Poniedziałek
04.01.2010
nr 004 (1618 )
ISSN 1734-6827

Psy myśliwskie



Temat: "Dzień Smoka" i...parę innych przygód.

Autor: dzikuu  godzina: 07:56
Klasa przygody i adrenalinki nie brakowało : )

Autor: gawronn  godzina: 08:08
..........................adrenaliny nie brakowało.oj nie : ))))))))))))))) DB gawronn

Autor: MARS  godzina: 08:26
Hehe myślałem że z ranka w pracy pierwszy relację nasmaruję ale widzę że kota zmęczenie się nie ima :). Cieszę się że z autkiem sobie elektryk dał radę bom wyrzuty sumienia miał po drodze że nie mogłem poczekać i pojechałem :(. Co do polowanka - kot napisał wszystko, było SUPER.

Autor: ryho  godzina: 08:27
Dobry jesteś "kiciu", że aportować piżmaki potrafisz to wiedziałem ale czołganie w jeżynach że masz tak opanowane to tylko pogratulować. I tak trzymaj Marcin, super przygoda i opowiadanie, pozdrowienia dla Ciebie i Koli

Autor: Kocisko  godzina: 08:40
MARS Ano, jak napisalem wyżej -kąpiel i chmiel czynią cuda:):):) Dzięki za foto. CHyba wypada choć po krótce opisać postacie tam występujące: Na środku, przyciskający do brzucha czerwoną piersiówkę:):):) to sam GŁÓWNODOWODZĄCY-Sebastian,z jego lewej, przymilnie się uśmiechający(mniemam iż chodziło o zawartośc piersiówki:):):) ) -Przemek J.U stóp Przemka, ten brzydszy podkładacz to MARS:):):) a po jego lewej klęczą dwaj zacni koledzy-Krzysiek i Jarek którzy tak mi pomagali. Tyle w skrócie. Dziękuję chłopaki!

Autor: Kapsel  godzina: 08:42
Przednie opowiadanie Kocie, przygód co nie miara!!!! Jedna rzecz mi tu się "kupy" nie trzyma, zwalać na psy zjedzenie potrawki z szaraka? ;) Pozdrawiam i gratuluję

Autor: Kocisko  godzina: 09:04
Warto chyba dodać jeszcze takie info: Dziczki poszły wszystkie na uzytek wlasny. I okazało się po obieleniu że moj pierwszy warchlak po pierwsze był zestrzelany loftkami oraz urwał się z wnyka( tylna rapeta uszkodzona) a wycinek mial niezagojony postrzał w okolicy przedniego, lewego biegu-stąd zapewne jego niechęc do ucieczki i szarże na psy.

Autor: PrzemekJ.  godzina: 11:52
Nie upłynęło za wiele czasu, od kiedy po raz pierwszy udało mi się doprowadzić do skutku pierwsze, takie z prawdziwego zdarzenia polowanie z psami a już, tym razem za sprawą mojego serdecznego przyjaciela Sebastiana, który za pierwszym „podejściem” nieroztropnie wybrał gościnne polowanie, a który miał po raz pierwszy w życiu samodzielnie prowadzić polowanie zbiorowe… Trzeba przyznać, że chłopak przejął się mocno rolą i starał się zadbać dużo wcześniej /co niestety rzadko się jeszcze u nas zdarza/ aby zwierza na polowaniu nie zabrakło… Szybko się okazało, że kolega Tomek, który miał pomagać Sebastianowi przy prowadzeniu polowania ze względów rodzinnych - fochów przesympatycznej żonki /a wierzcie mi koledzy, że nie ma z nią żartów ;-) /, nie mógł biedaczysko wziąć udziału w polowaniu… Sebastian poprosił mnie o pomoc, i po raz kolejny już w tym sezonie przyszło mi tym razem współprowadzić polowanie… Wszystko zapowiadało się dobrze, pogoda wymarzona co dzień sprawdzaliśmy przypadający nam teren do polowania i wszystko wskazywało na to, że zwierza nam na polewaczce nie zabraknie i psiaki będą miały sporo „roboty”… Sebastian z Kotem w sobotę brali udział w sąsiednim kole w polowaniu zbiorowym, po czym Kocisko miał u niego przenocować, ja w tym czasie otropiłem po raz kolejny „nasz” teren i umówiliśmy się na wieczorne omówienie strategii na dzień następny… Jak przybyłem Kot z Sebastianem siedzieli już przy kominku w pokoju myśliwskim rozgrzewając się zacnymi trunkami… Kocisko po powitaniu od razu pobiegł do pokoju gościnnego po pieczeń z mojego trzeciego w życiu zajączka… Jakież było nasze zdziwienie kiedy okazało się, że nią uraczyły się pieski Sebastiana a jak to z tym było to opisane dokładniej było wyżej… Rozmowy toczyliśmy do późnych godzin wieczornych, sprawy łowiectwa zeszły na plan drugi… Z rana umówiliśmy się, na 7 rano i otropienie terenu no ale wyszła awaria samochodu Kota, a poza tym nad samym ranem doładowało śniegu i niestety, trzeba było brać mioty jednak w ciemno… Zapowiadało udział w polowaniu sporo kolegów, jednak z różnych względów, czy to podobnych do Tomkowych, zdrowotnych, nie dojechali również koledzy z Warszawy i na zbiórce stanęło 17 strzelb w tym dwóch podkładaczy z psami… Mieliśmy tym razem prócz Marsa zaszczyt gościć również jego ojca… W polowaniu wzięło udział również 5 piesków Kociskowy Kola, Marsowa Certa, moja „Żabcia”, Jarkowa Kora i młodziutki GP Kolegi Piotrka, który miał się pierwszy raz przy bardziej doświadczonych psach przyuczać do fachu… Krótka aczkolwiek bardzo zaciekła dyskusja pomiędzy mną a prowadzącym, jakie bierzemy dziś mioty (chociaż nie chciałem się Sebastianowi za bardzo wtrącać) i zaczynamy… Pierwsze pędzenie, tylko chłopaki ruszyli od razu odezwały się psy w miocie, za chwilkę padł strzał… nie minęło 5 min jak ok. 150 m przed moim stanowiskiem odezwał się krótkim szczeknięciem kola, a potem usłyszeliśmy przeraźliwy kwik warchlaka… Pewnie dopadł postrzelonego dzika i zaraz powinni chłopaki się tam zjawić i zakończyć jego niedolę… Ale czekam 15 min, do koli dołączyła najpierw kora (jagówna Jarkowa) i moja Żaba a chłopaków nie ma… Nie wytrzymałem i dzwonie, okazuje się że Mars strzelił warchlaka i trochę im przy nim zeszło a nie słyszą tej całej sytuacji bo miot jest dosyć długi… Za chwilę Kocisko skrócił męczarnie małego dziczka… Który jak się potem okazało nie miał szczęścia w życiu wybitnie… Miał tylny prawy bieg złamany tuż pod stawem ze śladami po wnyku, oraz stosunkowo świeży postrzał z loftek… Pierwsze pędzenie i tyle emocji… Drugie pędzenie trochę nietypowe, bo na dosyć grubym lesie z licznymi kępami podszytu świerkowego z bagienkiem i trzcinowiskiem w środku… Rzadko ten miot się u nas pędzi, ale w taką pogodę uznaliśmy, że będzie duża szansa na spotkanie z czarnym zwierzem… Okazało się to potem strzałem w dziesiątkę… Miot bardzo duży szeroki, zbyt mało myśliwych aby go dobrze obstawić… Ja sam jeden stanąłem na zatropiu rozstawiłem podkładaczy po czym Mars z Kotem ruszyli na przód, nie upłynęło10 min jak rozniósł się po lesie łaj koli…

Autor: PrzemekJ.  godzina: 11:53
Za chwile słuchać krzyk Kota, który coś po rosyjsku do Koli krzyczał a za moment pada strzał… Dzwoni Kocisko do mnie abym wysłał po jego śladach stażystę, który towarzyszył mi na stanowisku po warchlaka… Za chwilkę na flance pada seria strzałów… Zdzwoni Sebastian, prawie nic nie słyszę, bo gdzieś koło niego szczeka Certa jak by ją kto ze skóry obdzierał… W końcu okazało się, że Certa wyprowadziła watahę, z której Sebastian strzelił jednego przelatka a drugiego mocno spóźnił na tył i teraz Certa go trzyma krótko i boi się go dostrzelić… Próba dodzwonienia się do Marsa aby szybko zjawił się na miejscu się nie powiodła, mowie mu, aby zszedł ze stanowiska podszedł jak najbliżej się da, wyczekał odpowiedni moment jak Certa odskoczy i zakończył całą sprawę… Pierwsze podejście było nieskuteczne ale za drugim razem cała sytuacja została opanowana… W tym czasie wataha, z której kola odbił jednego warchlaka zmierzała na linię myśliwych, jak to zwykle bywa doświadczona duża locha wybrała najlepsze z możliwych miejsc jakie mogła wybrać i wyszła prosto na jednego kolegę, który siedząc na stołeczku myśliwskim. Ku rozpaczy kolegów na sąsiednich stanowiskach wcinał kanapkę… Locha, jako że bardzo sprytnie schowany był na krzaczkiem podeszła bardzo blisko, w końcu ów kolego zorientował się co jest grane podniósł broń do oka ale został już namierzony, a miał wcześniej dziki stojące na ok. 20 m w miocie dziki ruszyły biegiem, biedak chciał strzelić w idealnym momencie ale zapomniał odbezpieczyć broni… Nerwowe i komiczne ruchy wykonywane przez niego na stanowisku stały się potem tematem do docinek, kolegów z sąsiadujących stanowisk… Zdążył odbezpieczyć i oddać dwa nerwowe strzały do dzików znikających w młodniku za plecami jednak nieskuteczne… Tuż po tych strzałach przemknął mi na ok. 80 m wycinek do tyłu, ale w takiej sytuacji, że nie zdążyłem nawet złapać go na muszkę… Po śladach okazało się potem, że jeszcze jedna wataha wymknęła się nam do tyłu ok. 200 m od mojego stanowiska bez strzału… Razem ze stażystą ściągnęliśmy warchlaka Kota do linii… Na zbiórce czekali już rozemocjonowani koledzy, z których każdy zdawał relację ze swojego punktu widzenia… Kolejne pędzenie, długie gęste młodniki… Jeden z najlepszych miotów, choć nie chciało mi się wierzyć, że w taką pogodę również tutaj dziki spotkamy… Pędzimy, wyjątkowo cicho było jak na dzień dzisiejszy, nic się nie działo… I nagle rozległ się głos Certy niedaleko mojego stanowiska i jakieś 200 m przed linią myśliwych… Certa głosiła grubym głosem w miocie, wszystko to trwało kilka minut jak padł strzał… Ale certa nadal głosi niemal w tym samym miejscu, w tym czasie dołącza do niej kora i awantura na maksa… Ale dzik ani na chwilkę nie chce oddać psom pola po czym pada kolejny strzał po nim następny… Okazało się, że Kot strzelił wycinka, który za nic w świecie nie chciał opuścić swojej ostoi… Dziczek jak na swój oręż wyglądał wyjątkowo mało okazale… Po fakcie przy bieleniu okazało się dlaczego był taki waleczny – miał starą ranę postrzałową na lewym przednim biegu co prawda zarośniętą i nie było tego widać ale już z gangreną… Aż strach pomyśleć, co by się mogło stać, gdyby na takiego „wojownika” naszedł tam naganiacz (w tym miejscu nie ma odpowiednio dużych drzew na których można by się było przed nim schronić)… Kolejne dwa pędzenia były już puste i zakończyliśmy nieco wcześniej pełne emocji polowanie w przepięknej zimowej scenerii… Na pokocie 6 dzików z czego 4 padły z rąk podkładaczy tym razem… Królem polowania został zupełnie zasłużenie Kocisko, za to królową dzisiejszego dnia trzeba uznać Marsową Certę, która dziś w oczach kolegów przyćmiła nawet poczynania samego koli, który jak zwykle z Kotem tworzył niesamowicie uzupełniający się i dobrze rozumiejący duet… ;) Pozdrawiam i do zobaczenia... DB!

Autor: łapacz  godzina: 13:08
Gratuluję kolejnych przeżyć w Nowym Roku Pozdrawiam DB

Autor: Kocisko  godzina: 14:14
Przemek Dzięki za uzupełnienie:):):):):) Zajebioza było!!!!!!!!!

Autor: canislupus4  godzina: 17:16
Piknie chłopaki!!! ;) DB canislupus4

Autor: Hubbert  godzina: 19:09
Gratulacje i tak dalej przez cały rok niech darzy.

Autor: MAX 508  godzina: 21:58
No to powalczyliście fajnie.Dobrze że jest ktoś taki komu się chce zawsze napisać po polowaniu.Tak trzymaj.

Autor: Kocisko  godzina: 22:49
Paweł, Hubbert, Wojtek Dzięki chłopy!!!!!!!!!!!!!! Jak jest dla kogo to i napisać warto.ot co.