Wtorek
22.08.2006nr 234 (0387 ) ISSN 1734-6827
O 19.00 jest już u mnie i wyruszamy do pobliskiej leśniczówki, aby się zapisać. Miejsce mamy już wybrane, ale po otworzeniu książki ewidencji okazuje się, że jest ono zajęte, jak i wiele innych. I co teraz - hmmm... Zdecydowałem szybko - pójdziemy na "Dąbki". Dawno nikt tam nie był, więc zobaczymy co tam słychać. Dojechaliśmy na miejsce, zabieramy wszystkie akcesoria i ruszamy leśnym duktem w stronę ambony. Po drodze kolega zapytał mnie, czy są już grzyby i w tym samym momencie ujrzałem kątem oka dorodnego prawdziwka. Gdy wszedłem trochę głębiej okazało się, że jest ich, aż sześć. Żartujemy, że coś już jest na rozkładzie. W końcu zasiadamy na ambonie. Ściągamy kurtki, bo dzień był o dziwo bardzo ciepły po tylu dniach deszczy. W oddali słychać pracujące maszyny rolnicze. Pod amboną niestety nie było jeszcze rżyska tylko stała nieskoszona pszenica. Rozmawiamy trochę o tym jak komu dzień minął i niespodziewanie zauważam z lewej strony dzika zbiegającego do lasu. Był na około 150 m. Pierwszy zwierz. Nastroje już nam się poprawiły :-). Chwilę potem z lewej strony wychodzi rogacz. Patrzę, co ma na łbie i okazuje się, że jest to stary widłak z parostkami wygiętymi myłkusowato do tyłu. Za jakieś pięć minut z drugiej strony pokazuje się drugi kozioł i okazuje się, że jest to także stary, tym razem szydlarz. Patrząc na te dwa rogacze pomyślałem sobie o wszystkich selekcjonerach :-))) Teraz byliśmy już zupełnie zauroczeni polowaniem. Moglibyśmy już nic więcej nie widzieć tego dnia a i tak byłoby dobrze. Przecież w ogóle nie mieliśmy zamiaru iść na tą ambonę, ale Św.Hubert był tego dnia hojny. Tak sobie rozmyślając ujrzeliśmy w leśnym przesmyku sylwetke. Chyba koza jest razem z tym szydlarzem (jest przecież okres rui), ale po przyłożeniu lornetki do oczu już jest wszystko jasne. To byk!! Nie słyszeliśmy nawet najmniejszego szelestu, ani pęknięcia gałązki. Pomyślałem - przyszedł jak duch! Nie mogliśmy niestety zobaczyć całego wieńca, bo zasłaniały jego część krzaki :-(. Dostrzegłem tylko, że z jednej strony tyka zakończona była widlicą. Byk znikł tak samo, jak się pojawił. Pomyśleliśmy, że teraz pora na dziki. Robi się już szarówka. Po chwili, jak na żądanie słychać pękanie gałązek i fukanie za amboną. Spojrzeliśmy na siebie, chyba do końca nie wierząć w to wszystko. Nie zdążyliśmy się nawet zoorientować, a dziczysko było już na polu na około 50 m. Bierzemy go w szkła lornetki. Sylwetką wyraźnie przypomina lochę, a ponadto nie widać szabli, a dzik ma około 80kg. U nas w kole w ogóle nie strzelamy loch, nawet po 15 sierpnia. Dzik podchodzi coraz bliżej, a my w ciągłej niepewności, czy wyjdzie coś razem z nim. Nic nie wychodzi, a on jest już na 20 m, ale na skraju lasu i nie ma pewności, czy warchlaki nie są jeszcze w lesie :-(. Pędzla nie widać, bo zasłania wszystko pszenica. Czekamy jeszcze chwilę licząc na to, że ruszy w głąb pola, ale niestety dzik znika w lesie. Puls mamy tak podwyższony, że ambona się trzęsie. Liczymy na to, że dzik wróci, ale już się tego wieczora nie pokazał. Wyszedł za to jeszcze jeden kozioł, ale nie było widać już, co ma na łbie, bo było za ciemno. Kolega nie żałuje tego, że nie strzelił i odnosi się do cytatu z Łowca polskiego "Jak nie masz pewności, że to odyniec to mniej pewność, że to locha". Jesteśmy bardzo zadowoleni z zasiadki, bo wydzieliśmy sporo zwierza :-), a ponadto mamy grzyby :-)))). Z ambony schodzimy w dobrych nastrojach. Zabiermy grzyby i wracamy do leśniczówki się odpisać. Kolega mnie odwozi i jeszcze raz dyskutujemy o wrażeniach. Po dojechaniu na miejsce żegnamy się serdecznie i myślimy już nad nastepnym polowaniem :-) P.S Jest to moje pierwsze opowiadanie i domyślam się, że nie jest ono zbyt ciekawe, ale mimo wszystko chciałem je napisać. Wszystkie propozycje, zastrzeżenia, a może i pochwały proszę zgłaszać pisząc na mój e-mail (michal0@autograf.pl). Darz Bór!!!
|