Czwartek
07.05.2009
nr 127 (1376 )
ISSN 1734-6827

Wiedza i edukacja



Temat: Mity i przesądy myśliwskie

Autor: Marek Gołaszewski  godzina: 01:18
Z tego co sobie przypominam, to też nie pożycza się amunicji na polowaniu zbiorowym. Ale i obejście tego ponoć jest. Można amunicję rzucić na ziemię, a jak myśliwy znajdzie i podniesie to ma jak polować ;) Wydaje mi się, że coś w tym stylu to jest. Może ktoś bardziej obeznany w tym przesądzie się dołączy. Darz Bór

Autor: Jacol  godzina: 08:21
Szorstki! Cześć Koledzy (i Koleżanki też), ja tam nie jestem przesądny ale jak przeczytałem "szorstkiego", że wydał super książkę, której nie mam - splunąłem prze lewe ramię trzykrotnie. Szorstki - zrób wznowienie! Co do moich doświadczeń: już od lat nie strzelam pierwszej, widzianej w sezonie zwierzyny. Przynosi mi to szczęście choć parę razy byłem bliski złamania tej obietnicy. Podobnie pierwsza w sezonie złowiona ryba wraca do wody. Chodziłem kiedyś na zbiorówki z dwiema jednostkami. Koledze zepsuła się dubeltówka w trakcie polowania, więc pożyczyłem mu swoją, zostając ze sztucerem (dla wiadomości PSŁ spisaliśmy szybko protokół użyczenia broni). Już w pierwszym miocie on strzelił dzika a ja spudłowałem z około 25 m pięknego lisa. Pytanie: czy pożyczanie broni przynosi pecha czy szczęście. A teraz pewna maksyma dla Kolegów (i Koleżanek też), którzy boją się przytyć: przed jedzeniem wypij setkę. Przestaniesz się bać! Pozdro - DB

Autor: Urtica  godzina: 09:34
Mój kolega zawsze mówi, że jak się czegoś zapomni na polowanie, to nie wolno po to wracać, bo pech jak nic! Wybraliśmy się w sierpniową noc na dzika. Księżyc cudowny, ciepło, ambona na skraju pola kukurydzy, czego więcej trzeba. Tarabanimy się z samochodu i nagle słyszę: "Kurde, zapomniałem amunicji. Jak wrócimy po nią to możemy już nie jechać na polowanie, bo nie ma po co i tak nic nie strzelę, powrót to pech" . Ręce mi opadły. Namówiłam kolegę, żebyśmy jednak wrócili po naboje, ale kiedy podjechaliśmy pod dom, to żadne z nas nie chciało wejść na górę! Dopiero jego żona wysłała córkę z "przesyłką". Pech okazał się fikcją, bo polowanie zakończyło się efektownym dubletem dzików. Jacol, mój Tata też twierdzi, że nie należy strzelać do pierwszej widzianej w sezonie zwierzyny. A kto pamięta dziś o tym, żeby nie zawijać rękawów podczas patroszenia? Można podsunąć lekko do góry, ale nie wolno zawijać. Popatrzcie na zdjęcia, na co drugim myśliwi patrosząc mają rękawy zrolowane jak dywan.

Autor: Łupur21  godzina: 11:22
he,he,he, Ks. Jan z Przeworska w swoim kazaniu z 1593r. opowiada, że " są myśliwce czarowniki, którzy innym psują ruśnice ", znam taką jedną autentyczną historię z mojego koła, gdy taki taki " myśliwiec czarownik ", już śp. myśliwemu, znanemu w kraju z redakcji telewizyjnego programu łowieckiego, broń czarował ( tj. lunetę ), a później ......... umykł, oj umykał z kwatery, umykał hyżo, he,he,he. " Czarować " widać się wtedy dopiero uczył, z czasem nabrał on w tej sztuce znacznej praktyki, i mało kto z myśliwych przy nim broń odważył się zostawić sam na sam, choćby na chwilę, he,he,he " Myśliwych czarowników " należy się wystrzegać na polowaniu !

Autor: Łupur21  godzina: 12:01
Ad.Urtica Twoja historia przypomniała mnie - jak żywo - fragment gawędy J. Groblewskiego: " O kolanku, pustych wiadrach i broni co sama strzela ", a było to tak ......... cyt.: "Chciałem wspomnieć jeszcze jeden myśliwski obyczaj i opowiedzieć przypadek, który będzie ostatnim gwoździem do trumny wrogów przesądu. Wiadomo powszechnie, że gdy raz wybraliśmy się do lasu i zatrzasnęli za sobą drzwi mieszkania, nie należy, broń Boże, wracać nawet dla najważniejszych powodów. Przestrzegam święcie tego przesądu, a że jestem z natury roztargniony i często czegoś zapominam, zdarza się, że idę do lasu bez .... jedzenia, bez lornetki,bez kapelusza, a czasami nawet bez ..... strzelby. Tego pamiętnego dnia uszedłem zaledwie sto kroków i z przerażeniem stwierdziłem, iż nie wziąłem ze sobą ani jednego naboju. Na nic się zdało rozpaczliwe przeszukiwanie wszystkich kieszeni - naboje zostały w domu na stole. Wierny jednak swej zasadzie, ruszyłem dalej, wierząc, iż św. Hubert wynagrodzi sowicie moją stałość przekonań. No i nie uszedłem nawet kilometra, gdy w pierwszej buczynie ujrzałem ogromnego odyńca, którego daremnie tropiłem od wielu dni. Kroczył sobie wolno, pomiędzy bukami, szturchając raz po raz, jakby od niechcenia, tabakierką w ściółkę. Odległość między nami nie przekraczała pięćdziesięciu metrów - serce ścisnęło mi się boleśnie na myśl o leżących w domu na stole nabojach. Nie mogłem jednak powstrzynać się, żeby chociaż nie zmierzyć do upragnionego zwierza. Złożyłem się wiec powoli, prowadziłem go na muszce, a w pewnym momencie bezwiednie położyłem palec na spuście. Ku mojemu osłupieniu - strzelba wypaliła, a odyniec ugodzony śmiertelnie za uchem, znieruchomiał na miejscu ! Złośliwi powiedzą, że widocznie nie rozładowałem broni wracając poprzedniego dnia z lasu, ja jednak upieram się przy tym, że według znanego ogólnie przesądu, każda strzelba raz do roku sama strzela ... ". Pozdr. DB.

Autor: virtual  godzina: 12:15
Urtica, Jacol, coś musi być w tm nie strzelaniu pierwszej sztuki w sezonie. Pojechałem w niedzielę tą długoweekendową na dziczka w okolice gdzie były duże szkody na jęczmieniu. Pomyślałem ziemia sucha w nocy będzie dobrze na tym jęczmieniu widać. Przyjechałem samochodem na miejsce ok 19.30 zaparkowałem w brzózkach, przygotowałem sztucer i po 10 minutach posłyszałem jak dziki gadają, po kolejnych 5 minutach stał piękny przelatek jakieś na oko 50 kg w odległości 100m. Czekałem wahałem się oglądałem żeby nie strzelić przypadkiem prowadzącej loszki, wreszcie kiedy zdecydowałem się na strzał dziczek był jakieś 60 m od wylotu lufy. W lunecie mi się nie mieścił i zgadnijcie co? Nie wiem jak to się stało ale spudłowałem, pozycja idealna biały dzień dzik stoi w miejscu wystawiony na blat a tu kula idzie górą. Normalnie parę dni już minęło a ja cały czas zachodzę w głowę jak można tak wystawionego pierwszego w sezonie dziczka spudłować. I jeszcze jedno już jak zdecydowałem się na strzał pomyślałem o tu go będę patroszył - to tak w nawiązaniu do wyobrażanie sobie zwierza w bagażniku przed strzałem. Darz Bór Koledzy i Koleżanki

Autor: Jagdterrier  godzina: 15:10
Jeśli strzelając do zwierzęcia będzie niewypał absolutnie nie repetować i nie strzelać do niego. Najwyraźniej to zwierze musi żyć. Lub Hubert tak sobie życzy.