Piątek
14.12.2007
nr 348 (0866 )
ISSN 1734-6827

Hyde Park Corner



Temat: polowanie 13.12.1981 r.?

Autor: abecadło  godzina: 01:22
Ten czas przyniósł przerwę w nauce i przedłużył ferie zimowe.Tylko tyle!

Autor: Kulwap  godzina: 06:10
A propos tropienia admina: Myślałem, że odmin "nie kuca"!

Autor: wilk21  godzina: 06:56
Ad.Piotr Gawlicki Czy Kolega " kuca "4 od lewej? Z jaką wówczas bronią - dubeltówką - Kolega polował? Pozdr. DB.

Autor: Jenot  godzina: 08:20
Obraz który na zawsze utkwił mi w pamięci z tego poranka to zatroskana twarz mojej matki. Stan wojenny !!! Co to znaczy ? Nie bardzo zdawałem sobie wtedy z tego sprawę. 13.grudnia 1981 wszystkim którzy pamiętali ostatnią wojnę napewno nie było do śmiechu. Transmitowane w telewizji przemówienie, słowa generała, nie pasowały absolutnie do rzeczywistości, przez moment można było sądzić że to żart, że komuś pomyliły się daty. Pamiętam że była przepiękna zima tego dnia.Las wyglądał jak z bajki.Mogłem cieszyć się jego widokiem bo na nartach biegowych wybrałem się w 10 kilometrową trasę do mojej dziewczyny : ) Autobusy już nie kursowały Co do polowania nie mogę nic powiedzieć Nie polowałem jeszcze w tamtych czasach.Między innymi dlatego że nie odpowiadały mi warunki jakie należało spełnić by być przyjętym w poczet myśliwych. Jedno co bardzo rzucało się w oczy to to jak potrafią zmienić się ludzie. Jak szybko człowiek człowiekowi staje się wilkiem. Były oczczywiście i pozytywne przykłady. Chylę czoła przed tymi, którzy wtedy w tych trudnych dniach, mimo wszystko, pozostali normalnymi ludźmi. Pozdrawiam DB

Autor: lajka  godzina: 09:10
. ok. 5.00 alarm bojowy, pakowanie wszystkiego co ojczyzna dała pod opiekę. 6.00 wszyscy na świetlicę wysłuchać przemówienia wodza państwa,po tym wszystkim do wozów i wyjazd z Elbląga,za miastem apel,tłumaczenia czym grozi niewykonanie rozkazu,negatywne nastawianie do ludności cywilnej i wyjazd na Warszawę,wszyscy jadą w kolumnie,jeśli komuś nawalił samochód zostaje i na własną rękę remontuje nikt na nikogo nie czeka,nasz 'rekin' dotarł na miejsce w środę ok.20.00,brudni ,zmarznięci.nasza jednostka stacjonowała w starej szkole w Borzęcinie koło Warszawy,a potem patrole wraz z zomowcami w Warszawie na woli.

Autor: Jurek Ogórek  godzina: 09:21
ad iz27- forum to nie jest dobre miejsce na CV (zwane kiedys zyciorysem) Stan wojenny poróznil ludzi w Polsce jak powiedział L.Wałęsa - i różni nadal Sympatyczny i mily staruszek w ciemnych okularach nie był kiedyś ani troche sympatyczny ani mily - strzelał do ludzi i wsadzał ich do więzienia w obronie enigmatycznej "władzy ludowej" tak samo jak inny sympatyczny pan "kolega" z kola ktory w swej służalczosci systemowi przekraczał granice człowieczeństwa itd.............................................................................................................................. ................................................................................ ...................................................................... ................................... Konczę wypowiedzi w tym temacie

Autor: Kapsel  godzina: 09:44
ad. Kulwap. Admin nie kuca, to ziemia zbliża się do jego... :)

Autor: Maryna  godzina: 09:49
To było jedno z pierwszych moich polowań. Wyjechalismy z bratem w stanie pokoju a wróciliśmy we wojnę. Polowaliśmy w okolicach Sobień (Bozka wie gdzie to). Przytaszczyłam do domu sporo zajączków. Było fajnie. Nic nie zwiastowało katastrofy. Wchodzimy do domu zadowoleni, zmarznieci i głodni a tu mama stoi w drzwiach i trzęsie sie jak wariatka: była milicja, musicie natychmiast zawieżć broń na posterunek. Byli tu juz dwa razy. Potem dostaniecie obiad, najpierw oddajcie broń i amunicję. Cóż było robić. Milicjańci byli nawet sympatyczni, wyraznie rozumieli głupotę sytuacji. Ale jak mus, to mus. Pocałowałam swoją flintę i oddałam do szafy na posterunku. Odniosłam wtedy piersza rane "wojenną" : wychodząc z Syrenki (kochana stara skarpeta) posliznęłam się i uderzyłam czołem w kant drzwi samochodu. Na posterunek weszłam zalana krwią co wywołało prawdziwy szok u milicjantów. Cos mi tam dali do otarcia twarzy ale jak dowiedzieli sie o przyczynie "rany" to sie uspokoili. A potem ...juz tylko literatura łowiecka przez jakiś czas.

Autor: cienias  godzina: 10:02
To była niedziela. Miałem wtedy 25 lat. Czas teleranka zajął generał, wtedy, odbierany, jako zbrodniarz, dokonujący zamachu na naród. Telefon nie działał. Dotarł do mnie mój ojciec, któremu na czas komunikatu o nakazie złożenia broni do MO. włączyli na chwilę, telefon. To był wielki pasjonat, leśnik-myśliwy. Zakładając, że broni, być może, nie odzyskamy nigdy, zaproponował wyjazd na "ostatnie" polowanie. Około 13.00 pojechaliśmy do lasu. Posterunków przy drogach, jeszcze nie było. Była huczka i las bogaty w dziki. Ojciec ze sztucerem, wybrał podejście po miękkim śniegu, wzdłuż ściany lasu. Ja jedynie z dubeltówką maiłem zamiar usiąść przy "znajomym", dziczym, przesmyku. Po krótkim spacerze okazało się, że w pośpiechu zabrałem z domu podobnie bardzo wyglądającą paczkę śrutu 4, zamiast czeskich kul. Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, w przepięknej scenerii, otulonego w śniegu, starego lasu, na drogę , którą, zrezygnowany, podążałem wyszedł potęzny odyniec. Obserwowaliśmy się z odległości 10 m przez minutę lub dłużej. O strzelaniu nawet nie myślałem. Widzę ten obraz do dzisiaj i jako amator fotografii marzę by powtórzyć takie spotkanie, bezskutecznie. Wieczorem broń trafiła na pół roku do magazynów MO. Pozdrawiam.

Autor: Pomorski Łowca  godzina: 10:12
Wówczas miałem 15 lat. Wstaliśmy rano z Tatą by udać się na zające. Ja oczywiście jako naganiacz. Jemy śniadanie a tu mówią - wojna ! Miejsce akcji Ustka. Koło wojskowe. Idziemy na zbiórkę. Przychodzi kilku mysliwych ale większość, jak to mundurowi, prowadzi właśnie wojnę. Wysłano samochód do Prezesa - Komendanta Centrum - największej lokalnej jednostki wojskowej. Z zapytaniem - co robimy ?Samochód wraca - mamy iść do domu. Po wypiciu herbaty i obejrzeniu wiadomości z Tatą stwierdzamy, że skoro mamy już kanapki a na zdanie broni są 24 godziny to jedziemy. Piekny dzień - słońce, mróz ok. -5, 10 cm sniegu. Robimy ciche pędzenia na lisy. W trzcinach koło Rowów Tata strzelił lisa. W terenie pusto - nikogo. Tylko czasem drogą jakieś wojsko jedzie. Ale generalnie spokój. Bardzo miłe polowanko. Skórę z owego lisa Tata sprzedał za 18.000 zł. Wówczas taka znośna pensja to było kilkanaście tysięcy złotych.

Autor: Jenot  godzina: 11:35
A jak było z bronią oddaną do depozytu ? Wszyscy otrzymali swoją broń z powrotem ? Jeżeli jakiemuś myśliwemu zmarło się w międzyczasie, czy rodzina mogła odebrać jego broń ? Słyszałem że trochę poginęło.Zwłaszcza wartościowych jednostek. Prawda to czy bajki ? DB

Autor: Piotr Gawlicki  godzina: 12:50
Nie "kuca" tylko przyklęka (kola.lowiecki.pl/gdansk/cietrzew/kronika/82_83/bigger/02.html), rzeczywiście 4 od lewej. Dubeltówka 16 Suhl, używana do dzisiaj.