Piątek
14.12.2007
nr 348 (0866 )
ISSN 1734-6827
Redaktorzy piszą
Na "baronów" nie ma mocnych autor: Stanisław Pawluk
Już nie tylko w okręgu Biała Podlaska twierdzi się, że na „baronów” łowieckich tamtego okręgu nie ma mocnych! Ostatni akt bohaterstwa członków tamtejszych organów okręgowych miał miejsce 26 listopada 2007, za sprawą członka Zarządu Okręgowego Jana Czarneckiego, "dowódcy" grupy specjalnej łapiącej "kłusowników" na nie swoim obwodzie.

Roman Ryszkowski
z Wojskowego Koła Łowieckiego nr 127 „Łoś”, zapisany do książki ewidencji myśliwych na polowanie indywidualne, spokojnie siedział na stołeczku i oczekiwał na mającego pojawić się lisa. Wybrał łowisko przy granicy obwodu, którego granica przebiega wpierw nurtem rzeki, żeby w miejscu styku z rowem melioracyjnym, iść dalej właśnie tym rowem. Takie ustalenie granicy obwodów powodowało, że od rowu rzeczka kierowała się już w obszar obwodu łowieckiego WKŁ „Łoś”, gdzie jego członkowie polować już mogli na obu jej brzegach. Właśnie w pobliżu tej rzeczki, ale po przeciwnej jej stronie niż rów graniczny, wybrał miejsce na zasiadkę. Za rzeczką i dalej za rowem był już obwód dzierżawiony przez Koło Łowieckie „Ostoja”.

Św. Hubert nagrodził Romana Ryszkowskiego, bo po pewnym czasie, kiedy już się ściemniało, dwukrotnie strzelił do lisa, który choć jeszcze uszedł, niechybnie został położony.

Andrzej Chotkowski i Eugeniusz Juchimik członkowie KŁ „Ostoja” usłyszeli strzały. Zapisując się na polowanie zauważyli w książce ewidencji, iż zapisało się w tym dniu także dwaj inni myśliwi z ich koła. Słysząc strzały powiadomili łowczego koła Jana Czarneckiego i strażnika Zdzisława Króla, mieszkańca pobliskiej miejscowości. Po skrzyknieciu się, wszyscy razem udali się w kierunku strzałów i za rzeką zauważyli – jak twierdzą – kłusownika, ze strzelbą na ramieniu i świecącego latarką po polu oraz w ich stronę, czyli Romana Ryszkowskiego, który poszukiwał właśnie co strzelanego lisa. Krzykiem wezwali go do rzucenia broni i przedstawienia się. Ten nie reagował więc A. Chotkowski oddał strzał w górę. Roman Ryszkowski nie przestraszył się i zaczął iść w ich stronę z bronią pod ręką i latarką oświetlał ich sylwetki. Gdy przeszedł kładkę nad rzeczką i zbliżył się do nich, natarczywie zażądali przedstawienia się, a najbardziej krewki z nich strażnik Zdzisław Król wyrwał R. Ryszkowskiemu dubeltówkę kaliber 16 i ją rozładował. To, iż znajdowali się na nie swoim terenie nie robiło na nich żadnego wrażenia, działali zdecydowanie i z tupetem.

Niebawem na miejsce zdarzenia przyjechał powiadomiony przez wziętego za kłusownika R. Ryszkowskiego, strażnik WKŁ „Łoś” Marian Korszeń oraz wezwany przez łowczego KŁ „Ostoja” Jana Czarneckiego jednocześnie członka Zarządu Okręgowego w Białej Podlaskiej, patrol policji w osobach st. sierż. Adama Kowalika i sierż. Jarka Izdebskiego. Przyjechał także łowczy WKŁ „Łoś” Marian Kiryk.

Roman Ryszkowski okazał policji pisemne upoważnienie na odstrzał zwierzyny. Opowiedział, że poszukiwał strzelonego lisa, gdy przyjechali jacyś ludzie i świecąc latarkami czegoś szukali za rzeką, ale na terenie obwodu łowieckiego WKŁ „Łoś”. Odjechali i po jakichś 10 minutach wrócili w większej ilości pojazdów i także czegoś szukali. Poszedł w ich stronę do rzeki, oświetlił ich latarką i przybysze zapytali jak się nazywa i co tu robi. Odpowiedział i zadał takie samo pytanie. Doszło do wymiany słów. Przez kładkę przeszedł w ich stronę, aby wyjaśnić zaistniałą sytuację. Gdy się zbliżył, rozpoznany przez niego i wcześniej znany mu Zdzisław Król, siłą odebrał mu broń.

Łowczy WKŁ „Łoś” pokazał mapy obwodu na podstawie których policjanci stwierdzili, że łowczy KŁ „Ostoja” Jan Czarnecki, w sposób szczególny predysponowany do posiadania stosownej wiedzy członek ZO i zarządu koła, nie zna granic dzierżawionego przez jego koło obwodu. Zorganizował i przeprowadził całą „akcję” na legalnie polującego myśliwego na obcym terenie. Dla wyjaśnienia okoliczności zdarzenia policja zabrała jej uczestników na posterunek. Czynności wyjaśniające trwały dość długo i zakończone zostały badaniem na zawartość alkoholu. Tu okazało się, że strażnik Zdzisław Król, mimo upływu znacznego czasu od interwencji podczas której siłą zabrał broń R. Ryszkowskiemu, zachował 0.33 mg alkoholu w 1 litrze wydychanego powietrza (ca 0,66 promila), co oznacza, że podejmując działania i odbierając Ryszkowskiemu broń, następnie ją rozładowując był „nawalony jak stodoła po żniwach”, czym niechybnie naruszył zasady bezpiecznego obchodzenia się z bronią, prawo łowieckie oraz ustawę o broni. Nie wiadomo, jak organa PZŁ w Białej Podlaskiej ocenią działanie członka Zarządu Okręgowego Jana Czarneckiego zaliczanego do "łowieckich baronów", który kierując grupą podległych mu myśliwych doprowadził do sprowadzenia niebezpieczeństwa dla zdrowia lub życia uczestników akcji przeprowadzonej na nie swoim obwodzie łowieckim. A może to nowa inicjatywa łowczego okręgowego Romamna Laszuka i lotne brygady ZO PZŁ wspomogą Państwową Straż Łowiecką?

Nie wiadomo także jak zostanie oceniony fakt bezzasadnego użycia broni palnej przez Andrzeja Chotkowskiego w obcym obwodzie łowieckim. Poinformujemy o tym, o ile po przeczytaniu niniejszej relacji władze łowieckie lub organy ścigania zechcą podjąć stosowne działania prawne.

Jeśli chodzi o „kłusownika” Romana Ryszkowskiego to jego sprawa została pod sygnaturą akt Prokuratury Rejonowej w Radzyniu Podlaskim Ds 2229/07 zakończona stwierdzeniem:

”...prokurator ...............20.11.2007 po rozpoznaniu materiałów z przeprowadzonej interwencji z dnia 27.10.2007 w sprawie podejrzenia o dokonanie polowania bez uprawnień do jego przeprowadzenia przez Romana Ryszkowskiego tj. o czyn z art. 53 ust. 4 ustawy z dnia 13 października 1995 roku Prawo Łowieckie, odmówił wszczęcia dochodzenia...”

Szeregowi myśliwi z Białej Podlaskiej twierdzą, że w ich okręgu można polować bezpiecznie pod warunkiem, że nie spotka się na swej drodze jakiegoś niekompetentnego członka ZO albo pijanego strażnika. Dziś w Białej Podlaskiej uroczyste spotkanie opłatkowe Okręgowej Rady Łowieckiej i Zarządu Okręgowego. Będzie o czym rozmawiać.