Środa
16.09.2009
nr 259 (1508 )
ISSN 1734-6827

Hyde Park Corner



Temat: kolega myśliwy z forum.........  (NOWY TEMAT)

Autor: Kocisko  godzina: 23:44
Witam! Zwykle o podobnych wyjazdach pisałem w dziale PSY lecz tym razem, niestety, byłoby to nie w temacie-choć Kola był ze mną:). Do rzeczy. Mininy weekend było mi dane przeżyć w pięknej knieii , za Wisłą i Bugiem, będąc zaproszonym przez wspaniałego kolegę-forowicza. Wybaczcie że nie napiszę kto to -boję się że mnie opr:) bo to nadzwyczaj skromna bestia. Zagląda tu codzień więc wiem iż przeczyta te słowa. Teoretycznie można by stwierdzić że nie ma o czym pisać. Zwykłe sprawy. Ale ilu z Was zostało zaproszonych z klauzulą: nie bierz jedzenia, nie bierz picia, nie bierz pieniędzy-wszystko jest. Odstrzał -full opcja= GRATIS. Zwykle na podobne wyjazdy jak i zaproszenia swoich gości staram się przygotowac jak należy. Tym razem perturbacje osobiste i zawodowe skutecznie mi to uniemożliwiły. Do ostatniej chwili w pracy spoglądałem z obawą na zegarek czy się wyrobię i czy w ogóle wyjadę. Udało się! Droga do Warszawki-koszmar! Z Warszawki wyjazd-mega koszmar. Szczególnie jak ktoś "lubi" spędzać tyle czasu za kółkiem jak ja:). Mimo iż to tylko 250km-dotarliśmy na kwaterę już po zmroku. Zagubiona w głebi lasu gajówka, bez prądu i wody bieżącej......... Na szczęscie picia nie brakowało:) W wielu kolorach i aromatach:). Jurek postarał sie -jak zwykle zresztą. Zjechało paru kolegów z lasu. Coś słyszeli, byczki z lekka "zagadywały" ale skończyło się na rogaczu Tadzia. Noc przeszła dośc niepostrzeżenie. Na świt nie było jakoś animuszu:) Pojechałem tam, bodaj czy nie po raz pierwszy w życiu, kompletnie nie myśląc co będzie, jak i na co będziemy polować, maxymalny luz psychiczny. Sobota-wyobraźcie sobie maleńką chatkę w lesie, do asfaltu xx km a asfaltem do cywilizacji xxxxxkm. Cały boży dzień na ławie pod lipą, pies drzemał na podwórku, a my wiedliśmy Polaków rozmowy. Wokół jesienny, piękny w swej ciszy i kolorach, las. Jedyną przerwę stanowiło oskórowanie i rozebranie tuszy rogacza. Zaczęliśmy się nawet zastanawiać czy aby na pewno idziemy na wieczorne wyjśćie:) Ale "obowiązek" zwycięzył-poszliśmy. Po dalekim marszu wdrapałem się na ambonkę-nie przepadam za tym ale z uwagi na brak znajomości terenu oraz obecności iluś pozostałych kolegów(byki, byki!!!:)-uległem i usiadłem. Lisek pokazał się niemal natychmiast po tym jak załadowałem broń. No i...musiałem ładować od nowa:). Następnie obserwowałem rogacza żerującego pod przeciwległa ścianą lasu. Zszedłem z ambony coby spróbować podchodu. Skoszone łąki nie dawały żadnej osłony więc capek uszedl w las. Okazało się że nie ma tego złego-żerował za wąską strugą. No, a struga okazała się być granicą obwodów:). Wróciłem na ambonę. Zaczęlo zmierzchać. Byk wyszedł jak duch.... Niecałe 200m. Siedziałem z godzinę przy parującej po patroszeniu tuszy nim przyjechali koledzy z odsieczą. W czwórkę załadunek zwierza poszedł szybko. Noc upłynęła niepostrzeżenie:):):) Ranek zacząl nas "poganiać". No bo trzeba się uporać z tuszą, spakować, ogarnąć chałupę i wrócić przed nocą do domu bo w poniedziałek -szara rzeczywistość. Przy pomocy mego druha w godzinkę-półtorej spakowałem byka, podzielonego i wytrybowanego, do auta. Reszta to juz bajka. Z żalem wyjeżdżałem z tego zakątka gdzie , po raz pierwszy od dłuuugiego czasu, udało mi się zapomnieć o troskach i kłopotach. Jurku-serdeczne podziękowanie dla Ciebie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Za wszystko!!!!!!!!!! Za zaproszenie, wspaniałą aż do bólu gościnność, za wspaniałe wspomnienia!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Mieć takiego kolegę to wielka radość i zaszczyt!!!! Wszystkim zacnym myśliwcom z forum życzę aby było im dane przeżyć to co mnie! Ni puhu! p.s wszystko wskazuje na to że wrócimy tam z Kolą już niebawem. I jeszcze parę innych łajek. A wtedy nareszcie posłucha się łaju w jesiennej knieii:)