Poniedziałek
04.12.2006
nr 338 (0491 )
ISSN 1734-6827

Psy myśliwskie



Temat: GP. Pierwsze polowania.

Autor: pablo_acanka  godzina: 11:50
żeby pies był bobry trzeba brać , brać i brać go ze sobę na każde polowanie szkolcie koledzy a będą efekty coś o tym wiem . a kolega bober to lepiej niech tak się nie chwali jaki to jego pies jest grzeczny i wogule... Pozdrawiam wszystkich GP maniaków

Autor: r. andrzej  godzina: 13:26
zabieranie mlodego psa na indywidualne...... moze byc wesole. pierwszy kontakt ( psa naturalnie....) z dzikami - latem, pies chyba 9 -10 miesiecy - format kieszonkowy, pasuje do plecaka i na zwyzke - zasiadka wysokosci 1,70 m. Pogoda fajna, prawie pelnia, siedzimy. Pokazala sie koza, potem juz przy szarowce przeciagna kilkanascie metrow od zwyzki lis (chyba). Piesek kazdorazowo zareagowal "nonwerbalnie" meldujac zblizanie sie zwierzyny. Naraz harmider i trzaski, wekslem po prawej, w wysokich pokrzywach przeciaga wataha dzikow. Tego bylo za wiele. Pies zaczyna szczekac. Uspakajam go jak moge przy pomocy wszystkich dostepnych srodkow. Dziki na laczke z debem posmarowanym smola bukowa nie wyszly. Locha fuknela tylko i towarzycho tabakiery z zarosli nie wysunelo. Siedzimy dalej. Slychac od czasu do czasu trzaski, ale dopiero gdzies po 40 minutach tym samym wekslem zbliza sie kolejna grupa, po chwili po debem - ze 30 metrow przed zwyzka trojka przelatkow zajmuje sie kosmetyka. Pies jak galareta. trzesie sie tak, ze zwyzka zaczyna wibrowac. Ale ani mru - mru.... lapie za stucer, luneta, punkt, palec sie zgina....a tu jazgot. Dziki "daja deba" doslownie na ulamek sekundy przed strzalem. Jeden lezy. Uspakajam psa, ktory ze zwyzki zeskoczyc chce.....Dzik wstaje. Jedna reka za sztucer, druga trzymam psa. Dzik wpada w zarosla pare metrow po lewej stronie zwyzki i tlucze sie tam przez pare minut. Potem cisza. Zamierzam schodzic ze zwyzki kiedy dzik znowu rusza - tym razem w zaroslach w kierunku zwyzki. Nic nie widac. Pies obledu o malo nie dostaje.... Jeszcze dzis mi ciarki po plecach przechodza kiedy mysle o tym dochodzeniu, ktore skonczylo sie dostrzeleniem dzika - przelatka prawie 60 kg na drugi dzien o 6.30..... parenascie dni pozniej. Zasiadka przy sciernisku. Krzeseleczko. Pies lezy na smyczy (ze smycza....) obok. Ksiezyc. Pokazuje sie lis, ktory bezczelnie zaczyna kopac w odl. 40 - 50 m za myszami. Biore sztucer do reki. W tym momencie szurniecie. Przez lunte widze jak lis, zdegustowany, dostojnie sie oddala a moj jamnik niczym blyskawica , ze smycza powiewajaca niczym choragiewka ...w kierunku dolka wygrzebanego przez lisa i zaczyna prace ziemne podjete przez pierwszego z zapalem godnym lepszej sprawy kontynuowac.....Hm.....ale przynajmniej nie wydal przy tym zadnego glosu.... Juz pod koniec sezonu na kozly. Troche za pozno, ale urywam sie na wieczorna zasiadke. Pies przy nodze. Przed dojsciem do zwyzki patrze przez lornetke na lake. Jest koziol. Ze 150 m. Spokojnie zeruje. Wiatr od niego. Pies choc go nie widzi, juz reaguje. Cichutko - gestami i szeptem - odkladam psa. Po lewej mam sciezke, ktora lukiem obchodzi laczke na ktorej pasie sie koziol. Moge sie wzdluz zywoplotu po niej na 100 - 80 m do kozla zblizyc. Nieco wyzej jest pare drzew. Jest kulochwyt. Ok. powolutku podchodze. Na gorce jeszcze raz patrze przez lornetke. Koziol - "dobry znajomy" jednoroczny szpicak z jedna krotsza odnoga. Zgadza sie. W tam momencie cos czarnego zatacza krag wokol kozla, ten oddala sie bez pospiechu...nie musze chyba dodawac co to bylo "to czarne" a w rzeczywistosci brazowe.... Taaa..Zabieranie mlodego psa na indywidualne jest bardzo emocjonujace. Nie wiem tylko czy bardziej dla psa czy mysliwego. Ale kiedys i od czegos trza zaczynac....:) pozdrawiam ra

Autor: Tanis  godzina: 13:51
No i jesteśmy po pierwszym zbiorowym polowaniu z moim CZEKANEM Cnotliwy Nos. Polowanie „dewizowe”, 7 miotów w terenie różnorodnym w zależności od miotu pagórkowaty, z bardzo gęstym młodym drzewostanem, klasyczny matecznik, podmokły, a miejscami wręcz bagnisty, i dla utrudnienia porośnięty olbrzymimi połaciami jeżyn (wręcz zasieki z jeżyn). W polowaniu wzięło udział 6 psów dwa Posokowce bawarskie,(ale tylko jeden z nich pracował w miocie drugi czekał na efekty pracy myśliwych) Jagdterier, Gończy słowacki, Gończy polski, i jeden pies u trudnym do określenia pochodzeniu, ale bardzo podobny do Karelskiego psa na niedźwiedzie. To tyle może o samym polowaniu. Teraz parę słów o tym jak zachowywał cię mój pies, gdyż jak pisałem wcześniej nigdy wcześniej nie byliśmy na polowaniu. Przeczytałem wszystko, co napisane było tutaj i w innych tematach o pierwszych polowaniach młodych psów i nie będę ukrywał nieco się denerwowałem. Przed rozpoczęciem polowania porozmawiałem ze wszystkimi z nagonki by zwrócili uwagę na mojego psa, gdyż zdawałem sobie sprawę z tego, że jak pójdzie w las to ciężko mi będzie zobaczyć jak się zachowuje. Więc po każdym gonie (w trakcie przejazdów z jednego miejsca na drugie) miałem relację kolegów z nagonki co pies robił, a czego nie. Okazało się jednak, że moje obawy były bezpodstawne. Pies zachowywał się jakby wiedział, co ma robić, chodził pięknie przed liną nagonki wzdłuż niej, nie wychodził poza gon, tylko raz przeszedł przez linię myśliwych goniąc dzika, ale po 10 min był z powrotem. Jak ruszył za sarnami to trzy energiczne gwizdki i pies wrócił. (tak było przy pierwszym razie, przy trzecim spotkaniu gdy pies zobaczył przemykające sarny- zatrzymał się, gdy widziałem że chce ruszyć krzyknąłem „nie wolno” i pies odwrócił się i pobiegł w inną stronę z nosem przy ziemi, Byłem zszokowany, spodziewałem się, że pies zignoruje polecenie i poleci za sarnami. W pierwszym miocie teren suchy, płasko, ale jeżyny po kolana, miejscami po pas, ledwo można było się przedrzeć, Psy poszły żwawo, ale przez długi czas nie szczekały, widziałem tylko jak, Czekan wyskakuje co raz w górę pokonując zasieki z jeżyn, biega wzdłuż linii nagonki z nosem przy ziemi. W pewnym momencie słychać szczekanie po lewej stronie, nasłuchuję czy słychać Czekana, ale nie, on ma bardzo niski ton a tam szczekają wysoko. Po pewnym czasie na lewej flance jeden strzał. Później już nic się nie działo, doszliśmy do linii myśliwych. Byłem ciekawy czy coś strzelili, po pewnym czasie wiadomość, i konsternacjia – okazało się, że psy wygoniły z lasu sarny, i jeden „dewizowy” nie wytrzymał i strzelił. (na dodatek tak pechowo, że jednym strzałem położył dwie kozy). Drugi miot – matecznik, że na 10m nie było widać, psa szybko straciłem z oczu, ale nie długo trwało jak usłyszałem Czekana z początku piskliwie, potem głośno i zajadle wiedziałem, że siedzi przy dzikach, inne psy też głosiły aż echo niosło. Raptownie kanonada z lewej strony, i znowuż ujadanie – wyraźnie słyszę Czekana – nisko dudni, w pewnym momencie krzyk z lewej strony „dziki !!!” – słychać trzask łamanych gałęzi i szczekanie psów i przekleństwa jednego z kolegów z nagonki, który chciał uskoczyć z linii którędy szły dziki i potknąwszy się o jakieś zwalone konary, których w koło było pełno wyłożył się jak długi, a dziki przeleciały może z 1,5m obok niego. Adrenalina wysoka, tym bardziej, że mało widać, bo zagajnik świerkowy, gałęzie prawie ziemi. Widzę dziki, a praktycznie przelatujące cienie 5 lub 6 szt. Po chwili spokoju znów słyszę psy Czekana słychać wyraźnie i znów na lewej flance. I znów strzały. Później dowiedziałem się, że za drugim razem psy wygoniły z matecznika odyńca, ponad 100kg Czekan dopadł go z lewej strony i dzik zawrócił w kierunku przesieki, Czekan za nim – dzik wyszedł wprost pod lufę myśliwego, dwa strzały i niestety pudło. Dzik przeszedł linię myśliwych , a Czekan razem z nim poszedł w las. Wrócił po 10 min cały zdyszany i mokry, ale szczęśliwy. Niestety tej ostatniej akcji z zawróconym przez Czekana dzikiem, nie widziałem osobiście, opowiedzieli mi to koledzy, którzy szli na lewej flance, a którym praca Czekana bardzo się podobała. W każdym razie bardzo emocjonujący miot, 11 strzałów i tylko 1 łania i jeden lis na pokocie, dziki uszły wszystkie. Mioty trzeci i czwarty bez szczególnych emocji, więc je pominę, strzałów dużo, ale nic nie trafiono. Miot piąty – mokradła i prawie bagna, pocięte strumykami i zarośnięte kolczastym poszyciem, Już na początku miotu pies na prawej flance ruszył dzika, który przebiegł wzdłuż nagonki i między mną i kolegą z prawej strony przeszedł linę nagonki. Czekan był z przodu, więc wcale tego dzika nie zauważył. W pewnym momencie słyszę szczekanie Czekana i widzę jak w moim kierunku goni 3 dziki razem z małym Jagdterierem, który był bardzo zajadły, mimo młodego wieki (7 miesięcy), nieco dalej Posokowiec, ale ten jakby się nie śpieszył. Dziki skręciły przed nami w lewo i wyszły z lasu na łąkę prosto pod lufy – kanonada, dwa dziki padły jeden uszedł. Dochodzimy do końca miotu pytam prowadzącego czy mogę pójść z psem do strzelonych dzików, by pies mógł je poczuć, byłem ciekaw jak zareaguje na martwe zwierze, idziemy we dwóch, razem z opiekunem młodego Jagdteriera i z naszymi psami. Na jakieś 300m psy wyczuły dzika leżącego w trawie na łące(ja go nie widziałem) i poszły szybko w jego kierunku, Czekan początkowo biegał w koło dzika, i po chwili zaczął go oszczekiwać, póki doszedłem do martwego zwierza pies szczekał cały czas, a mały Jag szarpał dzika. Gdy doszedłem i Czekan nabrał odwagi i zaczął szarpać dzika za tylną nogę. I czym mu dawałem więcej czasu tym robił to bardziej zajadle. W trakcie szóstego i siódmego miotu pies wyraźnie był już zmęczony, nie latał już jak szalony, trzymał się blisko mnie, węszył cały czas ale trzymał się w zasięgu mojego wzroku. Wyraźnie nie miał już chęci do pracy. W pewnym momencie w siódmym miocie wyleciało na nas całe stado dzików z siedem sztuk. Czekan stanął jak zamurowany, patrzał tylko jak dziki przelatują obok niego i nawet się nie ruszył. I to była nasz ostatnia przygoda na tym polowaniu. Pies był tak zmęczony, że jak zbierano nas na koniec polowania i załadowaliśmy się do przyczepy to pies momentalnie zasnął na podłodze. Później spał cały wieczór całą noc. To tyle , ale się rozpisałem, mam nadzieję, że mi to wybaczycie, ale emocji było co nie miara. KW

Autor: Gończarz  godzina: 18:21
Panie Krzysztofie! Gratuluję udanego debiutu Pana jako podkładacza i Czekana jako dzikarza.Moge pzazdroscic stanu zwierzyny.A co do Czekana to po prostu zdał egzamin.I skwituję wiele wątków poruszanych na tym forum.Pies o dobrych cechach wrodzonych tak się zachowuje.A więc kiedys może Pan bez wahania polecac Czekana do krycia-ma odpowiednie cechy wrodzone.Nie te cechy są przekazywane,które sie "wytłucze"w trakcie uporczywego szkolenia,ale właśnie te drzemiace w psie od początku.On to wyssał z mlekiem matki. Jeszcze raz serdecznie gratuluję i pozdrawiam! Darz Bór!

Autor: Gończarz  godzina: 18:24
Panie Krzysztofie! Gratuluję udanego debiutu Pana jako podkładacza i Czekana jako dzikarza.Moge pzazdroscic stanu zwierzyny.A co do Czekana to po prostu zdał egzamin.I skwituję wiele wątków poruszanych na tym forum.Pies o dobrych cechach wrodzonych tak się zachowuje.A więc kiedys może Pan bez wahania polecac Czekana do krycia-ma odpowiednie cechy wrodzone.Nie te cechy są przekazywane,które sie "wytłucze"w trakcie uporczywego szkolenia,ale właśnie te drzemiace w psie od początku.On to wyssał z mlekiem matki. Jeszcze raz serdecznie gratuluję i pozdrawiam! Darz Bór!

Autor: Tanis  godzina: 20:26
Może, moja relacja nie jest do końca obiektywna, ale obaw było tak wiele, i na dodatek emocje związane z samym polowaniem spore, ale naprawdę musiało być całkiem nieźle, gdyż na koniec prowadzący, zaprosił nas na następne dwa polowania, które odbędą się jeszcze w grudniu. Pierwsze polowanie, za dwa tygodnie, a inni podkładacze, stwierdzili, że świetnie będzie znów razem popracować w lesie. W ogóle świetna z nich kompania. Może za dwa tygodnie będzie okazja sprawdzić na żywo umiejętności psa w poszukiwaniu postrzałka, bo tym razem takiej sposobności nie było. Już nie mogę doczekać się następnego polowania KW

Autor: Jeger  godzina: 21:18
ad. Tanis Tak trzymać i gratuluję pieska - będziesz miał z niego pociechę:) Jesteś sympatykiem...NO ALE....:).....parę dzików to nie stado, ale wataha, noga dzika to nie noga, a bieg, a dziki to to tak w ogóle biegają, a nie latają!:)))) Przyswajaj sobie gwarę myśliwską - na egzaminie będziesz miał jak znalazł...:)) ad. Musia, Tanis, i chyba też Artemida (kogoś pominąłem?:) Jestem pełen podziwu dla miłośników psów myśliwskich, którzy chodzą z nimi w nagnkach. Dla nas - myśliwych - takie polowanie to rzecz oczywista. Dla Was to wielka niewiadoma i podziwiam Was, że nie boicie się wkoroczyć w myśliwski świat i robicie to dla swoich psów. DB Jeger PS. Tylko nie gwizdajcie za często w miocie.:) Pies musi się nauczyć samodzielności...:)

Autor: Jeger  godzina: 21:45
A ja byłem wczoraj wieczorem na ambonie z Cumą (ntm).:) Ambona stoi sobie na środku łąki - z przodu rzeczka i las, z tyłu las, po bokach łąka i dalej las. Cuma puszczała straszne bąki, w żołądku jej bulgotało - pewnie z emocji...:)) Siedziała spokojnie, momentami tylko ze zniecierpliwienia wskakiwała przednimi łapami na mnie i ławkę, co nie spotkało się z przychylną reakcją jej pana.:) Przy okazji upewniłem się w przekonaniu, że Cuma pasjami uwielbia penetrować róg ambony, w którym akurat stoi broń. :) Wiem, czepiam się - ona sobie tam tylko przechodzi ciągnąc za sobą smycz....:) Jaki skutek dla broni - wiadomo.:) Na przeciwko wyszły trzy sarny, a raczej pojawiły się "na lesie". Zapomniałem lornetki, czyli początki sklerozy.:) Rozbudzam Cumę z letargu, aby strzał ją nie zaskoczył w półśnie. Rozpoznanie przez lunetę drylinga i strzał. Walnięcie kuli i moja koza biegnie 15 m i staje przy drzewie. Cuma wskakuje mi przednimi łapami na kolana - głaszczę. Szybko przeładowuję i patrzę przez lunetę. Stoi przygarbviona jak przy strzale na miękkie, ale za chwilę przewraca się i pisze testament. Schodzimy z ambony, przeprawa przez rzeczkę po zwalonym drzewie i puszczam Cumę na zestrzał. Szybko znajduje kozę, dwa ni to warknięcia, ni to szczeknięcia i widzę, że zainteresowała się raną. Strzał na spóżnioną komorę, fragment żołądka na zewnątrz...:( Cuma na smycz, tylko jak tu patroszyć kozę przy przyszłym dzikarzu!!!:) Przywiązują psa do drzewa i przed samym jej nosem patroszę.:) Gadam do niej przy tym łagodnym głosem, mówię ostro "fe", nie szczuję, choć korciło mnie, aby poszczekała przy "trupie". Nie ma, nie wolno - przy kozie trzeba prezentować psu obojętność - tak jakby się ją przypadkiem znalazło. Nie można psa nakręcać - ma być świadkiem, a nie uczestnikiem polowania. Koniec patroszenia, pies na smycz w lewą rękę, koza w prawą i dalej do drogi ciągnąć z 300 m. Była poezja, zaczęła sie proza...:) DB Jeger