Wtorek
06.12.2005
nr 128 (0128 )
ISSN 1734-6827

Hyde Park Corner



Temat: Z BYŁYM MYŚLIWYM O MYŚLISTWIE DZISIAJ  (NOWY TEMAT)

Autor: <b> gardze mysliwymi </b>  godzina: 09:43
Źrodlo: http://doza.o2.pl/?s=4097&t=4999 O ZABIJANIU ZWIERZĄT Z BYŁYM MYŚLIWYM O MYŚLISTWIE DZISIAJ (Janusz Korbel rozmawia z Zenonem Kruczyńskim, autorem wielu artykułów i bohaterem kilku nagrodzonych reportaży radiowych, myśliwym, który zaprzestał polować po kilkudziesięciu latach, kiedy myślistwo było jego największą pasją.) Osiem lat po tym, jak przestałeś polować, zrodził się u ciebie pomysł napisania książki o myślistwie. Współcześnie myślistwo rodzi wiele emocji. Zanim książka ukaże się na rynku, chciałbym z tobą porozmawiać trochę o tym. Spróbujmy pomówić o niektórych aspektach dzielących zwolenników i przeciwników myślistwa. Czy zgodzisz się z twierdzeniem, że ewolucja ma miejsce dzięki zabijaniu? Nie mam skłonności, by mówić, że coś jest, czy też powstanie w przyszłości dzięki czemuś, co właśnie teraz, w tej chwili się zdarza. Sądzę, że to o wiele, wiele bardziej złożone. A gdy słyszę, "że ewolucja ma miejsce dzięki zabijaniu", to ogarnia mnie zdumienie pomieszane z pewnego rodzaju lękiem, że możliwe jest wydobycie z siebie takiego twierdzenia. Czyje to stwierdzenie? Nie wiem zresztą, co to takiego jest: "ewolucja". Jeśli spojrzeć szerzej na myślistwo, to pierwotną, fundamentalną przyczyną polowania była biologiczna potrzeba odżywiania się. W ciągu milionów lat, wbrew temu, co głoszą niektórzy teoretycy wegetarianizmu, wśród najbliższych nam gatunków i u człowieka naturalną strategią żywieniową była dieta roślinno- mięsna. To naturalna konsekwencja ewolucji. Dzisiaj też większość ludzi je mięso, pochodzące jednak z bardziej udręczonych i okrutniej niż na polowaniu zabijanych zwierząt hodowlanych. Może więc - pisząc o myślistwie dzisiaj - dotykasz jakiejś innej jeszcze sfery, innej zagadki niż tylko moralnego dylematu czy i kiedy wolno zabić? To zjawisko, które w skrócie nazwać można "współczesnym myślistwem", skupia w sobie jak w soczewce wiele spraw. Obejrzeć można w nim: wpływ zabijania dla rozrywki na psychikę i los ludzi, którzy to robią; świat wartości macho, tak zwany "świat mężczyzn" i wartości, które w nim panują; wpływ myśliwskiego sposobu życia na rodzinę myśliwego; głębokie uzależnienie od myślistwa ze wszystkimi konsekwencjami, jakie niesie ze sobą dla społeczeństwa i najbliższych życie osoby uzależnionej; wpływ lobby myśliwskiego na życie polityczne i ekonomiczne kraju (obecnie co szósty poseł i senator w Polsce to myśliwy); racjonalizacja zabijania, dopasowująca do swoich bieżących potrzeb: psychikę, etykę, moralność, religię i duchowość; i na koniec wpływ na ludzi alkoholu i posiadania broni w domu. Jak każdy temat, który zgłębia się wystarczająco, zanurzenie w różne warstwy współczesnego myślistwa zaczyna być trochę o wszystkim. Najbardziej jednak jest o zabijaniu zwierząt - tym dla hobby, w rzeźniach i w przychodniach weterynaryjnych, czyli o tak zwanych "uśpieniach". Niedawno w Szwecji, przeprowadziłem długą rozmowę-wywiad z weterynarzem, który wbrew silnej presji swojego środowiska zawodowego, odmówił uśmiercania zwierząt w swojej praktyce. To wspaniała, heroiczna kobieta. Jeden weterynarz zajmujący się małymi zwierzętami w ciągu swojego życia zawodowego "usypia" czyli zabija zastrzykiem w brzuch, trucizny w tętnicę i w serce około 7 000 psów i kotów, nie licząc innych zwierząt. Książka jest trochę o tym, co to wszystko dla nas, ludzi, znaczy. Nie jem mięsa, a gdy zdarzy się, że z jakichś powodów mam je w ustach, towarzyszy mi poczucie, że miażdżę między zębami ciało. To przykre uczucie. Jest mi przyjemnie pomyśleć, że jest tyle zbóż, warzyw, ziaren, orzechów, nasion i chlebów! Takie bogactwo smaków i ziół! Mięso jest smaczne i łatwo się do niego można przyzwyczaić. Kiedyś byłem w rzeźni - widziałem tam wszystko. Sam również zabijałem dzikie zwierzęta. Potem w moim życiu było inaczej. Widziałem także wyszarpywane z obory zwierzęta wywożone do skupu. Tam się je klasyfikuje i wpędza do transportu - najczęściej specjalnym samochodem. Jadą do rzeźni, tam czekają w kolejce do komory ubojowej, porażane są prądem, podwieszane za nogi i przecina się im tętnice szyjne, aby serce mogło zrobić swą ostatnią pracę - wypompować krew z ciała, by mięso było bardziej dla ludzi jadalne. Zapewne jakoś w tym wszystkim uczestniczę, mam buty ze skóry, jedzenie mojego psa pochodzi z odpadków rzeźnych. Jednodniowe kogutki z ferm mieli się żywcem lub wrzuca do wrzącego oleju. Potem przerabia na zgrabne, brązowe kulki i nazywa "kurczak z warzywami" i karmi się tym psy i koty. Nie wiem, jak się z tego wydostać i czy to jest możliwe. Ale próbuję tak jak umiem, przynajmniej nie przyczyniać się tak bardzo do tej codziennej, wielkiej rzeki krwi i cierpienia. Dzika przyroda też nie jest rajem harmonii (w ludzkim jej rozumieniu) bez śmierci i bez dramatów. Znany biolog prof. Ludwik Tomiałojć pisze, że u niektórych gatunków ptaków ginie blisko 90% dzieci. Widziałem w czasie ostrej zimy słaniające się z wyczerpania i padające dziki. Widziałem umierającą w agonii sarnę powaloną i zjadaną żywcem przez drapieżnika. W porównaniu do tego celny strzał wydaje mi się łagodniejszą formą śmierci, z mniejszym udziałem cierpienia. Więc pewnie nie cierpienie ofiar i nie okrucieństwo są przyczyną niezgody na myślistwo w dzisiejszych czasach? Ludzie we wszystkich religiach modlą się o ochronę przed nieszczęściami. Za jedno z takich nieszczęść uznawana jest nagła śmierć. "Od nagłej i niespodziewanej śmierci uchroń nas Panie" modlą się katolicy. Widząc zjadaną żywcem sarnę, trudno uwolnić się od ludzkiego punktu widzenia, ponieważ w tym momencie osobiście cierpimy. Uważamy, że lepiej byłoby ją dobić - zadać jej nagłą śmierć, sadząc, że skróciłoby to jej cierpienie. Wiesz jak się dobija? Celnym strzałem w nasadę karku. Celny na 100% będzie wtedy, gdy dotkniesz wylotem lufy skóry na karku sarny. Zdecydujesz się na to i pociągniesz za spust? Ostatni strzał szarpnie jej ciałem i sarna znieruchomieje na zawsze. Czy to jest dla ciebie łagodniejsza forma śmierci? Nie inaczej czujemy się widząc połamane kości i jelita na wierzchu człowieka rannego w wypadku. Cierpimy podobnie. To uczucie cierpienia jakby miało moc przenoszenia się z tej rannej istoty na nas. Czy zdecydujesz się na eutanazję tego człowieka, by skrócić jego cierpienie? I czy masz pewność, że rzeczywiście je skracasz? Nikogo nie wolno okradać z jego śmierci. Dobijając - przede wszystkim zaspokajasz swoją najżywszą, piekącą potrzebę: natychmiast skończyć z tym cierpieniem, które czujesz w sobie. A celny strzał, o którym wspominasz, może okazać się niecelny. Według mnie, mniej więcej co piąty strzał to połamane kości, wyprute jelita, odstrzelona żuchwa, przestrzelone kolana itd., cała anatomia może się zdarzyć. Nie wiem, co to jest "łagodniejsza forma śmierci". Mam przeczucie, że w sprawie śmierci lepiej jest unikać stanu, w którym się coś na pewno "wie". Trzeba spróbować zapanować nad naszą skłonnością do tej "wiedzy" o "lepszej", "gorszej", "pełnej cierpienia" czy też "łagodniejszej" śmierci. Dlaczego nagła śmierć od kuli ma być lepsza niż z wycieńczenia mrozem? Jak sądzisz, czy ten dzik poprosiłby cię o to, by go dobić, gdyby umiał mówić? A ten ptak i sarna? Chociaż od bardzo dawna jestem wegetarianinem, drażnią mnie różne manifesty wegetarian o tym, jak to człowiek rolnik i ogrodnik może uratować ziemię w przeciwieństwie do mięsożerców. Fakty mówią co innego: przyroda jest w lepszej kondycji na obszarach zamieszkałych przez myśliwych, niż w regionach, gdzie nawet przez stulecia przeważali wegetarianie (Indie, Chiny). Czy współczesny, zachodni myśliwy nie jest bardziej świadomy powiązań w przyrodzie niż "miejski" ideolog wegetarianin? Nie słyszałem żeby wegetarianie wystąpili w obronie zabijanych siedlisk, a niedawno mocno wystąpili w ich obronie wędkarze. Mówiąc o terenach zamieszkałych przez myśliwych, mówisz o obszarach Ziemi, na których ludzie polują, by zdobyć pożywienie niezbędne do przeżycia ich samych i ich rodzin. Dla mnie to jest inna historia niż współczesne myślistwo. Poza tym, wydaje mi się, że w Chinach czy Indiach jest po prostu więcej ludzi niż na terenach zamieszkałych przez pierwotnych myśliwych. A tam, gdzie jest bardzo dużo ludzi, dzika przyroda zanika. Nawet, jeżeli drażnią Cię informacje różnych ruchów wegetariańskich czy ekologicznych o tym, że gdyby ludzie odżywiali się bez mięsa, to Ziemia i ludzie byliby zdrowsi - wydaje mi się, że właśnie tak jest. Czytałem przekonujące opracowania na ten temat. Bardziej odpowiada mi wegetarianin i jego potencjalna gotowość do pewnej otwartości niż współczesny zachodni myśliwy mający często żenującą wiedzę o przyrodzie. Pewnego razu, w maju, siedzieliśmy wieczorem przy ognisku. Śpiewały ptaki - głównie kosy. Jeden z mężczyzn zapytał: - "Ty, a co to za ptak tak śpiewa?" Chodziło o kosa. Mężczyzna, który pytał, był myśliwym. Czy ludzie z taką świadomością przyrody mogą coś dla niej zrobić? Ten człowiek usłyszał śpiew ptaka i zapytał. Teraz wie, jeżeli oczywiście zapamiętał. Ilu myśliwych "nie usłyszy nawet kosa?" W czasie, gdy chodziłem na kurs dla kandydatów na myśliwych, w programie nie było cienia wiedzy o związkach i sieci wzajemnych współzależności w przyrodzie. Po co? Zresztą, który z grona wykładowców byłby w stanie podjąć taki temat? To jest przecież kurs dla przyszłych myśliwych! Regulamin polowań, zwierzyna łowna, pies, broń, prawo łowieckie, ambony, statut - to były ważne tematy. Potem, już jako myśliwi, szliśmy z gładką i ostrą bronią do lasu i na pola, aby "utrzymywać równowagę przyrody", "regulować populację", "zastępować drapieżniki", "selekcjonować", "gospodarować zwierzyną łowną" i "dokarmiać". Wolę wizję Ziemi roztaczaną przez wegetarian, niż przez przemysł mięsny. Znam modlitwę, w której jeden z fragmentów brzmi: "Oby ziemia była urodzajna i pory roku następowały zgodnie po sobie, obyśmy wszyscy żyli w harmonii z przyrodą. Oby dzięki naszym wysiłkom powietrze znów stało się świeże, a jeziora i rzeki - jasne i czyste. Oby oceany i morza zostały oczyszczone ze wszystkich skażeń, oby ryby, delfiny i wieloryby pływały w nich swobodnie. Oby zwierzętom pól i lasów nie zagrażały sidła i strzelby myśliwych. Oby krzyk zarzynanych krów, świń i owiec zastąpiła cisza dojrzewających owoców i warzyw. Oby wielkie drzewa pokryły naszą ziemię, a góry i wzgórza porosły szkarłatnymi, błękitnymi i złotymi kwiatami." Z perspektywy rynku myślistwo jest po prostu gałęzią gospodarki. Daje pracę dla ludzi zajmujących się skupem i przetwórstwem dziczyzny, rozwija ruch turystyczny i cały związany z tym przemysł, działają specjalistyczne biura organizujące polowania, jest rynek wydawnictw itd., itp. Jak na czymś można zarobić, to to jest, nawet agencje towarzyskie są, chociaż czerpanie zysku z nierządu jest przestępstwem. Gałęzią gospodarki są też leśnictwo i rolnictwo. Zwierzęta czynią szkody gospodarce: wilki zabijają jelenie, na których myślistwo mogłoby zarobić, jelenie powodują szkody w uprawach leśnych narażając lasy na znaczne koszty, zwierzęta wychodzą z lasu na pola jedząc grykę, owies, buraki czy ziemniaki i przynosząc straty rolnikom. Jeżeli gdzieś brakuje drapieżników, jelenie mogą powodować straty ponad możliwości zachowania siedliska. Tym się powszechnie tłumaczy konieczność gospodarowania zwierzyną, co wykonują myśliwi. Oni nie muszą być tego nawet świadomi: to specjaliści badają, czy na skutek presji jakiegoś gatunku zaczyna brakować składnika siedliska i ustalają ilość osobników do odstrzału - dbając o równowagę. Dokarmianie również tłumaczy się potrzebą zatrzymania zwierzyny w lesie, żeby nie czyniła szkód na polach. Widziałem takie poletka przy granicy lasu i to działało. Jest to po prostu tzw. "racjonalna gospodarka". Jak przekonasz ludzi, że bez myśliwych to się wszystko "samo ułoży" bez dużych kosztów? Trudno poruszać się w warstwie racjonalnych argumentów, gdy sprawy dotyczą zabijania. Ale jest to częściowo możliwe. Na przykład, w ubiegłym roku myśliwi wydali w Polsce na dokarmianie dzikich zwierząt 13 milionów złotych. Ta kwota nie uwzględnia wielkiego dokarmiania, finansowanego z prywatnej kieszeni pojedynczych myśliwych i dokarmiania przez Administrację Lasów Państwowych na obwodach wydzielonych. Można szacować, że na dokarmianie wydano około 30 milionów złotych. To pożywienie trafia, według mnie, przede wszystkim na nęciska, na które zwabia się jedzeniem zwierzęta, by je tam zabić. To jest powszechna i degenerująca praktyka polowania. Egzekucja, kaźnia, "strzał w tył głowy", zwykłe świństwo. Za te 30 milionów złotych można wyhodować wielką ilość zwierząt. I o to myśliwym chodzi! Można wtedy więcej ich zabić. A im więcej się zabije - tym polowanie jest bardziej udane. Trzeba przestać całkowicie dokarmiać. To jest zjawisko z ostatnich kilkudziesięciu lat, gdy w Europie pojawiła się nadwyżka żywności. Przyroda wykarmiała od przysłowiowego stworzenia świata i wykarmi także dzisiaj, wszystkie zwierzęta ziemne, wodne i powietrzne. Także nas, ludzi. Gdyby było inaczej, życie nie przetrwałoby do dzisiaj. Gdy zaprzestanie się wwożenia do lasu wielkiej ilości kukurydzy, ziemniaków, kapusty, kalafiorów - jedzenia, którego w lesie nigdy nie było i nie powinno być, zwierząt będzie mniej: tyle, ile ma być w określonym siedlisku. Przyroda "wie": ile. Wtedy się zobaczy, jak wygląda sprawa szkód wyrządzanych przez zwierzęta. I czy w ogóle jest jakaś sprawa? Jeżeli będzie - my, ludzie, poradzimy sobie z tym problemem. Wydaje się on dosyć prosty. Nie słyszałem, by wielkość odstrzałów ustalana była przez jakichś specjalistów - przyrodników, po zbadaniu środowiska zwierząt. Przez kilkadziesiąt lat znany mi był inny sposób ustalania tego, ile zwierząt zabije się w sezonie łowieckim. Ten sposób kieruje się jednym kryterium - przewidywanym przyrostem naturalnym i koniecznością zachowania stada podstawowego do rozrodu na przyszły rok. Krótko mówiąc - ile się urodzi, tyle zabijemy. A wybór: z myślistwem czy bez? To jest wybór pomiędzy rękami unurzanymi do łokci we krwi a rękami bez tej krwi. Co wybierasz? Załóżmy, że myślistwo stało się u nas czymś wstydliwym, przynoszącym hańbę i nikt nie poluje. Od wielu lat, m.in. dzięki kampanii ekologów, wilk jest w Polsce gatunkiem chronionym. To ogromny sukces ochrony przyrody w Polsce, ale problem z wilkiem nie zniknął. Co roku w "wilczych" rejonach dziesiątki zwierząt domowych są zagryzane przez wilki wychodzące z lasu. Przyrodnicy twierdzą, że osobniki lub watahy wyspecjalizowane w zabijaniu zwierząt domowych powinny być usuwane z populacji. Kto to zrobi, jak nie będzie myśliwych? Na razie robią to ludzie "domowymi" metodami, np. truciem (podobne sytuacje zdarzają się na stawach hodowlanych z kormoranami, bobrami itp.) Oj, przyroda nie chce "być grzeczna" i postępować tak, by ludziom było jak najwygodniej. Na styku wilki - zwierzęta domowe, zawsze coś się działo i dziać będzie. Nie ma co liczyć na to, że ten problem zniknie, bo to są "pobożne życzenia". Lepiej go wpisać w koszty życia i radzić sobie przez te pięć miesięcy pobytu zwierząt domowych na pastwiskach. Szkoda każdego z tych zwierząt i ich właścicieli. To musi być okropne zdarzenie, gdy rano na pastwisku spotykamy zabitego przez wilki cielaka. Patrząc na to z drugiej strony - uniknął tego całego transportu do rzeźni, porażania prądem i podcinania tętnic. Do ochrony tych zwierząt na pastwiskach są fladry, płoty, znakomite i bardzo skuteczne owczarki, ogień i ludzie, dla których, gdy się coś zdarzy, są odszkodowania finansowe płacone przez państwo, ponieważ wilk jest zwierzęciem chronionym. Może trzeba wymyślić coś jeszcze lub pilniej stosować to, co jest. Można się temu szczegółowo przyjrzeć i może uda się problem zmarginalizować. Pytasz o zabijanie. Nie wiem, kto to zrobi, gdy nie będzie myśliwych. Gdy trzeba w majestacie prawa zabić człowieka, nie słyszałem, by był z wykonaniem wyroku problem. Ktoś to robi. Chyba, że stanie się tak, iż sędzia, który orzeknie wyrok śmierci, będzie musiał sam go wykonać. Nie uważasz, że to właściwa kolejność? Czytałem kiedyś rozmowę z dyrektorem koncernu Nokia, który chwalił się, że on strzela do łosia. Nie był jakimś pasjonatem myślistwa i chyba w ogóle polowanie go nie interesowało. Natomiast strzelanie do łosia było oznaką przynależności do wyższej klasy. Ludziom niżej w hierarchii, "pospólstwu", nie wolno strzelać do łosia. W Polsce również poluje wielu polityków, biznesmenów, kiedyś polowali królowie, carowie, Goebbels i Stalin, Chruszczow i Gierek. Po upadku totalitarnych reżimów polują współcześni książęta i "książęta" - polowanie staje się znowu modne jako pewien nobilitujący przywilej, miejsce załatwiania interesów, zawiązywania znajomości w wyższych sferach. Chociaż staje się jarmarkiem próżności, jego popularność w całej Europie rośnie, a nie maleje. Tu nie chodzi o zrekompensowanie sobie jakichś kompleksów, raczej o wstąpienie do grona uprzywilejowanych. O czym to świadczy? Moja znajoma, socjolog, właśnie kończy badania tej grupy społecznej. Bardzo to ciekawe, co tam się okaże. Polowanie w Europie było kiedyś przywilejem władców i arystokracji. Zwierzyna bywała własnością króla. Polowanie, w tym historycznym kontekście, nobilituje! Można wyobrazić sobie, że przynależy się do elity, do "lepszych", do "królów", gdy ma się broń i jedzie na polowanie. Przez ostatnie kilkadziesiąt lat w Polsce polowanie było bardziej egalitarne, chociaż zawsze były specjalne polowania dla uprzywilejowanych obywateli na specjalnych obwodach łowieckich. Ale jednak myślistwo na jakiś czas straciło elitarność, było dostępne także dla mojego ojca i dla mnie, zwykłych, niebogatych ludzi. Współcześnie ją odzyskuje. Barierą elitarności są pieniądze - to coraz wyższy próg. Wpisowe do koła łowieckiego (jeżeli mam już odpowiednich członków wprowadzających i jestem zaakceptowany przez zarząd!), kilka sztuk dobrej broni, samochód terenowy, odpowiednie ubrania, wyjazdy na egzotyczne polowania, koledzy myśliwi w całej Polsce, którzy zaproszą do swoich ekstra obwodów łowieckich (ja im się zrewanżuję!). Można mieć poczucie, że jest się w elicie. I rzeczywiście, możliwe są różne interesy i porozumienia polityczne. Mówi się, że w Polsce rządzi Polski Związek Łowiecki. Może coś w tym jest. Widziałem w "Przekroju" taki śmieszny rysunek Raczkowskiego, na którym przechodzący obok strażników ministerstwa człowieczek pozdrowił: "Darz bór!". Zdaje się, że ładnie i przytomnie się zachował, jeżeli potrzebuje czuć się w "układach". Na koniec chcę cię zapytać o aspekt etyczny, duchowy. Powiedziałeś kiedyś w rozmowie: Powiedziane jest "nie zabijaj!" - nie zabijaj znaczy nie zabijaj. Dla mnie zabrzmiało to trochę demagogicznie: chrześcijańskie przykazanie bez wątpliwości dotyczyło zabijania człowieka, a i w tym przypadku zostało obwarowane wyjątkami, które pozwoliły chrześcijanom zabijać całkiem wielu ludzi. Bezwzględna zasada niezabijania musiałaby prowadzić do wyeliminowania siebie z życia. Hinduistyczne sekty przestrzegające ahimsy należy postrzegać raczej jako pracę nad stanem umysłu niż dążeniem do faktycznego niezabijania nawet drobnoustrojów. Czegoś ważnego brakuje mi w przypowieściach zaczerpniętych z wielkich religii, a dotyczących postulowanego stosunku ludzi do zwierząt. Przypowieść o wilku z Gubbio i św. Franciszku mówi, że wilk stał się dobrym wilkiem, kiedy przestał sam zabijać i zaczął jeść kury zabite dla niego przez mieszkańców miasteczka Gubbio. Toż to opowieść o tym, jak człowiek w swojej arogancji zamienił wilka w karykaturę wilka. Z kolei buddyjska przypowieść o człowieku na pustyni, który odcina sobie kawałek ciała, żeby nakarmić latającego nad nim sępa jest inną wersją opowieści o tym, jak człowiek zmienia reguły wypracowane w milionach lat ewolucji i stawia siebie w miejscu pana przyrody. Człowiek miał walczyć o swoje przetrwanie, a sęp miał się żywić padliną - jeśli padliny zabrakło, może sęp powinien umrzeć z głodu, karmienie padlinożercy ciałami żywych osobników jest też jakąś karykaturą w przyrodzie. Współodczuwanie przenoszone na inne gatunki - jeśli pominąć naturalne relacje pomiędzy nimi - może prowadzić do jakichś niewyobrażalnych przekształceń naturalnej sieci powiązań. Jak twoim zdaniem powinno wyglądać nasze współczucie wobec dzikiej przyrody? Odpowiada mi określenie tego, czym jest współczucie, które przeczytałem w książce Dalajlamy "Sztuka szczęścia". "Podstawą prawdziwego współczucia jest świadomość, że wszyscy ludzie pragną być szczęśliwi i chcą uniknąć cierpienia, dokładnie tak samo jak ja. I tak samo jak ja, mają naturalne prawo spełnić to podstawowe pragnienie. Mając świadomość owej wspólnoty i równości, rozwijamy poczucie sympatii i bliskości z innymi ludźmi bez względu na to, czy danego człowieka uważamy za przyjaciela, czy za wroga. Rozwijanie takiego prawdziwego współczucia opiera się bardziej na uznaniu fundamentalnych praw innych ludzi niż na projekcji naszego umysłu" Można to rozwinąć na wszystkie istoty - mieści się tam również dzika przyroda. Mam przeczucie, że gdybyśmy jako ludzie byli w stanie żyć wzajemnie ze sobą w zgodzie z tym opisanym stanem świadomości nazwanym współczuciem, dzika przyroda miałaby się dobrze w wielu miejscach na Ziemi. Jest to także pogląd bliskiej mi ekologii głębokiej. Sądzę, że "zgłębianie projekcji umysłu" jest dobrą drogą do osiągnięcia opisanego przez Dalajlamę stanu współczucia. Ludzie używają słowa "zdechł" mówiąc o śmierci zwierzęcia. Boją się powiedzieć: "umarł", chociaż "zdechł" brzmi strasznie, jeżeli mówimy o naszym domowym, zwierzęcym przyjacielu, który przez kilkanaście lat towarzyszył nam w życiu. Czy zauważyłeś, że ludzie chyba w żadnym języku nie wymyślili specjalnego słowa na określenie śmierci istoty innej niż człowiek? To jest to samo słowo - zabić psa, człowieka, mrówkę. Zabicie u wielu istot żywych wygląda podobnie - gwałtownie przestaje bić serce, płynąć krew, istota przestaje się ruszać. Jeżeli jest rana, wypływa z niej krew tak długo, jak długo bije serce. I "uchodzi życie", jak to nazywamy, chociaż zupełnie tego nie rozumiemy, co to takiego "uchodzi". Tak samo możemy powiedzieć - "uszło z niego życie" - o człowieku i o jakiejkolwiek innej istocie na tej Ziemi. Czy aby na pewno przykazanie "Nie zabijaj" dotyczy tylko człowieka?

Autor: Zielony Gay  godzina: 10:02
RZEZNIKÓW NICZYM NIE PRZEKONASZ. TAK JAK ORKI NIE ODUCZYSZ POLOWAC NA SARDYNKI TAK RZEZNIKA MIĘSIARZA NIE ODUCZYSZ POLOWAĆ NA ZWIERZĘTA. WALKA Z WIATRAKAMI. KIJEM WISŁY NIE ZAWRÓCISZ.

Autor: Pomorski Łowca  godzina: 10:04
Z tego co mi wiadomo Goebels, Stalin i Gierek (jakkolwiek łączenie ostatniego Pana z dwoma poprzednimi jest nieuprawnione) nie byli myśliwymi. A gdzie protest przeciwko zakazowi zawierania związków małżeńskich przez homoseksualistów ? Brakuje mi tego w tym tekście.

Autor: czarny myśliwiec  godzina: 10:10
zastanawia mnie czy Zielony Gej to to samo co poczatkujacy pedał?

Autor: Kłysz  godzina: 10:38
Chyba mnie przekonał, zwłaszcza przykład Hitlera, jako zapalonego wegetarianina, świadczy o słuszności zawartych tez. Przy oazji, około 90% seryjnych morderców miało poziom cholesterolo poniżej 100, hmmm ciekawe . . . . . A co do pytania Czrnego Myśliwca, to myślę, że jest to jakiś stopień organizacyjny, ale mogę się mylić.

Autor: r. andrzej  godzina: 11:47
To jest kopanie w podbrzusze buca w zielonym kapelusiku z piorkiem. Te rozwazania nie sa tez w pierwszym rzedzie dla mysliwych - jako odbiorcow - przeznaczone. Przedmiotem dzialalnosci misyjnej sa zupelnie inne grupy. Tutaj to najwyzej ten czy ow sie zapieni, i zbluzga mniej lub bardziej dyplomatycznie autora, co owego w jego pogladach utwierdzi......I to jest chyba jego jedynym zamiarem. Ale pewien pozytywny aspekt ta dzialalnosc misjonarska ma. Przynajmniej mozna sie - jako mysliwy - wcielic w skore nawracanych na jedynie sluszna wiare Indian czy wczesniej Prusow.....

Autor: Rzecznik Prasowy  godzina: 15:06
Nie wiem o co chodzi, bo za długie do czytania, ale też uważam, ze nie nalezy stawiać roweru koło windy i mleka koło koła. pozdrawiam, równie sensowny filip

Autor: Mark - 2  godzina: 15:33
Albo to jeden w dzisiejszych czasach "nawrócony", wystarczy spojrzeć na ławy sejmowe, oglądnąć jakiegokolwiek "newsa" - toż tam sami nawróceni. Czasami mam wrażenie że innych (normalnych ludzi) w tym kraju już nie ma, może mieli dość tego "nawracania" i po prostu pojechali tam gdzie normalnie. D.B.

Autor: tadys ( BT )  godzina: 18:14
ad. Mark-2 celny strzał, pełna 10 , normalni wyjechali w ostatnim czasie , wyjeżdzają na bieżąco i bedą wyjeżdżać jeszcze kilka lat napewno, a 5 kolejnych lat bankowo....................... tadys

Autor: greg  godzina: 18:39
kolejny gniot i autor

Autor: Mareczek  godzina: 21:19
...byłem kiedyś niemyśliwym. Z perspektywy przepolowanych 20.lat tamten miniony okres, ten sprzed egzaminu łowieckiego, jawi się jako największa trauma, jakiej może doświadczyć cywilizowany człowiek. Boże, jaki kiedyś byłem głupi i naiwny ! Jak mogłem przypuszczać, że są chwile bardziej szczęsne i wzniosłe, niż ów moment zadumy, gdy pochylony nad strzelonym kozłem zastanawiasz się, za jakie to zasługi Opatrzność nagradza cię taką wspaniałą nagrodą, wysublimowanym szczęściem, porównywalnym z uśmiechem dziecka, seksem czy malarstwem włoskim. ( a tak się moja książka zaczyna, a co ! Koleżeństwo uprasza się o kontynuację)