Piątek
23.09.2005
nr 054 (0054 )
ISSN 1734-6827
Redaktorzy piszą
Komu OHZ-ty ? autor: Stanisław Pawluk
Nie ukrywam, że rola OHZ-ów od dawna intrygowała moją wyobraźnię. Pojawiające się od czasu do czasu teksty i uwagi na forum nie zaspokoiły mojej ciekawości więc postanowiłem sam zobaczyć jak realizowana jest wzorcowa gospodarka łowiecka, a także hodowle dla których m. in. te instytucje zostały powołane. Okazji szukać nie musiałem, gdyż o rzut beretem mam OHZ „Wierzchowiska” prowadzony przez ORŁ w Lublinie. Wsiadłem w samochód i w chwilę później hamowałem pod szyldem obwieszczającym, że właśnie tutaj się hoduje.... Byłem w tym miejscu przed laty w ramach prac społecznych dla nowo wstępujących do PZŁ budować ogrodzenie dla zagrody dziczej.

Obiekt nie sprawia wrażenia „żyjącego”. Stojące budynki nie noszą oznak intensywnej eksploatacji. Nie należą też do wyjątkowo estetycznych. Zaraz przy drodze znajduje się wiata ze sztuczną norą dla szkolenia psów. Intensywnie zarośnięta bujnymi chwastami świadczy, że do szkolenia „lisiarzy” wagi tutaj się nie przykłada. Uwagi gospodarzy nie zaprząta stan techniczny nory, która jedynie raz w roku służy do organizowanej tu imprezy dla niewielkiej ilości właścicieli psów. Niemalże centralnie do drogi wjazdowej usytuowany jest budynek w którym wynajmuje mieszkanie Stanisław Błasiak były kierownik OHZ, pełniący tą funkcję do 1998 roku. W tym samym budynku znajdują się także trzy pokoje gościnne z łazienką. S. Błasiak na polecenie ZG likwidował hodowlę bażantów. Ptaki rozwieziono po różnych OHZ-tach, a sprzęt w tym inkubatory służące do wykluwania jaj zabrał właściciel czyli ZG PZŁ. W tamtym czasie – jak twierdzi – introdukowano w różnym czasie kilkadziesiąt danieli. Co aktualnie znajduje się w budynkach OHZ mówić nie chce, odsyłając do łowczego okręgowego.

Józef Siwczak obowiązki strażnika łowieckiego pełni od 1985 roku nieprzerwanie do chwili obecnej. Pełnił je także na przełomie 1997/1998 kiedy likwidowano hodowlę. Niemal na siłę wydobywam informację o tym, że aktualnie danieli nie ma, że nie wie co się z nimi stało, nie wie dlaczego zaprzestano hodowli bażantów. Nie wie ile dzików jest w zagrodzie dziczej, ile i kto strzela. Praktycznie to nic nie wie oprócz tego, że żyje i pracuje w OHZ. Obaj rozmówcy nie mają najwyraźniej ochoty na opowiadanie o miejscu, w którym tak wiele zostawili swego zawodowego życia i w którym do chwili obecnej mieszkają.

Karol Cichowski – łowczy okręgowy na postawione pytania odpowiada pisemnie. Z obszernego faksu wynika, że OHZ przekazano w administrowanie ZO w Lublinie z powodu utraty rentowności, której główną przyczyną był spadek populacji zająca i kuropatw, a odłowy zajęcy i odstrzał dewizowy kuropatw był podstawowym dochodem Ośrodka. Po przejęciu OHZ poprawiono i zagospodarowano zagrodę dziczą i norę lisią. Możliwości szkolenia psów są ogromne lecz na fakt stosunkowo niewielkiego zainteresowania kolegów myśliwych nie mamy wpływu - stwierdza Karol Cichowski. Podejmowane były dwukrotnie próby organizacji ośrodka jeździeckiego lecz po krótkim czasie dzierżawcy rezygnowali ze względu na wysokie koszty podatków od nieruchomości. W obiekcie prowadzono szkolenie dla strażników łowieckich, nowowstępujących oraz organizowano polowania szkoleniowe dla łowczych. Obiekt udostępniano Lubelskiemu Klubowi Myśliwskiemu i Akademi Rolniczej oraz szkołom na okolicznościowe imprezy. Dziki w OHZ są w zasadzie przechodnie, a sarny oscylują wokół 120 sztuk i jest to stan stabilny. Z pisma dowiaduję się ile i kiedy było dzików mieszańców w zagrodzie dziczej, że dwa z nich jako zbędne odsprzedano po cenie skupu itp.

Karol Cichowski informuje, że w ZO Lublin zarejestrowanych jest 180-ciu myśliwych niestowarzyszonych. Z tej grupy jeden mieszkający na terenie obwodu korzysta z możliwości polowania. W zamian wykonuje własnym sprzętem różnego rodzaju prace jak koszenie, wywóz karmy i transport. Indywidualnie polują tutaj działacze (członkowie Rady, Zarządu, Komisji Problemowych, itp.) oraz , cytuje: ...„wyjątkowo myśliwi, którzy w różnej formie pomagają nam w sprawach gospodarczych”.... Stwierdza także, że bieżąca kadencja władz okręgowych jest dopiero rozpoczęta i brak jest na dzień dzisiejszy perspektywicznych założeń dalszego funkcjonowania tego OHZ. Z roboczych rozmów z prezydium ORŁ wypływają rozważania na temat usługowego przytrzymywania odławianych przez koła kuropatw, stworzenie ośrodka szkoleniowego dla psów na wzór dawnej Rębowoli, kontynuacja szkolenia dzikarzy i norowców, dalsze prowadzenie zajęć szkoleniowych dla nowowstępujących i łowczych - kończy swe pismo Karol Cichowski.

Na budynku „biurowca” z pokojami gościnnymi znajduje się przybita do drzwi wejściowych teczka w której przechowywane są książki: wejść w łowisko i ewidencja szkoleń psów. Z tejże książki dowiaduję się, że w OHZ od początku roku gospodarczego (kwiecień 2005) do sierpnia 2005 r. z obiektu korzystano czterokrotnie!!! I to aż przez dwu właścicieli psów! Z książki wejść w łowisko dowiadujemy się, że dość systematycznie poluje tu aż 8 osób!!! Wszystkie osiem nazwisk kojarzona jest z byłą i aktualną władzą okręgową. Jak na ponad połowę sezonu łowieckiego wyniki tych polowań także nie są rewelacyjne. Strzelono raptem jednego dzika (27.06.05) i cztery (słownie: cztery!) kozły (28.05; 2.06; 5.07 i 16.08. 2005). Zresztą i plan nie jest porażający wielkością. Przewiduje bodajże 8 dzików i 8 kozłów! Polujący swoimi wpisami do książki wejść w łowisko nie starają się dać budującego godnego naśladowania przykładu wypełniania tego dokumentu. Jedno z nazwisk jest wyjątkowo nieczytelnie wpisywane, a pozostawione wolne rubryki dowodzą, że traktowanie wymogów prawa jest tutaj wyjątkowo liberalne.

Sądząc po wynikach na obwodzie ściśle przyległym do tego OHZ-tu, a więc porównywalnego pod każdym względem, ilość zwierzyny w OHZ traktować należy jako symboliczną. W porównywanym obwodzie dzików strzela się rocznie około 40-stu a kozłów 10 sztuk. Wykazane jako pozyskane ilości sztuk zwierzyny nie uzasadniają szumnej nazwy ze słowem „hodowli” jako głównym jej członem.

Oglądam jeszcze opierające się niemalże siłą zgubnemu działaniu czasu wolierom, które mimo, że zarośnięte chwastami stoją szeregiem zdając się domagać wpuszczenia do nich młodych bażantów. Obok stoją nie wykorzystywane do działalności wspierającej łowiectwo budynki, w których mieściły się wylęgarnie i niezbędne urządzenia dla prowadzonej tu przed laty hodowli bażantów. A było ich tutaj aż czerwono! Pamiętam, jak moje małe dzieci przywoziłem tu, aby im pokazać te ciekawe i piękne, a aktualnie trudne do zobaczenia ptaki.
Myślę, że wielkim błędem było zaprzestanie hodowli bażantów. Dzisiaj ptaki te są bardzo poszukiwane w łowisku, a kół nie stać na zakupy z komercyjnych zakładów. Ilości bażantów wypuszczanych dla zasilania łowisk są wysoko niewystarczające, a wypuszczane ptaki są gatunkowo nienajlepsze. Hodowane dla zysku metodami oszczędnościowymi szybko stają się karmą dla lisów. Aż żal bierze, że zdrowe i cenne obiekty nie produkują i nie służą niczemu. Teraz, gdy radykalnie spada ilość zwierzyny drobnej tak chętnie polowanej przez zdecydowaną większość myśliwych, przywrócenie właściwej funkcji OHZ-towi wydaje się ze wszech miar niezbędne. I to nie tylko w zakresie bażantów ale zajęcy, danieli, jeleni a nawet dzików.

Opodal jest lasek w którym jeszcze dwa lata temu mieściła się „baza wojskowa” skrzętnie przechowująca niezbędną amunicję, żywność i sprzęt na wypadek napadu imperialistów. Teraz gdy okazało się, że imperialiści to swoi, a swoi to ci co mogą napaść i są prawie tuż obok - bazy przeniesiono bliżej rubieży zachodniej, aby uchronić przed ewentualnym marszem ze wschodu. Po bazie pozostał las niezbyt obudowany wokół i - jak twierdzą znawcy – do produkcji leśnej mało przydatny w wyniku działalności armii. Rekultywacja miejsc po zabudowie, wały ziemne chroniące magazyny z trotylem, olbrzymie pasy puste wewnątrz dla ochrony wartowniczej sprawiają, że jest to idealne miejsce na ulokowanie właśnie tutaj strzelnicy myśliwskiej. Uaktywnienie szkoleń psów, a wręcz stworzenie na wzór prowadzonego przed laty przez kol. Gieżyńskiego ośrodka szkoleń psów myśliwskich. Jest to marzenie wielu rozmiłowanych w polowaniu z psami w tym - nie ukrywam - moje.

Strzelnica, ośrodek szkoleń łowczych, skarbników, komisji rewizyjnych kół, odpraw i treningów i wszelakiego rodzaju imprez łowieckich szybko stałyby się silnym integratorem środowiska. Istnieje potrzeba stworzenia - i padają także takie propozycje - coś w rodzaju sanatorium dla zwierząt. Postępowanie ze zwierzyną ranną dziką, czy zwierzętami, o które nie potrafili zadbać ludzie, a także porzuconymi w krajach zachodnich zajmują się odpowiednie organizacje utrzymujące się z dotacji rządowych. Za parę lat unijna cywilizacja wymusi prowadzenie takiej opieki i w Polsce. Może warto z wyprzedzeniem pomyśleć o roli dla takiego „azylu” właśnie w OHZ.

W sklepach myśliwskich w Lublinie, które pełnią swoistego rodzaju miejsca spotkań łowców, wymieniane są poglądy i można usłyszeć różne pomysły na uzdrowienie OHZ-tu. Sklepy te stały się niejako „klubami” dla dyskusji o łowiectwie. W jednym z nich z różnych ust usłyszałem pomysł, aby przywrócić OHZ-towi także i jego poprzednią wielkość. W nie tak odległym czasie OHZ ten został podzielony i stworzono z jego najatrakcyjniejszej części obwód dla prominentnego koła. Przydział tego obwodu odbył się wbrew woli i opinii władz okręgowych i „załatwiony” został w ciszy gabinetów przyjaznych ówczesnemu prezesowi koła ubiegającego się o bogaty w zwierzynę teren usytuowany pod nosem. Mówcy podkreślają, że koło to ani wówczas ani teraz nie zasługuje na wyróżnienie takimi przywilejami choćby ze względu na szeroki negatywny osąd jaki wokół tegoż koła rozsiał się po całym kraju. Z wyrzutem podkreśla, że dwa koła za swe zasługi odznaczone najwyższym łowieckim odznaczeniem - złomem gospodarzą na terenach o wiele gorszych.

Jeden z rozmówców stwierdza, że organizowane bodajże raz do roku w OHZ niby wzorowe polowania są jedynie pretekstem do postania ze strzelbą w lesie, bo na rozkładzie jak trafi się jeden parszywy lis to przynajmniej jest komu „królewskie” wręczyć. A potrzeba spotkań szkoleniowych także z polowaniem jest bardzo duża i potrzebna. Dla wpajania chociażby potrzeby egzekwowania przez osoby funkcyjne układania pokotu, sposobu zachowania na stanowisku, ceremoniału z sygnałami, rozstrzygania spornych strzałów z czym nie jest wśród braci myśliwskiej najlepiej. Warto także pomyśleć o kolegach, którzy z różnych powodów stali się niestowarzyszonymi. Trzymanie w szafie strzelby jednie po to, aby ją od czasu do czasu wyczyścić nie jest łowiecką realizacją. Dla wielu z nich sama możliwość bycia w łowisku jest już czymś o czym mażą. Nie ponosząc opłat w kołach z chęcią zapewne uiszczą za wypisanie „pozwolenia”, za strzelenie i mogę się założyć, że zrezygnują z tzw. „strzałowego” za pozyskanego dzika, czy sarnę. Ustawienie „normalnych” cen da zapewne pożytek i OHZ-towi i myśliwemu. Gdyby tak jeszcze jakaś niewielka kawiarenka, jeszcze parę miejsc noclegowych w opisanym „biurowcu” mogło by się szybko okazać, że jest to jedno z atrakcyjniejszych do wypoczynku nie tylko łowieckiego. A gdyby jeszcze umiejscowić tu wszelkie okręgowe władze łowieckie okazało by się – jak twierdzą umiejący liczyć- że przedsięwzięcie takie miałoby wysokie uzasadnienie. Tylko trzeba chcieć... Wyjątkowo siermiężne pomieszczenia ZO zajmowane aktualnie w centrum Lublina, w których ciągle zasłaniane gęstymi storami okna bardziej zachęcają do umiejscowienia w nim handlu niż biura nie dają podstawowego komfortu. Odbywane tu walne zebrania kół są męczące ze względu na ciasnotę sali konferencyjnej. A w plenerze wystarczyłaby wiata lub dwie aby np. dwa koła mogły obradować równocześnie. Sprzedaż albo jeszcze lepiej wynajem tych pomieszczeń przy ulicy w centrum miasta i wyjątkowo handlowej przysporzyłaby bez wątpienia niezłych dochodów do biednej łowieckiej kasy.

Andrzej Łacic obowiązki prezesa Okręgowej Rady Łowieckiej w Lublinie objął w trakcie tegorocznych wyborów władz okręgowych. Przedtem był członkiem ORŁ. Na pytania odpowiada w sposób rokujący konsekwentne działania w przyszłości. Wyjaśnia, że jakiekolwiek wcześniejsze działania wymagające inwestycji nie bardzo były możliwe. Zaledwie trzy lata temu uregulowano status prawny uzyskując prawo wieczystej dzierżawy gruntów, na których stoją budynki OHZ-tu. Formalnym właścicielem OHZ-tu jest PZŁ, w imieniu którego Zarząd Okręgowy administruje tym obiektem.

- "Aktualnie ORŁ podjęła czynności w ramach planu działań racjonalnego wykorzystania OHZ Wierzchowska" - stwierdza Andrzej Łacic. Plan ten, w którym poczesną rolę mają odegrać nowo powoływane komisje przewiduje m. in. takie działania jak: zabezpieczenie obiektu, opracowanie założeń wykorzystania zlokalizowanych w OHZ obiektów pod kątem podjęcia hodowli bażanta, kuropatwy oraz zająca, wprowadzenie cennika opłat za korzystanie ze sztucznej nory i zagrody dziczej oraz ustalenia listy osób mających prawo prowadzenia zajęć szkoleniowych. Plan ten przewiduje także opracowanie założeń dla wykorzystania części budynków dla potrzeb szkoleniowych. Plan obejmuje również przygotowanie koncepcji zagospodarowania obwodu łowieckiego OHZ-tu, w tym zasady korzystania z prawa polowania w nim.

- "Widziałbym - kontynuuje prezes ORŁ - na terenie obiektu OHZ miejsce na zlokalizowanie ośrodka szkoleniowo - dydaktycznego. Wykonanie w porozumieniu z miejscowym nadleśnictwem ścieżek dydaktyczno - przyrodniczych, przeniesienie muzeum przyrodniczo - łowieckiego z siedziby władz okręgowych do obiektów w OHZ. Dałoby to możliwość zapraszania na ciekawe lekcje przyrodnicze młodzieży szkolnej. Upatruję w kontaktach z młodzieżą możliwość zmiany sposobu myślenia i oceny łowiectwa przez społeczeństwo. Również na tej bazie należałoby stworzyć miejsce na szkolenie dla nowowstępujacych do PZŁ, jak również ośrodek doszkalania Kolegów myśliwych" - mówi prezes A. Łacic.

- A co ze strzelnicą? –rzucam pytanie, które powtarzane jest od lat w kręgach lubelskich myśliwych.

- "Nie jest to sprawa łatwa - stwierdza - wymaga wielkich logistycznych przedsięwzięć. Na wszelki wypadek skrzętnie notuję wszelkie deklaracje jakiejkolwiek pomocy. Decyzje wydatkowania niemałych środków inwestycyjnych pochodzących między innymi ze składek członków PZŁ, nie mogą być podejmowane, jeśli nie uzyskamy gwarancji, że będą one służyły odpowiednio długo. Budowa strzelnicy w pobliżu Lublina, w świetle dynamicznie rozwijającego się strzelectwa „sportowego” jest jak najbardziej na miejscu. Trwają rozmowy w sprawie lokalizacji. Nie znaczy to, że rezygnujemy z modernizacji strzelnicy w Puławach".

Jedno jak dotychczas jest dla mnie pewne, od lat: OHZ Wierzchowiska nie służy żadnej hodowli, stoi sobie i kosztuje, popadając powoli w ruinę. Jest także powodem licznych niezdrowych emocji w środowisku. Sytuację uzdrowić mogą nowo wybrane łowieckie władze, które wsłuchując się w oddolnie coraz częściej i głośniej wypowiadane błagające wręcz głosy myśliwych Lubelszczyzny spojrzą na ten obiekt i te sprawy gospodarskim i krytycznym okiem, a plany nie pozostaną jedynie spisem pobożnych lecz nie spełnionych życzeń.

Czas chyba po temu najwyższy!


Wypowiedź prezesa ORŁ w Lublinie Andrzeja Łacica jest autoryzowana