Środa
05.12.2012
nr 340 (2684 )
ISSN 1734-6827
Moje polowanie
Polowania z Jenny autor: stanislaw
Ponad 15 lat temu w naszym domu zagościła mała psina. Bez mojej wiedzy i bez mojej akceptacji pewnego popołudnia moja kochana połowica przyniosła do domu małą czarną kuleczkę jamnika gładkowłosego. Nazwały ją wraz z córką Jenny. Miała być maskotką domową. Ale psiak z rasy jak wiadomo typowo łowieckiej przypadł mi strasznie do gustu i zaczęła się przygoda łowiecka z udziałem Jenny.

Żmudna tresura na zasadzie pochwał i smakołyków zrobiła swoje i z szczeniaka wyrosła psina z sercem i duszą do polowania. Zaczęła zdobywać serca całej braci łowieckiej w kole macierzystym gdzie pracowała jako typowy płochacz przy polowaniach na bażanty oraz zające. Na polowaniach w górach pracowała jako ta która wyszukuje i wystawia zwierza grubego, jelenia i dzika.

Przy tego typu polowaniach zdarzają się różne przygody i mojej Jenny również przydarzyła się przygoda gdzie w werwie dojścia chmary jeleni zapędziła się za daleko i została w górach (wcześniej wystawiła byka, który został pozyskany). Moje intensywne poszukiwania nie dały rezultatu ale koledzy górale dla których była wielkim przyjacielem dołożyli wszelkich starań i po dwóch dniach została znaleziona na Stożku.

Innym razem w dniu 30 grudnia ja pozyskałem łanie a Kolega postrzelił przelatka. Dochodziliśmy postrzałka z Jenny przez 1 km, my natomiast sprawdzaliśmy czy aby pies nas dobrze prowadzi (my niedowiarki nie potrafiliśmy zawierzyć mądremu psu). Zrezygnowaliśmy z poszukiwań około godz. 23-ciej powracając do pieleszy domowych, oczywiście otrzymując bury od naszych połowic, że Sylwester za pasem a my włóczymy się po lesie. Na drugi dzień rano skoro świt znaleźliśmy postrzałka ok. 50 m od miejsca gdzie przerwaliśmy poszukiwania. Oczywiście Jenny patrzyła na nas z pożałowania godnym wyrazem pyska. Przecież mogliśmy dojść postrzałka jeszcze wczoraj trzeba było tylko wierzyć psu.

Wielokrotnie drzemałem na ambonie a wierna jamniczka czuwała za mnie dając znać delikatnym mruczeniem jak tylko pojawiał się zwierz. Stawiała Pana w gotowości bojowej. A to przecież ona wypatrzyła i wystawiła zwierza. Pan myśliwy tylko czasami pociągał za spust i zdarzało się również że pudłował. Oj wielce wymowne było wtedy spojrzenie.

Zwierzyna na pokocie przy polowaniach zbiorowych była jej własnością i tylko myśliwi mogli się zbliżyć do pozyskanego zwierza. Jak rozpoznawała kto jest myśliwym a kto nie, nigdy nie odgadłem.

W dniu wczorajszym tj. 30 listopada Jenny przegrała najważniejszą bitwę swojego życia. Pokonał ją nowotwór kufy. Odeszła polować, myślę że z sukcesami na niebiańskie łowiska. Widocznie Św. Hubert potrzebuje dobrych psów.

Cholera, strasznie Jej brakuje...

Komentarze
05-12-2012 19:44 CYJANEKPodobnie jak u Juliana, dwa miesiące temu odszedł od nas Maksiu, piękny czarny labrador. Niezastąpiony towarzysz łowów na pióro i przede wszystkim, grubego zwierza. Uwielbiany przez całą rodzinę. W tym samym dniu mieliśmy operację. Mnie się udało, Maksowi niestety nie. W domu zapanowała pustka nie do wytrzymania. Wybór padł na Posokowca Bawarskiego. Nie miałem odwagi zdecydować się na laba. Teraz siedzi obok mnie przepiękny 4-ro miesięczny Dropsik :) i grzeje mi kolana. Wprowadził do domu wiele młodzieńczej radości szczeniaka i zapowiada się na mądrego pieska. Maks, Wera, Wigor i Chomik pewnie polują w "Wiecznym Lesie" i mam nadzieję, cierpliwie czekają na mnie. Czas i młody psiak skutecznie leczą rany, choć trudno się pogodzić, że tak krótko żyją nasi czworonożni Przyjaciele. Darz Bór
05-12-2012 16:47 julianStanisław. Ja w sierpniu pożegnałem się z moim labradorem. Podczas usypiania łzy leciały mi ciurkiem, też przegrał i teraz poluje u Św. Huberta . pozbierałem się i od miesiąca mieszka ze mną 3-miesięczna Labka Kara , przeurocze szczenię już poluje razem ze mną i myślę, że będą z niej "Ludzie" więc i ty zaciśnij zęby, jedź do hodowli kup szczeniaka i zrób z niego myśliwskiego towarzysza łowów, im prędzej tym lepiej. "klin klinem" jak mówią starzy Górale. Pozdrawiam Julian.