Poniedziałek
18.09.2006
nr 261 (0414 )
ISSN 1734-6827

Hyde Park Corner



Temat: Takie sobie polowanko…  (NOWY TEMAT)

Autor: Jenot  godzina: 20:19
…właściwie nie warte wzmianki.Opiszę je jednak pokrótce bo było chwilami interesujące. Przygoda ta pokazuje, że czasami, siedząc na ambonie, warto w końcu podnieść tyłek i ruszyć na obchód, względnie podchód, w łowisko. A nuż św Hubert gdzieś ma jakąś niespodziankę? Dla mnie dziś miał ! : ) Nadchodził sobotni wieczór.Po całym dniu krzątaniny mogłem wreszcie odpocząć. Napić się spokojnie kawy i pójść do lasu. Tak faktycznie iść na piechotę nie chciało mi się. Wskoczyłem więc do samochodu by przejechać wygodnie te 600 metrów które dzielą mój domo od ambony gdzie dziś postanowiłem usiąść. W ciągu dnia zrobiłem sobie zwiad na rowerku ( konno ostatnimi czasy nie jeżdżę bo klacz jest w nadziei ) i stwierdziłem z radością że zwierz się rusza.Tropów po polach dało się zauważyc co niemiara. Większość z nich wprawdzie to dowód bezmyślnego zachowania grzybiarzy w lesie. Spłoszona zwierzyna, której nie daję się chwili wytchnienia i spokoju, gania po polach nawet w biały dzień Może gdyby ci grzybiarze wiedzieli że jelonki, akurat teraz, mają czas amorów, to zachowywali by się trochę inaczej ? Ale skąd oni, miastowi, mają to wiedzieć ? Mimo że wieczór zapowiadał się pogodny to wiał dosyć mocny wiatr.Gałęzie drzew w lesie ,na skraju którego siedziałem, trzeszczały i skrzypiały.Musiałem mocno wytężać słuch by z tech odgłosów wyłowić te dla mnie interesujące. Czas płynął i nic się nie działo.Wprawdzie kilka razy wydawało mi się że coś buszuje na skraju lasu ale to było tylko złudzenie.Na bezchmurne niebo wysypały się gwiazdy dając trochę poświaty.Było jej jednak zbyt mało by oświetlić wystarczająco niekoszoną od dawna łąkę na skraju której siedziałem. Postanowiłem więc zejść z ambony i udać się na mały spacerek pod wiatr.Jak postanowiłem tak zrobiłem.Kiedy schodziłem z ambony słyszałem mojego psa który szczekał donośnie na podwórku.Uśmiechnąłem się do siebie i pomyślalem; - Oj gdybyś ty wiedział gdzie ja teraz jestem : ) Okazuje się że GP to dobry stróż obejścia. Po chwili szedłem już piaszczystą drogą skrajem lasu.Po lewej było pole. Po prawej miałem rzedniejący stopniowo drzewostan, na końcu przechodzący w dwuletnią uprawę, na skraju której stoi kilka wysokich sosen, pozostawionych dla osłony.Co chwila lustrowałem teren przez lornetkę. Nagle zobaczyłem czarną plamę dzika a po chwili jeszcze dwóch. Właśnie za tymi ostatnimi sosnami, rozciągał sie niewielki spłachetek pola wydarty przed laty z lasu. Ziemia jest tam tak licha, że właściciel pozostawił na pniu zasiany owies, bo nie wart był kombajnowania.W tym to mizernym owsie buszowały sobie teraz dziki. Jak się po chwili okazało trzy lochy z ładnymi już warchlakami. Ostatnie metry dzielące mnie od skrajnych sosen przebyłem nisko schylony, praktycznie na czworakach. Przypadlem z lornetką w ręku za ostatnią z sosen i zacząłem obserwować zwierza. A ten był wyjątkowo spokojny.Wiatr miałem idealny, dziki nie mogły mnie zwietrzyć. Klęczałem więc za drzewem rozkoszując się widokiem zwierza i zastanawiałem się czy wogóle strzelać.Widok byl przepiękny. Mamy ciamkały zawzięcie a młodzierz baraszkowała od czasu do czasu podjadając. Po kilku minutach spokojnej obserwacji zdecydowałem się w końcu na strzał. Wybrałem jednego warchlaka,takiego skrajnego, by nie strzelać w kupę. Huk wystrzału rozdarł cisze wieczoru.Dziczek został w ogniu. Upewniłem się czy wszystko w porządku, i pędem, przez pola, pobiegłem do domu po psa. Wróciwszy z psem, na długim otoku, ustawiłem go dokladnie pod wiatr. Pies podniósł głowę i złapał odwiatr. Po chwili szedł już, prowadzony ciągle na otoku, dosłownie na dwóch nogach, do leżącego dzika. A przy dziku - no cóż – mogło by być lepiej. Psiak bardzo się podniecał, skubał dziczka i próbował dławić,skomlił, ale nie chciał dać głosu.Nie głosił. Przyglądając się z boku jego poczynaniom, zdałem sobie sprawę, że by ten kłębek emocji odpowiednio ukształtować, będę musial się sporo natrudzić : ) Ale mam czas i warunki.Myślę że będę miał psa.Jestem wręcz pewien : ) Bo to przecież GP : )) Dziczek wylądował w zamrażarce na potrzeby domu. Psiakowi też coś się dostało. To był dla nas obojga bardzo udany sobotni wieczór. Pozdrawiam Darz Bór

Autor: Batrek  godzina: 20:44
Zazdrosze łatwości i lekkości w relacjonawaniu i opowiadaniu. Czyta się z przyjemnością. Gratuluje ogólnokształtu :) Darz Bór, Bartek

Autor: Karol  godzina: 21:23
No ciekawe opowiadanie... Z ciekawości zapytam ile teraz ważą takie warchołki ? P.S. A pracą psa się nie martw... w zasadzie aportować to jak pisałeś wcześniej już umie więc w ostatecznej ostateczności będziesz miał aportera a nie dzikarza i tropowca w jednym. ;-) Darzbór !!

Autor: Faber  godzina: 23:53
Gratuluję dziczka oraz gończego-będą z niego "ludzie"-wierzę w tą rasę,a ja mam nosa.DB