Czwartek
04.09.2008
nr 248 (1131 )
ISSN 1734-6827

Hyde Park Corner



Temat: Zwierz, to zwierz - każdy może być niebezpieczny.

Autor: chris_xx  godzina: 00:42
... ciekawa opowieść! ... nie do śmiechu!!! !!! bo daje do myślenia!!! Kolego ... zdrowia i zdrowia ... i więcej szczęścia!!! DB

Autor: kurp45  godzina: 07:59
Znajac strzal krolewski to Twoj byl co najmniej Cesarski..Zdrowia zycze.Darz Bor..

Autor: szlagoś  godzina: 09:06
Miałem podobny przypadek, z tą różnicą, że była tylko jedna kaczuszka. Po strzale na bliską odległość złamała się w locie i całym pędem zaczęła spadać na mnie. Jedyne, co zdążyłem zrobić to oddać drugi strzał na jakieś 5 no może 7 metrów przed zderzeniem :-)) Strzał okazał się celny i siła, z jaką śrut uderzył już w martwą kaczuszkę spowodowała zmianę toru lotu. Kaczka spadła mi pod nogi uderzając delikatnie w stopę. szlagoś

Autor: DZIADBOJ  godzina: 09:28
przemus401 No faktycznie,duzo kolega miał szczęścia,że jeszcze widzi na to oko, ale uszczerbek na zdrowiu został..... Prosze powiedzieć jeszcze,czy z tego tytułu otrzymał kol jakieś odszkodowanie?Wszyscy jesteśmy ubezpieczeni w ramach polowania i prac gospodarczych, pytanie tylko, czy po zaistnieniu takiej sytuacji firma nas ubezpieczająca nie "miga sie" od wypłaty odszkodowania? DB

Autor: kniejarz  godzina: 09:45
podobna historia tylko ucierpiał mój pies siedzący obok na zlotach głównie na honorze Kniejarz

Autor: przemus401  godzina: 10:01
DZIADBOJ No muszę powiedzieć, że z odszkodowaniem żadnych problemów nie było. Chcieli tylko ksero książki, że byłem tego dnia wpisany na polowanie, robili wywiad w kole, czy rzeczywiście taki wypadek miał miejsce, a od ZK musiałem przedłożyć zaświadczenie, że mu uległem podczas wykonywania polowania. No i oczywiście cała dokumentacja medyczna. Nie było problemów ani z firmą ubezpieczającą nas-myśliwych (nie pamiętam, czy była to ta, która obecnie nas ubezpiecza), ani z PZU gdzie byłem ubezpieczony w trybie takim ogólnym, jak większość chyba Polaków. Uszczerbek został. Ale muszę się rozejrzeć za jakimś okulistą. Medycyna idzie naprzód, jeśli dało by się, to poddam się kolejnej operacji. A jak nie, to już ćwiczę skład do lewego ramienia, choć idzie opornie. chris_xx Sytuacja, choć dla mnie tragiczna, bo na oddział przywieziono mnie już nieprzytomnego, to potem, po pierwszej operacji, gdy opowiadałem co się stało, wzbudzałem salwy śmiechu. No bo rzeczywiście - żeby kaczką dostać w łeb...A później, pod koniec pobytu w szpitalu, pani ordynator chciała sprawdzić jak rzeczywiście widzę. I wiecie jak wyglądają te tablice o okulistów. Są albo z cyferkami coraz mniejsze w rządkach, albo z sylwetkami zwierząt. Ona wyjęła tą drugą. Patrzę, a tam na samej górze, to największe - KACZKA. Pani ordynator, czemu pani mi to robi - ja na to. Zaśmiała się i wyjęła tą z cyferkami... szlagoś No masz stalowe nerwy chłopie. Chociaż mnie nie tyle zawiodły nerwy, co zgubiła, trzeba to powiedzieć, łowiecka pazerność. Pozdrawiam Chłopaki - Darz Bór.

Autor: Leon  godzina: 10:13
Życze zdrowia i mniej dubbletów!!! Darz Bór LEON

Autor: Leśnik1  godzina: 10:38
Kolego przemus401 życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Medycyna czyni coraz wieksze postępy wiec kto wie może za jakiś czas uda sie przywrócic pełna sprawnośc oka. Kiedyś rownież miałem przykra przygodę na kaczkach. Otoż w moim pierwszym sezonie polowaczki umowilem sie z kuzynem na polowanie. Wieczorem kuzyn zadzwonil i oznajmil mi ze mu nie pasuje ale ze moge przyjechac "wyporzyczyć" jego psa gdyz nie posiadam swojego. Wczesnym rankiem bylem juz nad warta. Ledwie gdy otworzylem drzwi uslyszalem kwakanie kaczek. Suka po wyjsciu z samochodu i zaczela zalatwiac potrzeby fizjologiczne natomiast ja podbieglem pod brzeg. Nagle zerwały sie 3 krzyżówki. Szybkim strzalem spuściłem pierwszego kaczora po czym dogoniłem lufa drugiego i zrobiłem dublet. Suka na odgłos strzałów przybiegła i wskoczyła do rzeki po drugiego odpływajacego kaczora. Ja natomiast zszedłem na ostrogę i chciałem podnieśc pierwszego. Byłem bardzo podniecony pierwszymi strzałami i sukcesem wiec przeładowalem broń ponownie. Tymczasem nurt rzeki zaczął wyciagac pierwszego kaczora z zatoczki ku środkowi. Ze spokojem podszedlem na sam cypelek ostrogi. Jednak zorientowalem sie, że nie siegne kaczorka bo nurt troszke go oddalił. Woda była dośc czysta i płytka wiec w wysokich kaloszach wszedłem do wody. Zrobiłem może ze 2 kroki i ręką pochwyciłem moją zdobycz za szyjkę. Kontem oka dojrzałem, że suka już uporałą sie z drugim. Jednak w momencie gdy miałem sie juz obracac nagle zarwał mi sie grunt pod nogami( okazalo sie ze ostroga była od spodu podmyta a ja stałem tylko na nawisie z błota i kamieni) W jednej chwili z bronia, kaczka i w grubym ubraniu znalazłem sie pod wodą. W miejscu gdzie przed chwilą mialem 20 cm wody nagle znalazlem sie calkowicie pod powwierzchnia.Uczułem iż nurt wciaga mnie coraz głebiej. Cieżki ubiór kalosze robiły swoje. Byłem juz na prawde głeboko kiedy z nóg prąd ściągnał mi kalosze. Wtedy dopiero powoli zacząłem wypływac na powieszchnie. Ledwie wygramoliłem sie na brzeg. Kaczke w tym calym zamieszaniu wypuściłem. Na szczęście bron czymałęm kurczowo w dloni. Co by było gdyby od oporu wody wypaliła? Albo jak bym sie na policji wytłumaczył gdybym utopił dubeltowke? Na szczescie ucierpialy tylko dokumenty i telefon. Ja od tego czasu nie wejde do warty nawet gdyby bylo tam 5 cm wody. Pozdrawiam I Darzbór

Autor: przemus401  godzina: 10:54
Leśnik1 No to rzeczywiście przeżyłeś koszmar. U mnie nie było zagrożenia życia, a Ty mogłeś je stracić. Najważniejsze, by takie historie kończyły się szczęśliwie. Później sami się z nich śmiejemy, jeśli dostrzegamy w nich nutkę komizmu. Ale i wnioski warto wyciągnąć. Z tych śmieszniejszych aspektów mojego przypadku przypomniał mi się jeszcze jeden. Otóż nadszedł dzień powrotu do pracy, wchodzę, a zaraz za drzwiami widzę zrobiony z kartonu, ładnie pokolorowany znak ostrzegawczy przedstawiający szybującą kaczkę i prostokątną tabliczkę pod spodem - "Uwaga! Nisko przelatujące kaczki"... :-))). Darz Bór.

Autor: Kebas84  godzina: 11:32
Kolego przemus401 życze dużo dużo zdrowia i szybkiego powrotu do pełnej sprawnosci. Ja tez uległem wypadkowi ale z udziałem troche większej zwierzyny także wiem jak to jest :) Pozdrawiam Kebas84

Autor: adamr  godzina: 13:17
Witam! Współczuje Koledze i życzę zdrowia; Sam miałem podobne zdarzenie na gęsiach.Schowałem się do studzienki melioracyjnej i strzeliłem do wysokiej gęgawy , która zaczęła spadać prosto na mnie , na opuszczenie studzienki nie było czasu więc skuliłem się w środku i zakryłem od góry rozładowaną dubeltówką.Gęś spadła o pół metra od studni wybijając niezły dołek.Święty Hubert czuwał...Pozdrawiam D.B. Adam

Autor: jurek123  godzina: 13:31
Mój przypadek ze zwierzyną dość dziwny nie był aż tak niebezpieczny ale bardzo bolesny. Polowałem z psem na kuropatwy,w pewnym momencie pies coś wystawił i jak zamurowany stoi.Podchodże bliżej bardzo blisko i widzę śpiącego zająca ,oczy otwarte a mój pies jakieś 1,5 metra od niego. No to i ja podszedłem tak na jakiś metr i tak sobie spokojnie stoimy,. W pewnym momencie zając wystartował i huknął w moje piszczele z takim impetem że ja omal nie przysiadłem a zającem zaktłowało i padł obok. Pies na to zareagowł aportem ,zając sie ocknął i drze w niebogłosy.Dałem komendę by pies puścił ,zając odbiegł ze 4 metry i ponownie fik i leży.Pies już nie skoczył a zając po pewnym czasie podniósł sie i uciekł. Pozostały mi po tym uderzeniu dwa krwawiące sińce na piszczelach i początkowe kłopoty w chodzeniu jak po skoszeniu faulem na boisku. Najwięcej zabawy miała żona jak obejrzała moje nogi. Pozdrawiam