![]() |
Środa
03.08.2005nr 003 (0003 ) ISSN 1734-6827 Hyde Park Corner Temat: dziwadło z dzikiem (NOWY TEMAT) Autor: niedzwiedz30 godzina: 03:14 Poszedłem sobie na polownaie jak Pan Bóg przykazał i siedzę sobie na drodze siedzę i siedzę wieczór. Cichutko zbliża sie do mnie dzik widzę go na 6 m strzelam za słuch. buch. dzik leży podszedłem doń. 30 sek nic lekutkie drgawki. odchodze na 5 m patrzę a dzik powoli ciężko wstaje i chodu do lasu . Szlag mnie trafia bo mogłem dostrzelić . E ch głupota i niewiedza Co wy na to? Autor: hajduk godzina: 07:19 Nie takie dziwadło. Mam troche doświadczenia po 25-iu latach polowania i powiem Ci, że po strzale, po którym zwierz pada w ogniu nigdy nie spoczywaj na laurach bo często zdarza się, że taki strzał jest zgórowany i dzik dostając po piórach tak tak po piórach czyli wyrostkach kostnych kręgosłupa dostaje chwilowego paraliżu a po kilku minutach wstaje i już go niema ani jego ani farby po nim i musiałbyś mieć super psa żeby go dojść. Możesz być pweny , że po takim strzale dzik żyć będzie tylko następnemu , który go strzeli trafi się dzik trochę zaropiały. Darz Bór Hajduk Autor: Kornik godzina: 07:26 Chyba że żeś trafił "pod łeb" - na ślinianki (tuż za żuchwę, nie uszkadzając jej ani czaszki ani kręgosłupa)... Wtedy dzika dojdziesz ale zajmie ci to mnóstwo czasu i musisz mieć bardzo dobrego psa. Po takim strzale dzik pada w ogniu a po paru sekundach idzie w ... Farbą leje spienioną na wzór strzału płucnego. Autor: KULWAP godzina: 07:30 Dlatego nie strzelam "za słuchy"! Autor: Jarek S. godzina: 07:57 Mnie uczyli tak strzelisz dzika - zapal papierosa strzelisz i widzisz że leży - zapal dwa. Choć mnie mama palić nie nauczyła, zapamiętałem i zawsze chwile posiedzę - kilka razy było warto, bo portki do dziś mam całe. Autor: Mortalcombat godzina: 08:01 No to masz pecha :))) Autor: FranekS godzina: 09:05 W zamieszłych czasach starsi nemrodzi wpoili mi zasadę.Dzik strzelony w NOCY NA ŁEB dostał,leży i się nie rusza.Jak podejdziesz dobij go drugim strzałem , dopuki jeszcze możesz.Takie sytuacje nie są nazbyt częste , ale się zdarzają.Najbardziej pikantną , znaną mi sytuacją jest ucieczka nieżywego odyńczaka, spod noża patroszącego nemroda , już w trakcie próby wytrzebienia jednego z jąder. Jest nauczka i temat do przemyślenia. Niewiedza i "ułańska fantazja" mogą być bardzo niebezpieczne.W ramach edukacji strzeleckiej "na sucho" potrenuj skuteczne strzały do tarczy na www.jagerforbundet.se lub do dzika na pierwszej stronie Forum. DB Autor: CYJANEK godzina: 09:52 Szkoda dzika, bo strasznie teraz cierpi. DB Autor: Rafał Witkowski godzina: 09:59 Kolega mial taka sytuację z bykiem. Wyjął juz nóz i chciał mu wyciąc jajka kiedy byk wstał i dal nogę.... Śmiejemy się tego do dziś ! DB Autor: CORNEL godzina: 10:13 Sierpień poprzedniego roku, siedzę sobie na ambonie na ściernisku po owsie. Parę dni po pełni, księżyc chodzi nisko. Po północy słysze z prawej strony zbliżający się hałas, po 20 sekundach widzę dzika. Dzik przyszedł prosto pod ambonę na jakieś 50m. Byłem przygotowany, broń na półce okna, podświetlenie podkręcone, wszystko git. Poczekałem jeszcze żeby dzik wszedł na pas leżącej słomy, żeby go lepiej widzieć i wtedy pociągnąłem za spust - dzik padł jak czapka. Ale po chwili zaczyna się coś telepać, spoglądam przez lunetę a dzik przewracając się uchodzi - przerepetowałem i strzeliłem po raz drugi ale już Panu Bogu w okno. Rano sprawdziłem zestrzał - trochę farby w kole o średnicy 15 cm, na drodze ucieczki w zwałach słony kilka kropel. Dzika nie doszedłem. Wnioski: 1. Po strzale od razu przerepetować, 2. Trzymać dzika po strzale w lunecie, 3. Przy widocznym "telepaniu" od razu poprawić Pozdrawiam Autor: ala godzina: 10:29 ad.Rafał Witkowski Podobna sytuacja z bykiem była dawno temu w sąsiednim kole, ale jądra zostały już usunięte, przez co byk uszedł niekompletny. Inny kolega strzelił go tego samego dnia i był mocno zaskoczony przed patroszeniem. Ciekawostką ale smutną..... jest fakt , że pierwszy strzelec oparł swój dryling o poroże i w momencie ucieczki byka broń zaczepiła się o wieniec . Po drylingu został tylko pasek z resztami drewna wokół poroża. DB Ala Autor: Akra godzina: 10:30 W poprzednim sezonie pozyskałem łaciatego przlatka ok. 50 kg, który wczesniej był strzelany na pióra. Rana była idealnie zagojona pocisk został w skórze. Żadnego ropnia nie było. Autor: PASZA godzina: 10:37 Miałem podobną sytuację na zbiorówce dzik padł w ogniu przed samą linią jakieś 20m ode mnie.Wydawało mi się że dziwnie na mnie patrzy,coś mi nie pasowało dlatego bacznie go obserwowałem,trwało to kilka sekund, kiedy uśpił moją czujność a ja postanowiłem zmienić nabój zerwał się przeskoczył przez linię i tyle go widziałem. Kiedy pozyskam dzika podczas zasiadki zawsze podchodzę do niego od tyłu przykładam lufe za ucho a butem trącam klejnoty, tak na wszelki wypadek. DB Autor: Jarek S. godzina: 10:45 Pasza i dobrze robisz tylko jedna rzecz nie PRZYKŁADAJ lufy . Widziałem ileś lat temu taki numer, postrzelony dzik, kolega podchodzi i przykłada lufe za ucho i pac. Rozdęło lufy. Fakt, to była jakaś stara dubeltówka, ale po co ryzykować - niech gazy mają gdzie uciekać. Autor: Leon godzina: 11:27 Witam Miałem identyczny przypadek w tym sezonie,że strzeliłem do dzika i padł w ogniu. Przeładowałem sztucer i trzymałem go cały czas w lunecie ,,przeczucie"??? Od strzału upłyneło jakieś 30sekund,a dzik nagle podnosi się z drogi i chce dać dyla do lasu.Oddaje drugi strzał i dzik tym razem pisze testament ! Jestem przekonany na 100%,że gdybym odłożył sztucer to mógłbym tylko pomarzyć o tym dziku.Pierwszy strzał był zgórowany po piórach i dzik został chwilowo ogłuszony! WNIOSKI WYCIĄGNIETE:po każdym strzale trzeba przeładować i nadal trzymać cel w lunecie!!! Pozdrawiam DB Leon Autor: MAX-508 godzina: 11:52 Takich sytuacji widziałem kilka podczas jednego zimowego wieczoru siedziałem na ambonie a jakieś 300m dalej na drugiej ojciec.Wyszły dziki było ich czternaści sztuk ojciec już wygarnął dwa razy ze sztucera i dziki w popołochu walą po skosie do tyłu lekko w moją stronę strzeliłem i ja dzik zarył gwizdem w śnieg i został.Po chwili dzwoni kom ojciec prosi zeby mu pomóc zszedłem z ambony i będąc na dole stwierdzam że dzik zniknął szybko wspiałem się na ambonę faktycznie go nie było (leżał na jakieś 100m od ambony).Pomogłem najpierw ojcu przy jego dwóch dzikach i poszedłem szukać z latarka swojego .Farby było niewiele kawałek dalej znikła całkowicie ale tropy były jakby coś się ciągneło a nie szło.Dochodze do małego wzniesienia i przez krzaki nie widze dalej śladów,obchodząc krzaki i znajdując ponownie trop uświadamiam sobie że dzik zrobił koło i jest za moimi plecami (bardzo dziwnie mi się zrobiło na plecach)odwróciłem sie błyskawicznie dzik był jakieś 5-6 m za mna ale nie zdąrzyłem strzelić bo odskoczył w tarniny i już go znowu nie widziałem.Tego było juz za wiele na moje nerwy ,przez pole ,do auta ,po psa .Dopiero po 15 min oszczekiwania suka wypchneła dzika na otwarty kawałek i go dostrzeliłem.Dostał na kregosłup w jego końcowej części tylne biegi unieruchamiając.Dziwne ale prawdziwe. Pozdrawiam Autor: nonqsol godzina: 11:57 Kolega kiedys strzelił na zbiorówce byka. Byk pokazał badyle a kolega już liczył flaszki, jakie będzie musiał postawić jako król polowania. A że bya zbiorówka, stał na stanowisku jak wmurowany. Po chwili byk się podniósł. Przez linię przeszedł w takim galopie, że inni nawet nie zdążyli się złożyć do strzału. Pozdrawiam! Autor: MAX-508 godzina: 12:21 Najlepszy numer jaki znam i jest 100% prawdą bo zdarzył sie częściowo w mojej rodzinie przytrafił się niemysliwym.W małej wiosce za Trzebnicą była dyskoteka zimową nocą dużym fiatem kombi(karetką)wracali z niej obecny mąż mojej kuzynki i nasz wspólny kolega.Jadąc na skróty bo byli już dobrze wypici i bali się policji wybrali szose miedzy lasem a polem biegnacą.Na drogę wybiegły dziki hamowanie z refleksem szachisty rzecz jasna i zderzenie .Jeden dzik został na szosie wiec Panowie długo nie myśląc zapakowali go do bagażnika,bo jak wiadomo na wsi mięso się nie zmarnuje.Zanim jednak dojechali do domu zatrzymali się pod tzw „klubem „na swojej wsi na jedno małe piwo.Jakież było ich zdziwienie gdy do klubu wpadł mały chłopak i krzyczy od progu że „coś”wyrywa wam fotele w aucie!!!Wybiegli oczywiście wszyscy na dwór a tam rzeczywiście dzik ożył i dostał szału dokumentnie rozwalając auto od środka.Dopiero jeden z trzeźwiejszych położył się na dachu auta i otworzył drzwi wypuszczając dzika wkurzonego jak cholera w samym środku wioski.Żeby tego było mało następnego dnia jadąc do pracy znaleźli drugiego dzika który leżał na polu w miejscu zdarzenia z poprzedniej nocy ale ten już był 100% martwy a że zima była ostra dzik się nie zmarnował... DB Autor: marcino godzina: 15:05 strzelanie "za ucho" wbrew pozorom obarczone jest dużym ryzykiem i nie jest najlepszym pomysłem. generalnie obszar istotny dla funkcji życiowych jest niewielki natomiast bardzo łatwo zwierza okaleczyć, czesto śmiertelnie tyle tylko że śmierć następuje w męczarniach i zwierz jest nie do dojścia. Argument o tym że jest to strzał mało uszkadzający tuszę niespecjalnie do mnie przemawia pozdrawiam Autor: CORNEL godzina: 15:31 Kiedyś chyba już pisałem jak strzeliłem przelatka strzelanego przez innego myśliwego. Otóż myśliwy ten strzelał wieczorem do przelatka w ziemniakach z góry pod znacznym skosem, słyszał uderzenie kuli. Po przyjściu na miesjce zestrzału znalazł kilka kropel farby i to wszystko. Jakieś 2 lub trzy tygodnie później rano na łące zobaczyłem buchtujące 2 dziki. Wiatr był dobry, do tego prawie porywisty, podszedłem do nich na 50m, wybrałem mniejszego i strzeliłem. Padł na miejscu. Przy patroszeniu stwierdziłem, że ma coś (narośl) na grzbiecie. Dopiero w domu przy skórowaniu narośl okazała się ropniem z wlotem kuli na piórach kręgosłupa i wylotem już prawie na żebrach po drugiej stronie. Rana z zewnątrz była zagojona ale w środku był ropień. Dzika strzeliłem jakieś 200m od miejsca poprzedniego zdarzenia. Niestety dzika nie spożytkowałem w kuchni. Wniosek: nie tylko strzał "za słuch" jest niepewny ale także na komorę nawet przy dobrej widoczności. PS Co do umiejętności celnego posługiwania się bronią przez tego myśliwego to jestem zupełnie spokojny. Autor: PrzemekJ godzina: 16:19 Przypadków takich w naszym myśliwskim życiu niestety nie da się uniknąć... Ja sam osobiście raz miałem przypadek podobny... Koledzy z zarządu koła wiedzą, co ze mnie jest za myśliwy, dużo jeździ ogląda mało strzela, do tego nigdy nie odmawiam jeśli poproszony zostanę o podprowadzanie gościa, to też często mimo, że do łowiska mam daleko jak już najdę czas to zamiast samemu próbować coś strzelić przypada mi podprowadzać różnych gości zarządu... I tak to pewnego dnia miałem podprowadzać jakiegoś ważnego gościa, dyrektora tartaku, który to wykupuje sobie u nas czasem polowanie na dzika... Wszystko było dopięte na ostatni guzik, dziki na łąkach podkarmione chodziły dzień w dzień od tygodnia... Przyjeżdżamy, siedliśmy gość stwarzał dobre wrażenie, miły starszy pan, ani trochę nie dawał po sobie poznać, że jest z tych wyższych sfer, choć broń, amunicję i optykę miał z najwyższej półki... Bardzo wcześnie, jeszcze za jasnego dnia na nęcisko wyszły trzy loszki przelatkowe... Szacowałem je na ok. 30 - 40 kg, gość grzecznie czekał na mój sygnał, że będzie mógł strzelać, w końcu po upewnieniu się, że nic więcej z nimi nie ma, a także po zachowaniu się i wyglądzie nie ma żadna z nich gdzieś warchlaków wskazałem mu środkową sztukę... Kolega złożył się dobrze rozparł i po dłuższej chwili mierzenia padł strzał... Dzik padł w ogniu, parę razy ruszył tylnymi biegami i znieruchomiał... Pogratulowałem szczęśliwemu strzelcowi, pytam się gdzie strzelał - komora odparł z uśmiechem, po czym zaczął chwalić swą broń i amunicję, mówię rzeczywiście dzik nie zrobił ani kroku... Po wypaleniu przez mojego towarzysza papierosa podeszliśmy do dzika obejrzeliśmy go, nie mogło inaczej być tylko udałem się do lasu, aby ułamać złom... Kolega chciał także jeszcze uwiecznić chwile na zdjęciach... Wracam ze złomem patrzę, a dzik zaczyna się ruszać ... Mówię, trzeba go chyba dostrzelić... Nie on nie żyje mówi mój towarzysz łowów... W tym czasie dzik zaczyna coraz żywiej reagować, krzyknąłem strzelaj... W tym momencie dzik wstaje i chwiejnym krokiem idzie w stronę lasu... Zaskoczony kolega ściągnął z ramienia sztucer i oddał dwa szybkie chaotyczne i oczywiście niecelne strzały do niezbyt szybko odchodzącego dzika, ja również ściągnąłem i zarepetowałem swój sztucer, ale nie starczyło czasu żeby idealnie przymierzyć i puściłem kule dzikowi znikającemu w lesie... No gość zarządu był w szoku... Mówi, że pierwszy raz coś takiego mu się przydarzyło... Idziemy na miejsce zestrzału, jest sporo farby, potem jak dzik się zerwał farba owszem była ale nie za wiele... No cóż, mówię jedziemy na leśnictwo, a ja dzwonię po wuja z emirem... Gość nie dał się uprosić i za nic nie chciał zostać na zorganizowanej przez zarząd biesiadzie tylko poszedł z nami szukać postrzałka... Emir od razu podjął trop, weszliśmy do lasu tu znalazł kawałek kości... Co znaczy, że dzik musiał przyjąć jedną z kul na tylniego biega... Wpadł w młodnik pomiędzy pierwszymi a drugimi łąkami, tutaj farby było na prawdę dużo, tutaj nie sposób było dalej iść z psem na otoku, my obstawiliśmy ten młodnik dookoła a wujek puścił emira i wszedł za nim w młodnik, za chwilę usłyszeliśmy głos psa w środku młodnika, dzik jednak był jeszcze na tyle mocny że sam emir sobie z nim poradzić nie mógł i przy jego akompaniamencie wyskoczył znowu na naszego gościa, który jednak miał zbyt mało miejsca i chyba za duże były dla niego emocje bo nie zdązył go złapać na linii w lunetę... Po 15 min emir wrócił, ale widać było, na kufie farbę dzika... Pies znowu na otok i idziemy za dzikiem, doszedł jeszcze do drugich łąk i tam trafił na ogrodzoną uprawę leśną, tu było sporo farby i w pewnym momencie znaleźliśmy dziurę w ogrodzeniu dalej farba tam prowadziła, ja z racji wieku i sprawności zostawiłem tutaj swoich towarzyszy przeskoczyłem przez ogrodzenie za mną poszedł emir którego zaraz puściłem bo prędzej bym sobie oko wybił idąc z nim na otoku po tych krzakach... Po zachowaniu psa wiedziałem, że dzik musi gdzieś tu niedaleko być... Za chwilę potwierdziło nie o tym ujadanie psa tym razem już w jednym miejscu, a więc już za dużo siły nie masz bracie pomyślałem, i próbujesz się psu odcinać... Powoli pod wiatr zbliżałem się na głos psa, w końcu doszedłem na 20 m i widzę dzika siedzącego na zadzie, cały zfarbiony bok, chyb postawiony który raz po raz stara się być przodem do osaczającego go dookoła emira, odbezpieczyłem sztucer, złapałem dzika w lunetę krzyknąłem Emir zostaw, to na chwilkę odwróciło uwagę emira i padł strzał testament, i koniec emocji... Podciągnąłem dzika jeszcze pod siatkę, przerzuciliśmy go na drugą stronę, potem gratulacje dla niefortunnego strzelca, złom ale w pierwszej kolejności dla emira... Co się okazało pierwsza kula poszła za wysoko, przeszła praktycznie nie uszkadzając żadnego poważnego narządu do życia, jeden ze strzałów do uciekającego postrzałka zdruzgotał mu lewy tylny bieg... Dzik w skupie po wypatroszeniu 42 kg... Autor: Rafał Witkowski godzina: 16:20 ad.ala - kiedy wyobrażę sobie minę tego kolegi to pekam ze śmiechu... Autor: ala godzina: 16:53 ad.Rafał Witkowski Nie wiem jaka była mina drugiego strzelca..... ale można się domyślac. Byk był mocny i z resztkami broni na wieńcu i nastąpił spór co do właściciela pozyskania. Okazało się , że pierwszy trafił w poroże a drugi na komorę. Trofeum i tusza przypadła drugiemu strzelcowi. Takie są nietypowe sytuacje. Ja osobiście nie podchodzę nigdy do dzika gdy pada mi w ogniu, obserwuję go i czekam na męża. Pozdr. Ala Autor: hulas godzina: 17:19 Jakieś 4-5 lat temu miałem też ciekawą sytuację z dzikiem. Chodząc w księżycową noc dojrzałem dość daleko na polu dziki. Zacząłem je podchodzić, jako że buchtowały w pobliżu ambony postanowiłem do niej dojść i z niej strzelić. Jednak gdy dochodziłem do drabiny dziki zaniepokoiły się. Wiedziałem że nie ma na co czekać, więc oparłem sztucer o szczebel i strzeliłem do przelatka. Ten jak stał tak padł. Spaliłem papierosa i poszedłem do dzika. Widzę wyraźnie wlot na wczesnej dośc wysokiej komorze. Rozładowałem sztucer, zdjąłem kurtkę, podwinąłem rękawy i schylam się do dzika aby zacząć patroszyć. W tym momencie zauważyłem że dzik mruga oczami, zrobiło mi sie nieswojo... Delikatnie wycofałem się, załadowałem kule i go dostrzeliłem. Przy patroszeniu okazało sie że trafiłem go idealnie na puste. Autor: Leon godzina: 17:36 AD Hulas Dobre :-) Ciekawe jaką dzik zrobił by minę jak być go capnął za pędzel???:-)))) Domyślam się,że ślad rapety miałbyś do dziś na czole! Naprawdę trzeba ostrożnie postępować z ,,ubitym zwierzem" ! DB LEON Autor: Leo1 godzina: 19:52 Podobny przypadek. Tego roku - początek czerwca godzina 21. Idą na mnie trzy dziczki (siedzę na ambonie, a właściwie stoję do siedzenie ktoś się nie bał i za...). Krzyżem lunety wybieram najmniejszego. Idzie na kulawy sztych. Huk wystrzału rozgania całe towarzystwo. Widzę jak mój pada. Krótkie szukanie w trawie potwierdza sukces !!! Gdzie trafiłem - oto foto. Darz Bór Leo |