Poniedziałek
11.11.2013
nr 315 (3025 )
ISSN 1734-6827
Dziennik na gorąco
Mieczysław Wójcik pisze do redakcji autor: Stanisław Pawluk
Po ukazaniu się wideo na tym portalu o sprawach dziejących się okręgu olsztyńskim otrzymuję z tamtego terenu prośby o dalsze zajęcie się negatywnymi zjawiskami, jakich za czasów sprawowania funkcji łowczego okręgowego przez Dariusza Zalewskiego nazbierało się sporo. Oto kolejna z nich.

We wrześniu br. Henryk Kaczkan członek koła łowieckiego „Ryś” w Morągu zwrócił się z prośbą do Mieczysława Wójcika, eksperta krajowego wyceny i oceny trofeów łowieckich i delegata na zjazd okręgowy, żeby przyjechał do Morąga i zrobił wycenę medalową dwóch jeleni byków, gdyż sam z powodu wieku i choroby nie może pojechać do Olsztyna. Mieczysław Wójcik do Morąga pojechał i zrobił wycenę medalową w obecności zainteresowanego i innego myśliwego Bagdana Obuchowicza. Oceniane dwa byki okazały się brązowo medalowe i tradycyjnie jak od wielu lat tak i w tym przypadku wypełniony i podpisany został przez uczestników formularz oceny. Henryk Kaczkan poprosił wyceniającego, aby osobiście odebrał dyplomy i medale z ZO w Olsztynie, bo ze względu na stan zdrowia miałby z tym kłopot. Dnia 12.09.2013 dwa protokoły wyceny medalowej zostały dostarczone do ZO PZŁ w Olsztynie na ręce etatowego pracownika Mariusza Jakubowskiego, który protokoły przyjął i zobowiązał się zadzwonić jak dyplomy będą gotowe do odebrania.

Po miesiącu dyplomy nie były jeszcze gotowe, a indagowany Mariusz Jakubowski odpowiedział, że dyplomów nie wyda, dlatego, że wycena nie była robiona przez komisję. I tu się nasuwa pytanie, czy wobec tego wcześniejsze wyceny robione przez lata przez eksperta krajowego wyceny i oceny trofeów łowieckich Mieczysława Wójcika są też nieważne i myśliwym odbierane będą dyplomy i medale? Mam wrażenie, a nawet jestem tego pewien, że to wszystko na skutek wywiadu, jakiego ten ekspert udzielił dla Dziennika Łowieckiego.

Przykrym w sprawie jest, że dla tak zasłużony myśliwy jak Henryk Kaczkan jest mieszany przez łowczego okręgowego w rozgrywki personalne z Mieczysławem Wójcikiem, który od 20 lat pomaga w organizacji imprez kynologicznych w okręgu. To on np. załatwił tej jesieni 60 litrów farby na ścieżki tropowe (koszt 150 zł), co dotychczas od wielu lat finansował z własnej kieszeni Wojciech Janik. ZO PZŁ zwrotu tych pieniędzy mu odmówił, a Mariusz Jakubowski zadzwonił do Wojciecha Janika i zaproponował, że "aby wszystko grało", wystawienie delegację na fikcyjny wyjazd służbowy. Kolega Wojciech Janik znany chirurg i uczciwy człowiek, rzecz jasna na taki kłamliwy sposób rozchodowania pieniędzy nie wyraził zgody. Nie wykluczone, że przyjęcie tej propozycji mogło służyć w przyszłości jako hak na Wojciecha Janika, aby czasem znowu nie przyszło mu do głowy wystąpić dla TV Łowiecki.

Można zadać pytanie, dlaczego Wojciech Janik lub Mieczysław Wójcik, angażują się np. w imprezy kynologiczne, pomimo takiego traktowania przez Dariusza Zalewskiego. Moim zdaniem, robię to dla kolegów i koleżanek myśliwych i dla dobra polskiego łowiectwa, a nie dla działaczy. Tak o tym pisze Mieczysław Wójcik w liście do redakcji:


Jako długoletni myśliwy i członek Polskiego Związku Łowieckiego nie mogę obojętnie patrzeć na złą atmosferę w PZŁ w i wokół naszej organizacji. Wszyscy chyba zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy coraz gorzej postrzegani przez opinię publiczną. Niedawno wandale zniszczyli elewację siedziby PZŁ w Olsztynie, malując czerwoną farbą hasła w stylu „mordercy”. Dlaczego zanika etos myśliwego, dlaczego dla wielu ludzi spoza środowiska słowo „myśliwy” znaczy niewiele więcej niż „kłusownik”, dlaczego nawet prezydent RP jest krytykowany za swoją łowiecką pasję? Śmiem twierdzić, że w dużej mierze sami jesteśmy sobie winni. Na stanowisko Łowczego Okręgowego wybraliśmy nieodpowiedniego człowieka, który nie dba o opinię PZŁ, nad dobro organizacji i zrzeszonych w niej ludzi przekłada osobiste korzyści i niszczy naszą tradycję.

Trzy lata temu w pożarze strzelnicy w Gutkowie spłonęła cała historyczna dokumentacja regionalnego PZŁ. Stało się tak, bo Dariusz Zalewski nakazał właśnie tam przechowywać dokumenty, mimo że wiele osób zgłaszało wątpliwości co do tego miejsca. Czy postąpił tak ze zwykłej bezmyślności, czy z premedytacją, chcąc pozbyć się niektórych pism? W każdym razie bezpowrotnie zniknął zapis naszych dziejów, bezcenna kronika PZŁ. I jak w tej sytuacji możemy przekonać opinię publiczną, że jesteśmy poważną, odpowiedzialną organizacją? Jak udowodnić społeczeństwu, że prawdziwy myśliwy to człowiek honoru i przyjaciel przyrody, jeśli władzę w związku pełnią ludzie przypadkowi, pozwalający pić alkohol na strzelnicy i beztrosko składujący śmieci w lesie? Śmiem twierdzić, że dopóki sami nie oczyścimy atmosfery w PZŁ, nasz odbiór społeczny będzie coraz gorszy. Niestety nie da się tego zrobić, przy obecnych władzach w lokalny PZŁ.

Ktoś może powiedzieć, że kierują mną osobiste animozje. Nie jest to prawdą. Po prostu nie zgadzam się na dalszą degradację naszej organizacji. Wszyscy musimy w końcu zrozumieć, że wspólnym celem powinno być dobro PZŁ, a nie kilku ludzi - prezesa i jego paru sprzymierzeńców!

Mieczysław Wójcik.