Czwartek
11.11.2010
nr 315 (1929 )
ISSN 1734-6827

Wiedza i edukacja



Temat: jak wpisujecie do książki podchód ?

Autor: Rafał J.  godzina: 00:50
Poszperałem w „starych zapisach” i spróbuję przedstawić swoje wnioski, a jeśli coś pokręcę, jurek123 lub szyper z całą pewnością poprawią mnie. Wymóg prowadzenia książek ewidencji pobytu myśliwych na polowaniu indywidualnym wprowadzony został w roku 1993. Postarała się o to Naczelna Rada Łowiecka, modyfikując swój poprzedni tzw. „Regulamin polowań”. Z regulaminu wynikało, że każdy wyjazd na polowanie indywidualne należało zgłosić łowczemu koła, który w imieniu dzierżawcy dokonywał wpisów w książce. Mało tego. „O wykonywaniu polowania w terenach leśnych myśliwy miał obowiązek powiadomienia przedstawiciela służby leśnej tego terenu”. Fajnie było, nie? Bodaj w cztery lata później, czyli w roku 1997, zapis o obowiązku prowadzenia książki pojawił się w rozporządzeniu MOŚZNiL, a myśliwy prawa wglądu do książki nadal nie posiadał, ale za to uniżenie musiał prosić pana łowczego o dokonanie takiego wpisu. Ciążył na nim też inny obowiązek. Polowanie na zwierzynę grubą należało zgłaszać leśniczemu i jemu też, po zakończeniu polowania, meldowało się o dokonanym odstrzale. Jak widać, pełen relaks i luz. W rok później minister nowelizuje rozporządzenie w sprawie szczegółowych zasad i warunków wykonywania polowania i znakowania tusz i pozwala jego zapisami już myśliwemu osobiście dokonywać odpowiednich wpisów w książce, ale miejsce wyłożenia książki nakazuje dzierżawcy uzgadniać z właściwym nadleśniczym. Jednocześnie ginie obowiązek czapkowania łowczemu oraz drugi – kontaktowania się z leśniczym. Uf, jaka ulga. Nareszcie cywilizowany świat, chociaż niektórzy łowczowie do dnia dzisiejszego nie mogą w to uwierzyć i robią swoje – nadal tyranizują szarych członków kół i zmuszają ich do różnego rodzaju zgłoszeń, meldunków, a także respektowania ich nakazów i zakazów. Wreszcie mocą Ustawy z czerwca 2004 r. – o zmianie ustawy Prawo łowieckie, Sejm wprowadza książkę do – po Konstytucji – najwyższego aktu prawnego RP, a myśliwego czyni wręcz „odpowiedzialnym za dokonanie wpisu”. Jednocześnie minister w ślad za tym, w niecały rok później, podpisuje rozporządzenie w sprawie szczegółowych, ale już warunków (a nie zasad) wykonywania polowania i znakowania tusz, rozwija zagadnienie książki, a obowiązek dzierżawcy wobec nadleśniczego ogranicza tylko do „powiadomienia” o miejscu wyłożenia książki i tak, z niewielkimi zmianami, mamy do dzisiejszego dnia. Tak by to wyglądało w telegraficznym skrócie. Dla jurka123 to wszystko nic nie znaczy, bo on wie lepiej. Dla niego książka ewidencji , to tylko wymysł „wierchuszki Lasów Państwowych” „za namową milicji”. I w ogóle najlepiej, gdyby tej książki nie było, bo ona nikomu nie jest tak naprawdę potrzebna. Gdyby jurek123 nie pamiętał lat np. osiemdziesiątych (tak czasem bywa), to chciałbym mu jeszcze przypomnieć, że choć wtedy wymóg prowadzenia książki ewidencji w zasadzie nie istniał (nie mylić z zeszytami 60-cio czy 100-kartkowymi), to na mocy uchwał NRŁ taki łowczy koła był panem i władcą i nie tylko trzeba było do niego zgłaszać wyjazd, ale to on decydował o tym, w którym miejscu myśliwy mógł polować, a w którym nie. Dziękuję bardzo za pomysły jurka123. Zabieram z szafy broń, wsiadam w samochód, podjeżdżam do książki, wpisuję się w dowolne nie zajęte miejsce obwodu łowieckiego, nie musze się przejmować humorem zarówno łowczego, prezesa, jak i nadleśniczego, leśniczego czy innego przedstawiciela służby leśnej i spokojnie poluję – byleby zgodnie z zasadami prawa i etyki. Darz Bór !

Autor: wosiu  godzina: 17:07
Koledzy. Kiedyś po pierwsze nie było takiej ilości mysliwych a po drugie nie było takiej ilości broni o lufach gwintowanych. Strzelało się z dubeltówek z osadzonymi na nich lunetami a więc strzały na bliskie odległosci. Wyobraźmy sobie sytucję gdyby nie było książki, gdzie na to samo pole podjeżdżają z dwóch różnych stron a może i z trzech myśliwi, widzą dziki i wszyscy zaczynają podchód. Przecież do tragedii jest tylko krok. Ja jednak wolę książke. Nawet idąć na ambonę, wiedząć że poza mną nikogo tam nie ma prawa być, albo demonstracyjnie pale papierosa albo co jakis czas świecę lampką. To jest tylko zycie. pozdrawiam