Wtorek
15.04.2008
nr 106 (0989 )
ISSN 1734-6827
Redaktorzy piszą
Jak kraść na łowiectwie autor: Stanisław Pawluk
Przy różnych okazjach lubimy się powoływać na tradycję łowiecką, szlachetność zwyczajów i etykę, wspałanałą historię oraz umiłowania przyrody. Rzadko, albo wcale nie wspominamy, że w kręgach myśliwych istnieje także inna tradycja, oparta na cwaniactwie, złodziejstwie i zamiłowaniu do oszustwa dla robieniu kasy kosztem zwierzyny czy kolegów z koła. Szczególnie jeśli przedsiebiorstwo skupu zaakceptuje zapłaty za tusze w gotówce do rąk myśliwego.

Pod prawomocnymi postanowieniami sądów i prokuratorów tusz jeszcze nie wysechł co oznacza, że zdarzenia, któych dotyczyły nie były zamierzchłe, bo sięgają schyłku okresu wydawania jednorazowych znaczników myśliwym, do oznakowywania tusz strzelonej zwierzyny, czyli roku 2001. Od roku 2002 znakowania dokonują punkty skupu, a ewentualny myśliwy, gdyby był złodziejem, musi jedynie wpisać upolowane zwierzę do posiadanego odstrzału. Jeśli jest złodziejem w randze łowczego podmiana odstrzału jest łatwa, a możliwości zarobienia jeszcze większe. Ale nie o tym chciałem pisać.

Prezes Koła Łowieckiego nr 17 „Jeleń” w Żółkiewce oraz łowczy Marek Wiesław Radecki nie bardzo mogli opanować sytuacji, w której w obwodach słychać było strzały, a do kasy koła należności nie wpływały. Wkrótce okazało się, że w punkcie skupu zwierzyny, mieszczącym się w podlubelskich Abramowicac, zdano kilkanaście sztuk saren, strzelonych przez myśliwych z obwodów dzierżawionych przez KŁ nr 17 "Jeleń". W dokumentacji skupu ustalono, że sarny odstrzelili Szwała Jan, Baraniuk Roman i Gieroba Stefan, którzy zdając sarny pobierali gotówką należną Kołu Łowieckiemu „Jeleń”. Zapewne nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż koło prowadziło rozliczenia bezgotówkowe, a firma skupująca "Elite Expeditions" pieniądze wpłacała na konto po otrzymaniu od koła faktury, wystawionej na podstawie otrzymanego kwitu ze skupu, zawierającego niezbędne dane, w tym nazwisko strzelca, wagę tuszy i klasę, od której zależała cena. Do ręki myśliwym nieupoważnionym przez zarząd koła gotówki nie wypłacano. Jeszcze większe było zdziwienie zarządu, gdy okazało się, że żadna z osób wymienionych jako dostawcy tusz nie jest członkiem koła! Bardziej wnikliwi dopatrywali się w fikcyjnych nazwiskach swoistego miksu nazwisk lubelskich policjantów z nazwiskami przewijającymi się w życiu publicznym.

Sprawa stała się na tyle poważna, że zajęły się nią organy ścigania. Te na podstawie dokumentacji punktu skupu ustaliły, że z obwodów Koła Łowieckiego nr 17 „Jeleń” sarny w podobny sposób zdawali: Jasina Tomasz, Stefaniuk Jan, Boguta Leszek, Urbanek Stanisław, Maruszak Jacek, Domański Jan. Osoby te także kwitowały odbiór należnej kołu gotówki, składając zawijasy w miejscu podpisu odbiorcy. Żadna z w/w osób nie była znana nikomu z zarządu koła i nigdy w KŁ Nr 17 „Jeleń” nie polowała, otrzymując upoważnienie do polowania. Prokuratura ustaliła, że sarny oznakowano znacznikami min. o numerach 162986 i 163080. Znaczniki te wydane były członkowi koła Zenonowi Okapie, przewodniczącemu komisji rewizyjnej koła i czynnemu policjantowi. Inne, oznaczono znacznikami nr 162971 i 162972, które posiadał łowczy koła Marek Wiesław Radecki. W ten sposób zdano w imieniu Koła Łowieckiego nr 17 „Jeleń” ok. 20 saren na kwotę 4,500 złotych. Część saren zdana była w taki sposób, że jako zdające wpisano Koło Łowieckie "Jeleń", ale obwody podane w dokumentacji nie były obwodami dzierżawionymi przez to koło. Te sarny prokuratura nie wliczyła do strat koła i przyjęła, że koło nie otrzymało kwoty 2,830 złotych pobranych przez myśliwych, a nie rozliczonych z kołem. Ustalono także, że znacznikiem pobranym osobiście przez Zenona Okapę o numerze 183080 oznakowana była sarna zdana na nazwisko Leszek Boguta. Te same numery były w dokumentacji skupu powtarzane, co stało w jawnej sprzeczności z istotą znacznika o unikalnym numerze, zaciskanego w sposób trwały na tuszy zwierzęcia.

Prokuratura zmierzała do ustalenia osób, które widniały jako zdający upolowane sarny. W okolicznych zarządach okręgowych w Chełmie, Zamościu i Lublinie myśliwi o takich nazwiskach nie byli zarejestrowani. Kierownik punktu skupu dziczyzny zeznał, że z osób wymienionych wyżej zna i to od bardzo dawna Zenona Okapę. Przy przyjmowaniu saren nie sprawdzał tożsamości osoby, która dokonała odstrzału. Często przyjęcie sztuki odbywało się w nocy przez pomocnika i na drugi dzień dokumenty wystawiał na podstawie kartek przyczepionych do sarny, a myśliwy zgłaszał się po odbiór gotówki. Kartki z nazwiskami niszczył. Dlaczego na różnych sztukach powielono numery znaczników posiadanych i zaewidencjonowanych w kole jako wydanych Zenonowi Okapie skupowy wyjaśniał pomyłką w dokumentacji. Zenon Okapa twierdził, że nikomu swoich znaczników nie udostępniał, a wydane mu znaczniki przypinał do sztuk strzelonych przez siebie. W jaki sposób numery jego znaczników znalazły się na pokwitowaniach z lewymi tuszami, zwyczajnie nie wiedział. Na tą okoliczność przesłuchano także dziennikarza, o takim samym imieniu i nazwisku jak wymienione na liście dostawców, ale okazało się, że myśliwym on nie jest, na obwodach łowieckich nie przebywał nawet w ramach spaceru, a strzelanie do czegokolwiek inne niż obiektywem kamery jest mu zupełnie obce. Z licznych akt sprawy nasuwa się wniosek, iż robiący pieniądze na lewych dostawach dziczyzny wiedział jak i umiał zatrzec za sobą ślady. Biznes ten bez nadzwyczajnie niskiej spostrzegawczości skupowego, dziś juz śp., zapewne nie byłby możliwy.

Z chwilą rozpoczęcia głośnej na Lubelszczyźnie afery z tymi sarnami, wszczęte zostało również śledztwo przeciwko prezesowi Koła Łowieckiego nr 17 „Jeleń” o skłusowanie rogacza, umorzone wkrótce ze względu na nie popełnienie przestępstwa. Jedynymi starającymi się obciążyć prezesa świadkami byli w/w Zenon Okapa i skupujący tusze w Abramowicach. Takie odwetowe śledztwa to także swoistego rodzaju nowa łowiecka tradycja.

Sprawy ze względu na położenie obwodów, na których polowano na ginące niczym w Trójkącie Bermudzkim sarny, prowadzone w Tomaszowie Lubelskim, Lublinie i Zamościu umorzono ze względu na brak dostatecznych dowodów winy. Podpisów nie weryfikowano grafologicznie, najprawdopodobniej ze względu na zbyt mikrą ilość znaków pisarskich do oceny. Podpisy składane bowiem były w postaci nieczytelnych kulfonów. Świadkowie, którzy spotykali intensywnie polującego w tamtym czasie Zenona Okapę, nie byli w stanie jednoznacznie podać namacalnego faktu, na którym prokurator mógłby jednoznacznie stwierdzić, kto i kiedy zastrzelił choć jedną sarnę. Wprawdzie jeden z zeznających świadków początko nawet widział jak Zenon Okapa zastrzelił sarnę, a następnie zapakował ją do bagażnika, nie był w końcu postępowania tego pewny, żeby jednoznacznie stwierdzić, że była to sarna, bo odległość z której obserwował nagle była zbyt wielka, a ostrość widzenia słabsza i ten zmrok.

Zapyta czytelnik zapewne, czy ta zła tradycja się skończyła? O nie, trwa ona aktualnie w Kole Łowieckim nr 40 „Nemrod” w Krzczonowie, któremu prezesuje jedyny z podejrzanych o strzelanie saren w KŁ Nr 17 „Jeleń”, którego wówczas był członkiem, czyli Zenon Okapa. To z jego udziałem pod sygnatura akt 3 Ds. 45/08 prokuratura lubelska aktualnie prowadzi śledztwo w sprawie zastrzelonej klempy łosia, o czym już pisaliśmy. W kole tym jest to już drugi zastrzelony łoś w krótkim czasie. Negatywne tradycje jak widać są podtrzymywane. I trudno mi jakoś uwierzyć, że prezesując Kołu Łowieckiemu nr 40 „Nemrod” Zenonowi Okapa dane będzie tą złą tradycję powstrzymać.