![]() |
Wtorek
10.11.2009nr 314 (1563 ) ISSN 1734-6827 Hyde Park Corner Temat: Dziki zniszczyły pryzmę z kiszonką Autor: szyper godzina: 21:22 Wybrałem się kiedyś z kolego ( listopad 73 r. ) na wielką pryzmę kukurydzy położoną przy skraju gospodarstwa, do której w/g jego zarządcy, dobierają się dziki. W dzień stwierdziliśmy, że cała pryzma, tzn pokrywająca ją folia jest jednym wielkim buchtowiskiem. Wieczorna zasiadka zdawała się być tylko formalnością, zwłaszcza, że do pryzmy docierała dość intensywna poświata z oświetlenia niedalekiego gospodarstwa. Wczesnym wieczorkiem już siedzieliśmy z kolego nieopodal pryzmy od strony lasu czekając na pewne czarnuchy. Po może max. kilkunastu minutach zaczęło się widowisko jakiego wcześniej i jakiego do dnia dzisiejszego nie widziałem. Na pryzmę nadlatywały i siadały niezliczone stada krzyżówek. Jako młodzi myśliwi gapiliśmy się na to widowisko przez dobre kilkanaście - kilkadziesiąt minut. Po ochłonięciu zauważyliśmy, że stada ,które siadły są dość szybko przez coś płoszone. I to się powtarzało co chwila. W naszej nędznej wówczas optyce dało się zauważyć, że po każdym spłoszeniu stada na pryźmie pojawiały na krótko jakieś ciemne dwa kształty. Dziki już sobie odpuściliśmy i poszliśmy w kierunku pryzmy a po dotarciu oczom naszym ukazał się taki obrazek. Na pryzmę co chwilę wbiegało dwóch gości i wracało z kaczuchami, które pakowali do worka. Nasz widok wcale ich nie speszył, nawet pokazali w jaki sposób od kilku dni za zgoda dyrektora gospodarstwa łowią kaczki. Był to system palików wbitych w rejony nieuszkodzonej folii, do każdego z nich przywiązanych było po kilka odcinków żyłki, zakończonych haczykiem na kóre założona była przynęta. ( nie pamiętam co to było ). Skuteczność oceniali na kilkanaście sztuk na wieczór. Możliwość powiadomienia naszego łowczego o tym procedurze, możliwa następnego dnia z telefonu tegoż gospodarstwa, rozwiała się kiedy z takim zamiarem zjawiliśmy się w pracy i przy podpisywaniu listy obecności, kadrowa oświadczyła nam, że za 15 minut mamy się zameldować u szefa. Kilkuminutowy monolog zza biurka uświadamiający nam jak możemy sobie zmarnować świetnie zapowiadającą się karierę, stracić pracę my i nasze żony, służbowe mieszkania, dostać wilczy bilet itp. poddały w wątpliwość co z tym fantem zrobić. I chyba słusznie, bo jak w kilka dni póżniej opowiedzieliśmy łowczemu o tym co widzieliśmy, to byliśmy pewni, że wolałby tego od nas nie ułyszeć. Pozdrawiam DB Ps. Trochę przydługi wywód, ale za wczesnego Gierka istniały lokalnie takie bastiony lepszego niż obecnie najlepszego modelu łowiectwa na świecie. A tamto Koło istnieje do dzisiaj jako porządne koło akademickie, zaś po gospodarstwie jak i po tamtym systemie nie ma śladu, no prawie. |