Poniedziałek
31.07.2006
nr 212 (0365 )
ISSN 1734-6827
Listy do redakcji
Obrona Ostoi autor: jani
Zarzucono mi, że w dwóch dotychczas napisanych Listach do Redakcji wystąpiłem przeciwko programowi Ostoja, negując zawartość, sens i potrzebę emisji tego dzieła. Otóż w żadnym ze zdań tych listów nie można znaleźć jednej podobnej myśli. Wręcz przeciwnie, podkreśliłem elementy pozytywne obiektywnie a także przeze mnie lubiane.

Podoba mi się czołówka Ostoi z dobrze pomyślaną księgą pełną wiedzy. Symboliczne jej zamknięcie na końcu mniej rozgarniętemu widzowi uświadamia, że na następny odcinek trzeba poczekać miesiąc, bo ten się (odcinek) skończył. Niezwykły urok mają obrazy przyrody: sielskie, rodzinne krajobrazy, pola, łąki i lasy pełne rozmaitych stworzeń, a wszystko na chwałę polskiego łowiectwa. Muzyka poruszająca w duszy słuchacza ukryte struny, budząca w nim miłość ojczystej przyrody jest stałym, pozytywnym elementem Ostoi.
Tego mi nikt nie zaprzeczy.

Ale są też w Ostoi wady, które twórcy mogliby przy dobrej woli wyeliminować. Wystarczy chcieć. Jeden z moich adwersarzy powołał się na konotacje programowe Ostoi. Że to nie wyłącznie dla myśliwych, że ma promować, uświadamiać, przybliżać łowiectwo tej wielkiej, dwumilionowej rzeszy telewidzów zasiadających ochoczo niedzielnym rankiem przed odbiornikami. Tylko przyklasnąć, ale czemu tej ogromnej liczbie (poza myśliwymi) niezorientowanych podawać nieprawdę. Brak zręczności w konstruowaniu propagowanych idei przynosi szkodę, nie pożytek.

Dlaczego powiela się błędy językowe, których nie odnalazła korekta wydawców słowników, a które przepisywane automatycznie do następnych edycji usiłują zdobyć status poprawności.
Dlaczego, jeśli to ma być film również propagandowy, ignoruje się zasadnicze kanony propagandy?
Dlaczego, jeśli to ma być program łowiecki, wprowadza się mylny, dezorientujący i szkodliwy wizerunek myśliwego, miłośnika zwierzątek, a równocześnie „buca w kapelusiku z piórkiem” (określenie często używane w dyskusjach pro- i anty-). A także łowiectwa w całości.

Myśliwy to nie hodowca świnek morskich, kanarków ani nawet wędkarz (proszę, bez urazy, nie mam nic przeciwko tym pasjom). Jakże daleko mu do tego hobbysty, który dla, mam nadzieję, niewątpliwej przyjemności kaleczy stworzenie, wyciąga je z wody w obce, wrogie środowisko, by po nasyceniu się widokiem „taaakiej ryby” wypuścić ją z powrotem do wody. Podobne temu zdarzenie spotkało się z jednoznacznym potępieniem myśliwych, gdy „niedzielny łowca” (ŁP nr 6/93) strzelał do lisów w wodzie.

Nie chcę być gołosłowny, choć nie mogę tu dokonywać streszczenia odcinków Ostoi. Ale widok stada krów ze spętanymi boleśnie w pęcinach nogami (co praktykowane jeszcze czasami po wsiach, a pokazane w Ostoi 20.03.2004 r.), można tłumaczyć na wiele sposobów i tak je pewnie przyjęli widzowie:
Myśliwi w swoim programie pokazują barbarzyńskie metody.
Godzą się na zadawanie męczarni.
Sami nie są lepsi, znieczuleni i sadyści.
Mają skłonności do zabijania. A więc mordercy.
Ze strony Autorów filmu nie padło ani jedno słowo potępienia, dezaprobaty lub chociażby odcięcia się od sprawców. Propagandowo stracony wątek i jeśli nie dało się choć tym bydlętom ulżyć, stało się po dwakroć źle.

Więc jeśli chcemy odmienić ten stereotyp, pokażmy co w łowiectwie jest prawdziwe. Prócz umiłowania przyrody racjonalne gospodarowanie zasobami naturalnymi łącznie z samym polowaniem, bo takie też są prawa Boskie. A cały rozległy obszar kultury łowieckiej to nie tylko Mistrz kuchni i często od rzeczy na srebrnym ekranie gadające głowy.
Nie chcę, jak mi imputują, by w Świętą Niedzielę pokazywano wybebeszone (mógłbym użyć eufemizmu, ale niech będzie realistycznie) trupy saren. Łowiectwo wszakże to coś więcej, niż chcą nasi przeciwnicy. To przecież dbałość o przyrodę, to ratunek dla ginących gatunków (żubr, kozica, bóbr, ryś), to wreszcie funkcje gospodarcze, kulturowe i rekreacyjne. Jakoś nikt nie ma pretensji do rolnika, który strzeże swego stada, dba o nie i pielęgnuje, by, gdy przyjdzie czas, wziąć do ręki siekierę.

Niech Ostoja będzie tego wszystkiego obrazem i głosem. Niech mówi o wszystkim i dla wszystkich, ale niech czyni to w sposób niebudzący zażenowania. Nie może jąkała być spikerem w radiu, daltonista malarzem a głuchy kompozytorem. To ostatnie udało się tylko Beethovenowi. Więc czekamy na Beethovena!