Poniedziałek
05.04.2010
nr 095 (1709 )
ISSN 1734-6827
Redaktorzy piszą
Afera zajęcza, cz.2 autor: Stanisław Pawluk
W poprzednim odcinku opisałem genezę powstania tzw. w lubelskim „afery zającowej”. Pokazałem także, że żaden z organów PZŁ nie zainteresował się wykazanymi przypadkami, a nawet uruchomiono wszystkie siły i środki, aby wykazać, jaki tenże związek pod TYM szefostwem jest wspaniały i czysty. Nikomu nie przyszło do głowy, aby na szkoleniach, na które zazwyczaj podporządkowane są wpajaniu zasad wierności i lojalności swoim władzom, choć parę słów powiedzieć o konieczności prowadzenia właściwej gospodarki łowieckiej i strzelania tylko tyle zwierzyny, na ile zezwalał zatwierdzony plan łowiecki.

Wystarczyło przecież, aby do świadomości łowczych w kołach wprowadzono zasadę, iż liczba odstrzelonych zwierząt nie może przekraczać liczby zwierzyny planowanej. Mówiąc krótko: wpojenie zasady, że nie wolno uprawiać fikcji, zadziałałby profilaktycznie i o „aferze zającowej” mowy by dzisiaj nie było. Władze Związku i jego organa winne swoimi statutowymi działaniami objąć opieką swoich członków i uchronić ich przed konsekwencjami łamania prawa. Tymczasem komisje rewizyjne w kołach zajęte były wystawianiem certyfikatów wspaniałości swoim zarządom, komisje okręgowe chwaliły swoich kolegów z zarządów okręgowych, a Ryszard Gierliński wraz z GKR zajęty był wybielaniem dochodzenia prokuratorskiego przeciw dr Blochowi, a poźniej odczarowywaniem uzasadnienia Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która dokonywała umorzeń przestępstw z powodu przedawnienia poczynionych przez członków ZG PZŁ. Nikt nie miał czasu ani ochoty zatroskać się o stan zwierzyny i szarych członków Zrzeszenia.

W roku 2008 komendantem Państwowej Straży Łowieckiej w Lublinie został łowczy Koła Łowieckiego nr 5 „Dąbrowa” Stefan Kowalewski, pragnący do swojej grupy inwalidzkiej dorobić na etacie z samochodem służbowym i pistoletem noszonym u pasa. Nowy szeryf wziął się ostro do pracy, bo zapragnął wykazać się efektami. Na portalu łowieckim zamieszczony był akurat felieton poruszający sprawę przekraczania planów odstrzału zajęcy. Ten to właśnie gatunek zwierzyny pozostawał w szczególnym zainteresowaniu felietonisty. Był – jak to się zwykło mówić –„konikiem” autora. Nowy łowczy okręgowy Marian Flis został zapytany, czy ZO interweniował w sprawie przekraczania planów łowieckich. Na zapytanie odpisał, że w poprzednich sezonach żadne interwencje podejmowane nie były natomiast w sezonie 2007/08 podjęto interwencje w stosunku do Kół Łowieckich o numerach 93, 91, 54, 44, 52, 9, 38, 43, 69, 1, 36 i 47. Na czym polegały owe "interwencje" Marian Flis nie napisał. Stefan Kwalewski poszedł dalej. Wymusił od nadleśnictw szczegółowe sprawozdania oparte na planach rocznych ile i jakiej zwierzyny planowano, a ile odstrzelono. Marek Barszczyk jedyny biegle radzący sobie z technikami komputerowymi strażnik PSŁ w Lublinie został obarczony wykonaniem analizy otrzymanych danych. Wraz ze specjalnie zaangażowanym do tego celu stażystą, w trudzie i znoju pozyskiwali dane ile, jakiego rodzaju zwierzyny, na jakim obwodzie i w którym kole łowieckim, odstrzelono ponad dozwoloną liczbę. Przy okazji okazało się także, że obowiązany do ścigania przestępstw łowieckich komendant Stefan Kowalewski jako łowczy Koła Łowieckiego nr 5 "Dąbrowa" także dopuścił do przekroczenia ilości pozyskanej zwierzyny.

Wyniki analiz zaskoczyły nie tylko Stefana Kowalewskiego, który jako łowczy koła także mógł zostać pociągnięty za przestępstwo z art. 52 pkt 5 Prawa Łowieckiego. Okazało się, że na podstawie niepełnych danych za trzy ostatnie sezony łowieckie, kwota należnego skarbowi państwa ekwiwalentu za zwierzynę nielegalnie pozyskaną na terenie województwa lubelskiego przekracza 4 miliony złotych! Zaś największe przekroczenia, a więc i należności występują w kołach o największym nasyceniu różnej maści Zrzeszeniowych VIP-ów i ludzi wpływowych. Skala „afery” przeraziła także innych urzędników władz wojewódzkich, które nie bardzo wiedziały co ze sprawą zrobić. Pojawiły się teorie, w tym także wyrażane przez Zofię Chrempińską z Ministerstwa Środowiska, że nie stanowi przestępstwa, a więc nie należny będzie także ekwiwalent od planów przekroczonych na polowaniach zbiorowych.

W tej sytuacji, Urząd Wojewódzki spowodował wykonanie opinii prawnej najbardziej kompetentnej instytucji w sprawach należności Skarbu Państwa, czyli Prokuratorii Generalnej. Ta nie pozostawiła złudzeń i orzekła, że ekwiwalent należy się w każdej sytuacji, gdzie liczba dozwolona do odstrzału została w kole przekroczona. Wkrótce także okrzepła świadomość, że zawarte w Prawie Łowieckim magiczne stwierdzenie „kto sprawując zarząd z ramienia dzierżawcy (…) zezwala (…) na przekroczenie zatwierdzonego w planie łowieckim pozyskania zwierzyny” nie wymaga ostentacyjnego zezwolenia wypowiedzianego dobitnie i wyraźnie, ale jest nim także nie podjęcie działań zabezpieczających przed takim przekroczeniem, nie przeciwstawienie się przekroczeniu itp. Do świadomości myśliwych dotarło także, że jest to przestępstwo formalne, które powstaje z chwila przekroczenia danej dozwolonej liczby i dla jego zaistnienia nie jest wymagana wola osoby popełniającej dany czyn.

W środowisku myśliwych lubelskich zawrzało. Zaczęto przewidywać rychły koniec niektórych kół, a na Państwową Straż Łowiecką, a zwłaszcza jej komendanta posypały się gromy miotane niemal na wszystkich zbiorowych polowaniach, przy okazji spotkań w sklepach myśliwskich, czy na różnego rodzaju spotkaniach w ZO. Towarzyskie spotkania w małych grupach także zaczynały i kończyły się tematem przekroczonych planów i działań komendanta Stefana Kowalewskiego. Komendant Państwowej Straży Łowieckiej niemal we wszystkich ujawnionych sprawach kierował zawiadomienia do prokuratur. Z jakich powodów, mając uprawnienia wnoszenia i popierania aktów oskarżenia w sprawach o przestępstwa łowieckie wynikłe z ustawy, zaniechał tych działań, można się jedynie domyślać. Sobie pozostawił liczne wycieczki w tzw. teren, gdzie w siedzibach zarządów okręgowych w Zamościu, Chełmie, Białej Podlaskiej i Warszawie dokonywał przesłuchań łowczych i prezesów kół łowieckich - świadków w sprawach przekroczeń. Kolejne wycieczki, to wielokrotne wyjazdy do prokuratur w Białej podlaskiej, Parczewie, Radzyniu, Lubartowie, Chełmie, Puławach, Rykach, Opolu Lubelskim, Zamościu i innych. Jednym słowem generowano koszty, których celem było.... osiągnięcie umorzeń w kolejnych sprawach. Najwyraźniej przedstawiciel Skarbu Państwa, pracownik Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie nie był zainteresowany wynikami postępowań innymi niż umorzenie, nie dające żadnych wpływów do kasy państwa, choćby na pokrycie tych wycieczek, diet i innych kosztów związanych z licznymi podróżami pojazdem służbowym oraz po prostu pensji komendanta i jego podwładnych.

W jaki sposób Państwowa Straż Łowiecka reprezentowała Skarb Państwa dowiemy się w następnym odcinku, w czwartek 8 kwietnia.