Środa
23.06.2010
nr 174 (1788 )
ISSN 1734-6827

Psy myśliwskie



Temat: Hej podkładacze!!!!

Autor: Piotr Kukier (BT)  godzina: 01:33
Nie podkładam. Rasa psa, brak moich doświadczeń i Koła "na miejscu" nie predysponują nas do tego typu polowań... Chociaż po wizycie na zagrodzie pojawiło się światełko w tunelu... Szczekliwość jest, w statyce i za uchodzącym, zainteresowanie jest, po lekkim przejechaniu przez dzika pasja zaczęła rosnąć... Pożyjom uwidim... Maddox jest natomiast przyzwoitym psem tropiącym (celowo nie używam określenia "tropowiec" - na to przyjdzie pora kiedy wykaże się większą ilością prac na naturalnych postrzałkach), sztuczny trop po dwóch i więcej dobach nie stanowi dla niego problemu, nawet "suchy", ułożony samym butem tropowym... Opiszę tegoroczne przygody z poszukiwań, celowo zwrócę uwagę na popełnione (nieraz szkolne) błędy, może ktoś wyciągnie wnioski... W zeszłym sezonie doszliśmy dwa jelenie (obydwa tropy po ok 100m, więc właściwie rozgrzewka) i przez prawie kilometr tropienia nie nawiązaliśmy kontaktu z dzikiem strzelonym prawdopodobnie na gwizd... Dalsze tropienie było niemożliwe ze względu na zapadające ciemności, padający śnieg i warunki terenowe... Ten sezon jest właściwie pierwszy... Zaczęliśmy już 2 kwietnia (zaprzyjaźnione miejscowe Koła tradycyjnie nie polowały w marcu)... Ok. 7.30 telefon od żony: "Dzwonił G. żeby mu dzika poszukać. Dasz radę przed pracą?" Do obwodu ponad 25 km, z obwodu do pracy 15, w międzyczasie Jasia do opiekunki... A praca od 10.00... "Pewnie, że dam! Najwyżej Ty się zerwiesz z biura i mnie zmienisz!" O 8.00 Jaś w foteliku, psy w bagażniku, startujemy! 8.15 Jasia przejmuje opiekunka, 8.30 jestem pod pracą Ani, odbieram ostatnie instrukcje jak trafić do G. Suka AGK zostaje z Anią. Jest kompletnie surowa, ale Kolega który ją zostawił na "podrychtowanie" twierdził, że prostego dziczka znalazła... Jeśli szkolony na sztucznych tropach Maddox nie da rady to może poprawi naturszczyk? Wszak predyspozycje rasowe są po stronie Jeny... 8.45 docieram do G. Jemu dla odmiany się nie spieszy, opowiada, kręci się... Ponaglam, mamy niecałą godzinę, już nie liczę na tropienie, ale chciałbym chociaż rozeznać się w sytuacji, zanim przekaże otok Ani... W końcu o 9. docieramy pod pechową ambonę.... c.d.n dziś już padam... pozdrawiam, DB!!

Autor: dzikuu  godzina: 07:25
Aż sie chce do lasu iść. Może rzeczywiście jakoś do października człowiek przeciupie , ale dajcie już spokój z tymi serialami , prosze mi tu pisać od początku do końca bo sie człowiek jakiegoś stresu nabawi : )

Autor: Kocisko  godzina: 08:40
dzikuu Dokładnie-najgorszy jest stosunek przerywany:):):):) Ciekawi mnie gdzie jest LAJKA, RYHO,PiotrekN i jeszcze paru innych kolegów??????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????

Autor: lajka  godzina: 09:36
Kocie. lajka czyta czasami i dom kończy, byś miał gdzie oko przymrużyć po trudach podkładania w BORZE. DB.

Autor: Hubbert  godzina: 10:00
w czerwcu teskinimy za wrześniowym rykowiskiem, we wrześniu już pażdziernik-listopad i zbiorowki się marzą, w grudniu myślimy o styczniowo-lutowym lisku - na myszkę i cmokanie zwabionym , a w marcu do majowych koziolków już tęskno i tak przez caly rok Marzyciele z mas jacyś czy cuś. Wczorajszy, taki tam szpicak strzelony z podchodu i szósty mój rogacz w tym sezonie. Takie podchody latem daja duzo emocji i zastępuja mi zimową podkładkę- latwiej doczekać. DB

Autor: Kocisko  godzina: 10:48
Hubbert Czyś Ty przypadkiem o czymś nie zapomniał?????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????

Autor: Kocisko  godzina: 11:11
Romek no, powiedzmy żeś sie wytłumaczył:):):)

Autor: Ławny  godzina: 11:19
Była sobota 20. grudnia 2008r. Siedziałem w aptece i bębniłem nerwowo palcami w blat klnąc w duchu,że wypadła mi akurat ta sobota. Nerwowe spojrzenia adresowane w kierunku zegara tylko pogłębiały moją irytację. Byłem uziemiony w dzień polowania :( W międzyczasie odebrałem 3 telefony od Kolegów,którzy polowali w najlepsze, z relacjami na gorąco. Drugi rok z rzędu polowanie wigilijne w moim kole odbywało się metodą szwedzką. Na ten dzień zaplanowane były 2 mioty więc liczyłem po cichu,że zdążę jeszcze na drugi. Niestety zamknięcie firmy i spakowanie sprzętu i jamniora zajęło mi około pół godziny i już wiedziałem,że się nie wyrobię. W drodze do łowiska odbyłem szybką konferencję z prezesem,który przekazał mi jaka ambona została dla mnie wylosowana i na co jeszcze polujemy. Dojechałem 45 minut po rozpoczęciu pędzenia. Wysiadając z samochodu słyszałem głosy naganiaczy,którzy akurat wychodzili z młodnika za moimi plecami. Czarna rozpacz!Stanowisko dobre - ambona na 3 letniej uprawie. Z tyłu młodnik i tyczkowina, z przodu wysoki las z podszytem świerkowym. Daniele murowane a i jelenie lubią się tu kręcić. Tylko co z tego skoro młodnik już dawno przepędzony! Spodziewałem się tutaj najwyżej saren. Biorąc to pod uwagę zabrałem sprzęt i nie zapominając o solidnej porcji kiełbasy z daniela,która miała mi urozmaicać nudę, udałem się na ambonę. Będąc jeszcze na drabinie zobaczyłem ruch na brzegu uprawy. Dziki!Cała wataha! Sprint na górę i zrzucenie plecaka były dziełem chwili. Widziałem 2 spore lochy i około 15 warchlaków. Zdążyłem załadować jeden nabój i złapałem w krzyż dzika z końca pierwszego tramwaju. Gdy pokazał się na otwartej przestrzeni,tuż obok pojedynczego jałowca posłałem mu kulę. Zakurzyło się tam gdzie trzeba a dzik nie reagując zupełnie na moje wysiłki zmykał równo z resztą ekipy. Szybka repeta i łapię w krzyż warchołka biegnącego za drugą lochą. Gdy pojawił się koło jałowca nacisnąłem spust. Zamiast wystrzału usłyszałem suchy trzask iglicy - niewypał! Odciągnąłem zamek i wszystko stało się jasne - magazynek świecił pustkami:) No to się popisałem - pomyślałem – spóźnienie i pudło do wykładanego dzika to aż nadto szczęścia jak na polowanie wigilijne! Pewnie pocisk rozbił się o jałowiec i dlatego nie trafiłem - rozgrzeszyłem się z pudła i zająłem się zawartością plecaka. Po godzinie siedzenia zaczęło mi się nudzić więc postanowiłem sprawdzić zestrzał ( prowadzący pozwolił sprawdzać strzały w trakcie pędzenia ). Oględziny jałowca i jego najbliższej okolicy potwierdziły moje obawa - Panu Bogu w okno!Jak pech to pech! Wróciłem na ambonę i doczekałem znudzony do końca pędzenia. O umówionej godzinie wróciłem do auta i postanowiłem przewietrzyć trochę psa, który smacznie spał na siedzeniu pasażera. Niech wyjdzie za potrzebą - chociaż tyle będzie miał z tego polowania. Ruszyłem brzegiem młodnika prowadząc psa na smyczy. Gdy doszliśmy na wysokość jałowca przypiąłem psu otok i wolnym krokiem ruszyliśmy dalej. Artus punktował wagi zwierzyny nie zwracając na nie większej uwagi. Nagle stanął jak wryty i zdecydowanie wykręcił w bok prowadząc mnie w młodnik. Widocznie wszedł na trop watahy gdyż trochę kluczył między sosenkami jak to ma w zwyczaju gdy szuka właściwego tropu. Skończył się młodnik,weszliśmy w tyczkowinę a ja bez przekonania szedłem za psem,który nie zachowywał się jak to ma w zwyczaju gdy idzie za tropem rannego zwierza. Byłem już zdecydowany przerwać całą zabawę gdy pies zatrzymał się z nosem w podszycie. Uważne oględziny tego miejsca nie dały odpowiedzi co tam jest tak niezwykle interesującego dla psa. Po chwili jamnik ruszył z nosem przy ziemi. 20 metrów dalej na strzałach sosen zostawionych po czyszczeniu znalazłem obcierkę z farby o wyraźnym zapachu treści żołądkowej. Konsternacja - przecież miało być pudło! 100 metrów dalej doszliśmy do dzika. Leżał na boku i się nie ruszał. Pies podniecony bliskością kabana domagał się zwolnienia z otoku co nie ułatwiało mi lawirowania między żerdkami. Po krótkiej obserwacji doszedłem do wniosku,że dzik zgasł w łożu i trzeba go szybko sprawić i dociągnąć do drogi. Powiesiłem broń na ramieniu i zacząłem podchodzić do kabana gdy nagle pod stopą pękła gałąź,której nie zauważyłem. Efekt był piorunujący! “Martwy” dzik natychmiast się podniósł i gdy tylko mnie zobaczył zaczął zwiewać co sił w biegach. Puściłem otok próbując złożyć się do strzału jednak moje wysiłki były z góry skazane na niepowodzenie. Na takie dictum zatrzęsło jamniorem, który widząc co się dzieje puścił się za oddalającym się kabanem, oszczekując go zawzięcie i, co było do przewidzenia, nie reagując zupełnie na gwizdek. Cholera! Uciekł mi dzik a na dodatek pies gonił na oko z przypiętym otokiem. Zły na siebie doszedłem po tropie do drogi biegnącej przez środek młodnika. Zaznaczyłem miejsce gdzie znalazłem ostatnią farbę i zacząłem krążyć drogą nawołując psa. Wiedziałem, że w tej gęstwinie goniąc na oko straci kontakt z dzikiem i wróci po własnym tropie. Po kilku minutach wreszcie się pojawił – mokry jak szczur, bardziej przypominał wydrę niż jamnika. Kochana bestia! Dzwonię do prezesa informując o rozwoju sytuacji. Pyta czy nie potrzebuję pomocy i radzi odłożyć poszukiwania na kilka godzin. Do zmroku zostało około godziny postanowiłem więc,że spróbuję szczęścia od razu. W końcu warchlak ciągnący za sobą środek nie mógł odejść zbyt daleko. Na dodatek zaległ blisko miejsca strzału – kalkulowałem bieg wydarzeń. Podkładam psa na trop i ruszamy. Tym razem długonosy prowadzi zdecydowanie i chociaż nigdzie nie ma farby wiem,że idzie jak należy. Z tyczkowiny wchodzimy ponownie w młodnik. Po 300 metrach jestem mokry od stóp do głów. Broń i luneta są zalane wodą. Nie pomogły nawet osłonki – zostały otwarte w trakcie marszu przez gęstwinę, podobnie jak zamek. Na szczęście pies skręca i wychodzimy z młodnika. Przed nami pojawił się rabat świerkowy wielkości 20x40 metrów. Zbliżamy się powoli i widzę po zachowaniu psa,że gdzieś w gęstwinie ukryła się nasza zguba. Jamol podniósł łeb do góry, zaczął się kręcić niezdecydowanie i warknął patrząc w stronę gniazda. Postanowiłem puścić psa do pracy luzem. Sytuacja wręcz wymarzona dla młodego psa – niech się uczy. Podbiegł do świerków i zaczął poszczekiwać. Jednak nie chciał wejść do środka. Trzymał się jednego miejsca i głosił obiegając raz z lewej raz z prawej. Oszczekiwanie nie było tak intensywne jak tydzień wcześniej gdy w gęstych świerkach stanowił dzika 80 kg postrzelonego przez dewizowca. Zaczyna nabierać doświadczenia – pomyślałem. Wie,że dzik jest mały i to on go goni a nie odwrotnie. Ja tymczasem kombinowałem jak się tu zabrać za warchlaka,żeby bezpiecznie i szybko sprawę zakończyć. Nijak nie mogłem go wypatrzyć. Gdy podszedłem na około 3-4 metry z bronią gotową do strzału Arti ośmielony moją obecnością obiegł kępę ustawiając się pod wiatr i wparował do środka. Natychmiast zaczął oszczekiwać dzika,który był tuż przede mną a którego ja nie byłem w stanie zobaczyć. Zrobiłem jeszcze krok i usłyszałem kwik i odgłosy ucieczki. No to będzie corrida! Dzik przebiegł kilkanaście metrów i zatrzymał się. Ani myślał opuszczać bezpiecznego schronienia. Tylko uparty jamnior nie zamierzał ułatwiać mu tych manewrów i zajadle go oszczekiwał trzymając się w niewielkiej odległości od niego. Podchód w gęstych świerkach i rejterada dzika powtórzyły się jeszcze trzykrotnie. Zaczęło zmierzchać a ja nadal nie miałem nawet szansy oddać strzału kończącego ten nierówny bój. Przy kolejnym podejściu szczęście w końcu się do mnie uśmiechnęło – dzik oganiając się od psa pokazał się na moment w luce między gałęziami. Huk wystrzału był salwą honorową wieszczącą kniei śmierć tego dzielnego rycerza lasu. Przysiadłem na pieńku łapiąc oddech i obserwując Artusa odbierającego nagrodę za swój wysiłek. Gdyby nie on – pomyślałem...

Autor: Ławny  godzina: 11:52
Co prawda nie podkładam psów w miocie ale chyba mogę gościnnie podłączyć się pod temat z historią tropowca?:)

Autor: MAX 508  godzina: 13:27
Ad Ławny super polowanie DB

Autor: canislupus4  godzina: 14:45
MAX-508 Oj,Wojtek-Ty to masz fajno!!! ;) ad.Ławny Myślę,że to temat dla wszystkich,którzy ponad wszystko kochają polowaczkę z psami,a to czy podkładają w miocie,czy dochodzą postrzałki nie ma tu znaczenia.A jak jeszcze jamnior w roli głównej to już koniecznie jak najbardziej na miejscu... ;))) Super przygoda!!! Kocisko Marcin-założony przez Ciebie temat stał się na tym forum ostoją dla tych,którzy naprawdę potrafią czerpać radość z łowów.Nie ma tu miejsca na pieniactwo,przechwałki,kłótnie,politykę-TUTAJ JEST POLOWANIE!!! DB canislupus4

Autor: ptica  godzina: 16:59
Witam Skoro Ławny wszedł do szanownego grona podkładaczy tylnymi drzwiami to i ja coś skrobnę. Wiele lat już poluję i zawsze marzyłem o psie ale warunki mieszkaniowe nie bardzo na to pozwalały. W końcu jak dzieci podrosły zdecydowałem się. Wybór padł na foxa gładkiego. Jak szczeniaka przyniosłem to już wiedziałem , że straciłem psa na rzecz córki i jej matki a mojej żony. Mimo wszystko została jeszcze iskierka nadzieji. Niestety . Pies urodzony 30 IX w sylwestra 1998/99 obchodził urodziny - 3 m-ce. Pech chciał , że na osiedlu wyjątkowo hucznie tego roku świętowano nadejście Nowego Roku. Pies miał zacięcie bo jako szczeniak właził w najgęstsze zarośla i ganiał wszystko co się ruszało. Nawet jeża mi przyniósł. Z wiekiem jednak obawa przed wszystkim co głośne narastała i wykluczała możliwośc polowania gdzie czasem się strzela. Po strzale pewnie szukałbym go długo a bez psa nie miałbym po co wracać do domu. No i zostało po staremu czyli korzystanie z psów kolegów. Jadąc na polowanie jakoś nie towarzyszyły mi jak zwykle wizje spodziewanych spotkań ze zwierzyną. Nie kombinowałem gdzie pójść i jak zajść. Jechałem odpocząć. Nałykać się leśnego powietrza, posłuchać skrzydlatych mieszkańców i nacieszyć oczy tym co natura nam dała. Kiedy dojechałem mój nastrój poprawił się nieco ale wcale nie chciało mi się daleko i długo chodzić. Postanowiłem posiedzieć na stołeczku na niewielkiej łączce śródleśnej. Łaczka taka 100 na 150 więc trzeba był sprawdzić wiatr. Siadłem jakieś 10 m w lesie , w ziemię wbiłem parę liściastych gałązek na na twarz siatka maskująca. Trochę zabezpiecza przed komarami i mordka się mniej rzuca w oczy zwierzakowi. Siedzę już tak z godzinę i gdy słonko złapało krwawy kolor i ze wstydu zaczęło się chować za wierzchiłki sosen wysypało się ze 20 dzików. Różny kaliber. Od 15kg do 80kg. Trochę mnie wyprostowało i z lornetką przy oczach sprawdzam po koleii moich gości. Niestety trawa zbyt wysoka aby zobaczyć pędzelek. W mordkach nic nie widzę a przynajmniej nie natyle dużego aby mieć pewność. Odkładam lornetkę i tak sobie buchtujemy . Dziki na łączce a ja w głowie. Moje doświadczenie podpowiada mi , że ocena po sylwetce to też nic pewnego . Jednak biorę sztucer i łapię w krzyż takiego trochę bardziej czarnego , bardziej krępego i jak mi się wydaje mocniejszego z przodu. Nadal jednak próbuję , tym razem przez lunetę znaleźć pędzel albo szble. Nie mam pewności. Już mi rece trochę się męczą a krzyż raz na dziku a raz obok. Odkładam sztucer i praktycznie rezygnuję ze strzału. Siedzę dalej i czasem patrzymy sobie w oczy. W pewnej chwili wpadłem jednak na pomysł strzelenia warchlaka. Były dośc małe , takie z 15kg ale jak to Kot mawia jabłko w zęby , paczkę ryżu w dupę i do piekarnika. Skusił mnie ten pomysł zwłaszcza , że nigdy tak młodego mięsa nie jadłem. Dlaczego tak sie stało? Ano na wisnę i lato dzikom odpuszczam a jesienią te najmłodsze sa już trochę większe. Czasem tam gdzie trawa trochę rzadsza albo niższa widywałem jakąś część warchlaka. Podniosłem sztucer i szukam. Jest taka mała kupka zajęta wtykaniem swojego małego gwizdu pod korzenie traw. Tylko , kurcze gdzie jest łeb a gdzie tył?. Trzeba w łepek aby daleko nie szukać. Szanse zgadnięcia miałem 50%. No i jak zwykle we wszystkich loteriach szcęście nie dopisało. Po strzale towarzystwo się wyniosło tylko jeden okazał się mocno spóźniony choć zupełnie żwawy. Zrobiło się juz dobrze szaro , a że nie wierzę w pudło idę po swojego warchlaka. Nic jednak nie znalazłem poza świeżo poruszoną ziemią. Pochodziłem w kółko szukając farby ale jej nie znalazłem. Teraz to dopiero dostałem przyśpieszenia. Trzeba tego gnojka znaleźć bo w pudło dalej nie wierzyłem choć wcześniej dawałem głowę a teraz tylko rękę. Szybko w samochód i po psy do kolegi. Po godzinie jesteśmy w trzech ale już z latarkami. Nic nie znajdujemy. Zero farby. Puszczamy psa , sukę jaga Zouza. Jaka nazwa taki charakter. Dostała małpiego rozumu . Biegała w koło okrążając łakę w kółko z 10razy. Wszędzie czuć dziki. W końcu trochę zwolniła , została przywołana i skierowana w miejsce strzału. Poszła jak przecinak a 50 metrów w lesie tylko jeden kwik. Strasznie gęsta plątanina olszyny pokrzyw i jeżyny. Dziczek żył ale nie był w stanie się obronić przed tą wariatką. Z dostrzeleniem były przez nią kłopoty ale jakoś się udało. Ja nie odważyłem się . Dostrzelił właściciel. Jak się okazało kula przeszła tuż przed szynkami przez miękkie. Znów kolejna nauczka , że nie strzela się gdy nie wiadomo gdzie przód a gdzie tył. A ileż razy jest tak w nocy? A pies a w zasadzie jego nos okazał się niezastąpiony. Tak jak koledzy piszą. Pozdrawiam Db

Autor: Hubbert  godzina: 19:00
Kocisko - temat super - jak znam łowiectwo to taki temat - " nigdy nie... zgaśnie". tak naprawdę bez opowieści z polowań nie ma prawdziwego łowiectwa. Zaraz idę na polowanie i tam pogadam ze swoją Weną jak się uda ją zjednać to po powrocie dokończę moją przygodę.

Autor: Kocisko  godzina: 19:18
Ławny Pięknie!!! W takich chwilach dociera w pełni co to jest PRZYJACIEL PIES na polowaniu!! ni puhu!!!!!!!!!!!!!

Autor: canislupus4  godzina: 19:21
Marcin-DZIĘKI!!!Słucham właśnie...

Autor: Kocisko  godzina: 19:21
canislupus4 Czyli jest........NORMALNIE!!!! I wszystkich uprzejmię proszę aby utrzymali ten , rzadki obecnie w Rzeczpospolitej, stan rzeczy!!!!! Inaczej-NORMALNIE......ubiję:):):):)

Autor: Kocisko  godzina: 19:25
Paweł A co tym razem w duszy Ci gra:):)???

Autor: canislupus4  godzina: 19:28
Ech,Marcin...dziki zew!!! ;)

Autor: Kocisko  godzina: 19:31
ptica Łoj, Jura!!!!! Wreszcie zdecydowałes się odsłonić rąbka swych lesnych tajemnic:):) Powtórze tylko to co powiedziałem po usłyszeniu tej opowieści w CZARACH: aż dziw żes od razu, za widoku pidswinka nie walił zamiast czekać!!! A moze i ze dwa byś zdążył:):):):) Wtedy szybciej zdecydowałbyś się dyrknąć po mniez informacją: prosię dochodzi, horyłku zmrożona-przybywaj!!! :):):):) Napisz no jeszcze o tym siekaczu coś go w chłopskich laskach otropił!!!

Autor: Kocisko  godzina: 19:33
Paweł "Siuda prilitajut, w sluczajnoj pticy......"??????? No, ma swoją moc i przekaz...........................

Autor: canislupus4  godzina: 19:35
Ano,ma...ma Kocie.

Autor: Kocisko  godzina: 19:35
Hubbert Oby tak było bo inaczej-sotnia mołojców z arkanami czeka tylko na pozwoleństwo wyjazdu do Ciebie:):):):)

Autor: Kocisko  godzina: 19:38
Paweł A zwiezda??????? jedna za to cos wyzej juz "wysmażył" a druga a konto-jesteś dłużnikiem więc splacaj długi w tym temacie: kolejną przygodą, zaprawioną nutą psiego łaju, mocnym odwiatrem zwierza, i trzaskiem świerkowych polan myśliwskiego ogieniaszka......................

Autor: canislupus4  godzina: 19:38
Kot A, z MARSEM już się widziały te stepowe detyny? ;)))))))))))))

Autor: Kocisko  godzina: 19:41
A jak myślisz, dlaczego sie nie odzywa????:):):) Esauł Liściu nie żartuje:):):)

Autor: MARS  godzina: 19:43
Te Kocie, a Ty z wizytą to dziś wpaść nie miałeś? a?

Autor: canislupus4  godzina: 19:47
Zwiezda toże ocień haraszo!!!Coś tam wysmaruje-ja Liścia znam... ;))) Swoją drogą to czemu on jeszcze esauł?Za jego zasługi to wyższa mu się szarża należy!Pomyśl o tym Batko!

Autor: Kocisko  godzina: 21:04
MARS Ano miałem ino....PROBLEM spotkalem:):):)

Autor: ptica  godzina: 22:21
Witam ponownie Skoro Kot się upomina to muszę. Tym razem bez psa ale za to jak dzik umarł ze strachu. Na jesieni po lekiej ponowie rozchodzimy się we czterech , każdy w swoim kierunku. O umówionej godzinie spotykamy się. Nikt niczego nie widział. We trzech czekamy na 4 kolegę. Niby polowaliśmy na obrzeżach lasu a ten od pól zapiernicza. Opowiada , że spotkał tropy sporego dzika w chłopskich młodnikach . Obszedł je w koło i nie wyszedł. Krótka narada i idziemy. Chciałem iść po tropie bo nie mogłem zdjąć lunety. Chłopaki jednak stwierdzili, że powinienem mieć możliwość strzału . Kidyś byłem parę kilo młodszy i strzelanie wychodziło mi trochę lepiej. Postawili mnie tak abym mógł strzelać na polu 4 młodniki w kupie a raczej z drogami o szerokości furmanki. Zaczynamy od pierwszego w którym był dzik. Obstawić młodnik tak 200x300m we trzech nie jest łatwo co skrzętnie wykorzystało dziczysko. Nie zauwazony dotarł do 4 młodnika. Nie odważył się wyjść i cofnął się. Kolega , który szedł tropem był już pod koniec tego 4 młodnika jak czarnuch chciał się przedostać z 4 do 3. Widzę na 2m drodze wychylający się gwizd rzut sztucera o ramienia i w lunecie chwost a pół dzika już po drugiej stronie. Przesunąłem sztucer o "połowę" dzika i strzał. Dzik jak szedł tak się położył . Przeładowałem i trzymam go w lunecie ale ani drgnie. Dochodzą chłopaki i idziemy te 40m do kabana. Martwy. Wiadomo gratulacje, złom i ostatni kęs. W czasie patroszenia czyściutki , żadnej dziury. Chłopaki zaczynają żarty sobie stroić , że ze stracu zdechł. Patrosząc sam się dziwiłem ale pomyślałem , że z pewnością trafiłem za ucho. Koniec patroszenia. Przeszukuję cały łeb i ani śladu po kuli. Kurde gdzie ta kula? Nawet chłopaki spoważnieli bo rzeczywiście nie można stwierdzić przyczyny śmierci. Co napisać w akcie zgonu. Ponieważ dokładnie wiedziałem gdzie stałem i gdzie był dzik w chwili strzału idę ze sztucerem na swoje miejsce. Przymierzam się i wyraźnie widzę, że dzik powinien oberwać w łeb. Wracając widzę sciety jałowiec , taki grubości kciuka. Sprawa stała się jasna. Ustaliliśmy , że kula rozbiła się a jej odłamki ulokowały się we łbie. Potwierdziło się to po bardzo dokładnym sprawdzeniu . Jedno oko było mocno przekrwione. Dzik w skupie wazył 86kg. Pozdrawiam Db