Czwartek
13.09.2007
nr 256 (0774 )
ISSN 1734-6827

Hyde Park Corner



Temat: gdzie w Warszawie mozna zbadać dzika na obecność włośni ?  (NOWY TEMAT)

Autor: Paweł54  godzina: 13:46
Mam pewien kłopot, otóż nie moge znaleźć informacji, gdzie w Warszawie, a dokładniej w rejonie Ursynów- Mokotów-Piaseczno-Konstancin można zbadać tuszę dzika na obecność włośni. Chodzi mi o placówki, które badają dziki metodą wytrawiania, zalecaną obecnie jako dokładniejszą i bezpieczniejszą od stosowanej w dawnych czasach. Próbowałem sie czegoś dowiedzieć na Lechickiej 21 i w klinice małych zwierząt SGGW, ale uzyskałem tylko informacje, że oni się tym nie zajmują. Może ktoś z Kolegów wie coś konkretnego na ten temat ? DB Paweł

Autor: Andrzej  godzina: 14:36
Ja kilka lat temu badałem w okolicach Placu na Rozdrożu chyba na ulicy Koszykowej. To była, o ile dobrze pamiętam, wojewódzka stacja weterynarii. Badali metoda wytrawiania i robili to jako jedyni w W-wie.

Autor: Patek  godzina: 15:02
A na Grochowskiej w Wydziale Weterynarii sprawdzałeś?

Autor: Paweł54  godzina: 15:31
ad. Patek na Grochowskiej nie ma już Weterynarii SGGW. Wszystko przeniesione na Ursynów a same budynki wystawione na sprzedaż. Z kolei, jak napisałem, dzwoniłem na Ursynów i gość, który odebrał telefon podany na ich stronie stwierdził, że oni sie tym nie zajmują. Na Lechickiej (wojewódzki zakład higieny weterynaryjnej) dostałem trzy adresy przychodni/lekarzy wet. którzy badają mięso na obecność włośni: na Senatorskiej 26, Konrada 13 i J.Paska 23, ale są to adresy dalekie od południowej części Warszawy, a sam wiesz, jak trudno się przedostać z Mokotowa do Śródmieścia czy na Bielany, w godzinach, w których urzędują przychodnie weterynaryjne (zwykle 10-18, z przerwą obiadową). Dlatego szukam adresu bliżej domu, szczególnie, że trzeba jeździć tam dwa razy - najpierw z dzikiem do pobrania próbek, potem po odbiór wyników. Dlaczego tak bardzo zależy mi na badaniach metodą wytrawiania ? Otóż, miałem okazję być na szkoleniu dla myśliwych dostarczających zwierzynę do punktów skupu, organizowanym przez ZO PZŁ właśnie na SGGW. Wykładowcy, mądrzy ludzie z tytułami naukowymi w dziedzinie weterynarii, wytłumaczyli nam, na odpowiednich przykładach, jak nieskuteczna jest tradycyjna metoda tzw. kompresorowa. Zgodnie z ich informacjami, czułość metody kompresorowej - mikroskopowej jest na takim poziomie, że gwarantuje, że nie wystąpią zjawiska epidemiczne po spożyciu mięsa zbadanego tą metoda, to znaczy, że nie umrzesz i nie wylądujesz w szpitalu, jeżeli spożyjesz mięso, w którym tą metodą nie wykryto włośni. Czyli, że włośni nie ma lub jest ich stosunkowo mało, na tyle, że nie nastąpi lawinowy rozwój larw w organiźmie konsumenta. Metoda wytrawiania jest wielokrotnie bardziej czuła i przy prawidłowym pobraniu próbek, z bardzo dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że w badanej tuszy w ogóle nie ma włośni. Dosyć skąpy odzew na moje pytanie może świadczyć o tym, że Kolegom wystarcza świadomość, że zjadają jednorazowo tylko tyle larw włośni, że nie grozi to nagłym zachorowaniem, tym nie mniej, larwy mogą być i mogą przedostać się do organizmu i zagnieździć się w tkankach np. mieśni. Być może jest to zbyt daleko idący wniosek, ale.. Powodzenia Paweł. P.S. W USA, w jednym z południowych stanów, w latach osiemdziesiątych, przeprowadzono badania na obecność włośni, osób, które zmarły z innych powodów niż trychinoza. Okazało się, że 25 % osób miało larwy włośni w swoim ciele, mimo, że nie chorowały na włośnicę. W USA podobno nie ma obowiązku badania mięsa na obecność włośni. Ciekawostka, nieprawdaż ?

Autor: gwizd  godzina: 16:00
Patku polujez w Wilku czy w Lothasie? DB

Autor: Patek  godzina: 16:11
ad.Gwizd "Orzeł", to po sąsiedzku od Wilka i Lothasa,a dlaczego pytasz?

Autor: KubaG  godzina: 16:18
Paweł54 - nie ma obowiązku ale ponoć mięso jest pakowane do chłodni na min 3miesiace w temp poniżej -5 (chyba - nie pamietam dokladnie) i to też podobno zwalcza włośnie.

Autor: Paweł54  godzina: 16:46
ad. KubaG . Jak widzisz przynosi to określone efekty. W USA 1/4 ludzi przebadanych w opisywanym teście miała otorbione i zwapniałe włośnie w organizmie. Czy to jest obojętne dla zdrowia ? Według weterynarzy, mrożenie nie zabija włośni, szczególnie, że w Europie występuje więcej niż jedna odmiana, w tym mrozoodporne. Nie podejmuję się dyskusje na ten temat, bo za mało wiem, ale może ktoś z kompetentnych kolegów podejmie temat ? Powodzenia Paweł P.S. wydaje mi sie, że mięso po zamrożeniu, nie może być w UE wprowadzane do obrotu, gdyż zabrania tego któryś z nowych przepisów unijnych.

Autor: doktor nieludzki  godzina: 16:48
KubaG-prawie, tylko temp znacznie niższa....

Autor: dadam  godzina: 18:38
na J. Conrada za pocztą tel. 695109350, 22-866-77-36 DB

Autor: PASIAK VEL PRZELATEK  godzina: 19:02
na tyłach centrum zdrowia dziecka w miedzylesiu

Autor: Pyza  godzina: 19:58
Tutaj sobie zerknij. (www.lowiecki.pl/forum/read.php?f=11&i=186859&t=178119) DB Pyza

Autor: Paweł54  godzina: 20:39
ad. Pyza dzięki. dwa z pięciu adresów sie powtarzają, tylko, że ze wspomnianego tematu wyglada na to, że w Warszawie nie badają na wlośnie metoda wytrawiania (?). Czy to mozliwe ? ad. dadam. dzięki za namiary, ad. PASIAK VEL PRZELATEK, czy to o ten namiar chodzi: praga południe, wawer, rembertów lek.wet. Stanisław Bednarski 04-757 Warszawa ul.Wisienki 2A 815 60 13 501-506-115 Koledzy. Warto mieć w/w namiary, bo po co ryzykować ? Lepiej zbadać dzika nowoczesną metodą niż narażać sie na kontakt z włośniami niewykrywalnymi metodą kompresorową. Dziekuję za pomoc. DB Paweł P.S. Jeżeli Koledzy macie jeszcze jakieś namiary na Mokotów lub okolice to będę zobowiązany. Spróbuję sprawdzić namiary na SGGW, bo nie bardzo chce mi się wierzyć, aby takich badań nie robili.

Autor: jurek123  godzina: 20:49
No to Cię kolego nieżle na tym kursie postraszyli. A nie powiedzieli Ci czasem że jest wiele grożniejszych chorób w dziku których nikt nie bada. Jedyna rozsądna rada to nie jeść dziczyzny.No a jaką masz pewność że próbki które pobrałeś kolego są w 100% reprezantacyjne i nie pominąłeś jakiegoś fragmentu gdzie włośnie siedzą. Brrr strach pomyśleć.Pozostaje jeszcze jedyna niezawodna metoda zakrapiania alkoholem każdej potrawy ,Sam jej nie próbowałem ,ale kiedyś w mojej dalszej rodzinie był taki przypadek że kobiety wylądowały w szpitalu a chłopy którzy zakrapiali byli tylko na badaniach.Pozdrawiam.

Autor: gwizd  godzina: 21:00
Patku poluje w Piastunie to z drugiej strony nasz dawny obwod 28 obecnie 267 graniczy z Lothasem do Wrotnowa i kawalek z Wilkiem. Jestem z Węgrowa :-) w Twoim kole poluje zdaje sie emerytowany lesnik Emilianowicz psy kupowalem od chlopaka w Żochach to zadaje sie tez na waszym obwodzie znam tamte tereny Swiat jest maly DB

Autor: Paweł54  godzina: 21:10
ad. jurek123. Nikt mnie nie postraszył. Ja już dawno nie patroszę zwierzyny bez rękawiczek jednorazowych. Po prostu miałem w "szkole" mikrobiologię, biochemię i technologię żywności. Próbki powinien pobierać lekarz weterynarii albo przeszkolony pracownik. Procedura pobierania próbek jest tak opracowana, aby prawdopodobieństwo przeoczenia włośnia było jak najmniejsze. Identyczną metodą bada się półtusze wieprzowe w zakładach miesnych, więc ryzyko błędu jest porównywalne. Generalnie metoda polega na tym, że rozpuszcza się wszystkie składniki miesa i tylko nierozpuszczalne zanieczyszczenia i włośnie pozostają jako osad, który bada się pod mikroskopem. Alkohol włośni nie zabije, bo zanim dotrze do "robala" to już jest rozcieńczony poniżej 70 procent, a tylko conajmniej takie stężenie etanolu ma właściwości bakteriobójcze :) (chyba, że ktoś białostocką księżycówke konsumuje, wtedy procentów może być nawet więcej i to podparte niekiedy solidną porcją aromatycznych... fuzli). Alkohol najwyżej może zabić "nosiciela" włośni czyli człowieka, więc, w tym sensie masz rację, po nadużyciu alkoholu już włośnie nie zaszkodzą ;). Toż to czysty bio..hazard :). Powodzenia Paweł

Autor: Włodas  godzina: 22:04
Zadzwoń do mnie i przyjedź do Sochaczewa. O każdej porze dnia w przychodni wet jest dwóch lekarzy do dyspozycji. Razem z podróżą 2 godziny i 20 zł i po bólu. Chyba to będzie szybciej niż w tym warszawskim labiryncie bałaganu w bałaganie przedostanie się na Ursynów, czy w inną przekątną Warszawy. DB

Autor: jurek123  godzina: 22:21
Kol Pawle54 ,myśliwy po sąsiedzku. Ja też miałem w szkole te same przedmioty .Być może kończyliśmy tą samą uczelnię.Co do spirytusu mam bardzo duże doświadczenie bo produkowałem go w setkach tysięcy litrów rocznie.Co do skuteczności jako środka łagodzącego działanie włośni sam widziałem na przykładzie który przytoczyłem. Co do używania tego środka wszystkich w koło przestrzegam że więcej szkodzi niż pomaga.Co do sposobu usuwania fuzli z księżycówki to też mam sposób i to wypróbowany wielokrotnie.A ponieważ oprócz dzików które strzelam raczej sporadycznie miałem do czynienia z chodowlą świń i to też w tysiącach sztuk dlatego napisałem że zjadamy wiele mikro lub makro organizmów o których nie zdajemy sobie sprawy.Mój znajomy poprosił mnie kiedyś do przedsiębiorstwa gdzie produkowali chałwę i pokazał mi w procesie produkcji masę pod mikroskopem.Efekt był taki że jak zobaczyłem tą kotłowaninę mikroorganizmów żywych powiedziałem że chałwy do ust nie wezmę. Może i lepiej bo bym jeszcze bardziej przytył .To że człowiek nieświadomie zjada całą masę stworzeń nie widzialnych gołym okiem nie znaczy że musi zachorować ,ale z włośniem nie ma żartów. Mnie dotychczas wystarczały badania miejscowego lekarza weterynarii ,ale pomyślę .Ostatecznie na Conrada mam około 20km czyli 20 minut jazdy samochodem. Pozdrawiam.

Autor: Paweł54  godzina: 23:00
kol. jurek123. Kończyłem SGGW, WTŻ w 1979 roku. Wiesz zapewne, jak i ja, że nie wszystkie mikroorganizmy szkodzą, niektóre bywają nawet przydatne a nawet niezbedne, ale jak można czegoś uniknąć, to czemu z tego nie skorzystać ? Skoro są metody badawcze dokładniejsze i pewniejsze, to czemu ich nie wykorzystywać. Jeżeli chodzi o spożywanie dziczyzny, to zwróć uwagę, że dawniej dziczyzna dojrzewałą w skórze, w temperaturze powyżej zera, dzięki czemu procesy dojrzewania miesa przebiegały w sposób naturalny i dosyć długi, tak, że sporo mikroorganizmów ginęło wskutek zmiany pH. Potem mięso przechowywano w formie solonej, suszonej, kwaszonej, peklowanej, marynowanej itp, co też zabijało mikroby. Teraz, szczególnie w warunkach miejskich, nie ma na to czasu i miejsca. Tuszę upolowanego zwierzaka rozbiera się natychmiast po powrocie do domu, bo nie ma miejsca na powieszenie jej w całości i jest za ciepło w pokoju, kuchni, piwnicy, garażu a z balkonu ukradną. Więc mięso jeszcze przed zakończeniem dojrzewania ląduje w zamrażarce, co podobno nie szkodzi walorom smakowym, ale sporo mikrobów ratuje przed wyginieciem. Na szczęście dziczyznę obrabia się termicznie dosyć długo, ale, z kolei .. osiągnięcie 65 stopni Celsjusza w środku dużej bryły mięsa nie jest łatwe i wymaga sporo czasu i cierpliwości. Dlatego m.in. zaostrzono wymagania higieniczne już w trakcie polowania i postępowania z tuszą zaraz po zabiciu zwierzęcia. A tak a`propos chałwy -mleko po pasteryzacji miało jeszcze w latach osiemdziesiątych, około 100 tysięcy bakterii mlekowych w każdym mililitrze i jakoś żyjemy do tej pory, wyroby cukiernicze mogą mieć dzisiaj do 50000 drobnoustrojów w każdym gramie itd., ale tylko tych "dobrych" lub nieszkodliwych. Cały ten wywód nie dotyczy jednak włośni, które są odporne na temperatury kuchenne i jedynym sposobem na ich uniknięcie jest - nie jeść mięsa porażonego trychinami. Nawet, jak badasz mięso starszą metodą i nie grozi Ci gwałtowne zachorowanie, to za każdym razem można zupełnie nieświadomie, dokładać kolejną porcję włośni. A potem mięśnie bolą, w głowie się kręci itp. i wszystko zwala się na wiek, reumatyzm etc. Łowiectwo to jest dosyć niebezpieczne zajęcie ;). DB Paweł