![]() |
Wtorek
07.10.2008nr 281 (1164 ) ISSN 1734-6827 Psy myśliwskie Temat: I znowu znalazły (x2:) (NOWY TEMAT) Autor: Jeger godzina: 20:52 Czwartkowy wieczór w zeszłym tygodniu. Emocje już trochę opadły, ale czy do końca?:) – to chyba nie jest możliwe...:) Siedzę na ambonie, przede mną śródleśna łąka, za nią rów melioracyjny. Za rowem i dookoła mnie lasy sosnowe. Jedynie na prawo skos, przede mną za rowem, daleka sosnowa uprawa. Na wprost za rowem podrośnięty sosnowy zagajnik. Właśnie przy tym zagajniku, na skarpie rowu, pokazała się samotna koza. Stała na idealny komorowy strzał, ale z wiekiem człowiek staje się leniwy – co będę ją strzelał za rowem, i jechał po nią nie wiadomo ile, niech przejdzie rów...:) Niestety - nie przeszła..:) Przeleciał lotem koszącym odrzutowiec z bazy w Mirosławcu, i tyle kozę widziałem:) No dobra, będę szczery, na sąsiedni sektor zapisał się Kolega, który - jak myślałem - czekał na byka, i uznałem, że pazerny strzał do kozy za rowem, „kasujący” z dalszego polowania 2-3 sektory, to chyba nie w porządku...:) Za chwilę, na uprawie za rowem przede mną, wyszła samotna łania. Z początku myślałem, że jest stara, ale jak podeszła do spłoszonej kozy, bo ją zaciekawiła, okazało się że nie – była to młoda łańka. Niestety, choć była na strzał – w odstrzale mam łanię, ale daniela.:) W pewnym momencie zerkam na lewo i mam wrażenie, że na końcu łąki, jakieś 160 m od ambony, cos czarnego zeszło do rowu. Nie jestem pewien, czy tylko mi się wydawało, czy widziałem coś czarnego. Zawsze hołduję zasadzie, że lepiej złożyć się do strzału wcześniej niż później, także biorę sztucer i składam się patrząc przez lunetę w tamto miejsce. Czekam chyba z minutę, ale z rowu na łąkę nic nie wyszło. Myślę sobie – pewnie złudzenie, a może jakiś bóbr pokazał się na skarpie i zszedł do rowu? Odkładam sztucer, ale za chwilę znowu zerkam na lewo, a od strony, gdzie widziałem czarny cień, sznuruje na lewo przez łąkę lisiura. Ha, pewnie to on był tajemniczym cieniem – myślę sobie i łapię podobnie jak wcześniej za sztucer. Lis ,jakby zaniepokojony, idzie przez łąkę na lewo, ja próbuje wabić, już prawie mam go na strzał (Kolega i tak już dzisiaj nic nie strzeli - jak do tej pory nic nie wyszło:), ale czegoś w tym pragnieniu strzelenia lisa zabrakło...:) Może tak miało być? Przeczucie jakieś...? Lis zszedł do lasu, a ja znowu odkładam sztucer. I siedzę. W pewnym momencie patrzę kątem oka na lewo, a przy rowie, w który zszedł mój tajemniczy „cień”, widzę coś czarnego. Dzik...? Łapię za sztucer i w lunecie widzę...dzika...! Wyszedł z rowu, stoi na kulawy sztych do mnie przodem i patrzy czujnie na łąkę. Oj, już widzę, że jest ładny, łeb nisko zgięty, jakby „naburmuszony”, i choć oręża w pysku nie widzę (daleko) – odyniec..! Stoi i stoi, i choć wszystko trwało ułamki sekund, ja wolałbym, aby ustawił się do boku. Ale jednocześnie doświadczenie mi podpowiada, że jak ruszy przez łąkę, to się już nie zatrzyma, a strzelanie w biegu, czy nawet truchcie, to już na taka odległość loteria... Więc kiedy tylko ruszył do przodu, jednoczenie pokazując komorę, i piękną karasiowa sylwetkę odyńca, strzeliłem. Usłyszałem miłe dla ucha uderzenie kuli, dzika dosłownie „machnęło” do rowu (ach ta ósemka...:), szybkie przeładowanie, krzyż ponownie na skarpę za rowem, ale...na skarpie nic się nie pokazuje... Słyszę trzy odetchnięcia : „fuch....fuch....fuch...”, trzask gałęzi i ...cisza... – Kurczę- myślę – taki dzik!, ale powinno być dobrze... A może spóźniłem...? Chyba nie, w końcu mierzyłem bliżej łba... Nie ma siły – musi leżeć w rowie... Już prawie ciemno, schodzę z ambony i idę na miejsce strzału. Świece latarką po rowie – dzika nie ma...:( W rowie trzciny, nic nie widać...może w nich leży...? I w pewnym momencie...pojawiła się nade mną sowa... Krążyła uparcie koła nad moją głową, aż zrobiło mi się trochę nie swojo... Próbowałem ją odgonić kraczką, a ona nadal nade mną latała... Wierzcie – nie wierzcie, ale miałem takie dziwne uczucie, że to dusza mojego dzika, w postaci tej sowy, ulatuje do Krainy Wiecznych Łowów, i krążąc nad moją głowa chce mi powiedzieć, że taki widać już jej los, że nie ma pretensji, i mówi – do zobaczenia!:) Po takim czymś byłem niemal pewny, że dzik leży... Tylko gdzie...? Jadę na miejsce zbiórki, bo byliśmy w łowisku we trzech. Marcin musi jechać do domu (obowiązki małżeńskie – oj, jak super być kawalerem!:), a ja z Michałem jadę po moje diabełki... Puszczam psy przy rowie na miejscu strzału. Chodzą, chodzą, węszą wokół rowu, przechodzą rów, w tą, w tamtą, wychodzi na to, że dzika w rowie nie ma... Mi to nie daje spokoju, idę wzdłuż rowu i kijem odgarniam trzciny... Dzika w rowie nie ma... Dopada mnie zwątpienie.... Dostał na pewno, tylko gdzie..? Psy chodzą przy rowie z coraz mniejsza pasją... No nic – myślę – trzeba się przejść w zagajnik za rowem, może znajdę jakąś farbę... Widzę, jak psy wskoczyły na jakiś trop, poszły milczkiem w zagajnik i straciłem je z oczu. Ja w świetle latarki szukam farby – ani kropelki. Psów przez chwilę nie było... I co za chwilę słyszę....? – Łoł.....łoł...łoł....- Demona!!!!!:))) 40-50 metrów od rowu w zagajniku...:) Po głosie słyszę, że dzik jest martwy, idziemy – leży...:) Cuma też sobie szczeknęła, ale mniej....:) No i jak doszliśmy zaczęło się dopiero szarpanie...:) Kurczę, mówię to otwarcie tym, którzy psów myśliwskich nie mają, i którzy nie sprawdzają skutków swoich strzałów z psami – ten dzik by się zmarnował, gdyby nie psy! Leżał pod gęstym świerkiem na brzuchu, dosłownie do niego przyklejony, i chyba trzeba by było na niego wejść, aby go zobaczyć... Gdyby nie psy, uznałbym, że nie trafiony, i dałbym sobie spokój...! No dobra – przez „skromność” napiszę, ile ważył...- 99 kg...:) Mój największy dzik w życiu, a trochę ich już natrzaskałem...:) Kurczę, przewrócił się akurat w odległości 15-20 m od drogi, na której postawiliśmy samochód... Ale niech ktoś spróbuje dociągnąć takiego dzika przed wypatroszeniem we dwóch – o Boże....:))) Strzał na wczesną komorę, serce i płuca nie ruszone. Kolega Michał odznacza odyńca ostatnim kęsem, mnie złomem.. A to wszystko dzięki psom – czy może być cos piękniejszego...?:) K-woli sprawiedliwości napiszę coś o Demonie.:) Zrobił się ogłaszczem, a jednocześnie jest... grabarzem...:) Zanim wypatroszyliśmy dzika zdążył ściółką przysypać kinolem patrochy...;) No, ale w życiu już tak jest – nie można mieć wszystkiego (idealnie dobrego...:) No i guzdrały się trochę przy tym rowie - dobre psy od razu siedziały by przy dziku...:) I taka to była przygoda z odyńcem. Na następny dzień jesteśmy w leśnym łowisku z Kolegą Michałem. Na uprawę, niczym krowa, wychodzi mi byk w wieku 8-10 lat – piękny szóstak o grubych możdżeniach – dość rzadka forma poroża jak na ten wiek... Niestety – w odstrzale byk daniela w pierwszej klasie... Za chwilę pojawiają się dwie łanie daniela z cielakami... Wybieram słabszego cielaka i strzelam – został po 20-stu metrach. Po chwili słyszę strzał Michała, a po paru minutach telefon – „strzelałem do przelatka na uprawie, ale poszedł”... Spotykamy się i jedziemy po psy. Dzik – jak wynika z relacji Kolegi - po strzale poszedł z uprawy do lasu. Puszczam Demona i Cumę, najpierw idą, do przodu, potem wracają, potem znowu do przodu i za chwilę słychać Demona „łoł....łoł....” A więc leży...! Idziemy i faktycznie – leży:) Nie na lesie, gdzie miał pójść, ale na uprawie – między świerkami...:) Ściągamy dzika z uprawy do lasu, gdzie łatwiej patroszyć, wręczam Koledze Michałowi Złom – jak najbardziej zasłużony, bo to jego trzeci dzik, a jednocześnie strzelony na spokojnie, z opanowaniem.:) Strzelony na komorę, knurek, 45 kg. Jakie mam napisać podsumowanie...? Kol. Czerwiński w jednym z ostatnich numerów „B.Ł” napisał, że warto kupić lepszą lunetę kosztem zakupu gorszej broni. Ja bym do tego dodał, że lepiej kupić gorszą broń, i ciut gorszą lunetę, kosztem zakupu dobrego psa, a najlepiej jaga...:) DB wszystkim Psairzom (obecnym i przyszłym:) Autor: canislupus4 godzina: 21:04 Gratuluję i odyniaszka i cielaka,ale oczywiście najbardziej gratuluję piesków!!! :) "No i guzdrały się trochę przy tym rowie - dobre psy od razu siedziały by przy dziku...:)"-pisząc to Jegerku,a konkretnie "dobre psy" miałeś zapewne na myśli jamniki? ;)))))))))))) Jeszcze raz gratuluję-poklep ode mnie te diabełki!!! DB canislupus4 Autor: Jeger godzina: 21:11 ad. canislupus4 Hmm... zastanawiam się jak to napisać by Kolegi nie urazić, ale obawiam się, że... jamniki nie przeszły by przez ten rów....:))) No, ale jak już by przeszły, to pewnie nie było by co patroszyć...:)) DB Jeger Autor: łapacz godzina: 21:32 Jagerku Gratki podniesienia i psiaków ale czy nie masz wrażenia że Demon przy Cumie tak zaczoł pracować ? ieszcze raz Gratki i prosze mnie się tu o ,,metry,, :)) nie przezbywać Pozdrawiam DB :)) Autor: Jeger godzina: 21:54 ad. łapacz Demon zaczął być ogłaszaczem jak dostał od wycinka sznytytę otwierająca płuca i ledwie został odratowany..:) Wniosek: przy martwej zwierzynie należy zawsze psa jak najbardziej zaniepokoić, zdenerwować, rozpalić...:) Szczekanie bierze się z nieufności, strachu, przezorności, niepewności.... DB Jeger Autor: łapacz godzina: 22:05 Jagerku nie oto mi chodziło :)) -a może i tak :)) psiak nie koniecznie tak reaguje po ,,oberwaniu,, a prubowałeś wziąść na takie poszukiwania oboje djabełków -tylko puszczać Cume a Demon zostawał na smyczy ? Pozdrawiam DB Autor: Tanis godzina: 22:39 Gratuluję i odyńca - piękna sztuka i przede wszystkim piesków. Na marudzenie piesków przy rowie nie narzekaj, bo widać Demon i Cuma już wiedzą, ze pośpiech jest jedynie dobry przy łapaniu pcheł. Przy tropieniu najważniejsze jest dobre wypracowanie tropu i jak widać po efektach pieski, choć to Jagi już to wiedzą, a ty zrozumiesz z wiekiem :-))) Serdecznie gratuluję Darz bór - Tanis ps. ten wiek i doświadczenie to oczywiście żart :-) |