Czwartek
25.08.2005nr 025 (0025 ) ISSN 1734-6827
Około 17,30 poszliśmy w las, po pół godzinnym marszu wychodziliśmy już na łąki. Powoli, ostrożnie rozglądając się na boki, wyszliśmy na mocno zbuchtowany teren. Dziki były tu w nocy. Usiedliśmy na ambonie i zaczęliśmy cichutko rozmawiać.Nie liczyłem że dziczki akurat tu znowu dziś przyjdą. Zresztą idąc przez las narobiliśmy sporo chałasu, śnieg strasznie skrzypiał pod butami, wyglądało na to że wypłoszyliśmy wszystko. Siedzieliśmy może z pół godziny na ambonie, kiedy kolega podniósł nagle palec do ust wymownym gestem i powiedział – idą. Po chwili i ja już słyszałem. Szły dziki. Spora watacha zbliżała się do naszej ambony. Moi starzy znajomi, od kilku dni byłem na ich tropie.Ucieszyłem się niezmiernie. Może przypadnie mi zaszczyt wykonać ostatniego dzika w tym sezonie, w naszym kole. Czarnuchy tak jakby na chwilę przyczaiły się na skraju lasu ale w końcu zaczęły wychodzić.Jeden za drugim powoli, ostrożnie, wysypywały się przez rów.To było niesamowite. Patrzyłem i nie wierzyłem własnym oczom.Po kilku minutach mieliśmy na białej zasypanej śniegiem łące 18 dzików. Część była jeszcze w lesie. Wyraznie słyszeliśmy je za nami. Kolega zaczął uważnie obserwować watachę przez lornetkę.Po chwili zapytał czy będę strzelał. To była bardzo wymieszana watacha i trzeba było dobrze wybrać. Uśmiechnąłem się do niego i powiedziałem - byłeś moim wprowadzającym na stażu, masz teraz okazję jeszcze mnie trochę pouczyć.Usmiechnął się pod nosem i dalej spokojnie lustrował watachę.Po chwili wskazał mi ręką dzika na łące i powiedział - tego strzelaj jest pewny. Zwierz były bardzo blisko ambony. Chwilę mierzyłem pół siedząc pół stojąc i wreszcie nacisnąłem spust.Zwierz padł w ogniu, powoli odkładając sztucer patrzyłem jeszcze na niego gdy nagle.........mój dzik wstał i .....zaczął uchodzić do lasu ! Myślałem że śnię !!! Zeszliśmy na miejsce zestrzału.Farba była, zwierz dostał, kolega twierdził że na przeponę. Weszliśmy więc na trop i poszliśmy kilkanaście metrów w las. Po chwili znalezliśmy miejsce gdzie zwierz na chwilę zaległ i odpoczywał.Tu popełniliśmy kardynalny błąd, powinniśmy byli poczekać z godzinkę a my poszliśmy dalej łamiąc starą zasadę – by zwierz dojrzał nie należało go niepokoić. Idąc powoli ale ciągle za postrzałkiem podnieśliśmy go jeszcze dwa razy. Ostatnim razem słyszałem nawet dokładnie w którą stronę uszedł (okazało sie pózniej że bardzo trafnie określiłem kierunek ) jednak w gęstym młodniku tylko przy pomocy latarki nie mogliśmy go znalezć. To była trochę niebezpieczna zabawa.Gdzieś tam, dalej przed nami, znajdowała się uchodząca watacha za którą podążał ranny dzik. Kolega zły na siebie (było mu wstyd że zachował się jak sztubak ruszając zbyt wcześnie dzika) zdecydował że bez psa nie damy rady. Sypał śnieg, baliśmy się że czekanie do rana może być następną pomyłką. Postanowiłem pojechać do znajomego myśliwego który ma psy i poprosić go o pomoc. Po godzinie byliśmy już z psami na tropie. Kolega Franek nie zadaje zbędnych pytań. Puścił psy na miejscu gdzie my skończyliśmy poszukiwania. Tina, głucha jak pień ale bezbłędna w swoim fachu, poszła najpierw w kierunku zestrzału. My czekaliśmy aż wróci. Po dziesięciu minutach wróciła do nas i teraz podjęła trop w kierunku w którym oddalił się dzik. Pieski trochę nas sponiewierały klucząc po rabatach w młodniku. Po około 20 minutach Tina stanęła i odwróciła się do nas. W rabacie leżał dzik. Już nie żył.Wyobraźcie sobie, że ucałowałem psa. Była godzina 23:30. Byliśmy bardzo zmęczeni, ale był oczywiście złom i ostatni kęs. Zmęczony, ale bardzo szcześliwy wypatroszylem dziczka, ważył w skupie 20 kg. Cała przygoda skończyła się szczęśliwie. Nauczyłem się sporo, cieszyłem się bardzo że dzik został podjęty że nie uszedł i nie męczył sie niepotrzebnie. Tak to św Hubert dał mi ostatniego dzika w kole, w sezonie i z tej watachy, za którą chodziłem kilka dni.To że nie strzelałem wtedy nocą w lesie zostało mi wynagrodzone z nawiązką. Mój kolega, wprowadzający, miał okazję przekazać mi jeszcze coś czego nie zrobił na stażu i bardzo przepraszał mnie za swoją glupotę. Tak to mocnym akcentem zakończyłem sezon. Było super. Wyczyszczony sztucer czeka w szafce na nowe przygody. Pozdrawiam Darz Bór
|