![]() |
Piątek
18.11.2011nr 322 (2301 ) ISSN 1734-6827 Psy myśliwskie Temat: VI Memoriał im. ks. B. Gierszewskiego Autor: zamlicze godzina: 00:28 Super, bardzo dziękuję Autor: Hubbert godzina: 08:19 ..CDN - to fajnie i z niecierpliwością już czekamy Autor: marylaw godzina: 10:45 ..CDN - to fajnie i z niecierpliwością już czekamy my też:) Autor: Dolny Wiatr godzina: 18:19 Następnego dnia w niedzielę jako pierwszy do pracy wyjechał Mikołaj. O 9,45 podjął pracę na zranionym jeleniu byku. Poprzedniego dnia, około 13, na polowaniu zbiorowym z ambon, myśliwy strzelał na uprawie do chmarki jeleni. Szmalka została w ogniu, drugi strzał był oddany do szpicera, który zaznaczył przyjęcie kuli i pobiegł za łanią i cielakiem w siną dal. Ze względu na obecność patrochów przy zestrzale, Babka podjęła pracę nieco dalej, na zaznaczonej farbie. Farba ciemna i obfita wskazywała na postrzał na miękkie z naruszeniem wątroby. Po kilkuset metrach farba się urywa i pies nie chce dalej pracować. A więc powrót na farbę i ponownie praca na tym samym odcinku. I tak kilka razy – bez rezultatu. Mikołaj rezygnuje z pracy z Babką, daje szansę Przelotowi (Amator z Brzezińskiej Kniei). Ten jednak nie zamierza pracować inaczej niż jego współtowarzyszka życia. Kilkakrotnie potwierdza ten sam trop do zaniku farby. Mikołaj zaczyna wątpić w pozytywne zakończenie poszukiwań. Ekipa kontaktuje się z sędzią głównym Jankiem Kierznowskim. I tu otrzymują kategoryczne polecenie – szukać dalej i bez byka mi nie wracać. A więc szukają! W końcu Przelot w miejscu gdzie i on i Babka się pogubiły, znajduje odbicie w prawo rannego byka, potwierdzone odnaleziona farbą. Dalsza praca to już formalność. Trop prowadzi 10 metrów od stojących aut, przez linię, dalej obok paśnika, aż w końcu Przelot pracując już z uniesioną głową napręża ciało i doskakuje do zgasłego, ale jeszcze ciepłego szpicera. Zgodnie z przewidywaniami byczek przyjął na miękkie kulę kalibru 9,3x62. Cała praca to około 1100-1200 metrów, a łączny czas pracy Baby i Przelota - prawie 3 godziny. Praca Amatora została oceniona na dyplom III stopnia. Kolejny numer startowy to Michał z Cyrusem. Otrzymuje za zadanie kontrolną pracę na tropie rannej łani poszukiwanej wczorajszego dnia przez Mikołaja. Nie wskórali jednak nic więcej. Cyrus również doprowadził do rozległych sosnowych młodników i tam trop zgubił się. W niedzielę drugą pracę otrzymała również ekipa z Węgier. Pojechali poszukiwać jelenia łani, strzelanej poprzedniego dnia. Na zestrzale odnaleziono małą ilość farby, która utrzymywała się na odcinku 150 metrów, po czym zanikła. Judy kontynuowała pracę na dystansie 1500 metrów, po czym powrócono na zestrzał. Suka ponownie pokonała tą samą trasę. Sędziowie uznali postrzał za niegroźną obcierkę. Dla pewności trop został sprawdzony kontrolnym posokowcem, który potwierdził trasę pracy posokowca z Węgier. Również Słowacy udali się na wezwanie do postrzałka dzika. Na drodze gdzie strzelano do wataszki, znaleziono sfarbowany zestrzał, potwierdzony na dalszym odcinku farbą co 15-20 metrów. Po 400 metrach Bora weszła na sarny i chciała kontynuować pracę w kierunku ich uchodzenia. Sukę zawrócono na farbę. Podjęła pracę w tym samym kierunku co uchodzące kozy, tam jednak odnaleziono farbę, która doprowadziła do młodników. Tam stwierdzono, że dzik dołączył z powrotem do watahy, a farba zanikła. Pracę zakończono stwierdzając postrzał mięśniowy. Następni z kolei ze Święcin wyjechali do pracy Czesi. Najpierw poszukiwali około 30 kg dzika, który na zestrzale zostawił rozprysk farby. Cina pracowała na dystansie 700 metrów, po czym weszła w młodnik w którym pracownicy leśni dokonywali trzebieży i tam suka się zagubiła. Trzykrotny powrót na zestrzał potwierdził ten sam kierunek ucieczki dzika i brak nadziei na odnalezienie go. Jednak na trwającym polowaniu zbiorowym zauważono rannego jelenia byczka, postrzelonego poprzedniego dnia, bowiem na polowaniu zbiorowym był zakaz strzelania do jeleni. Na trasie uchodzącego jelenia ekipa czeska odnalazła ciemną farbę wskazującą na postrzał na miękkie. Podjęli pracę potwierdzoną co 20-50 metrów ciemną farbą. Podążali za uchodzącym jeleniem 5300 metrów. W końcu, mając kontakt wzrokowy, Cina została puszczona w gon. Ranny jeleń wbiegł na środek zamarzniętego leśnego bagienka, chłodząc się w zimnej wodzie. Hanowerka została zatrzymana bowiem wejście na cienki lód stwarzało dla niej duże niebezpieczeństwo. Można było dostrzelić rannego byczka, ale kto go wyciągnie ze środka bagna? Zapadła decyzja, że jeden z sędziów wejdzie do wody, aby ruszyć jelenia, a przewodnik będzie gotowy do oddania strzału na brzegu. Akcja zakończyła się prawie powodzeniem, bowiem i tak byczek zakończył żywot wpadając do wody z której trzeba go było wyciągnąć. Byk był postrzelony w dolną część jamy brzusznej. Na placu boju pozostała jedynie Aśka, posiadaczka ostatniego numeru startowego. Kiedy traciliśmy już nadzieję na pracę, po 15-tej godzinie zadzwonił telefon z informacją o zranionej łani. Do zmroku pozostała godzina, ale do miejsca zestrzału blisko, więc zapadła decyzja o sprawdzeniu zestrzału. Dzidka z Aśką podjęły trop, farba rozlana dosyć szeroko dawała nadzieję na odnalezienie postrzałka. Po kilkuset metrach pracy zapadł zmrok i praca została przerwana. Zapadła decyzja o jej kontynuacji w poniedziałek. Następnego dnia Aśka z Dzidką kontynuowała pracę w towarzystwie Michała z bronią. Kilometry tropu potwierdziły jednak postrzał na szynkę bez możliwości skutecznego dojścia. Niedzielne popołudnie, to nerwowe oczekiwanie na powrót poszczególnych ekip z poszukiwań. Zaczęli zjeżdżać się oficjele, a sędziowie nie mogli jeszcze zakończyć oceny psów. A czekało nas jeszcze wypełnianie kart ocen, dyplomów, wyklejenie tablicy wyników. Ale w końcu udało się prawie zmieścić w wyznaczonych ramach czasowych. Po godzinie 20-tej sygnaliści zagrali „Powitanie”, a organizatorzy zaprosili na środek sali głównych bohaterów – przewodników z posokowcami. Cztery z siedmiu posokowców uzyskały dyplomy, dwa – dyplomy I stopnia, jeden – II stopnia i jeden- III stopnia. Trzy pozostały bez dyplomu, bo tak zrządził los, ale swoją pracą potwierdziły doskonałe przygotowanie do pracy. Nagrody wręczali w asyście Sędziego Głównego przedstawiciele Zarządu Okręgowego PZŁ w Opolu i Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach. Największy z pucharów otrzymał Michał Fornalczyk – przewodnik posokowca bawarskiego – CYRUS Zimny Trop. Nieco mniejszy puchar trafił do rąk Csaba Vajdy – przewodnika z Węgier. Kolejny puchar otrzymał czeski przewodnik – Ladislav Varvarovski. Dyplom dla AMATORA z Brzezińskiej Kniei otrzymał również jego przewodnik Mikołaj Włocławski. Dyplomy uczestnictwa oraz nagrody rzeczowe otrzymali wszyscy przewodnicy, a dzięki hojności sponsorów, było ich naprawdę sporo. Nie zabrakło również upominków dla wszystkich, którzy zgromadzili się na podsumowaniu memoriału. Po zakończeniu części oficjalnej, przy dźwiękach Zespołu Sygnalistów Myśliwskich RABIEC, rozpoczęła się wspólna biesiada , która kończyła oficjalną część VI Memoriału im. ks. B. Gierszewskiego. W poniedziałek goście rozjechali się w stronę domów, a Aśka, Michał, Mikołaj, Łukasz i inni z powrotem do lasu, aby spróbować naprawić to, co zepsuli inni myśliwi poprzedniego dnia. CDNie będzie Autor: Czarna Perła godzina: 20:10 "Zgodnie z przewidywaniami byczek przyjął na miękkie kulę kalibru 9,3x62" - jaka dokładnie to była kula? Autor: airgialla godzina: 22:36 Wypada że jestem weteranką tego zacnego memoriału bo miałam okazje po raz trzeci brać w nim udział; poprzednie dwa razy z Axą a w tym roku z córką Axy ASSIPATTLE czyli Dzidką. Na memoriale karty rozdaje los jak widać dla jednych jest przychylny a inni grzeją ławkę w oczekiwaniu na pracę ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że kiedy się już ta robota zjawia to się nie wybrzydza i nie marudzi tylko żyć ładuje w auto i jedzie tyle ile trzeba. W pierwszym dniu razem z Dolnym Wiatrem zaczęliśmy pracę tuż przed 14 i wiadomo było że mamy może ze dwie godziny do zmroku na to by skutecznie pracować. Odłamki kostne z długich kości i farba od początku nie dawała złudzeń co do tego, że to postrzał na badyl a to robota nie łatwa i czasochłonna. Tak jak się spodziewaliśmy zabawa zaczęła się w młodniku gdzie postrzelona sztuka zaczęła kluczyć. Niezbędny do pracy posokowca papier toaletowy niezastąpiony w takich wypadkach ozdobił ten młodnik dość sowicie dzięki temu po wykręceniu tylu nawrotów można było jeszcze się jakoś zorientować gdzie się jest. Presja czasu jest straszna zapada zmrok farby jest coraz mniej z każdą minutą mamy coraz mniejszą szansę na to by nawet odnajdując ranną sztukę mieć w zapadających ciemnościach szansę na skuteczne dostrzelenie sztuki. W bezpośredniej bliskości jest też droga i to ruchliwa to jest kolejny powód, dla którego ewentualne puszczenie Dzidki w gon jest niemożliwe bo co będzie jeśli suka ostanowi sztukę na ruchliwej drodze i spowoduje wypadek. W efekcie kończymy pracę już po zmroku i jest to decyzja zarówno moja jak i sędziego. Pracowaliśmy tak długo jak się dało dalej przy świetle latarki nie miało to większego sensu tym bardziej że tak jak napisał Dolny Wiatr postrzelona sztuka dołączyła do chmary no w każdym razie na to wskazywały tropy w młodniku. Następnego dnia w bazie grzeję ławkę, mijają kolejne godziny do pracy wyjeżdżają pozostali uczestnicy inni zaś wracają do hotelu aby świętować sukces uwieńczonej odnalezieniem postrzałka. Dzidka snuje się mi za nogą a jedyna rozrywka to poszczekać sobie na dziki w zagrodzie w Święcinach. Około 15 zadzwonił telefon jest robota łania strzelona na miękkie ale godzina jest taka, że do zmierzchu mamy może godzinę z kawałkiem. Pada decyzja, że jedziemy mamy zielone światło od sędziego głównego ale praca nawet jeśli zakończy się sukcesem to będzie praca poza memoriałową rywalizacją. W tej robocie nawet jeśli jest to memoriał nie to jest najważniejsze, by się ścigać ze sobą ale to by odnaleźć postrzałka. Pół godziny trwa jazda na złamanie karku do łowiska. Bez zbędnych ceregieli wchodzimy na trop i ruszamy. Chmara idzie przez orkę więc ślady są wyraźne i wyraźnie widać, że idą z chmara dwie ranne sztuki. Dzidka prowadzi pewnie jednym tropem a zmrok zapada. Już w szarówce przechodzimy drogę wchodzimy na łąkę i przeskakujemy rów. Moja naczołówka właśnie padła baterie się skończyły więc wyciągam MagLighta i idziemy dalej tym razem przez kolejne pole i w las. Po drodze Michał i Piotrek zaznaczają oczywiście papierem toaletowym kolejną odnalezioną farbę i w takich egipskich ciemnościach przechodzimy oddział lasu. Jest 18 pada decyzja nic tu w takich warunkach nie zwojujemy czas wracać. Michał wszak o 20 musi odebrać i napełnić puchar zwycięzcy memoriału zresztą w takich ciemnościach i tak nic nie zwojujemy trzeba odpuścić do rana. Dobrze że miałam GPS bo bez niego pewnie do dziś bym błądziła po tych opolskich zakamarkach ale droga powrotna do hotelu to też nie lada była przygoda. Na koniec dotarliśmy jakoś tak na pół godziny przed rozpoczęciem oficjalnego zakończenia memoriału. Rano w poniedziałek zaczęliśmy pracę z Michałem od drogi którą przechodziliśmy już w egipskich ciemnościach poprzedniego dnia. Tu było wyraźnie widać, że są dwa postrzelone jelenie; jeden wyraźnie zrywał tylnym prawym badylem a jeden dawał niewiele jasnej farby. Na tropie którym poszła Dzidka było farby dużo ale jasnej i lepkiej , obcierki zerwania badylem i odcinki długie bez żadnej farby. Jak się sztuka zatrzymywała to kapało a jak szła to nic tylko ślad jelenia, który zrywa tylnym badylem. Jeden odział lasu był dobrze zlany farbą, drugi oddział już miernie ale po przejściu w trzeci farby było coraz mniej a do tego podobno łania wlazła w sosnowy lasek z podszytem z paproci i jeżyny i zaczęła się zabawa. Zero farby jakieś pojedyncze kropki na liściach i niewielkie obcierki na paprociach i jeżyny po pachy. Jak już z Dzidką utknęłyśmy pod takim lichym świerkiem gdzie była ostatnia farba a suka prze pół godziny nie mogła znaleźć odejścia Michał stracił nadzieję. Popatrzył na ostatnią farbę i stwierdził, że poszła ta łania po wydeptanej ścieżce bo przecież jeleń ranny idzie tak by nie plątać się i nie sprawiać sobie dodatkowego bólu. Tu się rozdzieliliśmy ja odłożyłam rudą aby odpoczęła a Michał poszedł do auta po Cyrusa. Jak młoda odpoczywała ja się rozejrzałam po okolicy i znalazłam odejście i wcale nie było tak jak Michał twierdził że nie w największe jeżyny było dokładnie tak że sztuka poszła w największe jeżyny nie bacząc na bolącą ranę, na potwierdzenie miałam i obcierki i farbę i wciski farby była znikoma ilość ale była. Dzidka odsapnęła i ruszyła do roboty i przeszła jeszcze kolejnych 200-250 metrów z czego odcinki bez żadnej farby liczyły sobie tak na oko i moja orientacje po oddziale, w którym pracowała ruda i po 100m. Ostatnia farba znaleziona i oznaczona przez Dzidkę była tuż przy końcu kolejnego oddziału koło brzozy i tu coś się wydarzyło sztuka musiała stać bo farby nakapało sporo ślady wskazywały że raczej odbiła do młodnika bo po prawej w odległości 50 metrów była ogrodzona uprawa a w lesie pracowała jakaś hałaśliwa maszyna. Tu do mnie dołączył Michał z Cyrusem obejrzał ostaniom farbę i pokręcił głowa na to z jakiego kierunku przyszła sztuka. Podłożyłam Dzidkę ta nawąchała i wlazła pod świerk wykopała dziurkę i się położyła czyli mam dość jestem dojechana dalej nie dam rady. Michał podłożył Cyrusa a w Dzidke wstąpił jakiś bies bo tak zaczęła na niego klapać że gdyby nie otok to by chyba na nim pojechała w najbliższe paprocie.Cyrus poszedł dokładnie tym samym tropem co Dzidka od ostatniej farby do rowu między oddziałami a dalej w młodnik. Tu Michał go pościł luzem po dłuższej chwili coś załamało walnęło w ogrodzenie i nagle z uprawy wyskoczył byczek taki 6-8 maksymalnie. Dzidka zaczęła się rwać i głosić a Cyrus cisza wybiegł tylko za bykiem i ruszył po jego śladzie ale Michał go odwołał, sztuka dla mnie uchodziła zdrowo raczej to nie był ten postrzałek. Zaczęliśmy się zastanawiać co dalej była już 14 jeszcze trochę i zmrok ....upadł pomysł żeby wrócić do ostatniej farby ze względu na brak czasu i fakt, że sztuka farbuje raczej z mięśnia z szynki jak twierdzi Michał. Zakończyliśmy pracę Michał wrócił do swoich obowiązków a ja do auta i w drogę powrotną do domu i tak ja z Dzidką zakończyłyśmy VI memoriał Ks. Benedykta .........Na koniec dla malkontentów moja odpowiedz na pytanie czy było warto ... było warto pomimo wszystko !!! |