Poniedziałek
26.07.2010
nr 207 (1821 )
ISSN 1734-6827
Redaktorzy piszą
Byłem delegatem na zjazd w Gdańsku autor: Piotr Gawlicki
Jak czytelnicy dziennika i portalu "Łowiecki" wiedzą, kolejny już raz byłem delegatem na Okręgowy Zjazd PZŁ w Gdańsku. W tym roku miejscem Zjazdu była Gdynia, gdzie delegaci spotkali się w niedzielę 18 lipca, w sali kina "Grom" na Oksywiu, kilkadziesiąt metrów od bramy wjazdowej do Portu Wojennego. Po fali upałów, zakończonej ulewnym deszczem i burzą w sobotę, w niedziele było już czym oddychać, a wygodna sala pozwalała obradować w dobrych warunkach. Rozpoczęcie Zjazdu planowano na godzinę 10:00 i tak też go rozpoczęto sygnałem "Za zbiórkę" granym przez Zespół Muzyki Myśliwskiej „Hubertus”. Następnie "Darz Bór" i wprowadzenie sztandaru ORŁ w Gdańsku. Sztandar ZO PZŁ w Gdańsku już stał na scenie obok stołu dla prezydium.

Wszyscy delegaci otrzymali wcześniej sprawozdania ustępujących organów okręgowych oraz projekty porządku i regulaminu obrad, skąd było wiadomo, że Zjazd otworzy prezes ustępującej ORŁ Marek Gorski i tak się stało. Powitał wszystkich, w tym gości wymieniając ich z imienia i nazwiska. Z organów krajowych PZŁ na zjazd przyjechał Główny Rzecznik Dyscyplinarny Tadeusz Andrzejczak oraz kier. działu prawnego ZG Marcin Pasternak. Następnym punktem obrad miało być przyjęcie przez Zjazd porządku obrad, ale prezes ORŁ zarządził, że głos zabiorą teraz goście, a nie będą już potem występować. Przyznam, że była to racjonalna decyzja, bo po wystąpieniach wszystkich gości Zjazdowi pozostawały tylko działania merytoryczne i wystąpienia gości nie przerywały potem obrad, co na poprzednich zjazdach było raczej irytujące. Po dłuższych lub krótszych wystąpieniach m.in. przedstawiciela Dyrektora RDLP, przedstawiciela Urzędu Marszałkowskiego, przedstawiciela PSŁ i kierownictwa Związku, z których najdłuższe posłanie w imieniu ZG PZŁ wygłosił GRD Tadeusz Andrzejczak, prezes ORŁ przystąpił do uchwalenia porządku obrad. Tak jak rok temu, z propozycjami do przekazanego delegatom projektu zgłosił się tylko jeden delegat, czyli ja.

Moje propozycje miały na celu takie skonkretyzowanie i zracjonalizowanie punktów proponowanego porządku obrad, żeby uzyskać oszczędności czasowe i pomóc delegatom w dokonaniu wyborów członków organów PZŁ. Zaproponowałem, żeby zmniejszyć liczbę komisji Zjazdu z 4 do 3, poprzez połączenie komisji mandatowej i wyborczej, bo ta druga pracuje już po zakończeniu działania komisji pierwszej, co skróciłoby czas na wybory członków tych komisji. Zasugerowałem również, żeby przed przestawieniem sprawozdania prezesa ORŁ wprowadzić punkt pozwalający delegatom zadać pytania do znanych im przecież sprawozdań, dzięki czemu przedstawiający sprawozdanie mógłby od razu wyjaśniać to, co szczególnie delegatów interesuje, a nie powtarzać to, co wszyscy dostali na piśmie. Jako trzecią zgłosiłem propozycje, żeby panel dyskusyjny po zgłoszeniu kandydatów do ORŁ i na zjazd krajowy, poświęcić tylko na ich wystąpienia w dyskusji, co dawałoby delegatom możliwość poznania osób, na które przyjdzie im głosować. Jak można się domyślić, szczególnie ta trzecia propozycja była zbyt radykalna. Prezesa ORŁ zawnioskował odrzucenie wszystkich tych poprawek, uzasadniając, że na poprzednich zjazdach były 4 komisje, to po co to zmieniać, a w swoim sprawozdaniu przedstawi więcej niż było w formie pisemnej dostarczonej delegatom, więc nie trzeba sprawozdania poprzedzać pytaniami. Sala poparła prezesa i następnie uchwaliła porządek obrad zgodny z projektem ORŁ.

Trzecim punktem porządku obrad, który też zamierzałem podważać, była prezentacja medialna dorobku PZŁ w formie filmu, bo po co delegatom zabierać czas projekcją, której adresatami powinny być szerokie rzesze społeczeństwa, ale wiedząc, że nie ma żadnych szans na wykreślenie tej pozycji gloryfikującej dokonania PZŁ pod obecnym kierownictwem, sprawy nie podnosiłem. Tak jak się spodziewałem, zobaczyliśmy sielankowy obraz jak jest dobrze i jakie osiągnięcia ma PZŁ. Szczególnie zapamiętałem rozczulający obraz dobrych myśliwych, którzy w pogodną jesienną pogodę, w pełnym słońcu przywożą pod las worki ze zbożem, a wataha dzików plącze się im między nogami, czekając aż można się będzie dobrać do wysypywanego z worków na kupę ziarna. Zdjęcia kręcone albo w zagrodzie dziczej, albo w ZOO, pokazywane przeciwnikom łowiectwa, byłyby znakomitą pożywką do komentarza, że realizując podobno szczytny cel redukcji nadmiaru dzików zagrażających polskim rolnikom, w rzeczywistości strzelamy do oswojonych jak psy miłych świnek, które workami dokarmiamy, kiedy las pełen jest pożywienia i które na widok myśliwych same biegną do nich, wchodząc pod lufy, z których zaraz zostaną zabite. Ten obraz był znakomitą ilustracją do głównej tezy mojego artykułu w dzienniku "Łowiecki" co zresztą wskazałem w dyskusji z trybuny zjazdowej, jako typowy przykład błędnego i szkodliwego przekazu, jakim PZŁ próbuje docierać do opinii publicznej z argumentami nt. łowiectwa.

Po prezentacji filmu, Marek Gorski pogubił się w realizacji porządku obrad, bo zamiast zająć się regulaminem obrad ogłosił, że jak już mamy przyjęty regulamin obrad, to zaczynamy wybierać przewodniczącego Zjazdu. Na sali zaczęły podnosić się głosy, że coś jest nie tak i jeden z delegatów zwrócił się do prezesa, że przyjęty, to my mamy porządek obrad, co prezes odebrał, że się przejęzyczył, przeprosił i .... kontynuował wybory przewodniczącego, przedstawiając kandydaturę proponowaną przez ORŁ. Szum na sali zrobił się jeszcze większy i dopiero krzyki delegatów głośno przypominające, że regulamin obrad nie został przyjęty, przerwał wybór przewodniczącego. Z uwagami do projektu regulaminu zgłosiłem się tylko ja, podważając dwa jego punkty. Pierwszy, który dokładnie opisywał, kto może być gościem zjazdu, powinien być po prostu przepisaniem § 121 statutu PZŁ, a przepisano go błędnie, pomijając jednych (członkowie honorowi PZŁ), a dopisując innych (np. członkowie zespołu ORD). Wskazałem, że jeżeli statut coś jednoznacznie stanowi, to Zjazd nie może przyjmować tego samego w zmienionej wersji, bo łamie tym zapisy statutu. Druga moją propozycją było usunięcie z regulaminu zapisu w brzmieniu "Obowiązkiem każdego delegata jest stała obecność na sali przez cały czas trwania obrad zjazdu". Wskazałem, że pomijając już bezsensowność takiego zapisu, przyjęcie go przez Zjazd stworzy sytuację, że wyjście do toalety delegata, albo komisji skrutacyjnej w celu liczenia głosów, będzie formalnie przewinieniem łowieckim w rozumieniu § 137 statutu PZŁ, bo nastąpi naruszenie uchwały organu Zrzeszenia, jakim jest zjazd. Odwołałem się do obecnych na sali Kolegów Tadeusza Andrzejczaka i Marcina Pasternaka, że powinni poprzeć te zmiany, żeby nie zostawiać w dokumentach Zjazdu takich kwiatków. Beskutecznie, bo prezes ORŁ Marek Gorski zaproponował głosowanie nad odrzuceniem tych propozycji i przyjęcie regulaminu bez zmian do jego projektu, co sala zaakceptowała.

Prezes ORŁ kontynuował wybór przewodniczącego Zjazdu, a ponieważ z sali nie padła żadna dodatkowa kandydatura, wybrano osobę, zaproponowaną przez ORŁ. Jak się później okazało, wybór przewodniczącego Zjazdu okazał się chybiony, bo przewodniczący nie dawał sobie rady, mylił się, nie potrafił zorganizować liczenia głosów i w konsekwencji obrady niepotrzebnie się przeciągały, co zresztą nie było tylko moją opinią, ale również prominentnych działaczy okręgu, których nazwisk nie będę przytaczał, bo po co przysparzać im problemów, tylko dlatego, że po prostu mieli rację. Przewodniczący zaproponował kandydatury 2 swoich zastępców oraz wbrew co dopiero przyjętemu regulaminowi obrad, dwóch sekretarzy obrad. Kandydatur z sali nie zgłoszono i przewodniczący chciał już przystąpić do głosowania, ale głośno zaprotestowałem, bo wybór dwóch sekretarzy obrad był jawnym naruszeniem § 120 ust.8 statutu PZŁ, który nakazuje wybór tylko 1 sekretarza. Nie zrobiło to jednak żadnego wrażenia ani na przewodniczącym, ani na żadnym z gości z Warszawy, co tylko ugruntowało moje przekonanie, że przestrzeganie statutu PZŁ jest tylko dla maluczkich, a na pewnym poziomie organy i ich działacze mogą traktować statut PZŁ instrumentalnie, wg własnego widzi mi się.

Wybrane 5-osobowe prezydium zjazdu zaprosiło do swojego stołu prezesa ustępującej ORŁ, również delegata na ten Zjazd oraz vice prezesa ustępującej ORŁ Kazimierza Piankowskiego, któremu nie udało się w kole otrzymać mandatu delegata, więc na Zjeździe nikogo nie reprezentował. Oczywiście do stołu prezydialnego zaproszono Tadeusza Andrzejczaka i Marcina Pasternaka, ale przecież nie wypadało, żeby siedzieli wśród szeregowych delegatów. Pewnym zaskoczeniem były wybory członków komisji zjazdowych, bo w przeciwieństwie do poprzednich zjazdów, organa nie przygotowały list z propozycjami kandydatów do komisji. Wszystkich członków komisji zgłaszali delegaci z sali i nie było to ustawione. Ponieważ do wyboru, jeszcze bez komisji skrutacyjnej, było 18 osób, zgłaszanie szło jak po grudzie i można było wtedy docenić propozycję, żeby komisji tych było mniej. Ale cóż, w końcu wymęczono tych 18 kandydatów, wśród których znalazła się również moja osoba, niespodziewanie i niezapowiedzianie zgłoszona przez jednego z delegatów, do komisji uchwał i wniosków. Ponieważ forma głosowania na całą komisje wykluczała możliwość eliminacji jakiegokolwiek kandydata, znalazłem się w 10 osobowej komisji, która ukonstytuowała się na zapleczu głównej sali i powierzono mi obowiązki sekretarza komisji. Pewnie dlatego, że dawałem gwarancję porządnego przygotowania projektu na komputerze, a nie jak w latach poprzednich, kiedy mozolnie ręcznie przepisywano wnioski delegatów na kartkę papieru z uchwałą. Komisja za aprobatą łowczego okręgowego Piotra Ławrynowicza, również członka tej komisji, była zgodna, że nie przeprowadza żadnej selekcji zgłoszonych wniosków do uchwały i wszystkie przedstawia Zjazdowi, co niektórym delegatom podczas głosowania uchwały nie bardzo się podobało, bo oczekiwali, że najbardziej radykalne wnioski zostaną przez komisje uwalone i nie będą czytane na sali obrad.

Po przedstawieniu sprawozdania ORŁ przez jej prezesa rozpoczęła się dyskusja i delegaci przynosili do komisji uchwał i wniosków swoje propozycje do uchwały, które wprowadzałem do projektu uchwały zjazdowej, wpisując je w brzmieniu jaki nadali swojemu wnioskowi delegaci. W tej części dyskusji zadałem kilkanaście pytań do sprawozdań, z których kilka wzbudziło konsternację wśród autorów tych sprawozdań. Zapytałem np. prezesa ORŁ o to, co ORŁ robiła na 13 swoich posiedzeniach, jeżeli spotykała się podczas kadencji 30 razy, a podjęła tylko 17 uchwał oraz dlaczego nie otrzymałem odpowiedzi od ORŁ pytając przed zjazdem o tematykę poszczególnych uchwał, co interesowało mnie jako delegata na poprzedni i obecny zjazd. Na pierwsze pytanie odpowiedzią było, że mimo nie podejmowania uchwał rada miała dużo do przedyskutowania, a na drugie, że ponieważ zapytanie nadeszło drogą email’ową, a nie pocztą zwykłą, potraktował je jako niebyłe, choć przyznał, że się z nim w sekretariacie zapoznał. Na pytanie, kto prowadzi kasę okręgu, gdzie jest trzymana gotówka i dlaczego stan gotówki w kasie na dzień 31 grudnia 2009 r. wynosił aż 27,5 tysiąca zł., łowczy okręgowy wytłumaczył, że to pieniądze od myśliwych niezrzeszonych, którzy wpłacili do kasy składkę PZŁ. Jeżeli tak rzeczywiście było, to w ostatni dzień 2009 r. pojawiło się w biurze okręgu około 100 myśliwych niezrzeszonych i wszyscy gotówką wpłacili składkę i pewnie nie było kogo posłać do banku z tymi pieniędzmi. Gdzie te pieniądze przeleżały Sylwestra i Nowy Rok odpowiedzi nie było, ani też odpowiedzi na pytanie, jakie maksymalne pogotowie kasowe dopuszczane jest w ZO i jaki organ to ustalił.

Pominę inne, mniej znaczące pytania, m.in. dotyczące uchwały zjazdu z 2005 r., która w częściach nie została zrealizowana i wspomnę o jeszcze jednym moim pytaniu, które wzbudziło pewne zamieszanie. Na poprzednim zjeździe od jednego z delegatów mogliśmy się dowiedzieć, że prowadzone jest postępowanie sądowe przeciwko grupie działaczy PZŁ i kół łowieckich, oskarżonych o fałszowanie dokumentacji umożliwiającej uzyskanie uprawnień łowieckich, co organa okręgowe miały „zamiatać pod dywan”. Minęło 5 lat, ale w sprawozdaniach ORŁ nie znalazło się ani słowo o tym postępowaniu. Delegaci powinni wiedzieć, czy ta bulwersująca sprawa została w sądzie powszechnym zakończona. Czy zarzuty potwierdziły się i wobec których osób i czy ORD wszczął postępowanie wobec tych osób, które uznane zostały za winne. Z bardzo ogólnikowej odpowiedzi łowczego okręgowego wynikało, że sprawa się zakończyła, nikogo nie ukarano oraz, że sąd oświadczył, że żaden z oskarżonych nie powinien znaleźć się na ławie oskarżonych, czyli wszystko w porządku. Nie polemizowałem z tym, ale czytelników poinformuję, że po 6 latach postępowania, z 10 oskarżonych 1 zmarł, a prawomocnie 4 uznano za winnych oraz 4 uniewinniono. Uznanym za winnych warunkowo zawieszono postępowanie na czas próby 1 roku, obciążając świadczeniem pieniężnym od 500 do 2,000 zł., na rzecz Fundacji Pomocy Ofiarom Przestępstw. Wobec dziesiątego oskarżonego toczy się powtórnie postępowanie w I instancji, bo sąd odwoławczy uznał jego apelację, kierując sprawę do powtórnego rozpoznania. Czy ORD wobec uznanych za winnych podpisywania zaliczenia fikcyjnych stażów w kołach, postępowania dyscyplinarne wdrożył, tego nie wiem, bo na to pytanie nikt nie odpowiedział, ale biorąc pod uwagę pozycję w PZŁ tych uznanych za winnych, postępowanie dyscyplinarne im nie grozi. Nie pisze tego, bo zależy mi na ich ukaraniu przez sąd łowiecki, bo jestem za natychmiastowym skasowaniem sądownictwa łowieckiego w Związku, ale jak się dowiaduję, że postępowanie dyscyplinarne wdrożono wobec dwóch członków zarządu jednego z kół w innym okręgu, mających postawiony zarzut głosowania podczas posiedzenia zarządu za zwołaniem sprawozdawczo-wyborczego WZ członków koła na dzień 22 maja, a nie na 16 maja, czym mieli naruszyć uchwałę NRŁ, nakazującą dokonanie wyboru delegatów do 15 maja, to głośno będę piętnował takie sytuacje. Prezes koła głosujący w tym kole za 16 maja sprawy dyscyplinarnej nie ma, choć ta data też naruszała w/w uchwałę WZ, ale on trzyma z działaczami z okręgu i wspólnie tępią pozostałych członków zarządu. Więcej o tej sprawie już niedługo w dzienniku "Łowiecki".

W dyskusji, która generalnie o jakichkolwiek zmianach w PZŁ nie wspominała, zaskoczyły mnie wypowiedzi trzech delegatów, dotychczas na zjazdach nie słyszane. Jeden z delegatów domagał się powołania na szczeblu krajowym zespołu zajmującego się szerokim określeniem roli łowiectwa i myśliwego we współczesnym świecie, dla zmiany na pozytywny naszego wizerunku w społeczeństwie oraz postulował wydawania przez ORŁ periodycznej informacji w formie biuletynu o podejmowanej tematyce prowadzonych pracach, planach pracy, podejmowanych uchwałach, itp. Postulaty, pod którymi podpisałbym się obiema rękami, zostały jednak przez Zjazd odrzucone, bo negatywnie o nich wypowiedział się prezes ORŁ Marek Gorski. Drugi delegat postulował opracowanie w okręgu programu pomocy kołom w zakładaniu stron internetowych, dla lepszej prezentacji tego, co łowiectwo robi dla środowiska naturalnego oraz proponował, żeby komunikaty i korespondencja ZO do kół była rozsyłana drogą email'ową, co oprotestował łowczy okręgowy Piotr Ławrynowicz i propozycje te zostały również odrzucone. Trzeci delegat, który może najbardziej mnie zaskoczył, to nadleśniczy Nadleśnictwa Wejherowo Janusz Mikoś, który zaproponował ..."uproszczenie obowiązujących i ciągle zmieniających się zasad selekcji jeleniowatych, ponieważ nie posiadają one wiarygodnych podstaw naukowych i nie przynoszą, jak pokazuje historia, żadnych efektów hodowlanych".... Nie wypadało osoby zgłaszającej ten wniosek zlekceważyć, więc wpierw Piotr Ławrynowicz zgłosił, żeby usunąć słowa "nie posiadają one wiarygodnych podstaw naukowych", a następnie prezydium podpowiedziało przewodniczącemu komisji uchwał i wniosków czytającemu projekt uchwały, żeby jeszcze bardziej skrócić wniosek stawiając kropkę po słowie jeleniowatych i tę propozycję Zjazd uchwalił. Osoba na takim stanowisku jak nadleśniczy Nadleśnictwa Wejherowo potwierdziła, że cała ta selekcja osobnicza w Związku to lipa. Widać, że kropla drąży skałę!

Jak można się było domyślać, najbardziej radykalne wnioski padły z mojej strony, ale nie znalazły zrozumienia delegatów, którzy praktycznie jednogłośnie odrzucili następujące trzy propozycje
  1. Zjazd Okręgowy w Gdańsku postuluje przywrócenie sądownictwu łowieckiemu roli, jaka została mu nadana w 1936 r. jako sądownictwa koleżeńskiego i rezygnację z wprowadzonego, w latach 50-tych ub. wieku pojęcia przewinień łowieckich, będących naruszeniem przepisów, pozostawiając to państwowym organom ścigania.
  2. Zjazd Okręgowy w Gdańsku postuluje likwidację selekcji osobniczej w ustawie, a zanim ustawa zostanie zmieniona, zaniechania ocen trofeów oraz powstrzymanie się PZŁ od karania myśliwych za wykonane odstrzały.
  3. Zjazd Okręgowy w Gdańsku postuluje objęcie selekcją populacyjną odstrzału zwierzyny w określonych przedziałach wiekowych, za co odpowiadałyby koła łowieckie wobec nadleśnictw, a nie indywidualni myśliwi wobec PZŁ.
Przeszły za to w głosowaniu pozostałe dwie moje propozycje. Pierwsza zobowiązywała okręgową radę łowiecka i zarząd okręgowy do przygotowania programu przedstawiającego łowiectwo jako najbardziej proekologiczną formę obrony środowiska naturalnego, dla odbudowy zaufania do łowiectwa wśród społeczeństwa Ziemi Gdańskiej, a w szczególności wśród środowisk organizacji ekologicznych, a druga zobowiązywała ORŁ do publikowania na stronie internetowej okręgu, tematyki swoich uchwał, kolejno numerowanych, tak jak robi to NRŁ na stronie www ZG PZŁ. Zainteresowani mogą poznać całą uchwałę Zjazdu w Gdańsku.

Największa satysfakcję z dyskusji zjazdowej miałem po wypowiedzi Wojciecha Kraińskiego, który zaatakował opublikowany na 3 dni przed Zjazdem mój artykuł Jak musi się zreformować PZŁ. Nie podając ani jednego argumentu przeciwko tezom tego artykułu, zmieszał z błotem jego autora, dziwiąc się członom koła, że wybrali go na delegata i przyznając, że autor tego tekstu jest zakałą Związku. Twardo żądał odcięcia się Zjazdu od tego artykułu i nie dał się przekonać głosowi innego dyskutanta, że to wycieczki osobiste rozgrywane na Zjeździe i podważanie wolności słowa w głoszonych poglądach. Poddane pod głosowanie krytyczne stanowisko wobec tez w/w artykułu poparło 33 delegatów, 17 było przeciw i kilkunastu wstrzymało się od głosu. Pozostali do liczby 116 delegatów zdążyli do tego czasu zjazd opuścić, wbrew kategorycznemu zakazowi opuszczania sali, uchwalonemu w regulaminie Zjazdu. Głosowanie stanowiska wobec artykułu prasowego wskazuje, że delegaci artykuł ten znali, z czego najbardziej się cieszę. To, że odrzucili takie zmiany w Związku, żeby członkowie chcieli, a nie musieli być jego członkami, to, że nie chcą jawności i demokratyzacji Związku oraz odpowiada im obecna polityka informacyjna społeczeństwa nt. łowiectwa, świadczy, jak głęboko zakorzenione jest w nich przeświadczenie, że jest pięknie, a przyszłość jawi się tylko w różowych kolorach. Obecne kierownictwo Zrzeszenia ma się więc z czego cieszyć, ale ja na ich miejscu byłbym zmartwiony, że uchwała ta nie została przyjęta jednogłośnie. Ci głosujący przeciw i wstrzymujący się od głosu, to potencjalny ferment, który zepsuć może dobre samopoczucie rządzących i to już w niedługim czasie.

W trakcie dyskusji przeprowadzane były wybory, w pierwszej kolejności do ORŁ i delegatów na KZD. Już pierwsza tura głosowania o mały włos nie zakończyła się skandalem, choć wpadka była. Po ogłoszeniu przez Komisję Skrutacyjną liczby głosów, które otrzymał każdy z kandydatów w wyborach, Komisja Wyborcza ogłosiła cały skład nowej Okręgowej Rady Łowieckiej i delegatów na Zjazd Krajowy, przyjmując pierwszych z góry wg liczby otrzymanych głosów, nie uwzględniając głosów przeciw wynikających z liczby skreśleń danego kandydata. W ten sposób, przykładowo, ogłoszono członkiem ORŁ osobę, która otrzymała 36 głosów na 107 głosów ważnych, bo komisja wyborcza nie uwzględniła, że osobę tę skreśliło 71 delegatów. Niektórzy delegaci na sali zaczęli coś szemrać, a w prezydium Zjazdu też widać było niepokój. Zdenerwowany Marcin Pasternak opuścił prezydium, podszedł do mnie i oświadczył, że prezydium nie chce go słuchać, że nie wybrano całej ORŁ, bo uważają, że bierze się pierwszych 15 wg liczby otrzymanych głosów i to jest już właściwie wybrana Rada. Przeszliśmy wspólnie do sekretariatu poza salą obrad, gdzie dołączyli do nas członkowie Komisji Wyborczej i prezes Marek Gorski, który twierdził, że wszystko jest w porządku, bo Marcin Pasternak mówi o większości bezwzględnej, a nie o większości zwykłej. Prawdopodobnie przygotowany na takie okoliczności podczas zjazdów, w których miał uczestniczyć, kierownik działu prawnego ZG pokazał prezesowi tekst regulaminu Sejmu, który jednoznacznie tłumaczył, że większość zwykła, to policzenie głosów za i przeciw, których jest więcej. Tłumaczył działaczom gdańskim, że większość, która oni uważają za zwykłą, jest większością względną, nie istniejącą w statucie PZŁ. Zwrócił również uwagę, że w głosowaniu, w którym nie ma głosów wstrzymujących, większość zwykła jest równoważna większości bezwzględnej. Ja ze swej strony pokazywałem na konkretnych przykładach wyników wyborów, że jeżeli kandydat otrzymał 53 głosy, na 107 głosów ważnych, to musiało go skreślić 54 delegatów, a więc nie otrzymał więcej głosów za, niż przeciw i nie został wybrany. Trochę egzotyczny duet przedstawiciela Nowego Światu i uważanego za "opozycjonistę" w Związku, zaprezentował zgodne i zdecydowane stanowisko, co w końcu przyniosło zamierzony rezultat. Po kilku minutach przekonywania, prezes Marek Gorski zaakceptował, że wybory trzeba powtarzać wobec nie obsadzonych miejsc tak, żeby wybrani mieli więcej głosów za niż przeciw.

Żeby wybrać zgodnie ze statutem cała Radę i delegatów na Zjazd Krajowy, musiały odbyć się jeszcze dwie dodatkowe rundy głosowania, a potem wybór członka NRŁ, spośród delegatów na Zjazd Krajowy. Tu dałem plamę, bo głośno gardłowałem, że można wybierać spośród wszystkich delegatów na zjazd okręgowy, ale statut rzeczywiście ogranicza pulę kandydatów, do tych, co już są delegatami na zjazd krajowy. To przepis używany tylko raz na pięć lat i dobrze go nie pamiętałem, przyjmując pochopnie, że ograniczeń w nim nie ma. Przedłużające się wybory spowodowały zakończenie zjazdu dopiero o godzinie 21:15. Nowa ORŁ ukonstytuowała się i wybrała łowczego okręgowego. Prezesem ORŁ został ponownie Marek Gorski, a łowczym okręgowym również ponownie Piotr Ławrynowicz. W momencie kończenia Zjazdu, nie było już Zespołu Muzyki Myśliwskiej „Hubertus”, który po 20 minutowym koncercie dla delegatów po przerwie obiadowej, opuścił Zjazd. Trochę więc smutnie i oby nie złowróżbnie odbyło się wyprowadzenie sztandarów na zakończenie Zjazdu. Po wezwaniu "Sztandar wyprowadzić", poczet sztandarowy wszedł na salę i podszedł do sztandarów na scenie w grobowej ciszy. Ponieważ oba sztandary stały równoważąc się wagowo nawzajem w stojaku, po wyjęciu sztandaru ORŁ, sztandar ZO zwalił się i był ratowany z podłogi przez prezesa ORŁ Marka Gorskiego, a wszyscy w ciszy czekali, aż poczet sztandarowy wróci po drugi sztandar i też go wyprowadzi. Skojarzenia ze znanym ze stycznia 1990 r. zawołaniem Mieczysława Rakowskiego: "Sztandar wyprowadzić", nasuwało się samo.

Na zakończenie jeszcze kilka słów o organizacji i logistyce Zjazdu, w kontekście wypowiedzi na Forum, że w niektórych okręgach było z tym tragicznie. Organizatorom Zjazdu w okręgu gdańskim trudno byłoby coś zarzucić w tym względzie. Sala obrad duża, wygodna i odporna na upał, szkoda że bez blatów na dokumenty, ale nie wymagajmy za dużo, jak byliśmy w kinie. Oddzielne pomieszczenie oraz specjalne miejsca na sali obrad na prace każdej komisji zjazdowej zostały zabezpieczone i wyraźnie opisane tablicami informacyjnymi, tak samo jak inne pomieszczenia oraz miejsca przy stole prezydialnym z wyraźnymi tablicami z imieniem i nazwiskiem lub funkcją. Sekretariat prowadzony przez dwie panie: Zosię i Małgosię z biura okręgu działał bez zarzutu, dokumenty tworzono na komputerze szybko i sprawnie, była woda do picia, a ci, którzy nie mogli się obyć bez kawy otrzymywali ją na każde zawołanie. Jedyne zastrzeżenie można mieć do wielkości jadalni i obsługi obiadu dla delegatów, bo trzeba było spożywać posiłek w dwóch grupach, czego delegatom nie przekazano wcześniej, a delegatów obsługiwały tylko dwie kelnerki, co przerwę obiadową wydłużyło do przeszło 2 godzin.

Wprawdzie oficjalnie nie widać woli zmian w Zrzeszeniu, ale opisane wyżej niektóre wypowiedzi delegatów oraz ich nieformalne stanowiska wyrażane w dyskusjach kuluarowych wskazywały, że co najmniej część z nich dostrzega zagrożenia i nie odcina się ostentacyjnie od stanowiska, którego nie można jeszcze uznać za akceptowalne w PZŁ. Wprawdzie wciąż zbyt wolna, ale widoczna jest ewolucja poglądów na kluczowe dla Związku sprawy, co mogę stwierdzić na podstawie zachowań i przebiegu kolejnych zjazdów okręgowych, w których brałem udział jako delegat.