Poniedziałek
13.07.2009
nr 194 (1443 )
ISSN 1734-6827
Otwarta trybuna
Nietradycyjna broń w łowisku autor: mieszko1
Dla wielu myśliwych ich przygoda z łowiectwem zaczęła się w wieku młodzieńczym, gdy polujący rodzic czy krewny zabierał młodego człowieka na ekscytujące wyprawy do lasu. Był to moment pierwszego kontaktu z bronią, tradycjami myśliwskimi i lata spędzone w ten sposób w łowisku wyrabiały u przyszłego myśliwego stosunek do wielu aspektów łowiectwa, także opinię nt. broni zabieranej na polowanie. Część młodych ludzi zaczyna swoją przygodę z bronią wstępując w szeregi armii, gdzie do ręki dostają broń niezbyt piękną i celną - bo nie te cechy wymusza doktryna wojskowa.

Moja przygoda z bronią zaczęła się od rozmów z przyjaciółmi, z których wielu to nie tylko mistrzowie strzeleccy, ale także znawcy broni myśliwskiej - także tej dedykowanej wcześniej do zastosowań sportowych czy militarnych. W efekcie tych rozmów rozpocząłem trening strzelecki, zacząłem brać udział w zawodach, wstąpiłem na staż i ostatecznie zostałem myśliwym. Doświadczenia wyniesione z zawodów i stażu zadecydowały o tym, iż do każdego rodzaju strzelań, czy to sportowych czy w łowisku dobieram broń dedykowaną i w danym momencie najbardziej odpowiednią do sposobu i obiektu polowania czy dystansów na zawodach. Widuje się oczywiście strzelców zabierających do lasu i na zawody tę samą jednostkę – ale rzadko sprawdza się ona idealnie w obu przypadkach.

Jako początkujący adept łowiectwa bez „pamiątek” w szafie pod postacią schedy po rodzicu czy krewnym stanąłem przed wyborem – jaką jednostkę broni potrzebuję do uprawiania mojego hobby, które z czasem stało się ważną się częścią mojego życia. Nie stać mnie na eksperymenty więc polegałem na doświadczeniu nie tylko swoim ale także moich kolegów i przyjaciół. W trakcie stażu miałem szansę ocenić przydatność wybranych kalibrów w łowisku, to w jaki sposób broń o różnej długości i ciężarze sprawdza się na ambonie czy podczas podchodu. Zacząłem mieć coraz więcej wątpliwości czy tradycyjna broń myśliwska – a mam na myśli typowy sztucer – spełnia moje oczekiwania w zakresie uniwersalności, wygody użycia czy wielu innych cech użytkowych, o których piszę w dalszej części artykułu.

Największą wadą tradycyjnych sztucerów z mojego punktu widzenia jest ich długość a także wynikające z niej rozłożenie środka ciężkości broni. Próba operowania na ciasnej ambonie, ułożenie broni w otworze i składu do strzału zabierał czas, a co najważniejsze, wymagała dużo uwagi celem uniknięcia wywołania hałasu potrąceniem czegokolwiek w pobliżu. Również skład przy strzale do dzika czy lisa w przebiegu wymaga dużego doświadczenia i tutaj też poszukiwałem jakiegoś wsparcia po stronie konstrukcji broni.

Z bardzo otwartą głową rozpocząłem swoje poszukiwania. Sam kaliber nie miał większego znaczenia ze względu na to, iż świadom byłem tego, iż moją przygodę z polowaniami powinienem rozpocząć od zwierzyny w niższych przedziałach wagi – lisów, szkodników, czy małych dzików – mogłem więc brać pod uwagę .223.

Zdecydowanie najważniejsze dla mnie były małe rozmiary karabinu. Producenci znaleźli sposób na zmniejszenie długości broni bez konieczności skracania lufy, co z dużą pewnością wpłynęłoby na jej celność – a mianowicie wbudowanie zamka w kolbę. Taki układ nosi co prawda nazwę „bezkolbowy” – nie mniej producentom udaje się bardzo estetycznie ukryć mechanizmy w tradycyjnych rozmiarów kolbie zapewniającej oparcie dla ramienia i kości jarzmowej policzka. Taka konstrukcja jest dostępna na rynku także w osadzie drewnianej i całość przypomina jeszcze tradycyjny sztucer myśliwski nie mniej układ ten wprowadza pewien dyskomfort w postaci konieczności manipulowania zamkiem bardzo blisko twarzy strzelca złożonego do strzału. Nie jest to ani wygodne ani praktyczne z punktu widzenia szybkości osadzenia następnego naboju w komorze. A dla mnie czas repetowania jest kolejnym ważnym elementem, ponieważ pasjonuję się polowaniami na lisa, a tego bardzo rzadko można go spotkać w łowisku statycznie oczekującego na myśliwego. Najczęściej sznuruje w poszukiwaniu zdobyczy lub bardzo szybko biegnie w kierunku wabiącego nemroda. Poza tym, iż lis jest bardzo ruchliwy stanowi także stosunkowo mały cel – pierwszy strzał nie zawsze jest celny – tym bardziej ja jako początkujący myśliwy nie mogę zakładać, że pierwszy strzał będzie zawsze celny. Stąd postanowiłem zainteresować się sprzętem semi-automatycznym.

Przy takim założeniu wybór broni uległ już mocnemu ograniczeniu. Moje zamiłowanie do tradycji, grawerunków, poczucie estetyki stanęło twarzą w twarz z wyżej już wymienionymi potrzebami w odniesieniu do walorów użytkowych. Decyzję podjąłem na pierwszym miejscu stawiając cechy broni, które pozwolą mi być skuteczniejszym i bardziej etycznym myśliwym, przez co rozumiem także wszystkie te cechy broni, które pozwolą mi oddać celny strzał niezależnie od formy składu przy jego oddawaniu. Wybór padł na myśliwski semi-automatyczny sztucer w układzie bezkolbowym. Nie była to łatwa decyzja ponieważ znam stosunek wielu myśliwych do nowinek technicznych wprowadzanych do łowiska. Spędziłem na rozmowach na ten temat sporo czasu, i na szczęście dla mojego wyboru większość kolegów wymieniała wyłącznie aspekt czysto estetyczny i te kwestie etyczne związane z użyciem broni w łowisku, które dla mnie są całkowicie zrozumiałe i również bardzo istotne.

W Polsce taki typ broni oferuje jedynie firma Steyr-Mannlicher. Na szczęście konstrukcja broni oferowanej przez tą firmę spełniła wszystkie moje oczekiwania w zakresie cech użytkowych, aczkolwiek ma jedną bardzo poważną wadę – jedynym jej elementem, który przypomina tradycyjną broń myśliwską jest luneta. Poza estetycznym aspektem nie odnalazłem w AUG żadnych „wad”, które wpłynęłyby niekorzystnie na jej wykorzystanie w łowisku.

Steyr AUG-Z jest bardzo krótki – przy długości całkowitej 79cm i ciężarze 3,6kg jest niezwykle „poręczny”. Pistoletowy uchwyt polubią zapewne wszystkie osoby mające doświadczenie w sportach strzeleckich a 50 centymetrowa lufa zapewnia skupienie na tarczy oddalonej na 100m na poziomie 3cm w przypadku użycia fabrycznej amunicji. Kaliber .223 już sam w sobie zapewnia niewielki odrzut dodatkowo niwelowany cofającym się zamkiem. Przy tym broń jest tak krótka, iż można nosić ją na pasku pod ramieniem co dramatycznie przyspiesza skład co bardzo pomaga mi to podczas operowania wabikiem podczas podchodu gdy lewą dłonią trzymam przy ustach wabik, a prawa spoczywa na rękojeści.

Moja przygoda z bronią myśliwską zaczęła się w sposób przeze mnie wymarzony choć stosunek myśliwych do AUGa nie jest przychylny. Ci z nich, którym użyczyłem go choćby na chwilę w większości uznali moje argumenty za wykorzystaniem w łowisku. Chciałbym pozostałych nemrodów, którzy z bardzo dużą rezerwą podchodzą do wykorzystania nowoczesnej broni w łowisku przekonać do tego, iż wiele osób idących w moje ślady wybiera ten konkretny typ broni ponieważ potrzebuje w łowisku bardzo specyficznych cech, niedostępnych w sprzęcie typowo myśliwskim, a nie dlatego że chcą wyróżnić się w gronie kolegów – choć tacy zapewne również się znajdą. Oczywiście można podnieść argument, iż broń etycznego myśliwego niekoniecznie musi być komfortowa w użyciu i gwarantować szybki skład nie mniej w tej naszej przygodzie z łowiectwem i tak w większości zaakceptowaliśmy już nowoczesny sprzęt, lunety z podświetleniem, lornetki z wbudowanym dalmierzem, jak również mechanizm automatycznego repetowania. Steyr’a nie da się kupić w osadzie drewnianej z grawerunkiem na zamku ale fakt, iż przy konstrukcji wykorzystano elementy plastikowe nie dyskwalifikuje go jako broni myśliwskiej. Osobiście bardzo polubiłem tą broń i zachęcam innych myśliwych szukających karabinu w kalibrze .223 do rozważenia tej propozycji.

Darz Bór!