![]() |
Poniedziałek
13.11.2017nr 317 (4488 ) ISSN 1734-6827
W tak zamkniętym i hermetycznym naczyniu nie można oczekiwać że rolnicy dogadają się z myśliwymi i jakoś tam będzie, te czasy minęły bezpowrotnie i chyba dobrze bo świat idzie na przód. Rolnictwo pomimo wewnętrznych trudności również się rozwija i gospodarka rolna przynosi coraz wyższe dochody i perspektywy własnego rozwoju, a tym samym rachunek ekonomiczny góruje nad rozrzutnością więc i szkody łowieckie traktowane są jako ewidentna strata w produkcji i ktoś musi tę stratę pokryć. Dokładnie, jak określił to Jerzy Mariak, takie zachowania działają na rolnika jak „płachta na byka”. Czy ciężar szkód ma na swoje barki wziąć rolnik, skoro zwierzyna w stanie wolnym jest własnością Skarbu Państwa a po jej pozyskaniu stanowi dobrostan właściciela terenów łowieckich na przykład RDLP lub Starostwo, a nie właściciela terenów rolniczych – gospodarza czy rolnika, bo to właśnie on tę zwierzynę karmi, więc wydaje się rozsądne, aby i on coś z tego miał, a nie tylko i wyłącznie straty. Problem jest na tyle nabrzmiały że zwlekanie z pracami nad nową ustawą łowiecką może jedynie tylko pogorszyć i tak już nabrzmiałą sytuacje nieporozumień i konfliktów. Przecież koło łowieckie jest podmiotem wyjątkowo mocno zainteresowanym w zmniejszeniu szkód, a rolnik jest zainteresowany uzyskaniem zwrotu poniesionych strat w produkcji rolnej, kto więc tak na dobra sprawę ma szacować szkody? Rolnik, czy myśliwy? A może ktoś inny? |