Wtorek
28.03.2006
nr 087 (0240 )
ISSN 1734-6827

Dyskusje problemowe



Temat: Niedopracowanie?

Autor: r. andrzej  godzina: 00:03
Przepis pochodzi pewnie z czasow kiedy telefonow bylo tyle co naplakal - na wsi u soltysa najwyzej a poczte furmankami rozwozono....czy moze golebie.... A w praktyce....jesli u sasiadow za miedza jakas atrakcyjna kukurydza albo uwielbiany przez misie owies ...to dlaczego - palnawszy najpierw u siebie gdzies w botanike - nie zrobic sobie tamze na sasiedzkie spacerku.....na przyklad. Po wschodzie ksiezyca .To chyba jednak tylko spekulacje... Tak w ogole jednak , objektywnie, bez przeczulenia czy czegos podobnego paragraf jest ok. Wydaje mi sie. Bo - jaki mysliwy by klusowal w interesie kola ???? Coby sztuke u sasiadow szczelic i w glorii co prawda ale wlasna d*pe nadstawiajac do skupu odstawic ? Czy te egzaminy do PZL tak specjalnie trudne sa to nie wiem. Ale kompletnych idiotow to tez pewnie nie przyjmuja.... Jak polowanko bagaznikowe to chyba najlepiej u siebie w rewirze. I teren sie zna. I jak sie nozka w buciku za 1000 ZLP czy w gumofilcu posliznie to butelczyna koniaczku czy pare posledniejszych cuda zadzialaja.....a w najgorszym wypadku z towarzystwa na zbity ryj wywala. Giwera zostaje, do innego towarzycha sie mozna przyjac.... I co tam cyrki po obcych rewirach odstawiac...? W tych ukladach to czy to powiadomienie ma miejsce najpozniej w ciagu 24 godzin, czy w ciagu tygodnia to wsio ryba. Wydaje mi sie. Ni puchu ni piera ! ar

Autor: Spring  godzina: 04:28
Nie zgadzam sie z tymi Kolegami ktorzy sugeruja, ze tak sformulowany przepis jest przeslanka do pietrowych kombinacji. Przeciez trudno powiadomic przed poszukiwaniem kiedy sie jeszcze nie strzelilo, moze sie nie udac w trakcie i co wtedy?, zaniechac poszukiwania?. Pewnie mozna wymyslic wiele sposobow na to, ze mozna zaklusowac u sasiada pod pretekstem poszukiwania postrzalka, bez tego postrzalka, ale to jest patologia a nie norma i nie ma co o tym pisac. Pzdr.DB

Autor: Alus  godzina: 07:36
Ludzie! Tak nie można. Odzywają się w Was lata wychowania w starym systemie. Wszyscy myśliwi to potencjalni kłusownicy? A każdy kto na nas popatrzy to ma na myśli jak by tu zrobic nam krzywdę? Bardzo źle myślę o takich zbyt łatwo podejrzewających bliźnich i zbyt łatwo oskarżających ich. Takie myśli najczęściej chodzą po głowie tym którzy sami by to bez większych skrupułów zrobili. Springu masz oczywiście rację. Pozdrowionka DB

Autor: FranekS  godzina: 08:23
Szanowny Kolego MISIEK2 , na tak zadane w temacie , przez Ciebie pytanie , zadam Ci dwa inne: 1.Ile razy zdarzyło się Tobie lub Twoim znajomym spotkać kłusownika z bronią i z nim porozmawiać? 2.Ile razy zdarzyło się Tobie lub Twoim znajomym spotkać obcego myśliwego , dochodzącego postrzałka na waszym terenie? Z moich doświadczeń wynika , że kłusownik z bronią , spotkany na dalekim dystansie błyskawicznie znika w gąszczach i nie czeka na dysputy.Jedyny "piechociniec" spotkany z nienacka , na bliski dystans , nie miał żadnych zahamowań , poprostu przykrył nas , na linii , ogniem z dwurury.Kłusownicy , strzelający z samochodów do zwierzyny , też nie czekają , tylko "palą gumy". Natomiast raz udało mi się spotkać , gostka z psem na otoku , który szedł za uchodzącym dzikiem.Był szczerze zadowolony , że mnie spotkał , gdyż nie znał zbyt dobrze naszego terenu.Zaproponował wspólne dochodzenie , z podziałem "do puli". Jest wiele "dziwnych" zapisów , ale ten wydaje się być akurat niezły. DB

Autor: huszcza  godzina: 09:37
Witam Kolegów. Teoretycznie Misiek2 ma rację że można na podstawie tego przepisu kłusować na obcym obwodzie, ale przez 20 lat nie spotkałem się z takim przypadkiem. W dobie kiedy telefon kom. jest dość powszecznym przedmiotem nie ma trudności aby powiadomić nawet swojego członka Zarządu o przypadku potrzeby wkroczenia na obwód sąsiadów. Ponadto ważnym jest jakie stosunki panują pomiędzy sąsiadującymi kołami. Jeżeli są OK to zawsze są w stanie uzgodnić jaki był żeczywisty przebieg takich poszukiwań. Ponadto jedno co mogę stwierdzić i to z wydarzeń z ostatniej zimy. Jeżeli kto kolwiek dopuszcza się kłusownictwa, przy normalnie funkcjonującym kole zawsze taki przypadek wyjdzie szybko na światło dzienne. Mianowicie był tak że "myśliwy" z sąsiedniego koła na granicy ( gdzie były te sarny w chwili oddania strzału nie wiadomo) ostrzelał i to dosłownie rudel sarn z czego trzy zabił. W pobliskiej wsi mieszkał stażysta z tego koła który powiadomił wszystkich co trzeba w tym również naszego łowczego. Sarny padły na naszym obwodzie i były ściągane do samochodu z naszego obwodu. Działania podjęte przez policję jak i myśliwych onu kół szybko pozwoliły ustalić kto strzelał. Niestety gostek zdążył odlecieć do Stanów. Na jak długo nie wiadomo ale sądzę że po powrocie nie popluje. Ten przykład zaprzecz niejako tym głosom które mówią o interesie koła i jakoś dziwnie nie przystają dp tej powszechnej opini o złej woli w wyjaśnianiu takich sytuacji. Jeszcze jedna sprawa nasówa mi się w tym temacie. Ważnym elementem tego przepisu jest to czy pomiędzy sasiadującymi kołami jest dobra armosfera czy nie. Bo od tego zależy dobra wola w wyjaśnianiu wszystkich spornych spraw.

Autor: r. andrzej  godzina: 12:33
Zarty zartami....odnosne przepisy obowiazujace w Polsce sa - z mojego punktu b. rozsadne i choc mozna dyskutowac o szczegolach to nie ma sensu stawiac duzach znakow zapytania czy wolac o ich zaostrzenie. Nie sadze zeby w praktyce polowania na granicy stwarzaly specjalne problemy. Do tego moze jednak bardzo szybko dojsc jak ta paragrafowa miarka zacznie odgrywac wieksza role. Jeden przyklad tylko - durny warchlak o wadze 25 kg strzelany przy granicy wpada do rowu bedacego granica. I zaczyna sie cyrk. Mysliwy go wyciaga, patroszy chce ladowac do samochodu gdy pojawia sie kolega - sasiad. Czyj dzik ?.dlaczego nie powiadomiono natychmiast sasiada ? Policja, sad....wizja lokalna - warchlak lezal wzdluz czy w poprzek rowu ? . Gdzie mal d*pe a gdzie leb jak wyzinal ducha....Niby glupie kilkadziesiat euro ale dla strzelajacego to kwestia byc albo nie byc (mysliwym). Jesli kabanek lezal wieksza czescia "ciala" u sasiadow to sciagajac go i ladujac do samochodu popelnia przestepstwo - klusownictwo.......I takie kwiatki maja miejsce regularnie..... Zycze wszystkim zainteresowanym dalszego polowania bez przejmowania sie faktem czy ten zwierzak padl poltora czy piecdziesiat metrow dalej niz nalezalo.... bez potrzby udowadniania, ze powiadomienie sasiada nastopilo juz o 23.44 a nie dopiero po 23. 52, kiedy to delikwenta w sasiednim obwodzie, trzy kroki za granica ktos spotkal.....

Autor: Dolny Wiatr  godzina: 13:58
Coś ty MISIEK2 przewrażliwiony jesteś. W każdym zaraz kłusola widzisz. Od mysliwego wymaga się skrócenia cierpień zwierzyny w możliwie najkrótszym czasie. To jak to sobie wyobrażasz? Idę parę km za postrzałkiem, dochodzę do granicy obwodu, i co ? Mam przerwać poszukiwania, lecieć i szukać dzierżawcę obwodu ? Komóra nie działa, brak zasięgu lub nie mam numeru. Nadchodzi noc, a ja mam przerwać i kogoś szukać? Przecież przepis mówi, pies na otoku, pomocnik może być. Jak spotkasz i widzisz psa na otoku, to widzisz że idzie za postrzałkiem. Jak idą bez psa, to chyba nie na węch tylko po farbie. Gdzie tu kłusownictwo i przepędzanie lasu. Jak ich spotkasz, to spytaj o personalia, zaoferuj pomoc i sam powiadom zarząd swojego koła.