![]() |
Piątek
13.06.2008nr 165 (1048 ) ISSN 1734-6827
Czytelnikom, którym łącze nie pozwala obejrzeć całości filmu, streszczę go w kilku zdaniach. Tadeusz Bronowski był członkiem KŁ "Tumak" 20 lat, pełniąc w tym czasie funkcje prezesa, przewodniczącego KR i łowczego tego koła. Na początku lat 90-tych, KŁ "Tumak", jak wiele innych kół, sprzedawało polowania myśliwym dewizowym, ale Tadeusz Bronowski zauważył, że do obwodów jego koła przyjeżdżali nieoficjalnie myśliwi niemieccy, którym strażnik i członkowie koła umożliwiali polowanie nielegalne, kasując za to honoraria. Kiedy złapał na takim procederze strażnika, z kilkoma jego kolegami i złożył doniesienie do okręgowego rzecznika dyscyplinarnego, to mu to przewodniczący ZO Wiesław Dobrzeniecki od razu wytknął, że zakłóca tym obchody 70-lecia PZŁ. Zanim OSŁ w Szczecinie zajął się sprawą kłusujących kolegów, zarząd koła zdążył złożyć doniesienie na Bronowskiego, że to on właśnie nielegalnie polował z myśliwym niemieckim, bo w domu tego myśliwego w Niemczech, jeden z członków koła zauważył o dwa poroża rogacza więcej, niż ten myśliwy podprowadzany przez Bronowskiego strzelił. Pomimo tłumaczeń, że są to poroża pozyskane legalnie przez Bronowskiego i zaewidencjonowane na wystawach, na które je wypożyczał, a temu myśliwemu je podarował, ani ORD, ani OSŁ nie mieli wątpliwości i Tadeusza Bronowskiego z PZŁ wykluczyli. Żeby dodać smaku sprawie, OSŁ wykluczył go jeszcze przed rozprawą tych kolegów, których Bronowski na kłusownictwie z Niemcami nakrył. Rzeczą oczywistą więc było, że kłusowników złapanych przez Bronowskiego OSŁ w Szczecinie uniewinnił. W KŁ "Tumak" pozostała jeszcze córka Tadeusza Bronowskiego, Krystyna, na którą też szybko znaleziono zarzuty podobne do tych stawianych Witoldowi Maziarzowi i W.K., wykluczając ją z koła. ZO PZŁ nie znalazł oczywiście podstaw, żeby odwołanie Krystyny Bronowskiej uwzględnić. Reporterzy TVP udali się do siedziby ZO PZŁ w Szczecinie, ale Wiesław Dobrzeniecki odmówił im skomentowania sprawy przed kamerą. Dziennikarzom interweniującym w Ministerstwie Środowiska, sprawującym nadzór nad PZŁ, przedstawiono stanowisko Polskiego Związku Łowieckiego, który pismem prezesa NRŁ stwierdził, że wykluczenie Tadeusza Bronowskiego i Krystyny Bronowskiej było jak najbardziej zasadne i zgodne z prawem. W kolejności chronologicznej KŁ "Tumak", KŁ "Trop" i WKŁ Nr 206 "Sokół" pokazały, że wystarczy tylko chcieć, a dla chcącego nie ma nic trudnego. Każdego "szkodnika" można się pozbyć z koła, a jeżeli nie środkami prawnymi, to .... ZO PZŁ pomoże i usankcjonuje działania pozaprawne. Kiedy z koła wykluczano Tadeusza i Krystynę Bronowskich oraz Witolda Maziarza, nie było możliwości odwołania się do sądu. Kiedy z koła wyleciał W.K., kontrola sądowa nad działaniami organów PZŁ już istniała i wyrok Sądu Okręgowego w Szczecinie w jego sprawie, suchej nitki nie zostawił na pseudo-prawnych wywodach zarządu koła i ZO PZŁ, przywracając członkostwo zainteresowanemu. PZŁ nawet nie próbował apelować, bo wywody sądu były dla zarządu koła i ZO PZŁ miażdżące Wykluczenie Witolda Maziarza z PZŁ też znalazło się pod kontrolą sądu powszechnego. Pierwsza rozprawa 16 czerwca br. godz. 13:30 w sali 213 Sądu Okręgowego w Warszawie. Jeżeli działacze nie zmienią swojej postawy, to procesów takich będzie więcej. Dziś jeszcze przegrany działacz, jak np. Zbigniew Kałużny zaraz po przegranym procesie szykuje i przeprowadza powtórne wykluczenie swojego kolegi z koła. Nadejdą jednak czasy, że po przegranym procesie straci stanowisko i tego oczekują myśliwi od swoich przedstawicieli w organach Zrzeszenia. Kropla drąży skałę i wydrąży w końcu wśród działaczy w organach PZŁ szacunek dla członków, jednakową miarę dla każdego oraz praworządność w postępowaniu działaczy. ![]()
Głosy niezadowolenia stawały się coraz bardziej jawne i w kole przeciwko prezesowi zawiązała się w silna grupa, której nieformalnym przywódcą był Krzysztof Kotowicz. Podczas tegorocznego walnego zgromadzenia doszło do rozgrywki Kotowicza przeciwko Marciniakowi. Janusz Marciniak najwyraźniej policzył dokładnie głosy i doszedł do wniosku, że przeciwnicy mają większość i mogą go odwołać ze stanowiska prezesa. Zgłosił więc swoją rezygnację, a w ślad za nim zrobiła to jego córka Magdalena Pilipczuk sekretarz Zarządu. Wybrano nowy Zarząd, w którym łowczym pozostał Krzysztof Kotowicz. Na koniec prezesury Janusza Marciniaka zło uszanowało jednak dokonania dobra i przegłosowano wniosek o wystąpienie dla niego o odznaczenie "Złom". Na jednej z najbliższych list odznaczonych na pewno znajdzie się jego nazwisko. Nie tylko Janusza Marciniaka spotkały nieprzyjemności. Skarbnikowi w jego zarządzie Krzysztof Turbaczewski, temu z którego tarasu odstrzelono 7 dzików z przyczyn humanitarnych, też ich nie oszczędzono. Najpierw ABW i prokuratura zatrzymały go z zarzutami zarobienia 1,6 mln dolarów amerykańskich uszczuplających budżet miasta, kiedy pełnił funkcje radnego. Później miał mieć też Krzysztof Turbaczewski problemy w kole, o czym mówiono z ust do ust, ale nikt tego potwierdzić oficjalnie nie chciał. Podobno bez uprawnień selekcjonerskich strzelił jelenia byka na polowaniu zbiorowym i aby uniknąć konsekwencji, udał się z prezesem koła do ORD PZŁ w Szczecinie, znanego już nam Zbigniewa Pomianowskiego, w wyniku czego, rzecznik miał nie wszczynać dochodzenia, a Krzysztof Turbaczewski wpłacił do koła Trop "darowiznę" w wysokości 2,000 zł. Jeżeli przedstawiciele KŁ "Trop" wiarygodnie potwierdzą, że nigdy żadna darowizna od Krzysztof Turbaczewskiego nie wpłynęła na konto koła, to za powielanie zasłyszanych plotek publicznie przeproszę. Jeżeli powyższe było jednak prawdą, to nie będą dla nikogo zaskoczeniem inne zdarzenia, w których uczestniczył Krzysztof Turbaczewski. Miał on w drugim członkiem koła Ryszardem Fedorowskim, tym, którego pamiętamy również z akcji odstrzelenia 7 dzików w Starym Kostrzynku, polować bardzo często i strzelać dziki na prywatnych polowaniach zbiorowym przy maszynach pracujących przy zbiórce rzepaku. Nie znam wyniku sprawy prowadzonej przeciw obu myśliwym przez OSŁ w Szczecinie, ale wiem od redakcji dziennika, że próbuje się ona dowiedzieć szczegółów tej sprawy w Głównym Sądzie Łowieckim. Prawdopodobnie obaj zostali zawieszenie w tym roku w prawach członków PZŁ, ale odwoływali się do GSŁ. Kończę ten cykl artykułów z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony udało się ujawnić sprawy, które choć normalnie są skrywane w organach Zrzeszenia, może przez ich ujawnienie spowodują oczekiwane zmiany. Z drugiej jednak strony, okres objęty tymi artykułami jest na tyle długi, że wskazuje na nagminność opisywanych sytuacji, a nie na ich incydentalność. Mało jest więc prawdopodobnym, żeby organy PZŁ rozumiały niewłaściwość swojego postępowania i prędzej liczyłbym na próby tropienie mnie jako szkodnika narażającego dobre imię zasłużonych działaczy, a w konsekwencji całego Polskiego Związku Łowieckiego, niż na samodzielne oczyszczenie się Związku z tych działaczy. |