Środa
19.07.2017
nr 200 (4371 )
ISSN 1734-6827
Redaktorzy piszą
Początek końca łowiectwa w Polsce autor: Piotr Gawlicki
Tak, doczekaliśmy czasów początku końca łowiectwa jakie znamy i nie chodzi o jego model, czyli słowo wytrych mające w podstawie istnienie PZŁ, obwodów min. 3000 ha, czy władztwo państwa nad zwierzyną. Nie to od lat 50-tych ub. wieku było podstawą łowiectwa w Polsce, tylko zasady ekologii oraz ochrona przyrody i zwierzyny, jako elementów środowiska naturalnego były gwarantem unikalności łowiectwa w Polsce na tle innych krajów. To było celem nadrzędnym kolejnych rządów, przedsiębiorstwa Lasy Państwowe, organizacji pozarządowych z obszaru ochrony środowiska oraz myśliwych i zrzeszającego ich Polskiego Zwiąku Łowieckiego, ale tylko do mniej więcej 2009 r.

Zacytujmy ustawowe definicje łowiectwa obowiązujące od 1959 r. oznaczające:
- planowe gospodarowanie zwierzyną, zgodnie z potrzebami gospodarstwa narodowego i wymaganiami ochrony przyrody (ustawa z 1959 r.)
- element środowiska naturalnego (...) ochronę zwierząt łownych (zwierzyny) i gospodarowanie ich zasobami w zgodzie z zasadami ekologii oraz zasadami racjonalnej gospodarki rolnej, leśnej i rybackiej(ustawa z 1995 r.)

W praktyce działania powyższych definicji przez 50 lat kładziono nacisk na zapisy dot. przyrody, środowiska i jego ochrony, dzięki temu polskie lasy mogły się szczycić unikalną w Europie liczbą zwierzyny, którą przede wszystkim myśliwi utrzymywali dla współczesnych i przyszłych pokoleń. Jednak z czasem nacisk systematycznie przechodził na niejednoznaczne "potrzeby gospodarstwa narodowego" i "zasady racjonalnej gospodarki rolnej, leśnej i rybackiej" z ewidentnie widocznymi elementami partykularnych interesów partii politycznych i polityków oraz kierownictwa PZŁ, dla których rozwiązaniem wszystkich narastających przez lata problemów wokół łowiectwa stała się radykalna redukcja zwierzyny, która rolę łowiectwa sprowadzi do drogiego hobby dla bogatych. W tej sytuacji znaczenia nabierać zaczęły argumenty o nadmiarze zwierzyny grubej w lesie, które przez lata przekształciły się w zbiorową histerię o konieczności praktycznej likwidacji populacji jelenia i dzika, podstawowej zwierzyny i chluby naszych lasów.

Za smutny początek tego procesu uważam uchwałę Nr 71 NRŁ z dnia 8/09/2009 dot. okresowych zasad selekcji i gospodarowania populacjami jelenia w celu zwiększenia udziału III klasy byków. Uchwałę tę podjęto w rezultacie fiaska polityki PZŁ, skutecznie utrwalanej w głowach większości myśliwych, że dla osiągnięcia najlepszych wyników selekcji i postarzenia populacji byków trzeba oszczędzać byki młode, żeby zobaczyć jakie poroża nałożą w kolejnych latach.

Tę błędną politykę można było zmienić poprzez radykalny odstrzał byków w pierwszej głowie dochodzący nawet do 50% przyrostu zrealizowanego, przez co populacja w naturalny sposób by się postarzała, ale w ten sposób trzeba byłoby przyznać rację choćby takim "wichrzycielom" jak ja, którzy od lat postulowali, że jest to jedyny naturalny sposób odbudowania struktury wiekowej populacji do takiej, jaką stworzyła natura. Jednak zamiast tego uchwalono, ....zmniejszenie w okresie 3 lat zrealizowanego odstrzału jeleni byków, o co najmniej 30%..., co samo w sobie dawałoby postarzanie populacji tak jak radykalny odstrzał byków młodych, ale było nie do przyjęcia przez Lasy Państwowe, bo zwiększałoby liczebność populacji o nie odstrzelone byki, a jak wiadomo jeleń jest głównym szkodnikiem fabryk desek, w jakie zamieniane są polskie lasy. Z tego względu w uchwale NRŁ znalazł się zapis o obowiązku odstrzału łań przez ... dopełnienie do planu wynikającego z przyrostu zrealizowanego...., a to prosta droga do radykalnej zmiany struktury płci na korzyść byków, prowadząca do zmniejszania się populacji, bo zmniejszająca się corocznie liczba łań nie może dawać takiego samego przyrostu zrealizowanego, jak przyrost zrealizowany redukowany corocznie w stosunku płci 50% - 50%. Gdyby jeszcze powyższa uchwała obowiązywała zgodnie ze swoją treścią przez okres 3 lat, ale ona obowiązuje już 8 rok, co daje z jednej strony wzrost liczby odstrzeliwanych starych byków medalowych, ale z drugiej populacje łań redukuje do wielkości symbolicznych, a po jeszcze kilku latach sukcesów z bykami trofealnymi, zamknie temat istnienia jelenia w polskich lasach, w których będzie go średnio tyle, co w Anglii, Francji, czy Hiszpanii.

Do powyższej redukcji jelenia od kilku lat obserwujemy systematyczną redukcję dzika na wschodzie kraju spowodowaną pojawieniem się ASF w obszarach przygranicznych z Białorusią, choć ograniczoną terytorialnie, to jednak dającą asumpt do propagandowych działań rolników i Ministerstwa Rolnictwa zmierzających do sprowadzenia populacji dzika w kraju do wielkości 0,5 osobnika na 100 ha obwodu, tj. do ca 125 tys., przy obecnej populacji ca 250 tys. osobników, a więc przeszło dwukrotnie. Gdyby takiej redukcji dokonać w ciągu jednego roku, to należałoby zwiększyć odstrzał rok do roku o 50%. O tym, że jest to niemożliwe świadczą wyniki prób redukcji tam, gdzie pojawił się ASF, bo choć zamiarem jest tam redukcja dzika do zera, ciągle słyszymy z ust min. K. Jurgiela i przewodniczącego OPZZRiOR S. Izdebskiego, czy też prezesa Zarządu Krajowej Rady Izb Rolniczych W.Szmulewicza, że PZŁ z kołami łowieckimi sobie z tym nie radzi, a metodami na osiągnięcie założonych celów mają być kolejne pomysły, a to zaangażowanie w odstrzał wojska, a to rozwiązanie PZŁ, a to zgoda na odstrzał dzików, w tym loch przez cały rok, a to zezwolenia na korzystanie z urządzeń noktowizyjnych i może jeszcze danie broni do rąk nie myśliwym. A jeżeli dodamy do tego systematyczny coroczny wzrost pozyskania drewna z lasu o 20% - 30%, czego "ukoronowaniem" jest wycinka Puszczy Białowieskiej, to pojęcia zachowania środowiska naturalnego i wymagania ochrony przyrody po prostu przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Lasy zamieniają się w parki, w których zwierzyna jest niemile widziana.

Dzisiejszym priorytetem wszystkich podmiotów odpowiedzialnych lub stykających się z łowiectwem stało się przetrzebienie lasów i żyjącej w nich zwierzyny, bo likwiduje to problemy, jakie w obiegu publicznym generuje łowiectwo, szczególnie w sytuacji całkowitej indolencji intelektualnej wobec zmian w ustawie 'Prawo łowieckie', czego kolejne nieudane próby mają już prawie 3-letnią historię. Skutki tej polityki choć będą opłakane dla środowiska naturalnego, to równocześnie, rozwiązują wszystkie problemy podmiotów zaangażowanych w tę politykę, a więc Ministerstw Rolnictwa i Środowiska, organizacji rolników, Lasów Państwowych, Starostw i Gminy oraz kierownictwa Polskiego Związku Łowieckiego, ale na pewno nie kół łowieckich, które za to wszystko zapłacą.

Lasy pozbywają się jelenia i jest to interes leśnika Ministra J. Szyszko. Rolnicy pozbywają się problemu szkód spowodowanych przez zwierzynę przede wszystkim dziki i jest to interes Ministra K. Jurgiela, związków i izb rolniczych. Rządzący zyskują aprobatę przeciwników polowania, których jest więcej niż myśliwych i sondażowe słupki poparcia im rosną. Rozwiązany zostaje problem braku środków na odszkodowania, które państwo zobowiązało się samo wypłacać rolnikom w ustawie o Funduszu Odszkodowawczym, wyliczając, że potrzebuje na to od 350 mln do 500 mln złotych rocznie, z chwilą gdy obecnie wypłacane przez koła łowieckie odszkodowania wynoszą 75 mln zł. W praktyce tak wysokie środki nie są potrzebne na wypłaty rolnikom, tylko państwo potrzebuje je na stworzenie wojewódzkich struktur rzeczoznawców i urzędników, w związku z nadchodzącym wejście w życie ustawy o Funduszu Odszkodowawczym z dniem 1.01.2018 r. Brakujące państwu środki na odszkodowania zostaną ściągnięte z kół łowickich, ponieważ kwoty wpłacane przez koła łowieckie na Fundusz Odszkodowawczy pochodzić mają z przemnożenia liczby zwierząt przewidzianych do odstrzału w rocznych planach łowieckich przez stawki określone ustawą, z regułą wzrostu tych stawek corocznie o wielkości inflacji oraz o procent niewykonania planu w kole w roku poprzednim, czyli już tym bieżącym 2017/18. Zyskuje też kierownictwo PZŁ, które ochoczo akceptuje wszystkie pomysły dotyczące redukcji zwierzyny. Samo zainicjowało redukcję jelenia, a obecnie czynnie uczestniczy w planie redukcji dzików, czy to biorąc udział w bezsensownym liczeniu na zlecenie min. J. Szyszko w ub. roku lub w pełni przyklepując kolejne rządowe pomysły. To dzięki temu przyklepywaniu liczy, że po sprowadzeniu liczebności jeleni i dzików do wielkości symbolicznych, nikt nie będzie miał ochoty zajmowania się likwidacją PZŁ i obecne kierownictwo Związku spokojnie będzie żyło ze składek myśliwych, nawet gdyby koło łowieckie poupadały, bo dalej będą beneficjentami monopolu wprowadzonego przez Bolesława Bieruta w 1952 r.

Najprostszą drogą do redukcji pogłowia zwierząt dziko żyjących jest określenie ich liczebności 2-3 razy wyżej niż jest w rzeczywistości, bo otwiera to możliwość narzucania kołom łowieckim wyższych wielkości planów rocznych, pod hasłem doprowadzenia tej liczebności do wielkości uznawanych za gospodarczo uzasadnione, cokolwiek by to znaczyło. Drogę do takich działań w tym roku otworzył koniec obowiązywania poprzednich 10-letnich Wieloletnich Łowieckich Planów Hodowlanych i konieczność stworzenia nowych na lata 2017 - 2027 przez Regionalne Dyrekcje Lasów Państwowych (RDLP). A jak to wygląda w praktyce, mogłem prześledzić na przykładzie mojego koła.

Wszystko rozpoczęło się w lutym br., kiedy to nadleśnictwa pod dyktando RDLP poinformowały koła, że nie muszą one wykonywać inwentaryzacji na dzień 10 marca 2017 r. tylko wpisać wielkości, które opracował Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu w oparciu o inwentaryzację przeprowadzona przez Lasy Państwowe w marcu 2016 r. Choć formalnie to zabieg niezgodny z prawem, bo ustawa 'Prawo łowieckie' określa, że wielkości te podaje koło i mają one odpowiadać stanom rzeczywistym zwierzyny na marzec danego roku, a nie być wynikiem statystycznych opracowań danych sprzed roku. Gdyby jeszcze wielkości te były porównywalne, to mniejsza z tym, ale liczebności wymagane przez nadleśnictwa były kilkukrotnie większe od tych, jakie na dzierżawionych obwodach koła inwentaryzowały przez ostatnie lata. Podaje niżej dane dotyczące jeleni z dwóch obwodów dzierżawionych przez moje koło.

Obwód polny 2889 ha w tym 793 ha lasu (kategoria słaby)


GatunekŚrednie wielkości liczbowe dot. jeleni z ostatnich 3 latŻądanie RDLP na rok 2017/2018
InwentaryzacjaPlanWykonanieInwentaryzacjaPlan
Jeleń razem39 sztuk16 sztuk 11 sztuk115 sztuk13 sztuk
w tym łań/cieląt18 sztuk9 sztuk4 sztuki81 sztuk8 sztuk

Obwód polny 4907 ha w tym 1183 ha lasu (kategoria słaby)


GatunekŚrednie wielkości liczbowe dot. jeleni z ostatnich 3 latŻądanie RDLP na rok 2017/2018
InwentaryzacjaPlanWykonanieInwentaryzacjaPlan
Jeleń razem37 sztuk16 sztuk 11 sztuk155 sztuk14 sztuk
w tym łań/cieląt18 sztuk9 sztuk5 sztuk110 sztuk10 sztuk

Jakie informacje niosą powyższe dane? Na pewno potwierdzają zmniejszającą się liczbę łań i cieląt, co dodatkowo potwierdza wykonanie ub. roku 2016/17, kiedy to na obu powyższych obwodach udało się sumarycznie strzelić tylko jedną łanię i żadnego cielaka, przy 2323 wpisach do książki ewidencji w ciągu roku. Nie było za to żadnych problemów z odstrzałem większej liczby byków i gdyby nadleśnictwa nie ograniczały ich ilości do odstrzału, a PZŁ nie karał za punkty czerwone, to bez problemu można było odstrzelić drugie tyle byków. Przede wszystkim jednak rzuca się w oczy, że wielkości populacji na dzień 10 marca 2017 żądane przez nadleśnictwa są oderwane od rzeczywistości. Gdyby przyjąć je za prawdziwe, to na tym mniejszym obwodzie i po dodaniu 30% przyrostu zrealizowanego, byłoby tam jesienią 150 jeleni, co po podzieleniu przez teoretycznie możliwe 24 mioty po 33 ha (w tym laski śródpolne, zręby, grodzenia, itp.), można byłoby oczekiwać średnio chmar o liczebności ponad 6 szt. w każdym jednym miocie. Nie podaję już wielkości dotyczących saren i dzików, ale gdyby wziąć za rzeczywistość ich liczebności żądane przez RDLP, to przed sezonem polowań można byłoby oczekiwać średnio 1 szt. zwierzyny grubej na każdy 1 ha lasu, a więc prawie jak w ZOO.

Gdyby porównać dane z inwentaryzacji w całym okręgu gdańskim, to w roku 2016 było w nim 6244 jeleni i 6701 dzików, a dzięki staraniom RDLP i UP w Poznaniu (Kierownik Katedry Łowiectwa i Ochrony Lasu dr hab. inż. prof. nadzw. Maciej Skorupski i Kierownik Zakładu Łowiectwa dr hab. inż. Robert Kamieniarz) określono ich liczbę w marcu 2017 r. na 16299 jeleni i 8099 dzików, tj. przyrost z roku do roku o 10055 jeleni i o 1398 dzików. Ciekawe dane można też zaobserwować w okręgu słupskim, którego obwody leżą w różnych województwach. O ile w całym okręgu określono przyrost stanu jeleni pomiędzy marcem 2016 i marcem 2017 z 11616 szt. w 2016 r. do 13768 szt. w 2017 r., a więc o 2152 sztuki, to na niewielkiej części okręgu, tj. w dwóch nadleśnictwach i w dwóch obwodach w trzecim nadleśnictwie, na terenie których zastosowano metodę prof. M. Skorupskiego, otrzymano przyrost jeleni od roku 2016 do 2017 o 2536 szt., od stanu 1455 szt. do stanu 3991 szt., a w pozostałych nadleśnictwach spadek o 320 sztuk, od 10097 szt. do 9777 szt. Czy więc metodę zaakceptowaną w RDLP w Gdańsku można przyjąć za wiarygodną?

Żądanie nadleśnictw i RDLP wpisania takich jak podano w tabelkach liczebności zwierzyny na dzień 10 marca br. oparto na kilku przesłankach, o których poinformowano koła łowieckie:
  • porozumienia z dnia 12.01.2016 r. pomiędzy Dyrektorem Generalnym LP a Przewodniczącym ZG PZŁ o przeprowadzeniu w marcu 2016 r. wspólnego liczenia zwierzyny tyralierą na obszarze 10% powierzchni nadleśnictw, której wyniki nijak się mają do rzeczywistego stanu liczebnego zwierzyny na dzień 10 marca 2017 r. wymaganej ustawą i Rozporządzeniem MŚ w sprawie rocznych planów łowieckich, choć zdaniem Lasów naukowcy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu potrafili z próbnych pędzeń w marcu 2016 r. wyliczyć rzeczywiste liczebności w marcu rok później;
  • wniosków z seminarium w Solcu Kujawskim w dniu 30.06.2016 z udziałem przedstawiciel PZŁ i Lasów Państwowcy nt. okresowej oceny zasobów leśnych w łowieckich rejonach hodowlanych, które mieli zaakceptować Dyrektor Generalny LP i Przewodniczący ZG PZŁ jako wytyczne do Wieloletnich Łowieckich Planów Hodowlanych, co znowu pozostaje bez związku z liczebnością zwierzyny na dzień 10 marca 2017 r.;
  • zarządzenia nr 7 Dyrektora Generalnego LP z dnia 3.03.2017. w sprawie określenia stanów zwierzyny i ustalenia jej pozyskania dla celów planów rocznych na sezon 2017/18, który oczywiście może nakazywać lub zakazywać co tylko uzna za właściwe, ale tylko organom i pracownikom Lasów Państwowych, a nie kołom łowieckim (treści tego zarządzenia RDLP nie chciała udostępnić kołu);
  • konieczność ograniczenia liczebności zwierzyny poprzez planowanie corocznego 20% wzrostu pozyskania w kolejnych planach rocznych, poczynając od roku 2017;
  • zgodności rocznych planów łowieckich na rok 2017/18 z Wieloletnim Łowieckim Planem Hodowlanym na lata 2017 - 2027, którego w momencie tworzenia planów jeszcze nie było, bo RDLP nie zdążyła go stworzyć i powstał on dopiero w czerwcu 2017 r. (treści tego planu RDLP nie chciała udostępnić kołu).
  • uchwała Nr 14/2015 NRŁ z dnia 15.12.2015 r., która ma nakazywać przy szacowaniu liczebności zwierzyny grubej wykorzystywać tropienia, pędzenia próbne i inne metody opisane w literaturze, natomiast eliminuje z tego procesu tzw. metodę całorocznej obserwacji, której koło nie stosowało, pomijając już drobny szczegół, że uchwała ta nigdy nie weszła w życie.

    Ponieważ koło nie znalazło w powyższym podstaw to odejścia od ustawowego obowiązku przedstawienia w planie rocznym rzeczywistej liczebności zwierzyny na dzień 10 marca 2017 r., złożyło plany z wielkościami podobnymi jak w latach poprzednich, uzyskując pod nimi akceptację wójtów oraz ZO PZŁ. Pomimo tego nadleśnictwa planów nie zatwierdziły, co spowodowało złożenie odwołania do RDLP. Odwołanie nie zostało uwzględnione, a w jego uzasadnieniu przywołano wszystkie wskazane wyżej przesłanki i zażądano złożenie nowych planów uwzględniając w nim wielkości, których zażądały nadleśnictwa i RDLP, a które przedstawiają tabelki wyżej.

    Wielkości żądanych przez RDLP zarząd koła nie mógł zaakceptować, bo były one absolutnie nieprawdziwe, a kodeks karny w art. 271 § 1 przewiduje do 5 lat więzienia za wystawienie dokumentu, poświadczające w nim nieprawdę co do okoliczności mającej znaczenie prawne. Roczny Plan Łowiecki jest ewidentnie takim dokumentem i zarząd koła jednogłośnie odmówił złożenia swojego podpisu pod danymi żądanymi przez RDLP, kierując przeciw RDLP skargę do Wojewódzkiego Sądy Administracyjnego (WSA). Koło było jedynym w województwie, które nie podpisało się pod wielkościami narzucanymi przez RDLP, bo inne koła, choć świadome nierealności tych danych, plany podpisały. W konsekwencji jako jedyne koło w okręgu nie polowaliśmy, ale musieliśmy płacić odszkodowania łowieckie, do czego zobowiązywały na umowy dzierżawy obwodów, podpisane już po odmowie zatwierdzenia planów oraz ustawa 'Prawo łowieckie'. Tę wyjątkową sytuację członkowie koła przedyskutowali i zaakceptowali na corocznycm sprawozdawczym walnym zgromadzeniu członków w maju, spodziewając się stanowiska WSA do początku sierpnia.

    Od kwietnia do lipca sytuacja wyjątkowo denerwowała rolników w dzierżawionych przez koło obwodach, bo myśliwi nie mogli polować na ich polach, a nawet płoszyć dzików (art. 9 ust.1 pkt 2 ustawy), które po postnym okresie zimowym szukały pożywienia na łąkach i zasiewać, a kierowane przez rolników skargi do nadleśnictw zbywane były zarzutem, że to koło nie chce polować i nadleśnictwa nie mają z tym nic wspólnego. To samo mówiono wójtom i starostom oraz Izbom Rolniczym. Czekając rozstrzygnięcia prawnego, koło zwróciło się do nadleśnictw o zgodę na odstrzał redukcyjny dzików, żeby wspomóc rolników, ale bezskutecznie. Decyzje negatywne z dwóch nadleśnictw miały podobne uzasadnienie: ..."ponieważ dzik nie wpływa na zagrożenie trwałości lasu"..... Widać zagrożenie pół rolników nie miało znaczenia, choć przecież nie kto inny jak min. J. Szyszko postulował, w ślad za min. K. Jurgielem, żeby w całym kraju zredukować liczebność dzików do 0,5 osobnika na 100 ha obwodów łowieckich.

    Ponieważ do początku lipca ciągle nie było terminu rozpoznania skargi w WSA, zarząd zwołał NWZ na dzień 15 lipca br., gdyż ponoszenie kosztów odszkodowań i brak jakichkolwiek przychodów z tytułu tusz zagrażać zaczęło finansowej kondycji koła. Dodatkowo, na podstawie dotychczasowego konfrontacyjnego stanowiska Lasów Państwowych można było domniemać, że te nie zastosują się do spodziewanego korzystnego dla koła wyroku i będą miały prawne możliwości przeciągania sprawy przez 1 - 2 lata, stąd należało poinformować członków o takich zagrożeniach dla koła. Kopanie się z koniem, z pomijaniem katastrofalnych dla koła konsekwencji finansowych byłoby głupotą, a choć żaden z członków zarządu nie zgadzał się na złożenie podpisu pod nieprawdziwymi wielkościami liczebności zwierzyny w dzierżawionych obwodach, to nie można było wykluczyć, że znajdą się w kole chętni, którzy, podpiszą i złożą w nadleśnictwach plany umożliwiające rozpoczęcie odstrzału i zmniejszą zagrożenia dalszego wzrostu odszkodowań, które za okres 3 m-cy zaczęły dorównywać tym, jakie zdarzało się kołu wypłacać za cały rok. Podczas NWZ omówiłem całościowo wszystkie aspekty sytuacji, w jakich znalazło się koło, w tym otrzymane przez NWZ potwierdzenie WSA, że rozprawa odbędzie się w sierpniu.

    W dyskusji większość członków koła była zgodna, że nawet pozytywny dla koła wyrok WSA nie daje gwarancji, że nadleśnictwa zaakceptują złożone przez koło plany roczne, a brak wpływów prowadzi do finansowej katastrofy koła, z czym należało się zgodzić. W tej sytuacji członkowie zarządu zrezygnowali ze swoich funkcji i NWZ przystąpiło do wyboru nowego zarządu. Osobiście zgłosiłem kandydatów na wszystkie stanowiska w zarządzie i uzyskali oni w głosowaniu poparcie ok. 90% obecnych na WZ. Obecni na NWZ kończyli je z nadzieją, że niedługo zaczną znowu polować. Tak więc od dnia 15 lipca przestałem wykonywać funkcję prezesa koła, którym byłem od roku 1997, z 1-roczną przerwą w 2005 r.

    Analizując na chłodno minione 4 miesiące mogę powiedzieć, że nie mając żadnego wsparcia od kogokolwiek, nasze działania skazane były z góry na porażkę. Większość kół w okręgu była niezadowolona z narzucanej przez nadleśnictwa liczebności zwierzyny w obwodach, kilka odwoływało się do RDLP, ale tylko moje koło nie zgodziło się na zmianę podanej przez nas liczebności na dzień 10 marca br. A przecież można było sobie wyobrazić, że PZŁ ustawowo i statutowo zobowiązany do ochrony populacji zwierzyny nie pozwoli na jej redukcję, zmobilizuje koła łowieckie i w ich imieniu kategorycznie sprzeciwi się zakłamaniu WŁPH i RPŁ, przez co powstrzyma wyniszczający łowiectwo trend. Ale przecież wszyscy wiemy, że w interesie kierownictwa PZŁ jest działanie ręka w rękę z tymi, którym ani zwierzyna w lesie, ani myśliwi nie są potrzebni. Wprawdzie ZO PZŁ w moim okręgu już w marcu zwracał się do RDLP z zarzutem, że nie można RPŁ weryfikować w oparciu WŁPH, bo takiego nie ma. Ponadto w maju ZO PZŁ krytycznie, podobnie jak Marszałek Województwa, zaopiniował projekt WŁPH, ale i tak zgodził się na jego uzgodnienie na warunkach RDLP, choć twierdził jednoznacznie, że dane inwentaryzacyjne z marca 2016 r. nie odpowiadają faktycznemu stanowi zwierzyny w marcu 2017 r. przyjmując za dobrą monetę obietnicę, że w miarę potrzeb stany zwierzyny będą w kolejnych latach weryfikowane, a koła nie będą karane za nie wykonanie planów. Poczekamy, zobaczymy, ale czy akceptacja wielkości WŁPH na stanach niezgodnym ze stanem faktycznym oraz akceptacja tych nieprawdziwych danych w rocznych planach łowieckich jest w porządku?