Środa
21.11.2012
nr 326 (2670 )
ISSN 1734-6827
Dziennik na gorąco
Wydają wyroki z uporem osłów autor: Janusz Kibic
Mimo wyroku Trybunału Konstytucyjnego z dnia 6 listopada br. stwierdzającego, że dyscyplinarne sądownictwo łowieckie PZŁ utraciło podstawy prawne dla funkcjonowania, a także wyraźnego stwierdzenia, że żaden organ lub władza PZŁ nie ma prawa stosować kar skutkujących choćby czasową utratą możliwości wykonywania przez członków PZŁ państwowych uprawnień do wykonywania polowania - sądy łowieckie w dalszym ciągu sądzą i skazują. Wprawdzie nie można zapominać, że formalnie podstawa ustawowa do działania sądownictwa dyscyplinarnego upada w dniu publikacji wyroku w Dzienniku Ustaw, czyli dzisiaj, ale tak doświadczeni prawnicy, jakimi mienią się sędziowie okręgowych sądów łowieckich powinni rozumieć, że wydając swoje "wyroki" wbrew Trybunałowi Konstytucyjnemu tylko ośmieszają PZŁ.

Redakcja dziennika "Łowiecki" uzyskała nagranie "rozprawy" przed Okręgowym Sądem Łowieckim w Olsztynie już po wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Olsztyński sąd łowiecki w składzie: Wiesław Gintowt - prezes OSŁ, Janusz Zamojski i Witold Stępień, rozpatrując sprawę z oskarżenia rzecznika dyscyplinarnego Józefa Kalińskiego wbrew intencjom Trybunału Konstytucyjnego ukarali obwinionego Grzegorza J. karą zawieszenia w prawach członka PZŁ na okres 1 roku. Oznacza to, że myśliwy pozbawiony zostaje na okres jednego roku uprawnień do polowania nabytych w drodze egzaminu państwowego.

Rzecznik dyscyplinarny i sędziowie podczas rozprawy występują w togach zwanych przez myśliwych sukienkami, a przewodniczący składu ma łańcuch na szyi do złudzenia przypominający wygląd sędziów sądów powszechnych. Jak powiedział lekarz weterynarii składający zeznania jako świadek, nie będący członkiem PZŁ, był on przekonany, że zeznaje przed prawdziwym sądem. Z tego też względu ujawnił przed sędziami dane osobowe osób wykonujących u niego badania mięsa, a nawet dał do wykonania odbitek dokumentację zawierająca newralgiczne dane osobowe osób korzystających z jego porad. Smaku sprawie dodaje fakt, że myśliwy "oskarżony" został w oparciu o właśnie tą dokumentację, z której za podstawę oskarżenia wzięto zapis, że myśliwy dostarczył do badania na włośnie próbki tuszy dzika. Dla rzecznika było do dowodem, że skłusował dzika, bo nie było wpisu ani w książce, ani w jego odstrzale, że tego dnia dzika strzelił. Sąd nie przyjął tego, co poświadczył i zeznał inny myśliwy, że to on poprosił obwinionego do dostarczenia próbki strzelonego przez siebie dzika do badań, a naoczny świadek stwierdził, że w dacie dostarczenia tej próbki polował razem z "oskarżonym" i nic nie strzelili. Sąd łowiecki wbrew intencjom Trybunału Konstytucyjnego pozbawił nieszczęśnika państwowych uprawnień do wykonywania polowania na okres jednego roku.

Bodajże po raz pierwszy osoby nie mające kontaktu z łowieckim wymiarem sprawiedliwości będą miały okazję zobaczyć jak przebiega rozprawa, w której to niby sędziowie wystrojeni w niby sądowe stroje i łańcuchy dowartościowują się ważnością i możliwością decydowania o losie kolegów myśliwych, oskarżanych przez niby prokuratora, czyli rzecznika dyscyplinarnego, w tym wypadku rzeczywiście fachowca, bo z zawodu pszczelarza. Mam nadzieję, że video poniżej pokazuje jedną z ostatnich rozpraw, jakie prowadziło przez dziesiątki lat sądownictwo łowieckie. Warto obejrzeć, bo to se ne vrati.