![]() |
Piątek
23.12.2005nr 145 (0145 ) ISSN 1734-6827 Hyde Park Corner Temat: URATOWANY BYK !!!! Autor: Olaff22 (Paweł Konopacki) godzina: 00:24 r.andrzej wypadaloby dodac z czego m.in. ta "bezradnosc" wynika.....Problem wnykarstwa da sie zminimalizowac/ograniczyc w warunkach czestej obecnosci w lowisku. To sa w koncu "te same twarze".... Zycze powodzenia w walce z ta plaga ale nie wyobrazam sobie aby w naszych warunkach - tj. odleglosc lowiska kilkadziesiat czy kilkaset kilometrow od miejsca zamieszkania mysliwych plus z reguly niewielki % miejscowych w kolach - to by bylo realne. Straz czy straznicy lowieccy maja raczej symboliczne znaczenie. Tak samo "periodyczne" akcje mysliwych, zbieranie wnykow - o ile takowe maja miejsce. Wiekszosc wypadkow zetkniecia sie z wnykarstwem ma miejsce podczas wykonywania polowania.
Autor: r. andrzej godzina: 15:11 "U mnie myśliwych miejscowych i zamiejscowych jest mniej więcej 50 na 50. I niestety właśnie ci miejscowi, stale obecni, bo mieszkający w łowisku, są bardziej bezradni niż zamiejscowi. Był kiedyś jeden odważny miejscowy, co to chciał gonić za kłuserkę swoich sąsiadów Zrezygnował zaraz po tym, jak mu wybili szyby w oknach i zagrozili, że następnym razem spalą stodołę . Nie dziwię mu się, prawdę mówiąc. Wnykarstwo to jedno, ale istnieje tez np. kłusownictwo z psami. Prawie każda kontrola, konfiskata, doniesienie itp skutkuje represjami kłusowników wobec miejscowych myśliwych. Można oczywiście interweniować w takich sytuacjach zagrożenia na policji. Skutek tego jest raczej mizerny. Zwłaszcza, jesli policjant też jest miejscowy." pozwole sobie przytoczyc powyzszy cytat jak ktos znowu bedzie marudzil o "wkladzie" mysliwych w "zwalczanie" klusownictwa.....Wychodzi na to, ze te buce w zielonych kapelusikach z piorkami ,miejscowe czy zamiejscowe sa tylko od tego zeby sobie poszczylac od czasu do czasu....jak im klusownicy cos do odstrzalu zostawia......anachronizm jakis... kwestia tylko czy opisana sytuacja to wyjatek czy regula..... |