Wtorek
23.10.2012
nr 297 (2641 )
ISSN 1734-6827

Hyde Park Corner



Temat: Nawet w lesie nie byłam...

Autor: sowa A  godzina: 19:12
Jakoś Wszyscy zajęci to ja coś skrobnę .Dziś miałam dzień wolny od pracy ,to też wybrałam się na grzybowy spacer.Przy okazji odwiedziłam stare miejsca pracy , miejsce gdzie znalazłam mojego pierwszego zrzuta z jelenia podczas pracy .Jeszcze pozostało palenisko obłożone kamieniami, a to już prawie ponad pięć lat temu .Jest ten zrzucik w galerii stary szóstak .O jej jaka byłam uradowana chodzili koło niego ,też bym go nie podniosła .Zwalono ogromnego świerka miał bardzo dużo gałęzi ,na końcu zostały mi dwie miałam ich nie podnosić bo były suche .No ale jak porządek ma być to ma być, przeskoczyłam na drugą stronę fik,fik i na kupie .Podnoszę nogę patrzę a tu w śniegu wystawał oczniak .W sumie nigdy nie zapuszczałam się tak daleko do lasu,dzięki tej pracy odkryłam wiele miejsc upodobanych przez jelenie.I nabrałam takiej pewności siebie,wiele tych miejsc nie jest odwiedzana przez ludzi to też tylko ja znam ich tajemnicę :). Wróciła bym jeszcze do lasu oj uwielbiałam tą prace,pamiętam upalne lato przerwa choć jeszcze jeden kolega obcinał gałęzie z kilka metrów od nas piła warczała.Otwarliśmy po piwie chłodziło się w potoku, kolega klepie mnie po ramieniu patrz na dół .Pod nami było ogromne babrzysko ,łanie z cielętami i młode byczki wyszły z młodnika ,prosto w to błoto kładły się brodziły .Ja byłam zafascynowana tym widokiem i tym że nie uciekały ,ale tak myśląc na tyle brygad wszędzie hałas ludzie u dołu u góry.Zwierz musiał się przyzwyczaić.Pożary pamiętam nie groźne bo je opanowaliśmy ,ale jeden mi utkwił w pamięci .Ogień potrafi być podstępny ,kazano nam palić gałęzie to też często chwytała się ściółka .Jedno ognisko wystarczyło by ziemią ogień przeszedł i podpalił trawę dwadzieścia metrów nade mną.Ja tego nie widziałam Kolega wołał z góry ,te bo Ci się trawa pali .Ale miałam paniki jak płomień mógł tak cichaczem przejść pod ściółką .W sumie nie odpowiadała bym za pożar ,bo to przykaz z góry macie palić i koniec .Ale wiemy ile kosztuje odbudowa lasu nawet po wycince.Oj też pamiętam śmierć,tak mi te wszystkie wspomnienia wpadły jak usiadłam koło paleniska .Śmierci nie widziałam i też nie była w mojej brygadzie .Furmanił u nas jeden z Panów pochodził jak się nie mylę z Ujsół .Nie wiem czy w tym lesie panowała znieczulica,słyszymy wrzask ryk my byliśmy u góry to też nie wiedzieliśmy co się dzieje.Dopiero kolega dopatrzył że ktoś biegnie na dole,ten mężczyzna miał żonę która pracowała tak samo jak ja .W ten dzień zginęła w lesie ,z tego co mówili dostała wierchem drzewa w głowę osierociła trójkę dzieci.Czemu znieczulica?.Bo zamiast powiedzieć,chodź Kolego do auta mamy sprawę do Ciebie, musisz jechać do domu wyjaśnimy Ci na dole.To wołali z chodź na dół bo ci babę zabiło,ale był taki jeden wieśniak.Też miałam wypadek nie licząc siekier w nodze :),zima który to był miesiąc nie pamiętam.Wyjeżdżaliśmy LKT nie było wolno, ale dreptaj taki kawał do góry śniegu w pierony.Siadało nas siedem osób ja zawsze na zgięciu trzymałam się kratki zabezpieczającej tylną szybę .Jesteśmy na miejscu staną ,no to schodzimy byłam pierwsza by zejść .Musiałam wsadzić nogę między wał obrotowy.I w tym momencie nie wiem dlaczego zaczął wykręcać farmerem.To był ułamek sekundy jak poczułam ból i ciepłą nogę.Ale wrzask łam był mróz powietrze tak czyste, że słyszeli mnie na innym oddziele.Kumpel zawołał odkręć i wtedy uwolnił mi nogę .Na szczęście nie połamał,ale zgniótł wszystko co się znajdowało pod skórą.Kolejna znieczulica szkoda mi było Koleżanki,ale nie dałam rady pracować.To jeszcze co nie którym się nie podobało że ja siedzę.Nie ściągałam gumowca bo bym go nie ubrała,a na dół spory kawał. Nie miał mnie kto zwieść na dół,do czternastej musiałam siedzieć w śniegu.Tydzień zostałam w domu ,ale i tak musiałam pokazać nogę znajomym bo musieli donieść do Szefowej czy ja nie udaje .A nie było co udawać ,wszystkie kolory śliwki,zieleni,żółci w tedy zrozumiałam na czym zależy co niektórym. Jedno miejsce tyle wspomnień,wódki dość się piło w lesie he pamiętam jak kiedyś zapytał się mnie Nadleśniczy jak tam w lesie? Ja odpowiadam bardzo dobrze! ,odparł mi na to.A to na pewno bo wy sami tam sobie atmosferę tworzycie %%%.Byliśmy chyba najbardziej rozrywkową brygadą ,nikt nie miał tak dobrze jak my .Na składach piekliśmy duszonki ,nóżki z kurczaka,odprawialiśmy urodziny ,imieniny.He pamiętam moje urodziny hihihi dzieci naszego Pana nadleśniczego trafiły do naszej brygady,a że często piliśmy temu posłał ich do nas na szpiegi :))). Córka jego chodziła ze mną do klasy,a syn młodszy nie wiem o ile.I akurat tak wypadło ,ja nie wiedziałam nic o nowych chwilowych pracownikach.Kupiłam wódkę ,sera,śledzi,ogórków,kiełbasy wszystko pod zakąskę urodzinową.Podjeżdżamy pod leśniczówkę wsiadają do naszego uaza .Ja do Szefowej a co oni robią u nas,no będą pracować nadleśniczy ich posłał do korowania .Kurcze a ja chciałam wam postawić,nic się nie martw dojechaliśmy na skład .Otwarli dom mieliśmy taką zacną chaupe,z piecem pokoje łóżka .Kiedyś tam żyli normalnie ludzie,no to przygotowałam zakąskę.Wódkę dałam do spiżarni,pracujemy ciężko korowanie nie łatwa sprawa .Ja jednak układałam stosy z kolegami,ale ja miałam muskuły:)))).No i nadeszła przerwa wchodzą dzieci nadleśniczego ,stół suto zastawiony .Ale co z wódką he ganialiśmy do spiżarni pić, jeden wychodził drugi wchodził .I tak mrugaliśmy albo kopiąc nogą pod stołem wyznaczaliśmy kolejkę .Na końcu córka naszego szefa a zarazem koleżanka się mnie pyta? Ania a wy tak zawsze macie przerwę i tyle na stole .Nie nie śmiałam się to dla was było i tak zostało,jak to żeśmy ich ugościli . Wypiliśmy wszystko,wiedzieli że pijemy ale nie widzieli!Miłość też tam była ale to już za stare wspomnienia.A często piekliśmy ziemniaki w mundurkach, paląc korę zostawały ogromne kopce gorącego popiołu.Mieliśmy stary garnek na dobre 3kg ziemniaków.Na górę dawaliśmy w całości boczek i przykrywaliśmy pokrywką wyciętą z drzewa .Jakie one były pyszne jak ten boczek stopił się i omaścił ziemniaki.Te smaki ,zapachy ,lasu, ciętego drzewa ,żywicy i zwierza mi brakuje to na tyle bo jeszcze by coś opisał ale czy chcę się pisać ,czy chce się czytać?Pozdrawiam sowaA

Autor: rales  godzina: 19:21
Tak sobie przeczytałem tę Twoją opowieśc, i żal.. Że tak daleko.. Bywam w lesie, ale ostatnio nic ciekawego, ani na łowach, ani nie na łowach. Ale wrzuciłem przed chwilą w galerię trochę zdjęc z obrączkowania ptaków. Żadnej sowy nie postraszyliśmy - daję słowo!! Darzbór!!

Autor: sowa A  godzina: 19:29
Kuknę na pewno do Twojej galerii.Jak tam polowania gdzie bywasz teraz nadal Szwecja ?

Autor: rales  godzina: 20:52
Nadal Szwecja. A jak tu jest?? Na Dalekiej Północy śniegi spadły jak zwykle pod koniec września. W dolinach, bo wyżej to wcześniej, a w wielu miejscach biało cały rok. Ot, piękna jesień!! W dolinach się stopił, ale zaraz spadł znowu.. Tego Hotelu Lodowego "Ishotellet" o którym pisałem Ci przed chwilą w innym temacie, jeszcze nie zbudowano - za cienki lód.. Ale teraz głównie jestem, pracuję i poluję na południu Szwecji. Jakieś 1500 km :-) bardziej na południe, niż poprzednio. Tu jesień taka jak w Polsce. A łowy?? Kolejny rok na łosie nie poluję - bo nawet z wydatną pomocą gości nie da się go zjeśc, kłopot z przechowywaniem takiej ilości mięsa, i gdybym jakiegoś ubił, nie miałbym powodu, aby dalej polowac.. Więc wolę na mniejszą zwierzynę, i na ptactwo. Mam nową strzelbę, kupiłem ją specjalnie na gęsi, i cieszę się nią na prawie każdym wyjściu. Spadają jak Mitsubishi!! Te w Bitwie o Midway :-)) Był też lis i kuna - w Polsce nic szczególnego, ale w Skandynawii drapieżników jest mało, i są bardzo cenione: te na Dalekiej Północy mają futra nieporównywalnie lepsze od polskich - cóż, taki tu klimat.. I z powodu klimatu od czasów znacznie wcześniejszych niż czasy Wikingów darzy się je należytym szacunkiem. A na południu: młody koziołek - strzelony w łeb, bo tu małych parostków wogóle się nie zbiera, a w szuwarach tylko pół łba było widac.. Właściciel łowiska (niepolujący już staruszek) koniecznie/bardzo potrzebował sarniny.. Jeden tylko dzik - przelatek, ważył 45 kg po wypatroszeniu. Ot, dłuuuugie czaty miesiąc temu, i w końcu wyszła z szuwarów wataha. Na czele dwa małe przelatki jako zwiadowcy, locha z małymi = jesiennymi(!) warchlakami, w tym dwa całkiem białe były.. Coś przelatka-zwiadowcę zaniepokoiło, pewnie kręcący się wiatr moją woń mu zaniósł. Postawił chyb, uniósł łeb i chwost..dłużej nie czekałem :-) Półtora tygodnia temu daniel, naprawdę duża łania, choc tylko półtora roku miała. Dłuuugie czaty, zbiorowo = na każdej ambonie ktoś siedział. W ten sposób mniej niepokoju w łowisku i skutecznośc liczona w 'dniówko-myśliwych' wyższa. Tu poluje się na daniele do 20 października, potem przerwa na bekowisko aby ich nie płoszyc, i znów od 15 listopada. Silny wiatr, wszędzie ruszały się gałęzie z pożółkłymi liścmi i mamiły wzrok. I ulewa, chwilami baaardzo gęsta. Najpierw z daleka na końcu polany widziałem cztery ładne byki. Bez ulewy i wichury mógłbym strzelac, ale warunki nie zapewniały dobrego strzału. Czekałem, aż się zbliżą - ale sobie poszły.. Po chwili odezwał się inny byk za plecami - znaczy się, bekowisko się zaczyna, więc chyba dobrze, że nie strzeliłem byka, bo mięso to chyba byłoby 'za karę'. Aż w końcu z olszyny wypadła galopem łania. Przez wichurę wogóle jej nie słyszałem. Bez cielęcia = mogę strzelac. Nie zdążyłem w rzadkiej sośninie, i wpadła w brzeziniak. Ale w brzeziniaku był prześwit na 3-4 metry szeroki. Jedyna szansa. Strzał!! Mierzyłem z dużym wyprzedzeniem, pod brodę, na kulawy sztych do odchodzącej. Zaznaczyła, ale nie była to rakieta, lecz 'barani skok'. Zniknęła w brzozach. Nie wiedziałem, gdzie trafiłem.. Ale już godzina 10, łowczy przez 'jaktradio' czyli krótkofalówki ogłosił koniec porannych czatów. Idę na zestrzał: trochę ścinki, i obfita jasna farba, jakby z wiadra lał, zupełnie inaczej, niż Twój Wuj zakłada ścieżki dla posokowców. 30 kroków dalej leży. Niedaleko, bo przesadzała pował, i zawadziła o gałęzie, padła, i już nie wstała. Wielka jak dorosła, 50 kg a po wypatroszeniu 35 kg, ale wg zębów półtoraroczna. Jeszcze dziewicza, ale bardzo przygotowana do bekowiska :-) Znaczy się, byki pewnie już śmierdziały.. Kula weszła w środek komory, przeleciała przez prawe płuco, zniszczyła podmuchem lewe, i wyleciała przez aortę. To stąd tyyyle farby. I dlatego mięso jak na dziczyznę jaśniutkie.. A teraz najlepsze: okazało się, że to dziki spłoszyły chmarę około 10 danieli. Przebiegły one pod dwoma ambonami z sąsiadami, żaden nie strzelał. Tutaj nie ma zgody na niepewne strzały - zwierzyna jest własnością prywatną, a nikt nie lubi tracic zwierza przez niepewne strzały. Naprawdę wieeeelki wstyd po pudle czy postrzale, mimo że obowiązkowy na każdym polowaniu (do 2 godzin od wezwania) posokowiec zapewne postrzałka dojdzie.. Na mnie wypadła tylko ta jedna łańka, odbiła od chmary, pewnie zwolniła już trochę, i może las był rzadszy.. No i oglądając tę łanię, patrosząc ją i niosąc słyszałem miłe uszom pochwały, że dobrze strzelam :-) Pewien Kolega z portalu już to podsumował, że "w Polsce wszyscy tak strzelają" :-)) W drugiej połowie listopada kilka polowań mnie czeka, w grudniu też - ale najpierw trzeba tę dziczyznę zjeśc, bo tu na południu na balkonie trudno ją trzymac - to nie Laponia, że zwierz leży sobie za oknem pół roku zamrożony!! Ale Hubertus w Polsce!! Darzbór!!