Poniedziałek
15.12.2008
nr 350 (1233 )
ISSN 1734-6827

Hyde Park Corner



Temat: Gdzie są chłopy z tamtych lat...

Autor: tadys ( BT )  godzina: 04:58
tadys tu bywa, jeszcze tu jest,co prawda coraz mniej, ale to dlatego że czas ucieka, tadys biega po lesie po nocach, życia łaknie, ba biega wśród przyjaciół ( z tamtych lat ) młodych i starych, wraz z nimi, poluje gdzie sie da, strzela na strzelnicach, a i stare czasy też wspomina..... moze kiedys padnie hasło zorganizowania "balu weteranów", ot tak jak organizujecie "czwartki, piatki czy soboty", może kilku z nas się odliczy, prawdziwe przyjaźnie trwają, ot nostalgia......... szelest - do lasa, pełnia... Pyza - całuski i dzięki. za emilki,, Cyzio - miś czeka... Adico - zacznij strzelać parcoura, podium do zagospodarowania Ryszard - nam to tylko już zdrowia trza .. zbereżniku ( skad Ci młodzi to wiedzą, ha..????) pozdrawiam wszystkich, tadys(BT)

Autor: Maryna  godzina: 09:44
A mnie, to z forum sokolniczego chyba przegnają na pysk, 100 postów nie przeczytanych! Tam to sie dzieje! Moze wykrecę sie sianem opowiadając, jakim sposobem weszłam w posiadanie psiego dzieciątka: Jeździliśmy z Kolegą konikiem po lesie, taki gospodarski przeglad, nagle słyszymy intensywne wrzaski, czasem zmieniały sie na coś w rodzaju szczekania, piski, skowyt, ryk maleńkiego gardziołka. Ki diaboł? Kolega poszedł za głosem, zaczęliśmy podejrzewać, że coś wpadło w sidła. Trzeba sprawdzić. Rozpaczliwe głosiki jednak zaczęły się przemieszczać. Po pół godziny zrezygnowaliśmy z dochodzenia i wróciliśmy do swoich spraw. Wtem, na drodze za wozem cos piszczy, szczeka i goni rozpaczliwie wóz. Ten wyscig o życie trwał na odcinku ponad kilometra. W końcu wymiękłam i proszę: zatrzymaj się. Nie łatwo było pochwycić maleństwo bo widok ręki wprawiał je w przerażenie. Na koniec mały okruszek znalazł się na wozie. Trząsł się i rozpaczliwie mruczał opowiadając swoją psią niedolę. Przykryłam go kawałkiem derki i tak, po paru godzinach dotarliśmy na kwaterę. Tam były już dwa dorosłe bawary. Rozpętało się nieopisane piekło. Mały szczekał i piszczał spod wersalki a bawary chciały go stamtąd wydostać. Złapać go też nie można było bo na widok ręki znikał pod meblami. Nalałam wody do miski i wtedy piesio rzucił sie do picia. Potem dostał chrupki od starszych psów i jakaś chyba nadzieja zaświtała w maleńkim łebku. Bojaźliwość jednak utrzymywała się jeszcze przez dwa dni, dopiero u mnie w domu dał się oswoić. Mój syn zachował się wspaniale! Jeszcze z lasu zadzwoniłam do Chłopaka z prośbą o zrobienie budy o wymiarach 70 X 70 cm. Teraz? dzisiaj? - nno... jak byś tak mógł, jak najszybciej. To była niedziela. Za pare godzin dostaję wiadomość: buda gotowa tylko bedziesz musiała skombinować jakis ciepły materacyk. To był początek latania. Od poniedziałku zaczęło sie bieganie po składach budowlanych, kupowanie siatki, słupków itp. Niespodzianka w postaci pieska wywróciła dom do góry nogami. We środę pojechałam na tygodniowe polowanie na północy kraju. A w międzyczasie piesek podbił serca całej rodziny. Jest mądry, wesoły i czysty. Buda go zachwyciła, dostaje dobry wikt i jest zabawiany tyle ile trzeba i ile można. Pełni teraz rolę dzwonka w obejściu i z pewnościa zapomniał o przezytej traumie. A polowanie? wielka pomyłka. Grube chmury, ciemnica, błoto po kolana, ani wejść ani wjechac do lasu, nie mówiąc o wyciąganiu zwierzyny z błota. Jakaś koźlęcina i mały warchlaczek. Tyle, że można się było zrelaksowac i przewietrzyc płuca ze spalin.