Środa
18.11.2009
nr 322 (1571 )
ISSN 1734-6827

Psy myśliwskie



Temat: Z wizytą u forumowego "Lajki" na zagrodzie.  (NOWY TEMAT)

Autor: musia  godzina: 19:40
Ledwo pisałam o debiucie "córci Opusa" - Kani na polowaniu, wprosiliśmy się słownie na zagrodę do Lajki. Dzisiaj kilka szybkich telefonów , wsiedliśmy z Marylą w auto i w towarzystwie 3 GP ( Kania, Keja i Opus) ruszyliśmy za Brynek. Przywitał nas Roman w towarzystwie 2 łajek rosyjsko - europejskich Beji i Iwana. Długo nie czekając przeszliśmy na zagrodę. Ja mało nie przeszorowałam pod drabinką, bo Opus na widok dzików dostaje furii. Kulturalnie przekazałam psa Lajce , Maryla zabrała Kanię. Sorry - nie zabrała. Ta w amoku wykorzystała moment i przelazła przez oko siatki. Kiedy ojciec z córką były w środku - zaczęła się zabawa. Oj , nie odpuszczały dziczkom ni na chwilę. Przeganiały z miejsca na miejsce. Kania nie ustępowała w pasji Opusowi. Po pewnym czasie odłączyły sobie loszkę. Do 2-ki GP dokoptował się Iwan czarna łajka. No, we 3 - dzielnie stawiały się "śwince". Kiedy ta zalegała w "bunkrze" z gałęzi Iwan z zewnątrz a gończaki od środka ją wypychały. W bajorku nie odpuszczały loszce. Iwan z ziemii , Kania z Opusem z wody podnosiły Kanbankę. Śmiem twierdzić , że ani chwilę nie milkły. Dla spokoju "duszy" trzeba było sprawę przerwać. A nie było łatwo. Przyznaję co do Opusa, moja wina. Dawno ze mną nie był bezpośrednio w zagrodzie. Na polowaniu czy konkursie, na ćwiczeniach w zagrodzie zawsze z Edkiem Hałdyszem. Włożył więc mój gończak zatyczki do uszy, pasja zamknęła do niego dostęp. Dawno taki nie był. Od lat Edward spokojnie go przywoływał. W desperacji wdrapałam się po drabince, przeszłam na teren zagrody ( o , jak dobrze , że laskę zostawiłam w domu). No i przy udziale Maryli i Romka po kolei docierał do mnie Iwana, Kania i Opus. Po tych doświadczenia, trzeba było wypocząć. Ciałka psiaków obmyć, napoić. No , i łajki już po zagrodzie okazały terytorialność. Iwan polował na Opusa ( Beja też próbowała się w to włączyć). Za to Keji czekoladowej gończarce dostało się od Beji ( jak się okazało) jeszcze przy zagrodzie. Wynik 2 dziury w uchu, jedna w zadek. Teraz już wiemy czemu Keja w drodze powrotnej była taka zgryźliwa. Mam nadzieję, że zagoi się "jak na psie" . W razie czego zajrzymy jutro do weta. Maryla robiła foty pracy psów w zagrodzie. Ma mi je przesłać, więc grzecznie czekam. Najpewniej teraz zajmuje się jednak "bolesną" Keją. Jestem ogromnie zadowolona z tego co pokazała Kania, córka Opusa. A i sam Opus też mnie nie zawiódł. Mam nadzieję, że mieliśmy też okazję pokazać łajkarzowi jak pracują polskie gończe. Dziękujemy raz jeszcze za gościnę . Foty później.

Autor: canislupus4  godzina: 19:47
Bo Romek to NAPRAWDĘ RÓWNY GOŚĆ!!! :) Ech,ta Bejka-słodka diablica!!! :) DB canislupus4

Autor: musia  godzina: 21:40
No to czas zacząć faktograficznie udokumentowane spotkanie. We dwoje na pewno raźniej

Autor: musia  godzina: 21:41
Frontem do dzika

Autor: musia  godzina: 21:49
z czerwoną obroą - Kania. Mała droba zawięta baba

Autor: musia  godzina: 21:49
A tu w pogoni - cała locha / pól Kani ;>)

Autor: musia  godzina: 21:51
Po chwili dołączył Iwan. Wtedy to już ruszyły z "ztrojoną ;>)" siłą

Autor: musia  godzina: 21:52
Co jakiś czas locha chowała się w "bunkrze" z gałęzi. Iwan czekał z daleka, Opus z Kanią wkraczały do środka. Wszystko by ruszyć zwierza

Autor: musia  godzina: 21:56
A tu tak jak pisałam , zagnana w wodę locha. Nasze gończe w środku , łajek na ziemi. No nie są to jagi. Te pewnie już by siedziały na karku kabanki i topiły bestię. Ja zaskoczona , że Opus cały zanurzony. Ale to dla niego mały akwen. Wielkie Jeziora Mazurskie jednak go przytłaczają. Odkąd wypadł z jachtu (młodzieńcem) na pełnym ciągu przy zwrocie - woda jest BEEEE

Autor: musia  godzina: 21:57
A teraz ostatnia gończa panna . Czekoladowa Keja. Mooocccnooo zaangażowana

Autor: musia  godzina: 21:58
Roztropnie z kilku metrów

Autor: musia  godzina: 21:58
Nadal się uczy

Autor: musia  godzina: 22:00
Z zapałem i wygladem "wściekłej Bestii"

Autor: musia  godzina: 22:00
Podsumowując - warto było pojechać. Dziękujemy Romku