Wtorek
12.09.2006
nr 255 (0408 )
ISSN 1734-6827
Listy do redakcji
Seminarium w Białej Podlaskiej. autor: cienias
Jedną z nielicznych atrakcji przyrodniczych okolic Białej Podlaskiej, myślę, że największą, jest dolina Bugu i sama, na szczęście nie uregulowana, graniczna na tym odcinku, urokliwa rzeka. Okolice Bugu jeszcze 30-40 lat temu "usiane" były tysiącami większych i mniejszych jezior, powstałych w wyniku zmian koryta rzeki w przeszłości. Odludne, rzadko wtedy odwiedzane przez rolników, myśliwych i wędkarzy, "burzyska" były doskonałą ostoją dla wielu gatunków ptactwa wodnego. Z sentymentem często wracam do tych miejsc, gdzie wśród moich starszych kolegów zdarzało mi się przeżywać niezapomniane chwile póżnym latem i jesienią na tzw. wypadach na kaczki. Póżnym popołudniem zajmowaliśmy stanowiska kilkaset metrów od rzeki, zresztą odległość od rzeki i lokalizacja nie miały większego znaczenia. Kaczki, gdy przychodziła odpowiednia chwila, leciały nad każdym dowolnie wybranym stanowiskiem. Nikt się nie maskował, a nawet nie było zwyczaju wykorzystywania drzew czy krzewów w celu ukrywania się. Wtedy byłem przekonany, że takie zachowanie wymusza zasada honorowego, czy szarmanckiego zachowania wobec zwierzyny.

Myśliwi, o których piszę, to nieżyjący już w komplecie leśnicy, wśród nich mój ojciec, których darzyłem ogromnym szacunkiem, jako dżentelmenów w każdym calu, a także uwielbiałem, jako niezapomnianych gawędziarzy. Dzisiaj myślę, że z powodu obfitości kaczek nie było w zwyczaju maskowanie się. Scenariusz wieczoru zwykle nie różnił się od siebie.

Gdy słońce było jeszcze nad horyzontem z drugiej strony rzeki, czyli z przepastnych bagien na terenie ówczesnego ZSRR, nadlatywały pierwsze kaczki. Rozlegały się pierwsze strzały. Kaczki nadlatywały zza Buga nieprzerwaną "nawałnicą", niezależnie od tego co działo się na ziemi, by lecieć przez najbliższą godzinę. Pamiętam, że choć amunicja była wtedy z powodu jej niedostępności bardziej cenna niż obecnie, to każdy zużywał cały zapas, a gdy amunicja "wyszła" można było nadal w zapadających ciemnościach patrzeć, jak stada po kilkadziesiąt sztuk, jedno za drugim przelatywały nad nami. Jedynym powodem końca upojnego spektaklu były zapadające całkowite ciemności.

Z upływem czasu ubywało wody, a po niej ptactwa. Z tysięcy jeziorek pozostały dziesiątki, a wieczorem zdarza mi się nie zobaczyć na niebie żadnej kaczki, wcześniej wyniosły sie wszędobylskie łyski i inne gatunki. Póżną jesienią na chwilę "ożywia" rzekę i okolice ptactwo przylatujące z północy. Uważam, jako obserwator tych niekorzystnych przemian, że katastrofa populacji ptactwa wodnego nad Bugiem jest wynikiem kilku co najmniej czynników. Jednak największe spustoszenie spowodowała budowa rowów odwadniających. Apogeum odwadniania miało miejsce w latach 70 i 80-tych. Pamiętam nieliczne głosy protestu, szczególnie środowisk akademickich z powodu bezmyślnego i szkodliwego procesu odwadniania kraju. Szkody i straty wynikłe z aroganckiej i błędnej polityki są, myśle, dla wielu z nas, oczywiste, szczególnie w obliczu kolejnej powodzi, czy niedoboru wody, bo naturalną retencję w postaci niezliczonych bagienek i bagien zlikwidowano.

W miejscach o, których piszę prawie nic nie zostało też z wielkiej obfitości kuropatw i zajęcy. Podzieliły ich los także piżmaki.

Z wiekiem staję się coraz większym realistą i staram się rozumieć procesy zachodzące w przyrodzie. Jednak, jako myśliwego i obrońcy przyrody w jej, możliwie nienaruszonym stanie, interesuje mnie zgłębianie przyczyn zmniejszania się populacji zwierzyny drobnej i poznawanie efektów ewentualnych prac nad zatrzymaniem katastrofy populacyjnej wszystkich tych, najbardziej atrakcyjnych myśliwsko gatunków. Ciągle też odczuwam niedostatek wiedzy o możliwościach i próbach odbudowania poszczególnych populacji.

Dlatego ucieszyłem się z zaproszenia na seminarium dotyczące gospodarki łowieckiej, jakie odbyło się 28 sierpnia 2006 zorganizowane przez Bialskie Towarzystwo Łowieckie "Ponowa" w Białej Podlaskiej. Ucieszyła mnie ta cenna inicjatywa, bo wyszła naprzeciw potrzebie pogłębiania wiedzy, ale też naturalnej potrzebie integracji myśliwych, której w okręgu bardzo brakuje. Bialskie towarzystwo, jest największą i najbardziej prężnie działającą społecznością myśliwską w okręgu bialskim. Po raz kolejny bialskie towarzystwo z Jego prezesem Ryszardem Mączyńskim, pomysłodawcą i inicjatorem spotkania, na czele wyręcza kolegów z władz okręgowych, gdyż zastępuje z konieczności tychże w zakresie obowiązków dbania o ułatwianie dostępu do fachowej wiedzy, dając jednocześnie tzw. zwykłym członkom okręgu poczucie satysfakcji z przynależności do uprzywilejowanej grupy społecznej. W naszym okręgu z różnych powodów, formalne kontakty pomiędzy myśliwymi, nawet w kołach są mocno w stosunku do innych okręgów ograniczone, a na szczeblu okręgu zaniechane w ogóle. Być może to zaniechanie, to podjęty przez elity wybór, jeżeli tak, to tym gorzej. Prezes koła Ryszard Mączyński, który ma w okręgu opinię tzw. "niespokojnego ducha" i wroga tzw. trwania, wielokrotnie już podejmował ze swoim kołem cenne inicjatywy w sferze gospodarczej i towarzyskiej, a bialskie towarzystwo lideruje w okręgu pod wieloma względami.

Rysiek Mączyński zapowiada już kolejne inicjatywy skierowane do wszystkich, nie tylko tzw. funkcyjnych członków Związku. Mam nadzieję, że włądze okręgu w ramach zdrowej rywalizacji z "Ponową", także zaproponują swoim członkom aktywny udział w życiu okręgu. Lepiej póżno niż wcale.

Inicjatywa ucieszyła mnie też z tego powodu, że w kontekście "nie-sławy", jaką zdobył w Polsce nasz okręg z powodu niechęci władz jednego z kół do działania w zgodzie z prawem i długiego, akceptującego bezprawie milczenia odpowiedzialnych elit okręgu, inicjatywa "Ponowy" ukazuje, że w okręgu bialskim, zdarzają się nie tylko kompromitujące, opisywane od miesięcy, potępiane przez myśliwską brać, ekscesy słynnego prezesa i jego dworu, lecz też godne wyróżnienia wydarzenia.

Uwagę zwróciła duża grupa leśników, a imprezę uświetnił zespół sygnalistów RDLP. Wiem, że zaproszenia z oczywistych powodów były kierowane do zapraszanych bezpośrednio i przez zarządy kół, z których jednak nie wszystkie powiadomiły swoich członków, pozbawiając dużą rzeszę myśliwych możliwości uczestniczenia i wymiany poglądów.

W programie seminarium znalazło się miejsce dla prelekcji profesorów: Ryszarda Dzięciołowskiego i Romana Dziedzica, którzy zaprezentowali wyniki prac nad populacjami zwierzyny drobnej oraz w przekroju przybliżyli stan populacji zwierzyny łownej, głównie w kraju i Europie. Zebrani usłyszeli szereg ciekawych uwag dotyczących kondycji łowiectwa w Europie.

W spotkaniu uczestniczył aktywnie wiceprezes wydawnictwa "Łowiec Polski" Kol. Jan Wójcik, co niektórzy wykorzystali do kuluarowych rozmów o zmianach, jakie obserwujemy w "Łowcu". Padały zarzuty, moim zdaniem już nieaktualne, o dworskość pisma, które zresztą Kolega prezes w wiarygodnym wywodzie odparł. Podkreślano wysoki poziom estetyczny i sugerowano, aby Łowiec wzorem innych mediów łowieckich odważał sie poruszać najważniejsze, z punktu widzenia myśliwych problemy Związku i przejął na siebie część ciężaru w zakresie obrony członków PZŁ przed patologiami, jakie wewnątrz organizacji obserwujemy.

Padły słowa o niewątpliwym sukcesie portalu "Łowiecki", który zdobył sympatię myśliwych, właśnie dlatego, że piętnuje patologie i promuje uczciwość w relacjach wewnątrz Związku. W sytuacji, gdy wielu "szarlatanów" z bocznych torów życia publicznego uznało, że w PZŁ mają szansę na zbudowanie sobie trampoliny i wykorzystując nabardziej perfidne, choć skuteczne metody do budowania wpływów i tzw. większości w kołach i okręgach, gdy tę większość już sobie podporządkują, tworzy sobie "przyczółki" dla ułatwiania osobistych karier na koszt Związku, szczególnie potrzebna jest społeczna kontrola i jawność, którą min. zapewniają media.

Dzięki wysiłkowi inicjatora seminarium prezesa towarzystwa "Ponowa" i kolegom z tego koła zaangażowanym w przedsięwzięcie około 150 osób spędziło kilka godzin w dobrym towarzystwie, wielu odnowiło dawne znajomości i pożegnali się bogatsi o zdobytą wiedzę. Tak więc życzę swojemu okręgowi, żeby to właśnie tacy Mączyńscy i im podobni, swoimi inicjatywami zapewniali popularnośc, również w mediach, okręgowi, a nie kolejne skandale z udziałem członków władz okręgu, o których czytało w sierpniu, jak zapewnia administrator portalu ponad 31000 osób, czyli około 1/3 polskich myśliwych.

A kolegom z Bialskiego Towarzystwa Łowieckiego "Ponowa" dziękuję za inicjatywę, trud jej przeprowadzenia i zaproszenie. Darz Bór!