Czwartek
30.03.2006
nr 089 (0242 )
ISSN 1734-6827

Psy myśliwskie



Temat: ZATOCZONY KRĄG  (NOWY TEMAT)

Autor: bary  godzina: 18:33
Dzisiaj opowiem Wam o tym jak coś dobiegło końca a coś innego, właśnie się zaczęło. Zaś to co napisze dedykujeJackowi i Jego Mirze Emigrantce, by im było raźnie w kraju za zimną szarą wodą. Pamiętacie Kota Pole?? To dobrze, bo stanie się ono kanwa dzisiejszej opowiastki. Miejsce gdzie wąż połyka własny ogon.Wcześniej jednak, zdań kilka o czasie pregończym. Matko jedyna!!Cóż to za dziwaczny twór językowy.Gdybym tego nie uczynił opowieść byłaby niepełna. Proszę więc o wyrozumiałość, zwłaszcza lobby teriera. Od czasu gdy w życiu, słońce uczyło mnie pokory, minęły dwa lata. Sporą część tego czasu poświęciłem na szukanie odpowiedniego psa dla siebie. Z natury wyrywny nie jestem, to i zabrałem sie do tematu metodycznie. Założenia są proste. Po pierwsze trropowiec, Po drugie tropowiec, z którym mozna czasem pójść w miot, choć nie za wszelka cenę, po trzecie tropowiec suka rasowa (ze względu na dziecko i kundelkę przytulankę). Priorytety niby czytelne ale wbrew pozorom wcale nie takie łatwe do spełnienia. Już na wstępie, poza margines wypadły wszustkie legowe. Nie widzę celu w posiadzniu wyżła w lowisku gdzie z drobnej jest tylko ptactwo wodne a ja potrzebuje tropowca nie zaś aporteta. Zaraz potem szpice, bo co ja niby zrobię z łajka w bloku. Następnie odpadają teriery. Na podstawie własnych doświadczeń wiem, że mimo licznych zalet, tropowce to jednak nie są. W każdym razie nie w moim rozumieniu sensu tego słowa. Posokowce... noo ciekawa rasa. Wujek miał je od zawsze. Gdybym ich nie znał, może bym sie i porwał ale... nie sądzę żebym do nich dorósł. Bardzo poważnie biore pod uwagę jamniki. Zakładam, że pamietacie Leszkowego Rudego? Ni mniej ni więcej, rudy jamnik krutkowłosy stanart. Leczę się jednak z " przegubowców" skutecznie, kiedy szukamy, tym razem nie mojego postrzałka. Zbite trawy na podmokłej, zapuszczonej łące okazują się zaporą nie do przebicia dla ambitnej psiny. Właściciel bierze Dianę na recę i zgięty wpół kręci psiakiem z prawej na lewą. Gdzie się wyrywa tam idziemy. Mimo wszystko znajdujemy dziczka. Tym większa chwała dla rodu rótkonogich uparciuszków ale i wniosek..... nie w tym lowisku !!! Płochaczy z tych samych powodów, które wykluczyły wyżły, nie biore pod uwagę. I co mi zostało??. Jak widzicie nie za wiele. Jak mówiłem metodycznie. Dużo wię czytam, zbieram opinie, kupuję książki i całą dostępną prasę traktującą o psie myśliwskim. Powoli wyłania się pewnien obraz. Na czołko stawki wyłania sie labrador i płochacz niemiecki. Droga eliminacji na pozycji lidera został labrador i juz właściwie zapadła decyzja o kupnie psa tej rasy, kiedy na łamach " Braci", Waldek Feculak publikuje artykuł o Gończym Polskim. Potem jeszcze dwa lub trzy. Moja uwage przykuwa ten, w którym opisuje dochodzenie strzelonej na badyl łani. Ale co to właściwie za burek ten GP. Jakos mi wczesniej umknoł i wstyd się przyznać nic o nich nie wiem. Ponownie przewracam nagromadzony stos czasopism. No i proszę !! Gdzie nie popatrzę jakiś gończy na pudle. I to z jakimi wynikami!! Trzeba się bliżej przyjrzeć tym burkom. Kto wie, może właśnie tego szukam?. W końcu czytam o wygranej suki o imieniu Bajka. Burka prowadzi jakas babeczka. Noo... jeśli psa na podium zaprowadziła kobitka, to albo Ona taka dobra.... albo pies ma potencjał. Tym samym zapadła decyzja co do rasy i hodowli. Wstępna rozmowa na jesieni. Ciekawa nie powiem. Facet pyta o wiek,łowisko, pozyskanie, zawód a czy będe psa wystawiał, a to a tamto. Dobrze, że nie zapytał o ulubioną wode po goleniu. Przysiagłbym, że stara sie mnie zniechęcić. No gościu. Jak Ci się zdaje, że tak łatwo mnie spławisz to gruuuubo się mylisz. Paradoksalnie gośc mi się PODOBA. Wyraxnie nie ma chęci oddac swojego burka komukolwiek. Suma sumaru, ustalamy termin odbioru suczki jak i cenę. Niestety dopiero na wiosnę. Ja bym wolał jutro, ale mówi sie trudno. Jak mus to mus,poczekam. Z wiosny zrobiło sie lato. Niemniej jednak nadszed ten dzień, kiedy jade po długo wyczekiwany nabytek. Uhodowcy podpisuje kwit, że jakby mi sie odwidziało mam obowiązek zawiadomić bo On ma prawo pierwokupu. Znowu mi sie podoba. Odbieram komplet dokumentów suczki i wychodzimy na ganek. Na zadbanym podwórzu baraszkuje gromadka szceniąt w asyście matki i babki. Chłop pyta czy wiem, który mój? A co ja kurde wrózka jestem?? Ale co mi szkodzi? Wpadła mi w oko sunia z karkiem obwiązanym zieloną kokardką. Wskazuje na nią. Gospodarz tylko się uśmiechatajemniczo. Pokazuje zęby szceniaka. odwija ucho jak naleśnik, a tam zielonym tuszem wydziergane 054C. Świetna wróżba, ten sam numer stoi w kwitach psa. Przy okazji dowiaduje się, że dopiero co jeden psiak pojechał do Głogowa, drugi do Szczecina. Potem odkrywam, że to Emol Cyzia i Elza Rysia. (zdrówko chłopaki;) ). W drodze do domu, psiak kompletnie nie speszony nowym otoczeniem łazikuje po samochodzie. W końcu gdzy się meczy, włazi mi na kolana, kokosi sie i zasypia. Kupiła mnie.... no mówie Wam kupiła. Czas na przybycie nowego członka rodziny nie najlepszy. Kubuś z Kurczakiem tradycyjnie na neurologicznym, ja skoro świt do pracy, popołudniami kierunek szpital a Pusia walczy o pozycję naczelnego kochadełka. Wiecie jak jest. Samiec sam w domu to kubek do kawy myje sie dopiero kiedy nie ma w co nasypać zmielonej a łóżko ścieli kiedy prześcieradło zroluje sie w nogach. Słowem nie mam wiele czasu dla burków, a ona jak to szczeniak. Zjadła pół narożnika i " przeczytała" pokaźną część kolekcji Łowców i Braci. Niektóre od deski do deski. Proszę, jak to się smarkula..... interesuje łowiectwem. No dobra, a co z tym wężęm co to miał połykać własny ogon?? Cóż, rozgadałem się deczko ale już zmierzam do puenty. Wcześniej jednak łyk kawki , w paluszkach mi zaschło ;-) ------ CDN------

Autor: bary  godzina: 19:35
Errata jest : "Od czasu gdy w życiu, słońce uczyło mnie pokory" powinno być ; Od czasu gdy w ...życie -----------CD--------- Od czasu, gdy zawitała pod mój dach, mineły trzy, cztery tygodnie. Psiak zaskakuje mnie nieustannie, głównie łatwością, z jaką poddaje się obróbce.Już chodzi na smyczy, przychodzi do miski na gwizdek, olewa kąski podawane prawa ręką, wie co to siad a po bliskim spotkaniu z pękiem kluczy szerokim łukiem omija śmietniki. Dowiedziałem się też, co mnie szczególnie cieszy, że ma nos. Wiem ze go ma, bo bezbłednie odnajduje skrawki piersi indyka ciągane po trawniku i skrzętnie chowane w klombie przed blokiem. Zostałem tam wykopany zaraz po tym , jak mnie przyłapano na wleczeniu takiego mokrego kawałka mięska przez środek dywanu. Cóż za indolencja!!. Jaki brak zrozumienia dla metodyki szkolenia psa myśliwskiego!!. Tak sie złożyło, że przyszło mi szacować szkodę w miejscu, gdzie dwa lata temu było moje Wotherllo. Tym razem w miejscu ziemniaków Kot posiał pszenicę. Jak by Wam to powiedzieć?? Nie bedzie chyba przesada jeśli powiem, że pole wyglądało jakby na nim stanęla popasem Orda pod buńczukiem Tuchaj Beja. Brakuje tylko dogasających ognisk i skorup miseczek po kumysie. Co nie zjedzone ... wdeptane w ziemię. Nie tkniety został tylko wąski pas tuz przy drodze reszta.... szkoda słów. To co zbierze, starczy chłopu akurat na karmienie kur i kaczek. Bez skrupułów, z czystym sumieniem obaj z Przemkiem piszemy 100% na 2,5 ha uprawie. Ale skoro tak intensywnie tam chodzą, grzech nie wykorzystać nadarzającej się okazji. Przed świtem melduję się przy książce.11-stka wolna, podobnie jak i sąsiadująca z nia 7-ka. To bardzo pomyślna okoliczność. Wiatr ma taki kierunek, że najkorzystniej bedzie zostawić samochód przy stogach na 7-ce i podejść do interesującego mnie pola przecinając fragment właśnie 7-ki. Zwłaszcza,że Edek akurat skosił rzepak. Tym łatwiej bedzie. Jak sobie wykombinowałem tak też robię. Znów, jak kiedyś budzi się piękny, słoneczny letni dzień. Kiedy tylko wspinam sie na szczyt morenowej górki pokrytej jeszcze świerzą szczeciną rzepakowych łodyg widzę w Kociej pszenicy, a raczej w tym co z niej zostało, czarne plamy. Dobra nasza. Wiatr mam idealny. Nie śpiesznie podchodzę, kierując sie wpost do znajomej olchy. Cały czas kontroluję zachowanie kabanków w czym pomaga mi łagodna pochyłość terenu po obu stronach granicznego rowu. Przez kilka chwi trace z oczu pole kiedy ostroznie forsuję rów melioracyjny, będący jednoczesnie granicą mojego sektora. Jeszce kilka dziesiąt metów i jestem pod upatrzonym drzewem. Wokól pnia leżą zeszłoroczne liście i słuche jak pieprz gałęzie. Łatwo nie będzie. Mija kilka łatnych minut nim najciszej jak tylko potrafię wspinam się w konary i ..................odycham z ulga. Udało się, nadal sa w zborzu. Ale wiecie.!! Czas niepewny!!. Nie wiem czy nie mam czasem doczynienia z lochami. Mijają minuty, kabanki tasują się w pszenicy a ja mimo kilku " blatów" na wydeptanym, wciąż nie mam pewności. W końcu z 60-70 m, od mojego stanowiska na " dziczej ścierni" staje jeden. Wysoko zadziera gwizd zbierając pozostałe jeszcze kłosy. Sylwetka męskiego przelatka, spasiony i wytarty, aż lśni srebrzyście. Nic mi nie przesłania widoku, Bez trudu wypatrzyłem pędzel. Składam się . Jeszce raz, kontrolnie, zerkam przez szkła swarka na podbrzusze. Przyspiesznik, strzał...i po wszystkim. Dziczek wali sie w ogniu pisząc testament. Reszta jego współbiesiadników znika w okolicznych uprawach. Tylko droge ich ucieczki znaczy szum i falowanie pośpiesznie roztrącanych łodyg. No i skonczyły sie uniesienia. ....teraz już tylko proza życia. Ostatni kęs, pieczęć i trzeba pobrudzić mankiety. Kiedy kończę, zaciągam kabanka pod krzak, do którego ongiś przywiązałem Andrzejowego " profesora". To konieczność. Nim dotrę do samochodu i pyzjade po dziczka minie conajmniej 30 min. dośc czasu dla wron i kruków. Myję ręce w rowie wracam do samochodu. W czasie gdy jadę na miejsce świta mi pewna myśl. Kiedy jestem na miejscu to już nie myśl. To cały, chytry plan. Wiem, że jeden z kolegów ostatnio zgłaszał zapotrzebowanie na dzika. Jakieś tam chrzciny czy inna rodzinna uroczystość. Miejsza o to. Tadziu to zapracowany rzemieślnik, więc jest szansa, że nadal jest w potrzebie. Dzwonię do człowieka z pytaniem czy aby nie chce dziczka na użytek własny. No pewnie, że chce, gdzie i o której ma się po niego zjawić? Świenie,proszę Tadzia, żeby po drodze zajechał do mnie do domu i zabrał burka. Jeszcze tylko telefon do domu, żeby nie było zaskoczenia i zabieram sie do roboty. Od miejsca, gdzie leży jest do drogi w lini prostej max 100m. W bagażniku wygrzebuje jakąś butelke po wodzie mineralnej. Z tuszy wygarniam całą farbę jaką sie tylko udaje, rozgniatam spory skrzep, i robię coś, co z duża dozą dobrej woli i nie lichą wyobraźnią, można nazwać ścieżką tropową. Ciekaw jestem bardzo, co to z tego będzie. Po godzinie, no.... może półtorej zjawia się Tadziu, a z nim moja psina. W kilu slowach opisuje co chcę zrobić, a burek radośnie podskakuje na polnej, kamienistej drodze. Kiedy my szukamy jakiegoś dość długiego sznurka, co to ma za otok robić, ona znajduje początek "ścieżki". Wyraźnie zainteresowała się tym nowym zjawiskiem. Liże skrzep, ogląda się raz czy dwa i powoli, niepewnie wchodzi w zborze. A my za nią. Zabawnie wyglądała na tych koślawych nogach, kiedy co chwila sie potykająć, wolniutko posuwa się w dół pola. Na wygniecionych pałaciach co chwila się głubi, ale zaraz węsząc uparcie prze do przodu. Już tylko kilkanaście metrów do dziczka a ona nadal, mniej lub bardziej, ale jednak trzyma się farby. Po chwili jest przy dziku. Właściwie połapała się gdzie idzie jak na niego wpadła. Chwila konsternacji, ........cofa się rakiem, siada mi na bucie i .....zaczyna szczekać!! A we mnie serce rośnie, Jeszce chwila a poodrywają mi się guziki od koszuli, tak spęczniałem. Kiedy ciągniemy kabanka do auta, ta mała pierdoła doskakuje do niego i stara sie go chapnąć. Szceka przy tym piskliwie jak najęta. OT.........BRUNETKA!! Będa niej z niej "ludzie". Tak oto w miejscu gdzie ongiś los wymierzył mi bolesnego klapsa, dziś dał nadzieję przyprawioną szcyptą dumy. Zatoczył się krąg. pozdrowienia darek

Autor: Hania  godzina: 19:52
bary Super piszesz. A zdradszisz jaki to był konkurs ;-). Może być na priv :-]

Autor: bary  godzina: 20:06
Haniu na pólnocy .. międzynarodowy ... opisał go na 99% Brablec :-)). O ile pamiętam przy tekście było zdjęcie psa w bajorze ale nie dam sobie... reki za to uciąć :-))

Autor: saimon  godzina: 22:38
Baaaardzo mi sie opowiadanko podobalo.Sam dojrzewam do kupna psa i po prostu chlone takie opowiadania.Facet z hodowli super.Tak wlasnie wyobrazam sobie hodowce od ktorego nabede(kupie to zbyt trywialnie)mojego przyszlego kumpla.Pozdrawiam D.B