usiłowaniu przestępstwa, danych dotyczących zleceniodawcy, szczególnie, że wprost sugerował, że osobą zleceniodawcy jest W.K. Sąd stwierdził, że podanie do wiadomości innych osób, że określona osoba, w tym przypadku W.K., narusza porządek prawny, za pomącą przestępstwa podejmuje się rozwiązania swoich problemów i tak samo postępuje wobec nieprzychylnych jej ludzi, naraża na utratę szacunku i zaufania, ogólnie powoduje, że osoba ta nabywa tzw. złą sławę, a więc wypowiedzi Zbigniewa Kałużnego naruszały dobra osobiste W.K.

Postępowanie w tej sprawie toczyło się jak to bywa w naszych sądach długo, żeby w dniu 1 lipca 2009 r. zakończyć się wyrokiem, który przytaczam w jego najważniejszej części:

..."nakazuje Zbigniewowo Kałużnemu zamieszczenie na własny koszt w jednym z dwóch najbliższych wydań czasopisma Brać Łowiecka przeprosin następującej treści: Zbigniew Kałużny przeprasza W.K. za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji o tym, że W.K. zatrudnił osobę która miała pobić Zbigniewa Kałużnego"...

Wyrok jest prawomocny, a powyższe ogłoszenie ukazało się w Nr 10/09 Braci Łowieckiej. Sprawa się zakończyła i sprawiedliwość zatriumfowała. Pozostają jednak pytania bez odpowiedzi. Jak to jest możliwe, żeby w jednym tylko zarządzie okręgowym dwie prominentne osoby przegrywały postępowania sądowe o ochronę dóbr osobistych. Przegrywały zaś, albo okazując się osobą, która dobra te narusza bezpośrednio, jak Zbigniew Kałużny, albo jak Janusz Marciniak naruszenia takie bezpodstawnie zarzuca szeregowemu myśliwemu, wobec którego tylko na podstawie statutowych uregulowań wewnątrzorganizacyjnych, winien ją cechować obowiązek pomocy i wzorowa postawa etyczna i koleżeńska. Biorąc pod uwagę, że w obu sprawach przegrywały osoby funkcyjne, a wygrywali szeregowi członkowie PZŁ, to zasadnym staje się pytanie, kto i dlaczego funkcje Januszowi Marciniakowi i Zbigniewowi Kałużnemu powierzał. Choć od dwóch lat skandaliczne zachowania tych działaczy są publicznie znane, pozwolono im dalej reprezentować PZŁ. Ani Zarządu Okręgowego, ani Okręgowej Rady Łowieckiej w Szczecinie to nie raziło. Widać takie postawy są w tym okręgu akceptowane.

A jak nie mają być akceptowane, jak są w Zrzeszeniu regułą. Jak Witold Maziarz oskarżył członków organów PZŁ w Szczecinie o niegodne członków PZŁ działania, to organa dyscyplinarne PZŁ natychmiast rozpoczęły przeciw niemu postępowanie dyscyplinarne, a prezes GSŁ Zygmunty Jabłoński osobiście złamał procedurę zapisaną w Regulaminie postępowania dyscyplinarnego, żeby Witoldowi Maziarzowi zmienić zasądzoną karę zawieszenia, na wykluczenie z PZŁ. Teraz, kiedy okazuje się, że osoby funkcyjne w tym samym okręgu PZŁ pomawiają szeregowych członków, to żaden organ dyscyplinarny PZŁ nawet nie zająknie się, że postępowanie działacza jest niegodne i narusza zasady etyki i koleżeństwa obowiązujące podobno w Zrzeszeniu. To kolejny przykład, że rzecznicy dyscyplinarni i sądy łowieckie są narzędziami władzy osób funkcyjnych nad szeregowymi członkami, a to przecież powinien być pierwszy argument za eliminacją sądów łowieckich z naszego Zrzeszenia. Sędzia Zygmunt Jabłoński nie powinien pisać swoich dyrdymałów na temat chlubnej historii sądów łowieckich sięgających 1936 r., bo dzisiaj sam przykłada się do tego, żeby tę chlubną historię trwonić kompromitującymi działaniami swoimi, swoich podwładnych i rzeczników dyscyplinarnych.