Poniedziałek
06.02.2006
nr 037 (0190 )
ISSN 1734-6827
Redaktorzy piszą
Model a zwierzyna drobna autor: Piotr Gawlicki
Artykuł redaktora Łowca Polskiego w nr 02/06 opisuje sukcesy koła łowieckiego w Austrii, które na 2300 ha posiada 5000 zajęcy, z czego rocznie pozyskuje 40% na polowaniach w kotły o rozkładach ponad 1000 sztuk w ciągu dnia. Zagęszczenie zająca rzeczywiście imponujące, bo prawie 220 sztuk na 100 ha, a więc dziesięciokrotnie więcej niż zagęszczenie w najlepszych polskich łowiskach przywołnych kilka stron dalej w tym samym numerze ŁP. Ma więc czym się chwalić 23 członków tego austriackiego koła, które zaprosiło na polowanie Andrzeja Wierzbieńca, a ten wszystko opisał, uatrakcyjnił swoimi fotografiami, a czytelnikom przekazał kilka refleksji, które warto zderzyć z prozą życia setek kół PZŁ, które w swoich polnych obwodach łowieckich chciałyby uzyskiwać choćby 10% takich rezultatów z prowadzonej przez siebie gospodarki łowieckiej.

Główną refleksją autora jest przekonanie, że gospodarka łowiecka oparta na żmudnej i wytężonej pracy społecznej, bo tak gospodarują austriaccy w tym obwodzie, może przynieść bardzo wysokie efekty. Nie trzeba być specjalnie spostrzegawczym, żeby odczytać z tej refleksji przesłanie płynące do polskich myśliwych: w istniejącym modelu polskiego łowiectwa, możliwe jest radykalne podniesienie liczebności zwierzyny drobnej, tylko trzeba w kołach dać z siebie dużo więcej pracy. Spróbujmy zastanowić się, czy teza ta jest prawdziwa i czy w naszej sytuacji możliwe jest powielenie sukcesów tego austriackeigo koła. Spójrzmy jednak na problem trochę szerzej, niż proponuje Andrzej Wierzbieniec, nie tylko przez pryzmat tego czy innego modelu, ale również przez inne uwarunkowania, nie mające związku z modelem łowiectwa w danym kraju.

Opisując i dokumentując gospodarkę łowiecką w austriackim kole, autor zauważa, że w obwodzie co 400 - 600 m znajdują się remizy, szerokie na od 3 do 10 m i długie na ca 1000 m, dające zwierzynie nie tylko osłonę i bazę żerowa, ale również możliwość bezpiecznego przemieszczania się. Pomysł doskonały i ze wszech miar polecany w każdym z publikowanych u nas programów polepszenia warunków bytowania zwierzyny drobnej. Tylko jak go zrealizować w realiach naszej gospodarki? Pomijam koszty i nakład pracy, bo te mogłyby być również poniesione przez nasze koła, ale proszę powiedzieć, na czyich gruntach remizy te można byłoby tworzyć? Czy na prywatnych uprawach rolnych właścicieli 10 - 20 ha ziemi, czy może na wielkoprzemysłowych uprawach obejmujących kilkaset i więcej hektarów. Zwolennicy prywatyzacji obwodów łowieckich krzykną głośno, że prywatni właściele, w których ręce oddamy gospodarkę łowiecką, stworzą jeszcze więcej remiz niż austriacy. Zapominają tylko, że na 2300 ha, będzie u nas średnio popnad setka właścicieli, z których może jeden, może dwóch będzie zainteresowanych gospodarką łowiecką, a nawet ci nie bardzo będą chcieli przeznaczyć znaczącego procent swoich gruntów rolnych pod remizy, żeby uzyskać ich zagęszczenie podobne do tego z koła austriackego.

Myśliwi austriaccy przy każdej rozmowie z autorem podkreślali, że sprawą najważniejsżą jest redukcja drapieżników. To samo mówią myśliwi polscy, tylko że głos naszych myśliwych jest głosem wołających na puszczy, a dodatkowo, z każdej strony atakowanym przez wszystkie kręgi społeczeństwa. Zamiast tępienia lisów, mamy program ich szczepienia i witaminowego wzmacniania. Zamiast redukcji łasicowatych, obserwujemy nie tylko ich wzrost liczebny, ale pokazywanie się nowych ich gatunków. Zamiast ochrony zwierzyny drobnej przed drapieżnikami skrzydlatymi, mamy naukowe badania, wskazujące jak mały procent ich bazy żerowej stanowią np. zające. Temu ostatniemu nawet wcale się nie dziwię, bo jeżeli mamy zagęszczenie 1 zajaca na 100 ha, to jak się ma nim najeść przez cały rok kilka kruków, wron, srok, gawronów, nie licząc klasycznych skrzydlatych drapieżników. A co robią austriaccy myśliwy? Stosują dozwolone prawem pułapki na lisy, łasicowate i wszystkie krukowate. Czy w Polskich warunkach możliwa jest chociażby dyskusja na ten temat?

Trochę naiwnie brzmią zapewnienia autora, przeznaczone pewnie do szerszego kręgu czytelników jego publikacji, że stosowane przez austriaków pułapki nie ranią i nie zabijają zwierząt, a pułapki są kontrolowane przez myśliwych, będących pod szczególnym nadzorem ekologów. Brzmi to pięknie i pozostaje tylko zapytać, czy złapane szkodniki są przekazywane do ZOO, a może są wychowywane do zmiany sposobu żywienia i wypuszczane na wolnosć? Nie ukrywajmy, zwierzęta te są zabijane, a jeszcze dużo wody w Wiśle spłynie, zanim uzyskamy prawo redukcji gatunki nie posiadających swoich naturalnych wrógów, żeby chronić i rozwijać typowe w Polsce gatunki zwierzyny drobnej, stanowiącej obecnie naturalny pokarm istniejących drapieżników.

Ostatnią obserwacją dokonaną przez autora, jest stosowanie na dużych obszarach w Austrii, np. powiatu, polityki ekologicznej Unii Europejskiej. Zgodnie z nią rolnicy zrezygnowali ze stosowania większości środków chemicznych, w zamian za co otrzymują znaczące dopłaty unijne. Czy ktoś w Polsce słyszał o takich dopłatach dla Polskich rolników, a czy polityka rolna naszego państwa ma takie pro-ekologiczne priorytety?

Andrzej Wierzbieniec szczegółowo przedstawił sposoby, dzięki którym opisywane koło myśliwych austriackich osiąga tak doskonałe efekty. Szkoda tylko, że wnioski jakie wyciągnął są tak powierzchowne i tak mało mające związku z rzeczywistą sytuacją, w jakiej gospodarkę łowiecką prowadzą polscy myśliwi. Polskim myśliwym nie trzeba przy każdej okazji wkładać do głowy, że tylko dzięki modelowi mogą polować, bo zdecydowana ich liczba o tym wie i nie trzeba tego na każdym kroku przypominać. O wiele więcej dla polskiego łowiectwa mógłby Łowiec Polski i ZG PZŁ zrobić, występując głośno i zdecydowanie w sprawach, które austriacy potrafili w swoim kraju uregulować, dzięki czemu ich gospodarka łowiecka w obszarze zwierzyny drobnej kwitnie, a nasza jest w ciągłym regresie.

Możliwe sukcesy osiągane w gospodarce łowieckiej, w tym odwrócenie trendu obniżania się populacji zwierzymy drobnej, nie są prostą funkcją tego czy innego modelu, ale przede wszystkim szerszego spojrzenia na ochronę przyrody, określenia jej priorytetów, przyjęcia długofalowych programów i w końcu ich konsekwentnej realizacji. To, że w Austrii możliwe jest uzyskanie populacji 220 zajęcy na 100 ha nie jest ani prostą zasługą takiego, czy innego modelu, ani ilości pracy włożonej przez członków konkretnego koła łowieckiego, tylko efektem stworzenia w tym kraju takich uwarunkowań w obrzarze szeroko pojętej ochrony przyrody, że praca myśliwych może przynieść wymierne efekty. Na takie właśnie, albo podobne rozwiązania, czekają polscy myśliwi i należy mobilizować organy Polskiego Związku Łowieckiego, żeby swój wysiłek koncentrowały nie tylko w obronie modelu, ale parły do takich samych rozwiązań, które w Austrii pozwalają z sukcesem rozwijać gospodarkę łowiecką zwierzyną drobną.