Środa
01.03.2017
nr 060 (4231 )
ISSN 1734-6827
Redaktorzy piszą
Walkę o życie przegrywają autor: Piotr Gawlicki
W październiku zająłem się wojną toczoną przez kierownictw PZŁ, stawiając tezę, że w PZŁ idzie walka o zachowanie stanowisk, dochodów gwarantowanych składkami członków i utrzymanie parasola ochronnego od polityków. Ostatnią rzeczą, jaka w tej wojnie interesować ma działaczy z Nowego Światu i wspierających ich działaczy okręgowych są członkowie Związku, bo w tej walce nie chodzi o to, żeby nas ...chronić przed szkodliwymi dla szeregowych myśliwych i kół łowieckich rozwiązaniami legislacyjnymi, czy też w końcu bronić szeroko pojętego interesu środowiska naturalnego naszego kraju.., o czym można było przeczytać w artykule W PZŁ walka o życie. Tylko czyje?.

Powyższy artykuł spowodował w kierownictwie PZŁ ogromne zdenerwowanie. Prezydium NRŁ spotykało się specjalne na jego temat, ale oczywiście nie po to, żeby zmienić cele i metody działania kierownictwa na rzecz ochrony przyszłości szeregowych myśliwych, ale po to, żeby jeszcze bardziej zaostrzyć walkę w obronie swoich pozycji. Taki obrót sytuacji tylko potwierdzał, że to co artykuł wytykał kierownictwu Związku było jego świadomą intencją, a dokonane oceny odpowiadały rzeczywistości. Przypomnę, że wskazywałem na kończące się wsparcie ministra Jana Szyszko dla przewodniczącego dr Lecha Blocha, co powodowało ekstremalne zdenerwowanie tego ostatniego. Ten stan potęgowała ofensywa przewodniczącego OPZZRiOR Sławomira Izdebskiego w rządzie i u prezesa PiS, z publicznym nawoływaniem do delegalizacji PZŁ i wskazaniem z imienia i nazwiska osób z kierownictwa PZŁ uwikłanych w tajną współpracę z aparatem Służby Bezpieczeństwa Polski przed 1989 r. Nie było w tym nic nowego, bo życiorys przewodniczącego Zarządu Głównego PZŁ Lecha Blocha, tajnego współpracownika aparatu bezpieczeństwa PRL noszącego w SB pseudonim "Kazimierz" jest powszechnie znany. Podobnie z drugą osobą atakowaną przez Sławomira Izdebskiego, prezesa Naczelnej Rady Łowieckiej Andrzeja Gdulę, nadzorującego w latach 80-tych ub. wieku z ramienia partii komunistycznej służby specjale PRL, w tym działanie tajnej sekcji D (dezintegracji i dezinformacji) w IV Departamencie MSW. Od lat ta dwójka wspierana przez prezesem Głównego Sądu Łowieckiego Zygmuntem Jabłońskiego, byłego sędziego sądów powszechnych i również tajnego współpracownika SB w Polsce Ludowej, zajmuje trzy najwyższe stanowiska w PZŁ. Pierwszy jednak raz wydaje się, że decydenci polityczni doszli do wniosku, że te nazwiska zaczęły im przeszkadzać w rozwiązaniu problemu szkód łowieckich i narażają ich na ataki przeciwników polowania.

Kierownictwo PZŁ próbowało się bronić. Sławomirowi Izdebskiemu wytoczono proces o ochronę dóbr osobistych. Jak się szczegółowo wczytać w treść pozwu, to od razu widać, że jest napisany tak, że musi być przegrany. Proszę zajrzeć na przykład na 11 stronę pozwu, która zawiera zarzuty dot. komunistycznej genezy PZŁ. Nie ma tam konkretnych cytatów wypowiedzi Sławomira Izdebskiego naruszających dobra osobiste PZŁ, są tylko odesłania do jego opinii wyrażanych podczas wystąpień publicznych, odwołujących się dokładnie do faktów z historii Związku powołanego dekretem Bolesław Bieruta oraz do prawdziwych życiorysów kierownictwa. To co w tym ma być naruszeniem dóbr PZŁ, jak to czysta prawda? Inną nieudaną akcją jest iluzoryczna ofensywa w dzienniku "Rzeczpospolita", w którym rzecznik prasowy Związku Diana Piotrowska za 15 000 zł., na dwóch stronach tego dziennika doczepionych do dodatku "Komunikaty" w dniu 9 lutego br. opublikowała dodatek promocyjny, w którym umieściła oklepany i nie przekonujący swój tekst w obronie łowiectwa z wykresami mającymi wskazywać na sukcesy PZŁ, który zatytułowała "GOSPODARKA ŁOWIECKA W POLSCE, Nowelizacja ma dać ochronę właścicielom nieruchomości", czyli dokładnie ta sama ściema, którą raczy nas od pewnego czasu mydląc oczy nam myśliwym, że wykonuje znakomitą robotę propagandową. Nie zadziała już też kolejny apel, który np. publikuje Wojciech Plewka z ZO w Opolu, rozsyłany do kół łowieckich niektórych zarządów okręgowych, np. w okręgu warszawskim. Nie przemawiają one do nikogo z decydentów, choćby podpisali je wszyscy członkowie PZŁ. Negatywnego obrazu łowiectwa w społeczeństwie, w jaki wprowadziło myśliwych kierownictwo PZŁ swoja indolencją, zadufaniem i pilnowaniem tylko własnych interesów, na pewno nie odwróci powtarzanie jak mantry, że tylko myśliwi dokarmiają zwierzęta dziko żyjące, co prezentowała w radiu TOK FM Diana Piotrowska w ostatni poniedziałek. Czy nikt w kierownictwie PZŁ nie rozumie, że na taki argument pada zawsze kontrargument, że karmimy żeby zabijać i znowu "ekozieloni" dostają punkty, bo takimi argumentami nie buduje się zrozumienia dla polowania.

Kierownictwo PZŁ musiało w końcu zrozumieć, że strategicznie ich przeciwnicy zdobyli przewagę i zwycięstwo w walce, którą podjęli odsuwa się. Projekt ustawy przygotowany na Nowym Świecie i sygnowany przez ministra Jana Szyszko posypał się w komisji sejmowej i trafił już do kosza, chociaż formalnie jeszcze tam nie leży, ale jest już szlaban w PiS na jego procedowanie. Ministerstwo Środowiska jeszcze udaje, że nic się nie stało, wysyłając do Lecha Blocha pismo, które można przeczytać obok, w którym podsekretarz stanu Andrzej Konieczy, leśnik, kręci o niby prowadzonych pracach sejmowych nad ustawą, odwołując się do jej zapisów, które już wylądowały w koszu i zachęca PZŁ do rozpoczęcia akcji aneksowania obecnych umów dzierżawy obwodów, czyli wbrew obowiązującemu art. 29 ust.2 ustawy Prawo łowieckie. Pismo to zmobilizowało organa PZŁ do działania, koła były telefonicznie wzywane na spotkania z łowczymi okręgowymi, na których wyjaśniano procedurę prowadzącą do podpisania dokumentów pozwalających na istnienie umów dzierżawy po 31 marca br., kiedy dotychczasowe umowy kończą swoja ważność. Bałagan informacyjny i decyzyjny zrobił się niezły, bo łowczowie okręgowi przekazywali kołom sprzeczne ze sobą komunikaty. Jedni mówili, że będą wnosić do starostów i RDLP o podpisywanie nowych umów na 10 lat, a niektórzy, jak np. Marian Wilczewski z ZO PZŁ w Słupsku informowali, że obecne umowy dzierżawy będą aneksowane na 1 rok. Pomysł całkowicie oderwany od rzeczywistości, bo żaden starosta nie narazi się na zarzut prokuratorski złamania prawa i nie będzie aneksował umów, jak ustawa nakazuje mu podpisać nową umowę na lat 10. Również nie wierzę, żeby podporządkowani podsekretarzowi stanu MŚ Andrzejowi Koniecznemu dyrektorzy RDLP chcieli w ten sposób ryzykować. Potwierdziło mi to stanowisko RDLP w Gdańsku, która podpisywać będzie nowe umowy na 10 lat.

Przypomnienie sobie o konieczności podpisywania umów na 6 tygodni przed upływem terminu, w którym koła zostałyby pozbawione prawa do polowania wskazuje, że my szeregowi członkowie Związku i koła łowieckie zupełnie nie obchodą jego kierownictwa. Liczono na wejście w życie ustawy, w której ważność umów przedłużona zostałaby z mocy prawa o rok, a w ciągu tego roku powołane byłyby nowe obwody, wobec których PZŁ wyznaczałby dzierżawców według swojego uznania, z pominięciem prawa do kontynuacji dzierżawy obecnym dzierżawcom, co kierownictwo PZL zagwarantowało sobie w projekcie niby jeszcze procedowanym w Sejmie. Ale to nie koniec zmartwienia Lecha Blocha. Musiało przecież dojść do niego, że Sławomir Izdebski i minister Krzysztof Jurgiel przejęli inicjatywę i minister Jan Szyszko został odsunięty w PiS od spraw łowieckich. Nie mogło też ujść uwadze łowczego krajowego, że doradca Prezydenta RP obiecał organizacjom rolniczym, że Kancelaria Prezydenta zajmie się sprawami ustawy łowieckiej, co oznacza ni mniej ni więcej, że projekt OPZZRiOR staje się podstawą zmian w polskim łowiectwie. Pamiętajmy też, że autor tego projektu złożył w rządzie wniosek o delegalizację PZŁ, a tak wypowiada się o swojej ustawie.

Ten czarny scenariusz dla kierownictwa PZŁ zaczął się realizować o wiele szybciej, niż mogło się wydawać. Już w ubiegłym tygodniu wyznaczeni posłowie PiS spotkali się z przedstawicielami rolników w Sejmie, bez udziału kogokolwiek z PZŁ i rozpoczęli dyskusje nad zmianami do ustawy łowieckiej. Podstawą dyskusji stał się przywołany wyżej projekt Sławomira Izdebskiego, a główne cele stawiane sobie przez zebranych na spotkaniu dają się opisać w dwóch punktach:
  1. demonopolizacja PZŁ, który stałby się stowarzyszeniem dobrowolnym;
  2. podporządkowanie łowiectwa strukturze rządowej opartej o Narodową Radę Gospodarki Łowieckiej
Zespół pracuje również w tym tygodniu, a biorąc pod uwagę zbliżający się początek nowego sezonu łowieckiego, nie można wykluczyć, że do końca marca doprowadzi do uchwalenie i podpisania przez Prezydenta RP zupełnie inaczej brzmiącej jak obecnie ustawy łowieckiej. Co w niej będzie oprócz wskazanych wyżej dwóch głównych zmian, można się tylko domyślać. Pewne sygnały dawał kilka dni temu minister Krzysztof Jurgiel, mówiąc, że polskie łowiectwo powinno być podobne do tego w Niemczech, a prezes PiS Jarosław Kaczyński informował, że będzie nowe prawo łowieckie, które uzyska w Sejmie poparcie nie tylko jego partii, bo będzie sprzyjać "przyrodzie i zwierzętom". Nie wiem co się w rezultacie z tych działań urodzi, ale biorąc pod uwagę wszystko co się o zmianach w prawie mówi, nie powinno ono dotknąć specjalnie kół łowieckich, bo przecież w dniu 1 kwietnia ktoś musi gwarantować bieżący odstrzał przede wszystkim dzików, żeby traktory nie musiały zablokować ul. Nowogrodzkiej w Warszawie.

Walczyli o swoje, a nie nasze i przegrywają. Byli oporni jakimkolwiek zmianom, które należało wprowadzić po 1989 r., żeby zdemokratyzować Związek i oderwać go od jego komunistycznej przeszłości, ale nic w tej sprawie nie zrobili. Czy przegrane kierownictwo PZŁ odejdzie do niechlubnej historią pokaże najbliższy czas. Czy pociągnie za sobą na dno koła łowieckie i naszą myśliwską pasję tego nie wiem, ale mam nadzieje, że tak się nie stanie.