Poniedziałek
09.06.2008
nr 161 (1044 )
ISSN 1734-6827
Redaktorzy piszą
Dobro przeciw złu, cz.VI autor: Janusz Kibic
Jesień 2004 roku nie była łatwa dla Witolda Maziarza, ale przecież sam się o to prosił oskarżając i pomawiając członków koła i Zarządu Okręgowego w Szczecinie. Czekało go w związku z tym postępowanie przed OSŁ w Koszalinie oraz postępowaniu przed Sądem Okręgowym w Szczecinie, w którym jego byłe koło "Trop" i prezes tego koła zarzucili mu naruszenie dobrego imienia i czci, poprzez podawanie nieprawdziwych informacji o rzekomych nieprawidłowościach w kole oraz naruszaniu przez Janusza Marciniaka, prezesa koła i członka ZO PZŁ w Szczecinie, przepisów ustawy 'Prawo łowieckie'.

Na kolejnych rozprawach Sąd Okręgowy zapoznawał się z opisami sytuacji, o których można było przeczytać w poprzednich odcinkach sagi walki dobra ze złem i rozstrzygał, czy działania Witolda Maziarza były działaniami bezprawnymi i naruszającymi dobra osobiste koła i jego prezesa. Znając użyte słowa, którym Witold Maziarz opisywał działania oraz zaniechania, których dopuszczać się miało koło i jego prezes, trudno było przypuszczać, żeby mógł obronić się przed zarzutami o naruszenie dóbr osobistych. Polowanie na gęsi nazwał popełnieniem przestępstwa przez jego prowadzącego. Przestępstwo to nazwał "kłusownictwem", ale znając szczegóły tego polowania, wśród których każdy polujący dopatrzy się pewnych nieprawidłowości, nie było to polowanie kłusownicze. Dla Witolda Maziarza jednak, ta nieprawidłowość w działaniu prezesa Janusza Marciniaka dostrzeżona w kierowaniu kołem była przestępstwem i kłusownictwem. Jak pisał do sądu ..."Powód polował zatem niezgodnie z przepisami, a więc kłusowniczo"... Jak wiadomo z w/w publikacji, podczas polowania na gęsi nie było Krzysztofa Turbaczewskiego i Adama Z. wpisanych do protokołu. Prowadzący polowanie Janusz Marciniak przypisał jednak Turbaczewskiemu w protokole z polowania strzelenie gęsi. Dla Witolda Maziarza było to uzasadnieniem, żeby prezesa koła nazwać "kłamcą". Używanie takiego słownictwa w pismach, które do różnych organów PZŁ i wielu instytucji napisał Witold Maziarz nie pozostawiło sądowi wyboru. Sąd Okręgowy, a potem Apelacyjny prawomocnie w 2006 roku, a więc po 2 latach uznały, że swoim zachowaniem i używanym słownictwem Witold Maziarz działał bezprawnie i naruszył dobra osobiste KŁ "Trop" i prezesa koła Janusza Marciniaka. W ten sposób czarno na białym każdy może się przekonać, że runda piąta została przez dobro wygrana bezdyskusyjnie.

Jeszcze dłużej, bo do dnia dzisiejszego, ciągnie się sprawa zainicjowana przez ORD przeciwko Witoldowi Maziarzowi i przekazana do rozpatrzenia w I instancji w Okręgowym Sądzie Łowieckim w Koszalinie. Temu postępowaniu poświęcę mu więcej uwagi. Jak opisywałem to w piątek z-ca ORD w Szczecinie mgr Kazimierz Czyżewski, za aprobatą GRD Tadeusza Andrzejczaka oskarżył 4 września 2004 r. Witolda Maziarza o szkalowanie Janusza Marciniaka członka ZO PZŁ oraz Wiesława Dobrzenieckiego, Przewodniczącego ZO w Szczecinie, bezpodstawnymi posądzeniami o łamanie prawa łowieckiego, tuszowanie łamania prawa i rzekome liczne afery związane z łowiectwem. Mgr Kazimierz Czyżewski tak był poruszony zarzutami, które ujął w sporządzonym akcie oskarżenia, że tego samego dnia wystąpił do ZO PZŁ w Szczecinie, czyli do tychże samych Wiesława Dobrzenieckiego i Janusz Marciniaka z propozycją, żeby rozważyli, czy nie wystąpić do KW Policji w Szczecinie o skierowanie Witolda Maziarza na badania psychologiczne, podejrzewając w nim zaburzenia ..."funkcjonowania psychologicznego"...

10 listopada 2004 r., OSŁ w Koszalinie zarządził rozprawę przeciwko Witoldowi Maziarzowi na dzień 2 grudnia 2004 r. i nakazał doręczenie mu aktu oskarżenia. Już w 6 dni później, sekretarz OSŁ sporządziła wezwanie dla Witolda Maziarza, do stawienia się na rozprawie w dniu 2 grudnia, a więc za 17 dni. Poczta szła tydzień i w dniu 24 listopada wezwanie doszło. Witold Maziarza wystosował tego dnia pismo do OSŁ w Koszalinie wnoszące o przesunięcie terminu rozprawy, bo uznał, że 8 dni na przygotowanie się go obrony wobec 8 stron aktu oskarżenia i 39 dokumentów dołączonych do niego, to okres zbyt krótki. Szczególnie, jeżeli te 8 dni porównać z 8 miesiącami od momentu wszczęcia postępowania przeciwko niemu przez ORD oraz 4 miesiącami, jakie tenże ORD miał na przygotowanie się do rozprawy po złożeniu aktu oskarżenia do sądu. Na pismo to Witold Maziarz odpowiedzi nie otrzymał, co uznał za zgodę sądu na przesunięcie terminu rozprawy, bo nie przypuszczał, żeby sąd mógł odmówić mu i wymagać od niego przygotowania się do obrony w ciągu ośmiu dni, choć powinien był wiedzieć, że wg obowiązującego wówczas regulaminu postępowania sądów łowieckich, wystarczyło, żeby wezwanie otrzymał na 7 dni przed rozprawą.

Na rozprawie w dniu 2 grudnia 2004 r. Witolda Maziarza nie było, a rozpoczęła się ona od odczytania jego pisma z wnioskiem o przesuniecie terminu rozprawy. Z wnioskiem tym przewodniczący składu orzekającego Aleksander Nowiński zapoznał pozostałych sędziów: Kazimierza Hapkę i Tomasza Witowskiego, ale w protokole z rozprawy nie ma ani słowa, jak ten wniosek obwinionego został rozpatrzony, a zgodnie z § 44 ust.1 regulaminu sądów łowieckich tak powinna rozpocząć się rozprawa. Z treści protokołu wynika, że rozprawa była kontynuowana co należy rozumieć, że wniosku obwinionego sąd albo nie rozpatrzył, albo nie przyjął. W protokole z rozprawy znalazł się za to zapis, że obwiniony nie wnosi zastrzeżeń do składu sądu. Ciekawe, jak skład orzekający do tego doszedł, jeżeli w piśmie wzywającym Witolda Maziarza na rozprawę składu sądu mu nie podano, a zgodnie z regulaminu postępowania sądów łowieckich, obwiniony miał prawo złożyć takie zastrzeżenie. Czy złożyłby, czy nie złożyłby, tego nie wiadomo, bo składu sądu jako nieobecny na rozprawie nie znał.

Na rozprawie stawili się oprócz z-cy ORD w Szczecinie mgr Kazimierza Czyżewskiego świadkowie oskarżenia, Wiesław Dobrzeniecki, Janusz Marciniak i jego córka, instruktor w ZO PZŁ w Szczecinie Magdalena Pilipczuk oraz członek zarządu KŁ "Trop" Jerzy Skrętoweski. Nie ma chyba wątpliwości, że świadkowie Wiesław Dobrzeniecki, Janusz Marciniak i Jerzy Skrętoweski potwierdzili wszystkie zarzuty stawiane obwinionemu. Świadek Magdalena Pilipczuk opowiedziała sądowi o tym, jak obwiniony wyznaczył łowczemu okręgowemu, w rozmowie z nią, czas do godziny 11:00 na określenie terminu, kiedy ma się zgłosić po program szkolenia kandydatów do PZŁ. Miał powiedzieć pani instruktor, że ..."Zagroził, że jeśli łowczy tego nie zrobi, to zrobi aferę na cała Polskę".... Cała dyskusja i stawianie zarzutu obwinionemu o żądanie programu szkolenia kandydatów oraz odmowy wydania tego programu wydawały mi się na tyle irracjonalne, że szczególnie dokładnie przejrzałem akt oskarżenia ORD, żeby zorientować się o co z tym programem chodziło.

Przy akcie oskarżenia rzecznik dyscyplinarny dołączył zeznanie pani Magdaleny Pilipczuk i jej pisemne oświadczenie, jak obwiniony domagał się tego programu. Z zeznania tego wynika, że takie natarczywe dopominanie się o ten program miało miejsce 29 listopada 2002 r., kiedy to świadek włączyła urządzenie głośno mówiące i rozmowie przysłuchiwał się starszy instruktor ZO PZŁ Michał Wawryk, a następnie sporządziła notatkę służbową na tę okoliczność, którą po podpisaniu przez p. Wawryka przekazała Wiesławowi Dobrzenieckiemu. Z tych samych akt wynika, że Witold Maziarz tak dwa dni wcześniej, jak i dzień wcześniej był w biurze ZO PZŁ domagając się wydania mu programu zajęć szkoleniowych dla kandydatów. W dniu 27 listopada rozmawiał ze starszym instruktorem ZO PZŁ Zbigniewem Kałużnym i starszą księgową Małorzatą Kaczmarek. Te osoby też sporządziły notatkę służbową, z której wynika, że ponieważ W. Maziarz nie potrafił określić powodu, dla którego chce uzyskać tę dokumentację, odmówiono mu jej wydania. Powtórnie następnego dnia, W. Maziarz stawił się w gabinecie łowczego okręgowego z tym samym żądaniem. Wiesław Dobrzeniecki też sporządził notatkę służbową, którą potwierdził podpisem starszy instruktor Michał Wawryk. W notatce tej napisano: ..."W odpowiedzi wskazałem zasadę określoną treścią naszego pisma z bm. dot. jednoznacznie nakreślonego sposobu ubiegania się o otrzymanie jakiejkolwiek dokumentacji z działalności tut. organizacji. Jednoznacznie wyjaśniłem, że w sprawie uzyskania wspomnianego planu zajęć należy zwrócić się do przewodniczącego komisji, który jest jedynym właściwym do dysponowania dokumentacją z działalności tej komórki organizacyjnej"...

Cóż to za tajemnicę miał zawierać ten program, że pięć zatrudnionych w biurze ZO osób, w tym sam jego szef, łowczy okręgowy, obstawiali się notatkami służbowymi, żeby programu tego nie wydać, a ZO PZŁ wystosował do Witolda Maziarza specjalne pismo odmowne. Pozostało zdobyć ten program, co się udało i zapytać Witolda Maziarza, do czego właściwie potrzebny był mu ten program. W odpowiedzi usłyszałem, że obiecał synowi znajomego program szkolenia, bo interesował się on wstąpieniem do PZŁ, co miało być dla ZO niewystarczającym uzasadnieniem. Czy przed tym się tak bronili?

Na wyjaśnienie tajemnicy dlaczego tak broniono się przed przekazaniem programu Witoldowi Maziarzowi musiałem poczekać, do otrzymania kopii prawomocnego wyroku sądu karnego w Szczecinie, który uznał Michała Wawryka, instruktora ZO PZŁ w Szczecinie winnym, że ..."oddał strzał z broni myśliwskiej - sztucera Steyr Daimler (...) w kierunku O. i jego małoletnich dzieci: D., B., M., i C., a ponadto naraził ich na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszkodzenia ciała, gdyż oddał strzał znajdując się w stanie nietrzeźwości silnego stopnia, a więc w sytuacji, w której nie mógł właściwie kontrolować swojego postępowania oraz znajdując się w bliskiej odległości od pokrzywdzonych, czym działał na szkodę O. i jego małoletnich dzieci."... Teraz wszystko stało się jasne. Członkowie zarządu okręgowego zarzucający Witoldowi Maziarzowi łamanie statutu oraz zasad etyki łowieckiej i obciążający go przed ORD i OSŁ, utrzymywali na etacie za pieniądze członków Zrzeszenia osobę, która użyła broni myśliwskiej wbrew nie tylko statutowi i etyce łowieckiej, ale również kodeksowi karnemu. I co chyba najważniejsze, ORD PZŁ w Szczecinie, rozpatrując sprawę Michała Wawryka uznał, że nie popełnił on naruszenia przepisów PZŁ, no bo strzelając sobie z broni myśliwskiej na swoim podwórku pod wpływem alkoholu przecież nie polował. Witold Maziarz pisząc doniesienia do organów ścigania też przecież nie polował, ale to dla organów PZŁ nie miało znaczenia. Wyrok sądu karnego uprawomocnił się w sierpniu 1998 r., a ponieważ zawieszał on karę więzienia na 5-letni okres próby, w ciągu tego okresu Michał Wawryk pozbawiony oczywiście pozwolenia na broń i samego sztucera, który przepadł na rzecz Skarbu Państwa jako przedmiot użyty do przestępstwa, służył swoją wiedzą i postawą etycznego członka PZŁ myśliwym w okręgu jako starszy instruktor ZO, a na kursach dla kandydatów wykładał im zasady posiadania i przechowywania broni, którym sam się sprzeniewierzył. W programie obowiązującym w 2000 r. , którego tak poszukiwał Witold Maziarz, starszy instruktor Michał Wawryk, w ciągu 13 dni szkolenia teoretycznego, miał 5 razy wykłady, w tym m.in. na temat posiadania i przechowywania broni oraz prawa łowieckiego, statutu Zrzeszenia i statutu koła.

Wróćmy jednak na rozprawę w OSŁ w Koszalinie, który po wysłuchaniu w/w świadków zamknął przewód sądowy i oddał głos ORD, który wnosił: ..."uznać obwinionego winnym popełnienia zarzucanych mu czynów i przy uwzględnieniu okoliczności łagodzących jak i obciążających (...) wymierzenie kary zasadniczej wykluczenia ze Zrzeszenia"... Aż strach pomyśleć, jakiej kary zażądałby Kazimierz Czyżewski, gdyby nie wziął pod uwagę okoliczności łagodzących. Po wystąpieniu rzecznika, sąd udał się na naradę, a po niej ogłosił wyrok.

Jaki to był wyrok i czy znowu dobro zatriumfowało nad złem, a może w końcu zło zdobyło choć jeden punkt, będzie można się dowiedzieć jutro z dziennika "Łowiecki".