Niedziela
02.05.2010nr 122 (1736 ) ISSN 1734-6827
Wybrałem się wczoraj a właściwie to dzisiaj na nocną obserwację. Zabrałem ze sobą lunetę (Meopta 7x50A), żeby sprawdzić jak się spisuje w nocy... Wyszedłem z domu, na zegarku było 00:08 bodajże. Doszedłem do pobliskiej łąki, po drodze oczywiście budząc jakiegoś sąsiadowego burka, który jak mnie usłyszał ujadał niemiłosiernie przez jakieś 2 minuty. Pomyślałem sobie, no to już nici ze zwierzyny... Gdy doszedłem na skraj łąki i przystanąłem, żeby zlornetkować łąkę zauważyłem bażanta-koguta 30 m ode mnie, po chwili odezwał się jeszcze drugi, i trzeci (a bażantów u mnie jak na lekarstwo ogólnie jest). Oprócz tego bażanta nic więcej na łące nie było. Po cichutku przeszedłem na drugą stronę łąki i tam poczułem ostry zapach jeleni. Słyszałem jakieś szmery w zagajniku znajdującym się ok. 70 m ode mnie, wiec postanowiłem uciec stamtąd, żeby ich nie spłoszyć jakby miały zamiar iść na łąkę. Przeszedłem drogą wzdłuż łąki jakieś 150 m i przystanąłem za grubym dębem, w ten sposób, żeby księżyc mnie nie oślepiał i kolejny raz zlornetkowałem przedpole, i znów nic... Po ok. 20 minutach czekania zauważyłem po przeciwnej stronie łąki jakieś 3 czarne plamy, które okazały się być dzikami. Były to 3 przelatki, których płci nie rozpoznałem... Gdy zbliżyły się do mnie na 40-45m przyłożyłem do oka lunetę... To był niesamowity widok, niedużo brakowało a porachowałbym ich szczecinę. Nagle 2 sztuki zaczęły się gryźć, kwiczeć, sapać (wszystko nie dalej niż 50 m ode mnie). Krzyż lunety kilkakrotnie naprowadzany na uszko i komorę poszczególnych dzików. Gdy się troszkę wyciszyły usłyszałem, że w zaroślach oddalonych o ok. 100 m kwiczą i sapią następne dziki... Ciśnienie wybiło serce w stronę gardła tak mocno, że prawie czułem jego smak... Te dziki znajdujące się blisko mnie poszły w ich stronę, po czym wszystko ucichło... Za ok. 5 minut usłyszałem znowu kwiki, tym razem jakieś 500 m ode mnie, wracają do matecznika - pomyślałem. Po drodze musiały spłoszyć jakiegoś kozła, bo oszczekiwał, okolicę przez jakieś 15 minut, po czym wszystko ucichło... Las zamarł w milczeniu, nawet nie było słychać szczekania żadnego wiejskiego psa. Nastąpiła totalna cisza. Spojrzałem na zegarek była 2:10, postanowiłem, że będę powoli wracał do domu... W drodze powrotnej słyszałem jeszcze szczekanie sarny i kilka sów... O 2:30 położyłem się do łóżka i zasnąłem jak suseł... Pozdrawiam, Darz Bór
|