Środa
30.11.2005
nr 122 (0122 )
ISSN 1734-6827

Hyde Park Corner



Temat: "Polowanie Wigilijne"- Opowiadanie  (NOWY TEMAT)

Autor: Hubertus66  godzina: 23:12
Cała rzecz dzieje się na obszarze wschodniej Polski, a mianowicie w województwie Lubelskim.25 km od Lublina znajduje się Lubartów. Miasteczko średniej wielkości, nie opodal którego znajdują się duże połacie lasów, pól,i łąk,a także bagien. Są tu jeziora,stawy,a 2 km od miasta płynie rzeka Wieprz. Nad brzegiem tej rzeki zasiadają Krzyżówki,Cyranki i inne kaczki. W lasach np. Brzostówki można spotkać łosie,jelenie,a i dzików nie brakuje. Gdy przyjdzie noc pałaszują one okoliczne uprawy. Jest miesiąc grudzień,a jak grudzień to Boże Narodzenie,to nie może zabraknąć Polowania Wigilijnego. Od wczoraj zima nas zaskoczyła. Przez te dwa dni napadało dość dużo śniegu,zapowiada się więc w śnieżnej aurze polowanie. Jest dzisiaj 20 grudnia 1992 roku,niedziela,Polowanie Wigilijne. Jest godzina 5:30 ,właśnie wstałem z łóżka. Krzątam się po mieszkaniu,szykując wszystko. Czuje się niewyspany. Budziłem się kilka razy w nocy. Podszedłem do okna . Za oknem pada puszysty śnieg. Mróz z lekka przemalował szyby. Na dworze szarość zagościła swym panowaniem. Polowanie odbędzie się w lasach wcześniej wspomnianej Brzostówki. Wieczerza Wigilijna odbędzie się w naszym ośrodku w Wólce Zabłockiej. Żona z synem śpią twardo,lecz czujnie. Chodzę po cichu,aby ich nie obudzić. Właśnie spakowałem co trzeba, i nagle usłyszałem szmer w sypialni. To żona. Wiedziałem,że zaraz się rozpocznie kazanie. Drzwi się rozwarły i stanęła w nich moja żona. --- Ty jak zwykle ! Przychodzi niedziela,a ty znikasz z domu , zanim jeszcze zacznie świtać. --rzekła. Stała tak i patrzyła z lekkim zażenowaniem. --- Kochanie nie możesz być taka,wiesz że cię bardzo kocham,nie wyobrażam sobie życia bez lasu. --Powiedziałem. --- To musisz wybrać ! Las albo ja.--- rzekła. Opadły mi ręce. --- Kochanie miłość ,którą darzę ciebie, jest inna jaką darzę las. Musisz to zrozumieć. Zamilkła a właściwie my oboje milczeliśmy w pewnym sensie. Rozmawialiśmy szeptem z obawy,aby nie obudzić dziecka. Wiedziała,że nie ma wpływu na decyzję dotyczącą polowania. --- Uważaj na siebie, bądź ostrożny. Kocham ciebie ! -- powiedziała. Zniknęła za drzwiami sypialni. Odetchnąłem z ulgą. Jak już wspomniałem jest dzisiaj 20 grudnia 1992 roku ,niedziela. Polowanie Wigilijne. Otworzyłem drzwi, buchnęło śniegiem do środka. Wyszedłem z domu . Na parkingu przed blokiem stoi cały w śniegu mój samochód. Otworzyłem drzwi Lady . Broń i inne swoje rzeczy ułożyłem na tylnym siedzeniu. Wyciągnąwszy zmiotkę z bagażnika,zacząłem z rozmachem odśnieżać samochód . Ręce mi marzną,jest jednak mróz. Nareszcie usiadłem za kierownicą,i włożyłem klucz do stacyjki. Nie dobrze- nie chce zapalić. Kręcę kolejny raz, i nic z tego. Serce mi z radości zakołatało, gdyż udało mi się odpalić. Zatęskniłem za lasem. Zdałem sobie sprawę,iż las jest dla mnie wszystkim. On to potrafi ukoić mą duszę ,usuwając brzemię codziennego życia. Poczekam aż silnik się zagrzeje,a w tym czasie zapalę sobie papierosa. Minęło 10 minut, pociągnąłem parę razy i rzuciłem niedopałek w śnieg. Zamknąłem drzwi , i ruszyłem z miejsca. Po obu stronach drogi rosną duże wały odgarniętego śniegu. Jadę ostrożnie, gdyż droga jest śliska. Jadąc przypomniałem sobie o dwóch kolegach,którzy nie mieli czym dojechać na miejsce zbiórki. Skręciłem w wąską zasypaną śniegiem uliczkę. Rzucił się nam w oczy idący chodnikiem starszy mężczyzna. Ubrany w długą szarą jesionkę,z postawionym kołnierzem,broniąc się przed uporczywym śniegiem i wiatrem. Jadę jeszcze 200 metrów,i zatrzymałem się przed parterowym domem,z gankiem poprzeplatanym w stanie zimowego uśpienia bujną winoroślą. W wyobraźni widzę ów dom,ożywiony zielonymi pędami pnącymi się wysoko, coraz wyżej. Nie musiałem naciskać na klakson,gdyż zaraz uchyliły się drzwi,i stanął w nich nasz kolega Wojciech. Mężczyzna w średnim wieku,ubrany w moro,z czapką futrzaną na głowie. Prawie biegiem skierował swe kroki do samochodu. Otworzył drzwi. Broń,torbę, i stołek położył na tylnym siedzeniu,a sam usiadł z przodu. --- Darz Bór ! --- Darz Bór – odpowiedziałem. Samochód ruszył do przodu. Śnieg nadal sypie gęsto. Widoczność jest niezbyt dobra. Wycieraczki raz po raz zgarniają kupy śniegu. Jedziemy dalej. --- Już myślałem,że nie przyjedziesz po mnie.- rzekł Wojciech. Spojrzawszy na niego,uśmiechnąłem się do niego,i rzekłem. --- Bez obaw. Jeżeli powiedziałem,że przyjadę po ciebie,to przyjadę. Obietnic nie łamię. Wojciech zdjął z głowy czapkę, i położył ją na siedzeniu. --- Dzisiaj z rana już myślałem,że żona mnie nie puści na te polowanie. Mało brakowało a doszło by do kłótni.-powiedział. Sypie mocno,musze zwolnić gdyż słabo widzę. Zmieniłem bieg. Już myślałem,że tylko moja tak marudzi. Ach te baby,aby tylko koło nich latać ,a gdy chcemy coś dla siebie jest to im nie po nosie. --- Jeśli już baba ma nad tobą władzę,to już jesteś skończony.- powiedziałem. Co ja plotę pomyślałem. Co dzisiaj miałem rano ? Nie możemy na to pozwolić. --- Nie możesz na to pozwolić. Jeśli na to pozwolisz staniesz się więźniem w swoim własnym domu.- powiedziałem. Wojciech na moje słowa zareagował od razu uśmiechem, i rzekł : --- Tak źle jeszcze jeszcze nie jest,ale ciekawy jestem jak twoja podchodzi do tej sprawy ? Zmarszczyłem czoło,gdy pomyślałem nad treścią jego słów. --- Jak podchodzi pytasz ! Podchodzi jak każda inna żona myśliwego. Po prostu nie jest zauroczona tym, iż idę na polowanie wczesnym rankiem,i zostawiam ją samą w łóżku. Tym bardziej, gdy idę na całą noc,ale tylko wtedy, gdy łysy zawita na niebie. --- Gdy siedzisz w środku nocy na ambonie,a księżyc świeci ci prosto w oczy, nie nachodzą cię obawy,iż w domu mógł ktoś zająć twoje miejsce przy żonie. - pow. Wojtek. Zamyśliłem się, i zaśmiałem prawie w głos,gdyż poluję już przeszło dwadzieścia lat, i jeszcze nigdy będąc w lesie,nachodziły mnie takie myśli. Zdałem sobie sprawę, iż może las pokryty księżycową poświatą posiada w sobie jakiś czar, moc... a odpowiedziałem tak. --- Wiesz co Wojtek ! Posłuchaj sprawa przestawia się tak. Będąc w lesie,a tym bardziej gdy jest pełnia,człowiek wydaje mi się,zostaje w pewnym sensie oczarowany. Gdy padną na ciebie pierwsze promyki tajemniczej tarczy księżyca,istnieje dla ciebie las, i to co w nim się znajduje. Liczy się dla ciebie tylko ta chwila,chwila obecna. Tylko to co teraz przeżywasz Wojtek patrzył zamyślonym wzrokiem w tuman śnieżnego pyłu. Myślał o tym co mówię. Padać nie przestawało. Patrząc w śnieg mam mieszane uczucia co do polowania,ale miejmy nadzieję,że wszystko będzie w porządku. --- Ciekawie mówisz,wiesz coś w tym jest,bo gdy znajduję się podczas pełni w lesie, gdzieś zostaje wessana troska codziennego życia. Wtedy zostaje las,a my jakby jego cząstką -- powiedział. Samochód skręcił w ulicę,która prowadzi do osiedla mieszkaniowego. Jedziemy wąską osiedlową alejką,która zaraz przed nami zostaje pługiem odśnieżona. Zajechaliśmy pod jeden z 4- piętrowych bloków. Wszyscy śpią twardo,tylko gdzie nie gdzie pali się w oknie światło. Nacisnąłem na klakson,choć zdałem sobie sprawę, iż wszystkich pobudzę. Poczułem się głupio. Mija 5 minut,nikt się nie zjawia. Mija 10 minut,to samo. Spoglądamy obaj co chwila na zegarek. Wreszcie Władek się zjawił. Mężczyzna w wieku 55 lat,średniej budowy ciała, i niski wzrostem. Zapalony miłośnik zwierzyny, i może dlatego tak często pudłuje. Otworzył drzwi,i usiadł z tyłu,mamrocząc coś pod nosem. --- Psia kość, jak to dzisiaj polować,jeżeli już na 10 metrów nic nie widać.- powiedział. Racja pomyślałem,i powiedziałem swoje zdanie na ten temat. --- Co jak co, nagonka nie będzie chodziła jak trzeba,a zwierzyna nie ruszy ze swoich ostoi. Faktycznie zima dała o sobie znać. Padać zaczęło wczoraj wieczorem. Przez cały czas trwania nocy, nie przestało choćby na chwilkę. Zanosi się,iż w dzień także sypało będzie. Zima na dobre zaskoczyła komunikację drogowa. Drogi na nie których odcinkach stały się nieprzejezdne. Pługi kursują jeden za drugim,oczyszczając drogi ze śniegu. Cale szczęście,że droga prowadząca do Brzostówki jest przejezdna. Jedziemy cały czas powoli,szybciej się nie da. Zrobiło się jaśniej ,jakby nieco śnieg osłabł. --- Jeszcze przez tę śnieżycę polowanie zostanie odwołane. -- powiedział Wojtek. Spojrzałem na niego badawczo, rzekłem. --- Nie masz racji, takich polowań się nie odwołuje,a tym bardziej,że czeka nas Wieczerza Wigilijna. Do naszej rozmowy wtrącił się nareszcie Władek. --- Zgadzam się z tobą Grzegorzu,takich polowań się nie odwołuje;choćby nie wiem co by się działo.-- powiedział. --- Może śnieg zelży,a wtedy polowanie, i wieczerza wypełnią się urokiem prawdziwej zimy. -- powiedziałem. Przed nami ostry zakręt. Zmniejszyłem nacisk na pedał gazu. Droga na zakręcie zalśniła fragmentami lodu. Przejeżdżając zakręt zarzuciło nas delikatnie ku poboczu. Zza zakrętu ukazały się nam budynki gospodarskie. Przed nami Wólka Zabłocka-Wieś. Mijając wioskę ukazał się naszym oczom następny zakręt. Zmniejszyłem natychmiast prędkość samochodu. Po prawej stronie ukazał się nam; pod przykryciem śnieżnej kotary las Wólka Zabłocka. ( Ciąg dalszy dla zainteresowanych )

Autor: greg  godzina: 23:23
Bardzo ładnie opisałeś i dojazd i perypetie z Żonką tylko gdzie to polowanie. Czekamy na częśc następną. GK

Autor: gavron  godzina: 23:38
Wstęp dobry wciąga intryguje każe czekać na coś co się wydarzy. Oczekuję reszty.

Autor: Hubertus66  godzina: 23:43
Jestem w trakcie pisania ! Pisać dalej ??

Autor: greg  godzina: 23:47
dawaj dawaj

Autor: Hubertus66  godzina: 23:54
dawaj ,dawaj... Ty kolego myślisz,że to jest jak rzucenie kamieniem...