Wtorek
01.04.2008
nr 092 (0975 )
ISSN 1734-6827
Opowiadanie
Długodzioba... autor: ANDY
Opóźniona i zimna wiosna. W nocy ogromna nawałnica z trzaskiem śnieżnej krupy o okna i parapety. Nawet zdziwiony mocno Bim zlazł z wyrka i położył się koło wersalki aby być jak najbliżej ‘swoich’. Co chwilę zresztą obracał się, kręcąc kółka i opadając na płytki z trzaskiem kości. Niewygodnie mu było i twardo, czemu dawał wyraz sapiąc i stękając. Jak wszystko, nawet ta szalona wietrzna noc dobiegła końca. Szupata morda opiera się na krawędzi wersalki, dając znak, że pora. Ubieram się pospiesznie i zakładam psu obrożę. Idziemy na codzienny obchód osiedla, którego charakterystyczne punkty pies solidnie znaczy.

Wszędzie widać znaki nocnego szaleństwa. Ogromne sterty śmieci wszelakich, plastikowych woreczków i toreb powbijanych w ogrodzenia i żywopłoty. Stosy gałęzi i połamanych konarów. Załamane ogrodzenie znaczy potężny pień ułamanej topoli. Pobojowisko. Powietrze jest bardzo ‘świeże’ i dość szybko grabieją dłonie i marznie twarz i głowa. Robimy pętle na osiedlu i wracamy chodnikiem obok olbrzymiego sadu z otwartym przez konar ogrodzeniem. Tego sadu jest ok. 40 ha i w jego czeluściach kryje się wiele zwierzyny. Są sarny, zające, lisy, kuny i... bardzo dużo jeży oraz wiewiórek, które często zza siatki fukają na przechodzącego Bima co ten kwituje lekceważącym skrzywieniem pyska i podniesieniem fafli...

Nagle idący spokojnie do tej pory pies zaczyna wykonywać dziwne ruchy,jakby czegoś szukał i w pewnym momencie nieruchomieje ocząc w jednym kierunku...

Przy ścianie bloku kępa trawy a na niej coś ciemnego, taki lekki wzgórek. Podchodzę zdziwiony i widzę szarą kupkę piórek. To martwa słonka. Biorę ją w dłonie rozkazując psu aby siadł. Niechętnie, ale siada. Miękka masa piórek przelewa mi się przez palce, łebek zwisa bezładnie. Co ona tutaj robi, szukała schronienia w sadzie gdy czas wędrówki przerwała ta okropna pogoda? Jakiś podmuch wiatru uderzył drobnym ciałkiem o wyniosłą ścianę betonowego bloku i tutaj dokonała swój czas? Tak jakoś bezsensownie... Postanawiam zabrać ją do domu i spreparować. Idę i rozmyślam, ktoś mi mówił, że do domu nie przynosi się martwych, znalezionych ptaków i zwierząt. To taki przesąd...

Wolno skręcam w przerwę zrobioną przez wichurę w ogrodzeniu i wchodzę do sadu. W krzak porzeczki wsuwam martwe ciałko i zasłaniam...

Komentarze
01-06-2008 23:05 KociskoLubisz wiosenne słonki??? Hm, całkiem niezłe. Krótko ale fajnie. Szkoda słonki, już nie zachrapie nad olsem.....