Piątek
19.08.2011
nr 231 (2210 )
ISSN 1734-6827
Opowiadanie
Przepis na kaczuchy autor: wyżeł niemiecki
Sierpień – dla mnie to był jeden z najpiękniejszych miesięcy w łowisku. Zawsze niecierpliwie czekałam na ten miesiąc i na nasze wyprawy na kaczki. To były najlepsze ze wszystkich polowań. Nie było kłótni które zdarzały się na zbiorówkach czy braku organizacji. My zawsze mieliśmy swój plan, no i nie trzeba było czekać na Kolegów myśliwych, którzy lubili się spóźniać, bo Im nie zawsze chciało się ganiać za piórem… (bażantami). To były polowania najlepsze ze wszystkich – to były „nasze polowania”...

Za każdym razem to była niezwykła łowiecka przygoda, odskocznia od dnia codziennego, od szarej rzeczywistości. Wiele razy nie spałam w nocy (jak prawdziwy myśliwy), kiedy nie mogłam się już doczekać kolejnego wyjazdu w łowisko. Nam nie chodziło przecież tylko o to, by wrócić do domu z łowieckim trofeum, jak być tam znów – zobaczyć wschód słońca w kniei, posłuchać o świcie niezwykłych dźwięków przyrody czy chociażby poczuć ten dreszczyk kiedy przeszywał nas chłód sierpniowego poranka.

Wiele niezapomnianych emocji dostarczały nam również te chwile, kiedy oczekiwaliśmy na kaczki na wieczornych zlotach – ta niewiadoma, ta loteria – czy one dzisiaj akurat tutaj przylecą? A kiedy nie było kaczek mieliśmy coś jeszcze – ten magiczny blask księżyca, który odbijał się w wodnych oczkach. Nic nie mogło nam wtedy przeszkodzić w tych wyprawach na kaczki, nic nie mogło zatrzymać nas w domu, kiedy tylko zaczynał się kaczy sezon – żadna siła, jedynie tylko pogoda. Nie mogło być wówczas nic gorszego – kiedy wstajesz, jeszcze noc ciemna, chcesz już jechać, a za oknem okropna ulewa...

W ostatnich latach kaczek coraz mniej widywaliśmy w łowisku, choć przez te lata doskonale poznaliśmy ich zwyczaje. Może to ptasia grypa, drapieżniki, a może cieplejsze lata, które wysuszyły ulubione kacze oczka (ostoje) zrobiły swoje – nie wiem. Zawsze wspominaliśmy te pierwsze nasze wspólne wyprawy na kaczki i pierwsze aporty naszej wówczas młodej wyżlicy, która sprawiała nam niespodzianki – te jej porywczą pasję, którą nieraz trzeba było temperować. Ona nie potrafiła z początku odróżnić kaczki od kury czy od indyka... kazali jej przynieść – to niosła, wszystko jedno co, przecież też miało pióra!

Moje najbardziej niezapomniane przeżycie z tamtych dni – niektórym może się wydać śmieszne – to były pierwsze kaczki, które musiałam samodzielnie oskubać. Spróbujcie to sobie wyobrazić – ja wychowałam się w mieście i wcześniej nie miałam do czynienia z oporządzaniem zwierzyny. W dodatku tamte kaczki strzelone na samym początku kaczego sezonu nie były jeszcze całkiem wypierzone i dużo było z nimi roboty, ale później jaka to była satysfakcja i przyjemność, radocha dla podniebienia po ich przyrządzeniu...

Kiedy przychodziły święta lub inne uroczyste okazje (imieniny, urodziny, przyjazd kogoś z rodziny) wyciągaliśmy z zamrażarki nasze kaczuchy i po rozmrożeniu szykowaliśmy je na różne sposoby… Dzika kaczka pieczona z jabłkami czy w czerwonej kapuście i winie gościły wówczas na naszym odświętnym stole. Moim specjałem (ulubionym) była jednak dzika kaczka pieczona nadziewana rodzynkami i migdałami. Przepis na nią dawno temu znalazłam w internecie – dziś nie tak jak kiedyś, tych przepisów jest mnóstwo, i nie tylko na stronach o łowiectwie...

Szykowałam ją według tego przepisu:

◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►

Dzika kaczka nadziewana rodzynkami i migdałami

Składniki:
Kaczka,
100 g słoniny,
1 łyżka masła,
po ćwierć łyżeczki tymianku i majeranku,
szczypta jałowca,
sól,
pół szklanki gęstej śmietany,
sok z cytryny.
Nadzienie:
2 cebule,
pół łyżki masła,
wątróbka z kaczki,
2 łyżki przesianej tartej bułki,
50 g migdałów,
50 g rodzynek,
pół łyżeczki cukru,
szczypta gałki muszkatołowej,
sól,
szczypta pieprzu,
1 jajko.

Sposób przyrządzenia:
Sprawioną i umytą kaczkę natrzeć wewnątrz i z zewnątrz solą, tymiankiem, majerankiem, jałowcem, skropić sokiem z cytryny, zostawić na 2-3 godziny w chłodnym miejscu.
Przygotować nadzienie: wątróbkę drobno posiekać, migdały i rodzynki sparzyć. Migdały obrać ze skórki, posiekać. Drobno pokrojoną cebulę zeszklić na maśle, przestudzić, wymieszać z tartą bułką, wątróbką, migdałami, rodzynkami, jajkiem i solą, pieprzem, gałką i cukrem.
Nadziać kaczkę, zaszyć, ułożyć na wysmarowanej tłuszczem blasze i piec w nagrzanym piekarniku, często polewając masłem. Pod koniec pieczenia polać śmietaną.

◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►*◄►

Ta dzika kaczka, za którą trzeba się było najpierw porządnie nachodzić, ustrzelić, a potem samemu oskubać i wreszcie przyrządzić, to był prawdziwy smakołyk. Jakiś czas temu upiekłam zwykłą kaczkę kupioną w hipermarkecie według tego samego przepisu, wyszła równie smaczna, ale smakowała już zupełnie inaczej, nie tak jak ta dzika...

Przepis wszystkim, którzy polują na kaczki, polecam!

Komentarze
19-08-2011 12:07 ULMUSdzięki ... o to chodziło :)